– Była duża sala, pełna chorągwi. Ja przyszedłem na próbę i szukałem chorągwi polskich. Chorągwi polskich nie było – wspominał po latach Rubinstein. – Jak to, powiedziałem, cała wojna szła o Polskę. Niby to Francja, Anglia, Ameryka walczyły za Polskę. Ja byłem absolutnie wściekły. Jak był koncert po południu, musiałem zawsze podczas wojny grać na początku hymn amerykański. I grałem tym razem też, jak zwykle, ale nagle coś we mnie wezbrało. Moja żona stała tam za kulisami, wiedziała, co ja robię.
– Wstałem z krzesła, zamiast grać dalej, powiedziałem: Tutaj, w tej sali, chcecie robić… urządzić szczęśliwą przyszłość świata. Brakuje mi chorągwi Polski, za którą walczyliście. Ja tego nie mogę tolerować. Ja wam zagram hymn polski. I proszę wstać!
Po odegraniu polskiego hymnu rozległ się huragan braw. Sowiecka delegacja, której przewodził Wiaczesław Mołotow, zmuszona do powstania w czasie hymnu niepodległej Polski, nie kryła wściekłości.
Mimo nieobecności przedstawicieli polskiego rządu na konferencji założycielskiej, Polskę zaliczono do grona członków pierwotnych organizacji, a w Nowym Jorku, w głównej siedzibie Organizacji Narodów Zjednoczonych stoi dziś pomnik Artura Rubinsteina.
Portret Rubinsteina z 1937 r. Foto: Wikimedia Commons.
Przyslala Halina Jaworski