Nadeslalo FZP
Daty, liczby, nazwiska, adresy… Gdy jedno ludzkie życie bywa opowieścią, to co dopiero losy całej społeczności na przestrzeni bez mała dwustu lat (od końca XVIII do I połowy XX wieku)? Rzecz o żydowskim Toruniu, który wydobyła z archiwów i podsunęła życzliwej czytelniczej uwadze (o pamięci nie wspominając) historyk i kustosz Anna Bieniaszewska.
Mówimy “Żydzi” – myślimy “mykwa, kirkut, synagoga”. Te trzy najważniejsze, warunkujące istnienie gminy żydowskiej miejsca nie zachowały się w Toruniu. Przy ul. Łaziennej tylko napis “Bade Anstalt”, przy ul. Pułaskiego tylko prowadząca na dawny cmentarz (obecnie miejski skwer) brama. Pamiątkowe głazy i tablice: na kirkucie; na fasadzie budynku, który stanął w miejscu rozebranej przez Niemców synagogi; na kamienicy, w której mieszkał wielki rabin…
Bo jak kahał, to rabin, a jak rabin, to ten najsławniejszy – Cwi Hirsz Kaliszer – prekursor idei żydowskiego osadnictwa w Palestynie. Wyprzedził czas i… nienarodzonego jeszcze Teodora Herzla – późniejszego ojca syjonizmu.
W lewym dolnym rogu upamiętniającej rabina tablicy umieszczono mały kamyk. Hebrajski napis HAR HA-ZEITIM znaczy Góra Oliwna. Stamtąd pochodzi. Rabin Kaliszer spoczął na toruńskim kirkucie. Kamyk to zatem piękny gest w stronę autora “Tęsknoty za Syjonem”. Na cmentarzu rośnie lipa, która pamięta pochówek Kaliszera. Nie ma grobu, nie ma macewy… Jest nazwane imieniem rabina drzewo.
To wszystko okruchy tamtego świata i nasze – współczesnych gesty, a przecież w książce Bieniaszewskiej żydowskie życie tętni. Czuć zapachy zamorskich delikatesów ze składów zwanych “kolonialkami” i słychać szelest szytych na miarę sukien. W klimat minionych dni wprowadzają – hojnie cytowane – prasowe reklamy i anonse: “towar wyborny, usługa skora, waga rzetelna”, “zamówienia w dom uskutecznia się zawsze pierwszorzędnie”, “poszukuje się dzielnej sprzedawaczki, która już była czynną w znaczniejszych sklepach”.
Praca, modlitwa, życie rodzinne, podróże, sztuka, polityka… Kto słyszał o pochodzącej z Torunia, a robiącej karierę w Berlinie impresjonistyczno-secesyjnej malarce Julie Wolfthorn? Albo jej bracie – Georgu – artyście rzeźbiarzu, twórcy słynnego pomnika flisaka? Samuelu Jacobim, dzięki któremu w Toruniu pojawił się pierwszy aparat fotograficzny, lub Johannie Wentscheru – chirurgu transplantologu, leczącemu rany i owrzodzenia nowatorską metodą przeszczepów naskórka?
Znane żydowskie rody i nic nie znaczące nazwiska. Bogactwo i bieda. Miłość i małżeństwa z rozsądku. Codzienne konflikty, od czasu do czasu jakiś skandal, zbrodnia – jak wszędzie, a dodatkowo – obrzydliwy antysemityzm w endeckim wydaniu, atakujący wszystko, co żydowskie: od handlu po literaturę.
Było, minęło… Bezpotomnie, z garstką rozproszonych po muzeach pamiątek (dwa jady, chupa, monety i obrazy). Napis reklamowy, cmentarna brama, tablice okolicznościowe… Okruchy. Dlatego tętniący życiem “Toruński pejzaż żydowski” zadziwia i przyciąga jak magnes.
Lokalne wydawnictwa i ich publikacje to skarb na miarę niepowtarzalnych zabytków danego regionu. Jakże wyjątkową “pamiątką z podróży” jest bowiem wartościowa książka, której nie można kupić wszędzie.
Kategorie: Uncategorized