Site icon REUNION 69

List od ksiedza Wojciecha Lemanskiego

lemanski (3)

Wiecej o Ksiedzu Lemanskim znajdziesz jak wpiszesz Lemanski w wyszukiwarce blogu

Boże Narodzenie, 2013
Drodzy Przyjaciele,
Przez całe lata próbowałem odpisywać na otrzymywane listy. Różnie z tym bywało. Raz lepiej, raz gorzej. Ostatnie miesiące sprawiły jednak, że odpisywanie na listy od Przyjaciół stało się bardzo trudne, żeby nie napisać – prawie niemożliwe. Po pierwsze dlatego, że tych listów ostatnio zaczęły przychodzić do mnie setki, a chyba nawet tysiące. Staram się czytać wszystkie, również te złośliwe i wulgarne zapisane jako komentarze pod tekstami na mój temat. A przecież takich różnych komentarzy były w tym czasie dziesiątki i setki tysięcy. Za wszystkie dziękuję, choć intencje niektórych autorów trudno uznać za życzliwe, czy choćby rzeczowe.. Po drugie, ponieważ wiele z tych listów nie zawierało niestety ani podpisu, ani zwrotnego adresu. Po trzecie wreszcie, bo bardzo wiele z tych listów miało formę krótkiego esemesa, ciepłego uścisku dłoni, komentarza na forum, życzliwego uśmiechu połączonego z lakonicznym, ale jakże ważnym dla mnie życzeniem – Nie jest ksiądz sam, na mnie może ksiądz liczyć.
Odpowiadając więc na Wasze głosy postanowiłem podziękować pisząc do Was Drodzy Przyjaciele jeden, ale przecież skierowany do każdego i każdej z Was list. Tak, jak się pisze lub dzwoni do tych, z którymi z różnych przyczyn niestety nie uda się zasiąść do wigilijnej wieczerzy lub porozmawiać w czasie świątecznego spaceru. Piszę więc do Was, bo uważam, że mam wobec każdego i każdej z Was dług wdzięczności trudny do spłacenia. Piszę do Was, bo gdy dotychczasowi „przyjaciele”, znajomi i koledzy nagle zgubili mój numer telefonu, przywalił ich nadmiar zajęć i trosk, policzyli, skalkulowali i zniknęli z mojego otoczenia, Wy stanęliście przy mnie. Pokazaliście wtedy i przypominaliście potem na wiele sposobów, że nie jestem sam, że mogę na Was liczyć. Was przy mnie nie zabrakło. Co więcej, ogromna większość z Was, pojawiła się przy mnie właśnie w tamte trudne dla mnie dni, tygodnie i miesiące. I zostaliście. I jesteście. I ciągle przypominacie mi o tym.
Zaufaliście słowom proboszcza wiejskiej parafii, który ani lepszy ani też mądrzejszy od innych. Uwierzyliście moim słowom, choć w tym czasie niektórzy na mój temat wypowiadali wiele słów kłamliwych, raniących, obraźliwych, zniesławiających. Od kilku lat stukałem do drzwi moich przełożonych prosząc o pomoc. Niestety bezskutecznie. Uznałem więc, że to nie były te drzwi, za którymi mógłbym znaleźć zrozumienie i pomoc. Gdy zdawało się niektórym, że zepchnęli mnie na taki margines, na którym będę zupełnie sam – spotkałem Was.

Starałem się przez ponad ćwierć wieku mojego duszpasterskiego posługiwania, służyć tym, do których mnie Kościół posyłał, na miarę moich sił i mimo mojej słabości. Takim jak Wy, a może nawet Wam właśnie. Naoglądałem się przez te lata ludzkiej biedy, nasłuchałem o ludzkich tragediach, napatrzyłem się na choroby, śmierć, krzywdy, nawrócenia i cuda pośród polskiej, białoruskiej, rosyjskiej codzienności. Spotykałem niestety również bezduszność, arogancję, zachłanność, chamstwo, prostactwo i tupet niektórych spośród moich kolegów „po fachu”. – Świata nie zmienisz, Kościoła nie naprawisz, rób swoje, a da Bóg, komuś na tej drodze podasz pomocną dłoń – poradził mi przed laty stary ksiądz odepchnięty wcześniej przez swoich diecezjalnych braci w kapłaństwie.
Mam nadzieję, że nie zawiodłem Waszego zaufania. Jeszcze raz piszę do Was to, co powtarzałem publicznie do dnia, kiedy to mój Biskup zamknął mi usta groźbą kolejnych kar kościelnych jakie gotów jest na mnie nałożyć. Niczego przed Wami nie ukrywałem, nie skrzywdziłem nikogo i nikogo nie pomówiłem. Teraz moi przeciwnicy mogą publicznie mówić na mój temat wszystko, co tylko zechcą. A ja niestety nie mogę im publicznie odpowiedzieć. Mogę tylko pozostać wierny swoim przekonaniom, zobowiązaniom, honorowi. Staram się te zobowiązania wypełniać, choć pozostawione mi przez mojego Biskupa możliwości posługi duszpasterskiej, kurczą się z tygodnia na tydzień.
Odwiedziłem w tych dniach wspólnoty katolików na Białorusi. Z nimi wreszcie znów mogłem przeżywać czas rekolekcji adwentowych, odwiedzać chorych, nauczać dzieci i młodzież, spowiadać skruszonych, rozważać Słowo Boże. Pokazywali mi kościoły, w których mógłbym z nimi pozostać. Ale ja nie chcę Was zawieść. Was, którzy moglibyście uznać taki wyjazd za ucieczkę, za przyznanie się do win, których nie popełniłem, za porzucenie Was i Waszych nadziei. Wróciłem więc, a tu czekały na mnie wiadra pomyj i oskarżenia, na które nie mogę odpowiedzieć. Prawdziwie chrześcijański podarunek od ludzi Kościoła na zbliżające się święto.
Ale oprócz tego, co bolesne, czekały na mnie tutaj Wasze listy, zaproszenia do Waszych domów, oferty pomocy, podarunki od was i wreszcie Wy sami. Za to wszystko pragnę Wam tym listem podziękować. Wigilię tego roku po raz pierwszy spędzę pośród Dzieci Narodu Żydowskiego, które nie znalazły w polskich domach schronienia dla siebie i swoich bliskich przed siepaczami Heroda i teraz odpoczywają w piaskach Treblinki. Oni tam odpoczywają od zgiełku tego świata. Ja w ten niezwykły i trudny dla mnie wieczór odpocznę przy nich. Potem wrócę do was.

Ksiądz Wojciech Lemańsk

Exit mobile version