We Wschodniej Jerozolimie, zamieszkałej głównie przez Palestyńczyków, w ostatnich latach miały miejsce poważne inwestycje w infrastrukturę, transport i służbę zdrowia. Jakość opieki medycznej jest zbliżona do tej w zachodniej części miasta. Z jakości izraelskich szpitali zdaje sobie sprawę lider Hamasu i zaprzysięgły wróg Izraela Ismail Hanija, którego córka (czy też siostra, jak podają źródła palestyńskie) i wnuczka były leczone w izraelskich szpitalach w Tel Awiwie. To nie wyjątek, co roku tysiące mieszkańców Gazy dostaje zezwolenie na przekroczenie granicy, żeby skorzystać z izraelskiej medycyny.
Część Arabów wybiera Izrael
Gdy w 2012 roku amerykański think tank Washington Institute for Near East Policy zadał pytanie arabskim mieszkańcom Wschodniej Jerozolimy: “Gdzie chciałbyś żyć w przypadku przyjęcia opcji dwóch państw?”, 35 proc. odpowiedziało, że w Izraelu – wobec 30 proc. optujących za Palestyną. To niejedyne takie badania. Inne raporty, jak na przykład instytutu badań opinii Statnet, wypadają gorzej dla Palestyny. I co ciekawe, 77 proc. z Palestyńczyków wolałoby żyć w Izraelu niż pod rządami Autonomii Palestyńskiej, i to pomimo że tylko dziewięć proc. uważa, iż nie doświadcza dyskryminacji.
A bywa i tak, że Arabowie startują w wyborach z ramienia partii syjonistycznych, jak Anett Haskia, muzułmanka, która uważa, że syjonistyczna religijna prawica lepiej będzie reprezentować jej interesy niż lewica, obojętnie żydowska czy arabska. Troje jej dzieci służyło w IDF, izraelskich siłach zbrojnych. Co do arabskich liderów, to ich właśnie Haskia obwinia za stygmatyzowanie Arabów przez to, że przyjmują radykalnie antysyjonistyczne stanowisko, a nawet popierają terrorystów.
Równie łatwo, jak można znaleźć Żyda krytykującego politykę Izraela, można spotkać “dumnego arabskiego muzułmańskiego syjonistę”. Tylko, że taki nie będzie grzał się w światłach reflektorów i udzielał wywiadów w telewizji. Raczej będzie musiał się ukrywać. Tak było z siedemnastolatkiem Muhammadem Zoabim, który musiał zniknąć po tym, gdy na You Tube wzywał do uwolnienia trzech żydowskich nastolatków, porwanych, a potem brutalnie zamordowanych w ubiegłym roku.
Muhammad to kuzyn Hanin Zoabi, posłanki wybranej do Knesetu z arabskiej Wspólnej Listy. Ona dla odmiany, stanowiąc część władzy ustawodawczej, nie widzi sprzeczności w jednoczesnym oskarżaniu Izraela o okupację. Lider aramejskiej mniejszości w Izraelu, ojciec Gabriel Naddaf, wzywając do pełnej integracji społeczności w Izraelu włącznie ze służbą w siłach zbrojnych, miał usłyszeć od niej zarzuty, że “popiera wroga narodu palestyńskiego” i “kolaboruje z siłami okupacyjnymi”.
“Apartheid”, “ludobójstwo” i propaganda
“Ludobójstwo w Gazie” – takie oskarżenia również padają często, ale na przykład wdowa po Jaserze Arafacie, Suha Arafat, o zbrodnię na własnym narodzie oskarżaHamas, a nie Izrael. – To niewyobrażalne, w jakim stopniu Strefa Gazy stała się państwem islamskim – powiedziała Arafat pod koniec 2014 roku centrowej, krytycznej wobec rządów Netanjahu, gazecie “Maariv”. Zarzuciła Hamasowi zbrojne ataki na polityczną konkurencję z Fatahu i wychowanie całego pokolenia w wojnie i nienawiści. Wezwała także do uznania Izraela przez Palestyńczyków.
Obraz tu przedstawiony jest oczywiście wycinkiem rzeczywistości i z pewnością są w Izraelu przypadki dyskryminacji godne potępienia. Nie jest jednak łatwa sytuacja państwa, które de facto jest w stanie pełzającej wojny z arabskim, islamskim Hamasem panującym w Strefie Gazy, i jednocześnie próbuje ułożyć sobie koegzystencję z religijnymi i etnicznymi pobratymcami mieszkańców owej Gazy – izraelskimi Arabami – stanowiącymi dwudziestoprocentową mniejszość w kraju.
Napotykając więc w mediach jednostronny obraz “izraelskiego apartheidu” warto zastanowić się nad tym, czy czasami dziennikarz nie przekazuje nam swoich emocji i propagandy jednej strony konfliktu, zamiast rzetelnej analizy.
Kategorie: Uncategorized