Henryk Grengras
QUO VADIS;
Wieczorem Janek wrócił z pracy. Razem z nim koledzy lekarze. Wszyscy byli Żydami, zmobilizowanymi po wybuchu wojny we Lwowie. Oprócz Janka byli to: dr Zygfryd (Zalko) Fligelman, dr
Karol Szein, dr Beciu Hirsz, i jedna kobieta, dr Tamara Zuskin. Razem z nimi był też administrator szpitala Samuel Grinszpan. Udało się im przetrwać razem od rozpoczęcia wojny aż do Berlina, tylko Tamara nie była z nimi od początku, przyłączyła się później, w Swierdłowsku. Czwórka mężczyzn spała razem w jednym pokoju, a Tamara mieszkała osobno, ale nie daleko, wynajmowała pokój u samotnej kobiety. Janek otrzymał przydział na kolacje i śniadania w stołówce szpitalnej. Wieczorem poszliśmy razem z nim na kolacje do stołówki dla oficerów (lekarze byli w randze kapitana), dostaliśmy po talerzu zupy, a do tego 200 gramów chleba białego i kaszę pszenną. Po kolacji Janek, Lusia i ja poszliśmy do mieszkania Tamary. Miała ładny, mały pokój, umeblowany, był tam stół i łóżko ze śnieżnobiałą pościelą, zamiast światła elektrycznego mała lampka naftowa zwana „kopciłką”. Umówiliśmy się, że Lusia zostanie u Tamary na noc, będą spały w jednym łóżku, a ja i Janek wrócimy do „obszczeżycia” i tam będziemy spać we wspólnym łóżku. Rano skorzystaliśmy ze wspólnej łazienki, a później poszliśmy do stołówki. Lusia i Tamara zjadły w mieszkaniu. Śniadanie było podobne do obiadu, chleb, marmolada i zupa „łapsza” czyli makaron z mlekiem i cukrem, a do tego ersatz kawy albo herbaty. Samek- Samuel Grynszpan, powiedział, że jest w szpitalu wolny etat buchaltera cywilnego, i on pomówi z komendantem szpitala, więc może uda się zatrudnić mnie pomimo braku dokumentów. Wszyscy poszli do roboty, ale Jankowi udało się dostać zwolnienie na 8 godzin. Postanowiliśmy iść obejrzeć miasto. Wiał wiatr i było tak zimno, że nie mogliśmy oddychać. Miasto owszem, ładne i duże, ale sklepy puste. Przed sklepami spożywczymi stały kolejki kobiet, czekały aż pojawi się towar. Sprzedawano na kartki chleb, cukier i inne przydziałowe towary, ale nie zawsze starczało i po kilku godzinnym staniu w kolejce ludzie wracali dodomu z pustymi rękami. Widziałem też sklepy z towarami luksusowymi jak perskie futra i dywany, ale klientów nie było. Istniały też sklepy, w których można było kupić żywność za złoto.
Pojechaliśmy autobusem na plac przed operą. Janek kupił bilety na operę „Życie za cara- Iwan Susanin”. Po kolacji Tamara i Lusia powiedziały, że rezygnują z wyprawy do opery, i przed spektaklem sprzedaliśmy dwa bilety. Budynek teatru był przepiękny i olbrzymi, na widowni były cztery piętra balkonów. Nasze miejsca były na ostatnim piętrze, windy nie było więc wydrapaliśmy się po schodach i zajęliśmy miejsca przy balustradzie. Ja pierwszy raz w życiu widziałem taki teatr. Po kilku minutach ściemniło się i orkiestra zaczęła grać. Akustyka świetna, ale jak kurtyna się podniosła, to artyści wyglądali jak karły, jednak głosy było słychać doskonale. Janek miał lornetkę i mogłem oglądać wspaniałe dekoracje. Gdzieś, po półtorej godzinie przedstawienia, zaczęła się półgodzinna przerwa. W foyer na każdym piętrze było kilka bufetów świetnie zaopatrzonych, sprzedawali ciastka, kanapki i wódkę. Janek powiedział, że w teatrach i kinach zawsze jest takie jedzenie, i dlatego mają zawsze pełne widownie. W czasie drugiego aktu trochę się przespałem, niestety, dla mnie było to przydługie, a i nigdy nie byłem szczególnym wielbicielem opery. Po spektaklu wyszliśmy na mróz. Czekaliśmy na autobus, i dopiero koło godziny 24 byliśmy w „obszczeżyciu”.
Samek Grynszpan zawiadomił mnie, że o 10 rano mam się stawić w szpitalu. On pójdzie ze mną do głównego księgowego. Byłem stremowany, księgowość znałem dobrze, ale Samek powiedział że w Rosji jest jednolity plan księgowość w Polsce nie praktykowany. Do tego nie pisałem po rosyjsku, ale Samek dodawał mi odwagi i powtarzał: ” ja byłem w takiej samej sytuacji”. O godzinie 10 byłem w szpitalu, poszedłem do gabinetu Samka, a później poszliśmy razem do kancelarii „gławbucha”-głównego księgowego.
Po drodze widziałem rannych, niektórzy byli bez rąk, bez nogi na wózkach.
Weszliśmy, przed nami siedział major, starszy, siwy mężczyzna przywitał się z nami, podał imię i „otczestwo”.Wszyscy w Związku Radzieckim tak się witali: „zdrastwujtie towarysz”, i dalej imię swoje i imię ojca, na przykład ja przedstawiłem się: „Gienryk Josefowicz”. Poczęstował nas wódką, zaczął się wypytywać o świadectwa, wytłumaczyłem mu, że dokumenty, które zabraliśmy z domu odebrali nam we Lwowie, mam tylko dokumenty wydane na „uczastku”. Podałem mu dokument, zawołał swojego adiutanta, coś mu szeptał na ucho i dał mu mój dokument. Po chwili zadzwonił telefon, major przeprosił i wyszedł z pokoju, ale szybko wrócił, oddał moje papiery, i powiedział, że niestety mimo prośby Samka nie może mnie przyjąć do pracy. Rozczarowani wyszliśmy. Samek wrócił do swojego biura, a ja poszedłem do mieszkania Tamary. Tam czekała na mnie Lusia. Dziewczyny spędziły ze sobą sporo czasu, więc opowiedziały sobie swoje historie. Okazało się, że Tamara jest córką bardzo znanego aktoraMoskiewskiego Państwowego Teatru Żydowskiego, Benjamina Zuskina. Była jego córką z pierwszego małżeństwa z Rachelą Goland, po ich rozwodzie wróciła z matką na Litwę, później, w 1935 roku przyjechała na studia medyczne do Moskwy. Tam zastał ją wybuch wojny, została zmobilizowana. Mówiła, że ma też siostrę, z drugiego małżeństwa ojca . Benjamin Zuskin był wybitnym aktorem, razem z Salomonem Michoelsem , dyrektorem Teatru Żydowskiego działał w Żydowskim Komitecie Antyfaszystowskim. Zajmowali się propagandą pro-sowiecką, przekonywaniem USA do zaangażowania w europejską wojnę i zbieraniem funduszy, głównie wśród Żydów. Oprócz pieniędzy zorganizowali też, na przykład, ambulanse dla Armii Czerwonej. Niestety, Michoeles został zamordowany po wojnie w 1948 na rozkaz Stalina, a inni członkowie Komitetu Antyfaszystowskiego, w tym ojciec Tamary, Benjamin Zuskin zostali oskarżeni o szpiegostwo i zdradę w 1952 roku. Odbył się stalinowski proces piętnastu żydowskich poetów, pisarzy, dziennikarzy, aktorów i naukowców. Czternaście osób rozstrzelano 12 sierpnia 1952 roku w czasie „Nocy Pomordowanych Poetów”. (Jedyną osobą, która została ułaskawiona była Lina Stern).
O dalszych losach Tamary opowiem później.
Kiedy wróciłem ze szpitala, Lusia od razu poznała po mojej minie, że nie dostałem pracy. Zdecydowaliśmy, że nie zostaniemy w Swierdłowsku. Chcieliśmy dostać się do Frunze, stolicy Kirgizji. Mój kolega, Wilek Ofner pracował tam jako impresario orkiestry Warsa, w której grał Henryk Gold i Jerzy Petersburski. To była orkiestra która grała przy armii generała Andersa.
Jechać mieliśmy z Swierdłowska do Nowosybirska tam przesiąść się na linię Nowosybirsk- Taszkent , a przed Taszkientem wysiąść i stamtąd pojechać do Frunze.
Omówiliśmy wszystko z Jankiem, musieliśmy szybko podjąć decyzję, bo kończyło się już nasze pozwolenie na mieszkanie w Swierdłowsku. Pociąg do Nowosybirska odjeżdżał raz dziennie o godzinie 11 przed południem. Oprócz pieniędzy potrzebna była nam „komandirowka” czyli przepustka, to załatwił Samek. Janek dał nam na drogę pieniądze, trzy małe butelki spirytusu i dwie pary pończoch perlonowych ( ze sztucznego włókna). Pończochy i spirytus były cenniejsze niż pieniądze.
Pożegnaliśmy się ze smutkiem z wszystkimi słowem „doswidania”- do widzenia- nie wierząc że się kiedyś jeszcze spotkamy, ale los chciał, że wszyscy odnaleźliśmy się w Izraelu (prócz Samka, który zginął w katastrofie samolotu, w 1951 roku, lecąc z Łodzi do Krakowa).
Poszliśmy na dworzec kolejowy. Tłumy ludzi, kasy zamknięte, więc Janek poradził żebym poszedł na bocznice, poszukać wagonów ze składu do Władywostoku. Tak też zrobiłem. Koło wagonów kręcił się jakiś kolejarz. Podszedłem do niego i zaproponowałem mu dwie półlitrówki spirytusu za wsadzenie nas do wagonu. Zapytał czy mamy bilety, pokazałem przepustkę, a on poradził, żebym na pierwszym stacji wysiadł i kupił bilety. Kazał nam przyjść do wagonu za pół godziny. Kiedy nadszedł umówiony czas pożegnaliśmy się z Jankiem i poszliśmy na bocznicę. Kolejarz otworzył butelki i łyknął z każdej, później powiedział „spasiba”-dziękuję, i otworzył drzwi pierwszego przedziału. Siedział tam już jakiś oficer z żoną. O 10.45 pociąg ruszył. Podjechaliśmy kawałek i zatrzymaliśmy się na dworcu w Swierdłowsku na dworcu. CDN
Zredagowala Anna Karolina Klys
Wszystkie czesci KLIKNIJ TUTAJ
Kategorie: Ciekawe artykuly, wspomnienia