Ciekawe artykuly

Gdansk 46 cz. 4

Natan Gurfinkiel

Dopiero po latach przeczytałem „Blaszany bębenek”, napisany przez jej gdańskiego ziomka, a w nim opinię, że marszałek Rokossowski spełnił swój internacjonalistyczny obowiązek, paląc Gdańsk. Wówczas nie bardzo jej wierzyłem, kiedy opowiadala, że miasto zostało zniszczone już po opanowaniu  go przez Rosjan. Byłem przekonany, że zgliszcza są następstwem działań wojennych.

Wtuliła się we mnie, gdy wracaliśmy ostatnim  autobusem przez wypalone miasto. Później, kiedy siedzieliśmy w jej pokoju, rozległo ciche pukanie do drzwi…

– Reprymenda od mamy, bo się zasiedziałem? – zapytałem, nawykły do porządków   w polskich domach.

– Wręcz przeciwnie. Mama jest praktyczną niemiecką gospodynią, zapytała więc czy ma przygotować śniadanie dla jednej, czy dla dwojga osób. Zostaniesz? Poprosiłam o śniadanie dla nas obojga…

Ten btak pruderii  w nawiązywaniu kontaktów nie był jedynym zaskoczeniem, wyniesionym ze  spotkania. Slogan na temat walki postępu z reakcją poznałem nie w szkole, bo przedwojenni nauczyciele, którzy nas w owych czasach uczyli,  byli w większości niechętni indoktrynowaniu uczniów obcą im ideologią. Kiedy szkoły zostały nią na dobre zainfekowane, byłem już po  maturze i dopiero na studiach doświadczałem  intensywnego prania mózgów…

– Wiesz, powiedziała mi któregoś dnia, kiedy chodziłam na zbiórki BDM (Bund Deutscher Mädel – dziewczęcy odpowiednik Hitler- Jugend), mówiono nam o knowaniach reakcji, wymierzonych w budowę nowych Niemiec. To, o czym nas uczono pasowało jak ulał do wizerunku mojej mamy, wydawało mi sie więc, że mama jest reakcyjna i winnam na nią wpłynąć.

– Czy wierzyłaś we wszystko,  co słyszałaś na lekcjach i na zbiórkach?

– Może nie tak do końca, ale byłam przekonana, że Hitler chce dobrze i  że wyprowadził Niemcy z zapaści

 

Ulla była inteligentna i spostrzegawcza, musiała więc wyczuć mój brak akceptacji.

-Może to przekonanie  bardziej brało się z potrzeby funkcjonowania w grupie, niż z wewnętrznego impulsu, bo inaczej trudno byłoby żyć.

-A twoja mama?

– Mama była osobą starej daty, więc łatwo było uwierzyć w jej reakcyjność.  Miała swe własne środowisko i mogła funkcjonować bez większej styczności z polityką. W szkole było to prawie niemożliwe.

To właśnie od Ulli dowiedziałem się o małym Kuttenkeulerze.

Za którymś razem zapytałem ją co by się stało, gdyby natknęła się na kogoś takiego jak ja przed końcem wojny.

– Taka sytuacja byłaby niewyobrażalna. Ciebie by powiesili, a ja poszłabym do KZ-tu.

– Uważałaś to za normalne?

– Nie dręcz mnie. Bardzo mnie zainteresowałeś, kiedy rozmawiliśmy na podwórku od czasu do czasu, a mama wyrażała siȩ w superlatywach o twoim ojcu jako przełożonym w fabryce. Gdy zobaczyłam cię na plaży, zapragnęłam przetestować to, za co przedtem groziła mi kara. Ekscytowałbyś mnie chyba o wiele mniej, no powiedzmy nieco mniej, gdybym nie wiedziała, że jesteś Żydem. Dzięki tobie przekonałam się ostatecznie że pojęcie Rassenschande (pohańbienie rasy), którym nas faszerowano, było nadmuchanym balonem. Powinnam ci dziękować, że go przedziurawiłeś…

 

Oprócz różnych innych zalet Ulla miała dobry głos i chętnie śpiewała, któregoś dnia usłyszałemem więc pieśn, którą pamiętałem z domu mojej babci:

„Ich weiß nicht, was soll es bedeuten,

Daß ich so traurig bin,

Ein Märchen aus uralten Zeiten,

Das kommt mir nicht aus dem Sinn.

Die Luft ist kühl und es dunkelt,

Und ruhig fließt der Rhein;

Der Gipfel des Berges funkelt,

Im Abendsonnenschein”

– O, Die Lorelei…

– Znasz?

– Jasne. To Heine

– Jaki znów Heine?

– A kto?

– To pieśń nieznanego autora. Tak nas przynajmniej uczono w szkole.

 

Zapytałem później Charlotte,  jej mamę,  jak mogło dojść do tego, że tak inteligentna i oczytana dziewczyna jak Ulla nie zna jednego z najwybitniejszych niemieckich poetów.

– Natanie, postaraj się mnie zrozumieć. Nie prostowałam tego, co wbijano jej do głowy.  Nie to, żebym obawiała się, że moje własne dziecko mnie zadenuncjuje, ale mogła przez lekkomyśność powiedzieć o kilka słów za dużo i napytać  biedy.

To właśnie ona opowiedziała memu tacie  o tarapatach właściciela fabryki w następstwie wypowiedzianego zbyt głośno stwierdzenia. że w wolnym mieście  robił lepsze interesy niż po przyłączeniu Gdańska do Rzeszy.

 

Pan Kuttenkeuler  nie tylko, tak jak Charlotte,  wiedział o Heinem. W swoim księgozbiorze miał pierwsze wydania jego tomików poezji. Również Goethe, Schiller, Lessing, Klopstock, Fontane i inni klasycy również byli reprezentowani  w bibliofilskich wydaniach, bo jak o wiele później zrozumialem, sama świadomość wartości posiadanego egzempalrza jest ważniejsza od treści, która po latach może wydawać siȩ nudna.

– Panie Gurfinkiel, nagabywał mego ojca, błagam…  Nie będę mógł zabrać swej biblioteki, więc wstawią ją do jakiej świetlicy i zniszczą lub  rozgrabią. Pan jest tutaj jedynym człowiekiem, który miałby pożytek z tych książek.

– Nie mogę tego przyjąć, bo czułbym się jakbym pana ograbił. Gdybym mógł zaplacić uczciwą cenę, to bym odkupił od pana  ten księgozbiór. A jak ktoś chce pana obrabować, to niech działa na własny rachunek, ja do tego ręki nie przyłożę.

Poprzednie czesci KLIKNIJ TUTAJ

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.