Nadeslala Halina Birenbaum
Trochę o tych przypadkach, czyli moich przygodach bez końca… I droga do tej piosenki także…
List z Lublina
Witaj,
Widzisz Hala, to zbieg okoliczności, przecież ja dopiero dziś się dowiedziałem,że zmontowali to nagranie „Rzeczy”, a Ty okazałas się jedyną osobą, która ten wiersz przetłumaczyła.
Czyż, to nie zrządzenie losu, podobnie jak nasze spotkanie na Złotej? Pozdrawiam, Petek
Tutaj o naszym spotkaniu na Złotej:
Petek – czyli Karteczka z Przeszłości do Przysłości…
Nie wyobrażałem sobie kontekstu pewnego zdarzenia, ale czułem, że będzie to coś niezwykłego. Pewnego dnia na ulicy Złotej w Warszawie, spotkałem kobietę, która zapytała mnie, gdzie się znajduje oryginalny fragment muru getta warszawskiego, i ja wskazałem jej drogę. Zapamiętałem jej przechyloną głowę, zarys twarzy, ale w szczególności głos – było to jak magiczne mgnienie kilku sekund, niecała minuta – uśmiech, zapytanie, głos miły, specyficzny, słowa dziękuję oraz do widzenia…
Obecnie nasuwa mi się przed oczami cały ten moment, gdyż ową osobą okazała się pewna kobieta z daleka, która w późniejszym czasie nieoczekiwanie włączyła się w pewnym stopniu w mój los. Słowa”do widzenia”, „dziękuję” do przypadkowo napotkanego na ulicy człowieka, to wszak tylko zwykła forma grzecznościowa, zwrot taki, a my pewnie się nigdy nie spotkamy,………..,w prawie dwu milionowym mieście,………………,
Minęło kilka lat. Pewnego dnia przeglądając internet zauważyłem na portalu YouTube wypowiedź kobiety, jej relację z przeżyć związanych z gettem i pobytem w obozach na Majdanku, Birkenau, Ravensbrück i Neustadt-Glewe, gdzie doczekała wyzwolenia w 1945r… Głos wydał mi się znajomy i twarz także – mam raczej pamięć fotograficzną. Rozpoznałem kobietę, która zapytała mnie o mur getta w Warszawie na Złotej! Okazało się, że to była więźniarka, pani Halina Birenbaum. Znalazłem do niej kontakt e- mailowy i korespondencję naszą od roku utrzymujemy do dziś. I tu jeszcze coś niezwykłego a zarazem zabawnego: Adres mojego maila wysłanego do Pani Haliny zaczyna się od imienia Petek, w odpowiedzi dowiedziałem się, że „petek” znaczy po hebrajsku karteczka…
Wiesz, napisała mi Halina Birenbaum, to jest w pewnym głębokim sensie Karteczka do przeszłości, która nie umiera, nie umrze!>>
Dla mnie jest, to niezwykłe. Otrzymałem od pani Haliny jej książkę „Nadzieja umiera ostania” z dedykacją wraz z fotografią i adnotacją. Było to dla mnie wzruszające, a szczególnie poruszyła mnie lektura książki. Pomyślałem wtedy, iż nie mogąc zwiedzić Muzeum w obozie Birkenau, dane jest mi teraz poprzez lekturę tej książki zapoznać się z przeżyciami naocznego świadka, kobiety, która jako młoda dziewczyna, jeszcze dziecko zetknęła się osobiście z fabryką śmierci Auschwitz – Birkenau. Rodzina Haliny, brat Chilek, oraz jego żona Hela zginęli w Auschwitz, a mama i ojciec zostali zamordowani po przez zagazowanie w obozie na Majdanku i Treblince.
Wszystko, to okazało się dla mnie czymś niesamowitym po prostu, jakby przeznaczeniem losu – ja i Ona Halina – była więźniarka, jej myśli przekazywane poprzez e-miale, wymiana poglądów i opinii na temat Holocaustu. Postanowiłem udać się w Lublinie na Majdanek. Wiedziałem, że w jednym z baraków na ekspozycji muzealnej znajdują się dwie fotografie, jedna Haliny, a druga fotografia jej mamy. Stanąłem naprzeciwko tych fotografii i w mej podświadomości usłyszałem słowa „Będzie dobrze”, to było niezwykłe odczucie, nic więcej tylko słowa powyższe. Halina napisała w jednym z maili, iż jej mama w getcie zawsze mówiła im słowa >>Będzie dobrze!>>.
Oczywiście zapaliłem znicz pod Pomnikiem Walki i Męczeństwa i wysłałem pani Halinie zdjęcie z mojego pobytu na Majdanku. Przekazałem jej w e-mail iż Holokaust, obozy i to wszystko w dzisiejszym czasie znaczy dla mnie pamięć o pomordowanych i dlatego zapaliłem znicz, by uczcić pamięć jaj mamy i wpisałem się do księgi pamiątkowej.
Obóz zagłady, znaczy dla mnie dziś przestrogę dla mojego i przyszłego pokolenia, a wspomnienia świadków stanowią przestrogę i upamiętnienie tego, co się wydarzyło i stanowi zarazem testament świadków dla przyszłych pokoleń.
Przyjaźń zapoczątkowana pytaniem pani Haliny o drogę do domu na Złotej, gdzie znajduje się jeszcze oryginalny odcinek muru getta warszawskiego, potem przypadkowe rozpoznanie jej głosu w internetowym nagraniu, pierwsza wymiana maili, a dalej pytań i jej intensywnych odpowiedzi przez autentyczne opisy getta, Majdanka, Auschwitz, opowiadania, wiersze związane z przeżyciami oraz poznanie jej ukochanych bliskich zamordowanych na Majdanku, w Treblince, Auschwitz, dzięki lekturze książki i jej uczucia i przeżywania powojenne w nieustannym tle zagłady, a wreszcie pogłębiająca się nasza przyjaźń i wzajemne zrozumienia, oraz inspiracje między mną, Polakiem, mieszkającym 50 km od Majdanka – a nią starszą Żydówką, ofiarą i świadkiem tych wszystkich zdarzeń, miało ogromne dla mnie znaczenie.
Ważne stały się dla mnie słowa pani Haliny:
Pamiętajmy o zamordowanych ludziach, którym odebrano prawo do życia! Ważne jest by nasze pokolenie i przyszłe miały szacunek dla ich cierpienia i poznawało Ich losy także po to, by nasze dziś nie mogły stać się podobne do wydarzeń z przeszłości z powodu zawiści, uprzedzeń nienawiści, a także uprzedzeń narodowościowych i wyznaniowych, czyli z powodu rasizmu a, także antysemityzmu. Auschwitz dziś jest straszliwym dowodem do czego one prowadzą. Widać z tych koszmarnych zdarzeń jak ogromnie potrzebne jest poszanowanie drugiego człowieka, jego poglądów, religii, a także jak potrzebna jest przyjaźń, zrozumienie niezależnie od jakichkolwiek różnic, pochodzenia, wieku. Moja opowieść rozpoczęta w Warszawie na ulicy Złotej jest tego najlepszym dowodem, ludzka dobroć odnaleziona w przypadkowym rzekomo spotkaniu. Mówię rzekomym, bo przecież, to spotkanie wynikło z głębokich źródeł związanych ściśle z tym, czym był Holkaust, Auschwitz – i czym, to ma być w teraźniejszości następnych pokoleń. Pytanie starszej kobiety o dom, w którym zachował się skrawek muru getta pozwoliło mi poznać świadka i strażnika pamięci o Auchwitz-Birkenau, nazistowskim niemieckim obozie zagłady. Pamiętajmy, o dniu 27 stycznia uchwalonym przez ONZ jako – Międzynarodowym Dniu Pamięci o Ofiarach Holokaustu!!!
tekst utworu Wladyslawa Szlengla .
Władysław Szlengel „Rzeczy”
Z Hożej i Wspólnej, i Marszałkowskiej
jechały wozy… wozy żydowskie…
meble, stoły i stołki,
walizeczki, tobołki,
kufry, skrzynki i buty,
garnitury, portrety,
pościel, garnki, dywany
i draperie ze ściany.
Wiśniak, słoje, słoiki,
szklanki, plater, czajniki,
książki, cacka i wszystko
jedzie z Hożej na Śliską.
W palcie wódki butelka
i kawałek serdelka.
Na wozach, rikszach i furach
jedzie zgraja ponura…
A ze Śliskiej na Niską
znów jechało to wszystko.
Meble, stoły i stołki,
walizeczki, tobołki.
Pościel, garnki – psze panów,
ale już bez dywanów.
Po platerach ni znaku
i już nie ma wiśniaków,
garniturów ni butów,
i słoików, portretów.
Już zostały na Śliskiej
drobnosteczki te wszystkie,
w palcie wódki butelka
i kawałek serdelka.
Na wozach, rikszach i furach
jedzie zgraja ponura.
Opuścili znów Niską
i do bloków szło wszystko.
Nie ma mebli i stołków,
garnków oraz tobołków.
Zaginęły czajniki,
książki, buty, słoiki.
Poszły gdzieś do cholery
garnitury, platery.
Razem w rikszę tak wal to…
Jest walizka i palto,
jest herbaty butelka,
jest ogryzek karmelka.
Na piechotę, bez fury
idzie orszak ponury…
Potem z bloków na Ostrowską
jedzie drogą żydowską
bez tobołów, tobołków
i bez mebli czy stołków,
bez dywanów, czajników,
bez platerów, słoików,
w ręce z jedną walizką
ciepły szalik… to wszystko,
jeszcze wody butelka
i chlebaczek na szelkach,
depcząc rzeczy – stadami
nocą szli ulicami.
A z Ostrowskiej do bloku
szli w dzień chmurny o zmroku –
walizeczka i chlebak,
więcej teraz nie trzeba –
równo… równo piątkami
marszem szli ulicami.
Noce chłodne, dni krótsze,
jutro… może pojutrze…
na gwizd, krzyk albo rozkaz
znowu droga żydowska…
ręce wolne i tylko
woda – z mocną pastylką…
Od Umszlagu wzdłuż miasta,
hen, aż do Marszałkowskiej,
w pustych domach narasta
życie, życie żydowskie.
W porzuconych mieszkaniach
narzucone tobołki,
garnitury i kołdry,
i talerze i stołki,
tlą się jeszcze ogniska,
leżą łyżki bezczynne,
tam rzucone w pośpiechu
fotografie rodzinne…
Książka jeszcze otwarta,
list z półzdaniem… „Niedobra”,
szklanka wciąż nie dopita
oraz karty z pół robra.
Wiatr przez okno porusza
rękaw zimnej koszuli,
leży kołdra wgnieciona,
jakby ktoś się w nią wtulił,
leżą rzeczy bezpańskie,
stoi martwe mieszkanie,
aż pokoje zaludnią
nowi ludzie: Arianie…
Zamkną okna otwarte,
zaczną życie beztroskie
i zaścielą te łóżka
i te kołdry żydowskie,
i koszulę upiorą,
książki włożą do półki,
szklankę kawy wyleją,
robra skończą do spółki.
Tylko w jakimś wagonie
pozostanie to tylko:
Nie dopita butelka
z jakąś mocną pastylką…
A w noc grozy, co przyjdzie
po dniach kul oraz mieczy,
wyjdą z kufrów i domów
wszystkie żydowskie rzeczy.
I wybiegną oknami,
będą szły ulicami,
aż się zejdą na szosach
nad czarnymi szynami.
Wszystkie stoły i stołki,
i walizki, tobołki,
garnitury, słoiki,
i platery, czajniki,
i odejdą, i zginą,
nikt nie zgadnie, co znaczy,
że tak rzeczy odeszły,
i nikt ich nie zobaczy.
Lecz na stole sędziowskim
(jeśli tertis victi…)
pozostanie pastylka
jako corpus delicti.
Kategorie: Uncategorized