Natan Gurfinkiel
napisała do mnie znajoma z nowego jorku:
Otrzymałam dzisiaj list od swojej znajomej z Izraela (pochodzi z okolic Góry Kalwarii), bardzo smutny. Pisze, że całe życie, od dzieciństwa żyje w warunkach wojennego zagrożenia. Bardzo to smutne. Mieszka w kiriat Moztkin. Mnie też smutno. Myślę, że Izrael musi zrobić porządek z Hamasem. Szkoda, że giną przy tym niewinni, że są też – jak zawsze w warunkach wojny – możliwe jakieś nadużycia ze strony żołnierzy, ale bez likwidacji Hamasu Izrael nigdy nie będzie miał spokoju. Choć likwidacja Hamasu nie zagwarantuje pokoju Izraelowi na zawsze (czego mu życzę), ale przynajmniej powstrzyma na jakiś czas ataki na Izrael.
E*** droga, oglądam i czytam z coraz większym zdumieniem to, co o czym można dowiedzieć się z mediów o konflikcie w gazie. nawet dobrzy dziennikarze nagle zapominają o wszelkich regułach, obowiązujących w branży (z weryfikowaniem wiadomości na czele) i dają się ponieść emocjom, a z tego nie wynika nic innego jak pisanie ze z góry założoną tezą, co dyskwalifikuje każdego szanującego się człowieka z branży. jeżeli przychodzą ci do głowy jakieś nazwiska, to pamiętaj, że nie wymieniłem żadnego.
to, o czym pisze twoja znajoma winno poruszyć każdego, ale to samo przeżywają ludzie zamknięci w gazie jak niegdyś żydzi w ghetcie.
w tym konflikcie nie ma jednej strony walczącej o słuszną sprawę, wina za to co się dzieje spoczywa obydwu uczestnikach konfliktu.
najbardziej przemawia mi do wyobraźni to, co powiedział (zaciukany przez izraelskiego ekstremistę) ichak rabin: wdrażajmy w życie proces pokojowy tak, jakby nie było terroru i zwalczajmy terroryzm tak, jakby nie było porozumienia pokojowego.
w tych pełnych emocji obrazkach, z gazy nie znalazłem ani razu refleksji nad statystyką poległych w konflikcie: 64 izraelczyków plus 3 cywilów – i ponad 1900 mieszkańców gazy (nie licząc kilku tysięcy rannych), z czego większość cywilów (nic dziwnego, kiedy hamas używa cywilów jako żywe tarcze, lub utyka swych ludzi między pacjentów w szpitalach).
mimo wszystko wymowa cyfr jest przerażająca i winna skłaniać do refleksji, a znika całkowicie z pola widzenia dziennikarzy, komentujących ostatnią konfrontację izraela z hamasem.
kilka dni temu dostałem apel od mojego tutejszego znajomego, bym poparł akcję przeciwko antysemityzmowi i w obronie izraela.
uważam, że są to dwie całkiem różne sprawy. nie muszę ci tłumaczyć, co myślę na temat antysemityzmu. ale deklarowanie z góry poparcia dla polityki obecnego rządu izraelskiego niezależnie od jego posunięć – nie jest w moim rozumieniu działaniem na rzecz izraela, ani nie przyczynia się do zwalczania antysemityzmu. to, co proponują animatorzy takiej akcji, to zachowania plemienne. moje plemienne odruchy nigdy nie były silne, a teraz, w moim obecnym stadium młodości jestem już dość rozważny w angażowaniu się. nim przyłączę się do jakiejś akcji muszę zostać skonfrontowany z silnymi argumentami. a nade wszystko, mój instynkt dziennikarski podpowiadał mi od początku, że obecny konflikt wokół gazy nie przekształci się w konfrontację na dużą skalę, tym bardziej niezrozumiała była dla mnie histeria, jaka ogarnęła wielu moich przyjaciół. ta konfrontacja, formalnie zwrócona przeciwko izraelowi jest w istocie kulminacją wewnątrzarabskich sporów. pierwszym sygnałem było przemówienie króla arabii saudyskiej abdullaha sprzed kilku dni, w którym nie padło ani jedno słowo przeciwko izraelowi.
egipt przez cały czas trwania konfliktu odgrywa rolę mediatora między izraelem a hamasem – nic dziwnego, skoro hamas popiera terrorystów, którzy ostatnio rozpanoszyli się na synaju, przepłaszając stamtąd turystów.
te puzzle mają więcej klocków i jeszcze ich nie poukładałem, ale od początku czułem przez skórę, że ta gra ma drugie dno.
artykuł z „jerusalem post”, który dziś zobaczyłem podbudowuje moje przypuszczenia – choć nie jest to moja ulubiona gazeta, ani nie we wszystkim się zgadzam z argumentacją autora artykułu…
natan gurfinkiel
p.s. „eyeless in gaza” („niewidomy w gazie”) to tytuł wydanej w 1936 roku głośniej książki aldousa huxleya – autora „nowego wspaniałego świata”(„brave new world”), jednej z najgłośniejszych powieści XX wieku
Wszystkie wpisy Natana
http://studioopinii.pl/natan-gurfinkiel-niewidomi-w-gazie/
Kategorie: Polityka
I remember when I was a 19 years old soldier in the IDF, we used to stop in Gaza for refreshments. People were nice and happy to sell us local sweets and melons. We would buy souvenirs and continue to the Suez Canal, the year was 1968. Since then the situation has just deteriorated. The isolation of the Gaza strip, the lack of the will from the Egyptian and the Israeli governments (Golda Meir, Moshe Dayan) to solve the problem had created a problem. Isolated people became a nation. We, the Israelis (and the Egyptians) had created a nation called Palestinians. We still do. From time to time we are beating them and showing them how strong we are, but will we be able to do it forever? The world became more and more complicated and in the Middle east in particular. The world is not interested anymore in the Israeli Palestinian conflict and is less supporting the involved arrogant governments which still refuse to acknowledge and solve the problem. Until somebody with a courage, wisdom and vision of Itzhak Rabin arise and leads the Israeli nation, the beating will continue, but the losers will be more and more the Israelis themselves.
Rysiek
Panie Andrzeju, dziękuję za wyjaśnienie. A jeśli chodzi o te małże, to naprawdę nie jestem pewny, kto głębiej siedzi w tej muszli. Zapewniam Pana, że ja lęków przed światem nie posiadam. Mieszkam w swoim pństwie i jestem dumny z jego osiągnięć. I nie wstydzę się swego pochodzenia. Ci, którzy opuszczając Polskę wybrali obczyznę, ich prywatna sprawa, każdego dnia są pod presją. Niektórzy z nich kompensują swe lęki wypowiedziami i działaniami, do których odnoszę się we wiadomy sposób. Wylęknieni bluźniercy (…), zatopieni w obcym żywiole… od dwóch tysięcy lat.
Nie mieszkam w Polsce już prawie 35 lat i jakoś sobie radzę z jęz. polskim. A mimo to nie żałuję, pomimo, że w Nowej Polsce miałem sporo dobrych szans. Dziś, już na emeryturze, sporo piszę (o Wszechświecie), po polsku. Tu, w Izraelu mogę mówić i pisać co myślę. Bez obaw. Więc kto tu siedzi w zamkniętej muszli?
Jeśli i tym razem Pana nie zrozumiałem, to przepraszam. Cóż, ma się swoje lata.
Napisał Pan: „Wchodzić w dyskusje można…..wierząc, że czasem daje się słowami zmienić utrwalony obraz.” Właśnie o to mi chodzi (także w sprawach naukowych). Wie Pan dobrze, gdzie tkwi prawda (wracając do meritum). Dodam, że dla prawdy obiektywnej nie ma kompromisów.
Rozumię stanowisko Pana Koraszewskiego, jednak bardziej bliskie jest mi stanowisko i postawa Pana Gelbarda.
Myślę, że najstraszniejszą krzywdę w historii, ponieśli Zydzi i niestety dalej są oni dręczeni (filosemici, niestety, także cierpią), m. in. za sprawą postaw ludzi podobnych do postawy Pana Gurfinkiela.
Bo, nie krytykowanie zła oraz jego źródeł i nie walczenie z nimi, jest automatycznie ich popieraniem. Czy deklaracje starcia Izraela z mapy świata m. in. na forum ONZ, wywołały jakieś ostre protesty, decyzje?
Natomiast krytyka wątłego promyka dobra i nadziei (dla mnie takim jest Izrael) w niewłaściwej formie (rujnującej, zamiast budującej), jest prawdziwą wodą na młyn dla rozmaitych niegodziwców. Skoro nasza rodzima lewica bywa okrutna i niesprawiedliwa dla swojego państwa i narodu (podobnie jak Pan Gurfinkiel), więc cóż można chcieć od wrogów ? W palestyńskich szkołach na mapie świata, Izrael nie istnieje !
Często widzę antyizraelskie-antysemickie demonstracje na świecie, rzadko odwrotne, pomimo wielkiej ilości aktów strasznego terroru w Izraelu.
Absurd, obłuda, zakłamanie ! Czy za zapłatą ?
Setki miliardów dolarów wydaje się na antyizraelską-antysemicką propagandę na całym świecie, finansowaną przede wszystkim przez Arabię Saudyjską (powierzchniowo ok. 100-krotnie większej od Izraela-bo ponad 2 mln. km. kw. !) i inne państwa arabskie, i muzułmańskie (powierzchniowo setki razy większych od Izraela) – skutki widać i czuć.
Istnienie Izraela i narodu Izraela, jest dla mnie największym i wspaniałym cudem, godnym uczciwego, nie bezkrytycznego wsparcia i należnej Mu obrony.
Jak małże łatwo zamykamy się w swoich muszlach, zatrzaskując skorupy w obawie przed wrogim światem. Wchodzić w dyskusje można dla popisów erystycznych, ale można wierząc, że czasem daje się słowami zmienić utrwalony obraz. Swego czasu proponowałem N.G. „Catch the Jew”, chyba najlepszą książkę, która pokazuje jak powstają wykrzywione obrazy Izraela. Swojej książki nie proponowałem, bo ani mi nie wypada, ani tak dobrze tego wszystkiego nie wyjaśnia. Jedno pewne, warto rozmawiać, nawet warto się na siebie złościć, nie zatrzaskując drzwi do dalszego złoszczenia się :),
Panie Natanie, jak widać, rozumie Pan powody mej gwałtownej, wprost niegrzecznej reakcji. Tak. Ja słyszałem syreny i zmuszony byłem zejść do schronu. Znam też reakcję świata, jednoznacznie antysemicką. Także w Polsce, przed wyjazdem zaraz po wprowadzeniu stanu wojennego, zaznałem wiele.
Można sobie teoretyzować, można salonowo analizować, a nawet nam podpowiadać, co dla nas dobre. Można też manifestować pięknolicość, humanizm itp., pykając fajeczkę, w wygodnym fotelu i zdala od tego bałaganu. Z tej pozycji można też manifestować „patrzenie z perspektywy”, manifestować swą moralną wyższość, dla samozadowolenia.
Panie Natanie, nie chodzi tu o atak osobisty. Chodzi o zjawisko, o postawy. Dziwnie kojarzy mi się to z Targowicą.
Czy przesadzam? Czy w porywie gniewu wygaduję rzeczy, których będę żałował? Nie sądzę. Myślę, że odrobinę Panem Wstrząsnąłem. I o to mi chodziło. Zanim zacznie się Pan wypowiadać publicznie na temat Izraela, proszę pomyśleć o ludziach tu mieszkających, o tym, że u granic (nie uznawanych nawet przez USA), stoją żądni krwi wrogowie. Dosłownie, a nie w przenośni. Nawet Jordania i Egipt. Powstrzymuje ich lęk, bo bronić się umiemy. A nam odbiera się nawet prawa do obrony. Jeśli w dodatku robi to człowiek z tego samego plemienia, w dodatku powiela wyświechtane hasła antysemitów i pseudoargumenty, jednoznacznie kłamliwe, to jak zareagować?
Panie Andrzeju, sądzę, że rozumie mnie Pan lepiej, niż by to wynikało z zakończenia pańskiej wypowiedzi. A ta muszla była przykrym zgrzytem. Przecież nie chodzi tu o pojedynek, o erystyczne popisy. Nawet nie o dyskusję; nie chodzi o jakieś odmienne (w sensie akademickim) widzenie – nie w tym temacie. Chętnie podyskutowałbym, z pełnym szacunkiem, z redaktorami gazety Haarec, kórzy jednak tu żyją. Oni mają swój model przyszłości tego państwa i mają do tego prawo, bo ich pragnienia są bardzo podobne do moich. Mylą się co do drogi – zdaniem ogromnej większości społeczeństwa, społeczeństwa nie tak głupiego. Niektórzy z nich, w przeświadczeniu o swej racji, działają jednak na szkodę państwa. Gdybym mógł, zwalczałbym ich politycznie. Ale oni tu żyją.
Europejscy mądrale, na najwyższych szczeblach władzy, wciąż wtrącają się do wewnętrznych spraw tego państawa i wytyczają jego granice, a nawet uzurpują sobie prawo do decydowania o tym, jakie miasto ma być stolicą. Wyłącznie w odniesieniu do tego państwa. To też jedna z postaci antysemityzmu. Najbardziej jednak irytują wypowiedzi ludzi uznających swą przynależność do narodu, wypowiedzi podobne do tych, które wyczytałem w artykule.
Proszę o odrobinę ostrożności. Dyskusji nie zaczyna się od obrażania. Panie Natanie, obraził Pan mnie, a właściwie większość Izraelczyków, już pierwszymi słowami artykułu. Nie widzi Pan w tym nic obraźliwego?
A ja tak. I nie jest to jakaś tam nadwrażliwość, czy zacietrzewienie.
Cóż, nie jestem dziennikarzem, nie należę do tej społeczności i walę prosto z mostu to, co myślę, to, co mam nasercu.
Elegancko mogę rozmawiać o muzyce włoskiego baroku, którą uwielbiam.
te literówki mnie kiedyś zabiją! oczywiście nie filipka, lecz filipika. i jeszcze jakieś trzy słowa dwukrotnie powtórzone.
przepraszam…
andrzeju, dzięki za ten głos w obronie ars disputandi. dotarł do mnie w chwili, kiedy myślałem, że gdybyś to ty był adresatem tych oskarżeń był adresatem oskarżeń, które spadły na mnie, miałbym moralny imperatyw bronienia ciebie.
zakładam że p. józef, który wystąpił z filipką przeciwko mnie, miał dobre intencje i tylko nie wyartykułował ich z należytą precyzją.
bierze się to, jak sądzę z tego, że już sam temat naszej dysputy wzbudza silne emocje. może zabrakło w moim tekście bodaj jakiegoś zaakcentowania tego co muszą od lat przeżywać ludzie zamieszkujący region sąsiadujący z gazą. nie spodziewałem się wszelako,że moja próba zanalizowania sytuacji bez egzaltacji i bez podpierania się ideologią wywoła taką eksplozję emocji
Panie Józefie, mimo wszystko protestuję. Wyrwanie się z gabinetu krzywych luster wcale nie jest proste. Po pierwsze fakt, czy ktoś jest Żydem, czy nie, nie ma nic do rzeczy. Po drugie odmienne widzenie rzeczywistości również nie jest problemem, jak długo jest gotowość rozmowy i oglądania dostępnych faktów. Mam taką życiową maksymę – wdzięczny jestem za wyprowadzenie mnie z błędu, na diabła mi błędne poglądy. Nigdy nie mam 100 procent racji. Nie wiem, czyśmy z Natanem (z którym znamy się od dziesięcioleci) w sprawie proporcjonalności zbliżyli, ale nie chciałbym, abyśmy się zapiekli, bo dyskusje produkujące zapiekanki nie mają najmniejszego sensu. Jedyne dyskusje, które są godne tej nazwy, to te, które prowadzą do wychylenia się z muszli, w której tkwimy.
Szanowny dziennikarzyno Natanie!
Dopiero teraz znalazłem te twoje wypociny. I dobrze się stało, że są, że tacy „żydzi” ujawniają swą prawdziwą twarz. Jesteś światowcem oczytanym, powołujesz się na co ja powłać się nie mogę. Nie jestem dziennikarzem. Jestem fizykiem, ale szlag mnie trafia, gdy to czytam. I nie chodzi tu o emocje będące funkcją nawyków myślowych i skojarzeń z dzieciństwa, wraz z wpływem rodziców. Tu chodzi o prawdę. Jako fizyk, jestem szczególnie na tę rzecz wyczulony.
Pisałes: ” …ludzie zamknięci w gazie jak niegdyś żydzi w ghetcie.” Tak właśnie piszą najwięksi antysemici. Przy tej okazji polecam ci gorąco książkę Andrzeja Koraszewskiego pt. Wszystkie winy Izraela. Tam Pan Andrzej, ten sam, z którym tak zaciekle tu polemizujesz sromotnym brakiem argumentów, porusza też problem (medialny) tego „getta”. Nie wstyd ci? Czy ty rozumiesz co piszesz? Czy uważasz, że zamknięci w gettach Żydzi, wśród nich moi najbliższi, byli bandytami, szubrawcami, żądnymi krwi terrorystami? Wstyd i hańba!
Napisałeś też tak:
„w tym konflikcie nie ma jednej strony walczącej o słuszną sprawę, wina za to co się dzieje spoczywa obydwu uczestnikach konfliktu.” Czy obrona życia, gdy na przeciw stoi bandyta pozbawiony skrupułów i sumienia, nie jest słuszną sprawą? Czy obrona kraju, w dodatku najbardziej humanitarna na świecie, stanowi winę? Człowieku, ty nic nie rozumiesz i pycha cię ponosi. Wstyd mi. Tacy osobnicy, jak ty przynoszą naszemu narodowi więcej szkód, niż Hamasy, Dżihady i inne cholery razem wzięte. Mdli mnie na myśl o takich jak ty.
Podziwiam takt i spokój mych szanownych przedmówców.
Panie Andrzeju, serdecznie dziękuję. To wielki honor dla mnie współuczestniczyć wraz z Panem w tej dyskusji.
Z tym, co napisał pan Andrzej solidaryzuję się w pelni. Niech moja wypowiedź stanowi drobne uzupełnienie, poza tematyką tzw. proporcji.
Zyje w Izraelu od wielu lat. Postawa i pisanie Pana Gurfinkiela i jemu podobnych (z Obama takze) jest moim zdaniem niesprawiedliwe (dla mnie na dokladke bolesne) i nierozsadne.
Silne, logiczne, sprawiedliwe i rozsadne argumenty, a takze postawa i pisanie Pana Koraszewskiego dobrze rekompensuja taka ludzka niegodziwosc.
Chcialbym dodac, ze wieloletnie ostrzeliwanie Izraela rakietami na chybil trafil (ok. 10-ciu tysiecy rakiet, tylko z Gazy) sialy panike, powodowaly (niestety w dalszym ciagu, choc sporadycznie, to sie dzieje) paralizowanie duzej czesci Izraela, olbrzymie straty materiane (wiele miliardow dolarow), pewnie wieksze od wartosci Gazy, a takze straty niewymierne – traumatyczne, szczegolnie dla dzieci uciekajacych do schronow w dobrym przypadku, a tam gdzie ich nie ma, chowanie sie pod stol lub lezenie plackiem z rekoma na glowie w innych przypadkach (przestrzen otwarta, szosy !). To nie beda najzdrowsi obywatele.
Niechaj pieklo pochlonie winnych tych potwornosci.
Trzymaj się ciepło 🙂
Serdeczne
Andrzej
przepraszam za literówki. chyba pora zmienic okulary – tylko bez domyslow, prosze. to nie zadna metafora, ino brutalna okulistyka
andrzeju, mocno śliczne! – bez żadnehj blagi. mam tylko jeednnp malutkie życzonko. nie powołuj siȩ, plijz, na to co twierdzi obama u nie stawiaj mnie w jednym szeregu z nim. nie nawríóciłem siė jescze na obrządek obamistyczny i już a nie zdążę, bo listopad blisko…
serdeczności,
n
Natku kochany,
Twoja hipoteza, że nie ma państwa bez skazy, nosi cechy dużego prawdopodobieństwa. Poszukiwano takiego państwa od zarania dziejów, a niektórzy robią to nadal. Za naszego długiego życia wśród kandydatów był Związek Radziecki, Trzecia Rzesza, Chiny, Ameryka (pamiętasz dlaczego Lejzorek Rojtszwaniec nie pojechał do Ameryki?), niektórzy to nawet upatrywali takiego państwa w Danii. Izrael nigdy nie był kandydatem na państwo bez skazy. (Chociaż znam Araba, który marzy o tym, żeby Izrael był wzorem dla jego Libanu i dla innych państw Arabskich.) Ze skazami pewien problem. Fakt, że pacjent ma łuszczycę, nie powinien prowadzić do zalecenia amputacji rąk, żeby się nie drapał.
Mogę się mylić, odniosłem wrażenie, że spór nie toczy się o skazy, a o proporcjonalność. Jeśli Arabowie cierpią na nieprzepartą potrzebę mordowania Izraelczyków, czy obrona życia Izraelczyków jest skazą państwa Izrael? Nawet Obama twierdzi, że Izraelczycy mają prawo do obrony swojego życia (jak już muszą), ale obaj panowie twierdzicie, że nie powinni być w tej sprawie nazbyt stanowczy, bo przecież nic strasznego się nie stało, te tysiące prymitywnych rakiet, tych kilka tysięcy zabitych Żydów, odrobina niepokoju, kiedy wsiadasz do autobusu, o co chodzi, skąd ta nerwowość? Naprawdę powinni okazać więcej wyrozumienia, a jeśli już reagują, to mogli by sobie porwać czasem jakiegoś hamasowca, albo od czasu do czasu wysadzić w powietrze jakiś gazański autobus, a nie od razu tak łup z powietrze i uderzenie piechotą. To doprawdy jest gorsze niż łuszczyca i coś tu trzeba koniecznie amputować.
Wielkie brawa i uznanie (nie po raz pierwszy) dla Pana Andrzeja Koraszewskiego.
Nie chcialbym obrazac Pana Natana Gurfinkiela, wiec powstrzymuje sie od oceny.
la mariée est trop belle
andrzeju drogi, tym razem nie wdam się już w polemikę, bo można tak w nieskończoność.
nie mam ambicji toczenia polemiki do zwycięskiego końca i wcale mnie nie uwiera sytuacja, w której moje nie jest na wierzchu ponadto nie jestem Vielschreiberem – jak dojcze nazywają piszączkę – dolegliwość podobną do sprzątawicy, polegającą na świerzbieniu palców.
wręcz przeciwnie – niezbyt lubię pisać, co uważam za cechę bardzo przydatną w mojej branży, bo dziennikarz lubiący pisać przypomina bowiem żołnierza strzelającego na oślep.
ponadto jestem leniwy do tego stopnia, że mógłbym z tego powodu trafić do księgi rekordów guinessa, gdyby istniała w niej taka kategoria. to lenistwo zaprowadzi mnie któregoś dnia do grobu. ale z drugiej strony, finalny efekt pracowitości jest taki sam, więc postanowiłem się nie przejmować tym moim rysem charakteru powszechnie uważanym za wadę.
w branży nie wszyscy szefowie postradali rozum w czasach mego dziennikarzenia. moi kolejni pracodawcy zdawali sobie doskonale sprawę z mego lenistwa i mało kiedy im ono przeszkadzało, bo zawsze byłem zatrudniany przez renomowane media – również na emigracji…
a co do przedmiotu naszego sporu to powiem tylko, że la mariée est trop belle – panna młoda jest zbyt piękna, musi więc mieć jakąś ukrytą wadę
przyparty do muru i zmuszony do dokonania wyboru opowiedziałbym się za izraelem, ale nie chce mi się wierzyć, że może istnieć jakieś państwo pozbawione jakiiejkolwiek skazy.
bardzo ładnie to sformułował maciek łukasiewicz – mój ostatni naczelny „rzepy”, z czasów, kiedy była ona jeszcze solidną i przyzwoitą gazetą.
w przesłaniu do czytelników, w chwili obejmowania swej funkcji napisał: zadaniem gazety jest patrzenie władzy na palce. każdej władzy, również tej, której jest się zwolennikiem
Nie muszę mieć racji, ale jeśli sądzisz, że napisałeś co innego niż napisałeś, niż mówi Obama, niż pisze „Guardian”, NYT, nasza „Wyborcza” to raczej coś zgubiłeś. Wszyscy domagacie się powrotu do zasady ząb, za ząb, oko za oko. Hamas po opisywanej przez Ciebie bitwie ogłosił zwycięstwo. Jak można ogłosić zwycięstwo, kiedy giną setki cywilów, 5 procent domów zostaje zniszczonych, giną mołojcy, traci się znaczną część zapasów broni? Ano można i jest to prawda, wygrali serca dobrych ludzi na Zachodzie i przekonali ich, że Izrael jest brzydki, niemoralny i zabija palestyńskie dzieci. Nic tu nie pomogą wypowiadane półgębkiem oczywistości, że może to nieładnie, że kryją się za swoją ludnością i strzelają ze szpitali. Ten smuteczek, że ginie za mało Żydów jest powodem do świętowania zwycięstwa. Co z tego, że ani Ty, ani Obama tego nie mówiliście wprost. To poczytaj jak to odczytują palestyńscy dziennikarze (nie dysydenci) oraz jak widzą to arabscy dysydenci, którzy marzą o pokoju opartym na uznaniu prawa Izraela do istnienia. Ach tak, zapomniałem, o tych dysydentach arabskich informują tylko te źródła, których w „porządnym towarzystwie” nikt nie ogląda. Egipski pisarz (troszkę starszy ode mnie) powiedział, że strata 10 milionów Egipcjan nie była by zbyt wielką ofiarą za likwidację Izraela. Za samo proponowanie normalizacji można w Gazie stracić życie, a propozycja dobrych ludzi na Zachodzie brzmi – wina leży po środku, nie powinniście tak mocno reagować, to cykl przemocy. Po środku, Natanie leżą trupy i jeśli ktokolwiek ma współczucie dla Palestyńczyków, to jest nim Netajahu, a nie Kerry czy Obama, czy dziennikarze z dobrych szkół dziennikarskich informujący i braku proporcjonalności i smutnych statystykach wymagających refleksji.
Druga część o której wspomina Natan będzie za tydzien
andrzeju, ja nie pretenduję do nieomylności (chyba w przecuwieństwie do ciebie), więc jeżeli musisz koniecznie mieć rację, to ją miej. jak mawiał legendarny myśliciel rosyjski kuźma prutkow – chcesz być szczęśliwy, to bądź.
chciałbym ci tylko na marginesie przypomnieć to, o czym zapominasz w ferworze polemiki, (w którą angażujesz tyle emocji), że napisałem dokładnie to samo o hamasie, co ty. czytałeś to już dwa lata temu. na portalu SO.
konflikt w gazie ma drugie dno i oprócz antyizraelskiego ostrza jest trwającą oddawna konfrontacją irańsko – saudyjską. pisalem o tym obszernie w drugim odcinku tego tekstu., który komentowałeś wówczas rzeczowo i bez teraźniejszego natężenia emocji
Mylisz się Natku co do tego, co właściwie napisałeś, grubo się mylisz i na tym polega tragedia. Dlaczego ja wiem lepiej co napisałeś niż Ty, Autor napisanego? Otóż w literaturze przedmiotu nazywa się to „dyskusją o proporcjonalności”. Tysiące zatroskanych pisze, że tragedią jest to, iż w tym konflikcie ginie nieporównanie więcej Arabów. Nie myślą co piszą, piszą co im serce dyktuje. Zastanów się przez chwilę, co oznacza propozycja wyrównania proporcji poległych w walkach. Proponujesz (nie ty jeden, bo w Twoim tekście nie ma niczego oryginalnego), żeby jak już Izrael odpowiada na ataki (czego jak wiadomo nie powinien robić), to należy bardzo pilnować, żeby zginęło tylko tylu Arabów, ilu żołnierzy izraelskich. Pojęcie proporcjonalności w działaniach wojennych jest dobrze opisane (polecam pułkownika Kempa) i nie chodzi w nim o to, żeby jak walczymy z mafią uważać, żeby przypadkiem nie zabić więcej członków mafii niż ginie w akcji policjantów. Prowokując reakcję, islamofaszyści z Gazy doskonale wiedzą, że rekcją będzie silne uderzenie. (W uderzeniu, o którym pisałeś w tym artykule, zginęło ponad 1900 Gazańczyków, z tego ponad 800 zbirów z Hamasu i Islamskiego Dżihadu.(Późniejsze dane są nieco wyższe.) Proporcja 1:1 do strat wśród ludności cywilnej w walce miejskiej jest niespotykana i wskazuje na gotowość narażenia życia własnych żołnierzy, żeby zredukować straty ludności cywilnej wroga).
Spróbujmy wyjaśnić, dlaczego nie bardzo rozumiesz, co napisałeś. Karta Hamasu deklaruje wymazanie Izraela z mapy i eksterminację jego ludności jako cel główny istnienia tej organizacji. Gaza jest w całości bazą terrorystyczną wspieraną przez Ligę Arabską i wszystkie siły powiązane z Bractwem Muzułmańskim. Straty własne nie liczą się. Czy jedyną odpowiedzią na agresję musi być siła? Nie, gdyby świat (a więc również Ty) wywierał presję na kraje arabskie (oraz Iran i Turcję), by przestały popierać Hamas, kto wie, może ta agresja by zmalała. Chwilowo wszyscy mają pretensje do Izraela za to, że się broni. Szkoda, że podziwiasz formę, nie przejmując się treścią. Ale i na tym polu nie jesteś osamotniony. Powtarzam: konsekwencją tego, co napisałeś, jest nieutulony żal, że ginie więcej Arabów jak Żydów, a ponieważ o zaprzestanie mordowania Żydów nie zabiegasz i masz pretensje do tej strony, która ośmiela się bronić życia swoich obywateli, więc jest to lament z powodu tego, że nieustanna próba eksterminacji ludności izraelskiej jest tak mało skuteczna.
ndrzeju drogi, jestem pełen podziwu dla twej swady i wigoru polemicznego. komentarz sam w sobie znakomity. gdyby tylko jeszcze był mniej oderwany od tematu niż jest. mógłby być pomocą naukową dla studentów dowolnej szkoły dziennikarskiej. dałeś się wszelako ponieść temperamentowi polemisty i dla kilku efektownych figur stylistycznych odbiegłeś od tego co napisałem na rzecz rozważań o tym, czego nie było w moim tekście.
to make the long story short – ja nie ubolewam nad że ginie tak mało izraelczyków, tylko że ginie nieporównanie więcej arabów i przytaczam wytłumaczenie tego faktu: winę ponosi hamas, który wykorzystuje ludność gazy jako żywe tarcza i utyka swoich ludzi w szpitalach.
przypisywanie mi lamentowania nad znacznie mniejszymi stratami po stronie izraela jest przesadą tak wielką, że trudno mi siȩ odnieść do tego, co zwiera twoja polemika. mogę tylko podziwiać formę, nie przejmując się treścią..
Szanowny Panie Andrzeju Koraszewski, ogromne dzieki za bardzo trafny i bardzo z polotem napisany powyzszy wpis. Mysle tak samo jak Pan, a moje ludzkie, gorace i szlachetne uczucia do Pana i Jego malzonki rosna i rosna. Prosze wybaczyc ulomnosc mojego pisania, co zrobic, jestem czlowiekiem niemlodym, z techniczna przeszloscia przede wszystkim. Mam nadzieje, ze zrozumie Pan to dobrze. Pozdrawiam serdecznie Pana i Jego Najblizszych.
Panu Natanowi Gurfinkielowi zycze duzo lepszych artykulow i dni.
Kochany Nathanie, Twój tekst opublikowany po raz pierwszy dwa lata temu zwrócił moją uwagę już wtedy. Jak zwykle w jednych sprawach się zgadzamy, w innych wręcz przeciwnie. Wręcz przeciwnie nawet dość często, szczególnie w sprawach dotyczących Izraela. Dlaczego Izrael jest ważny? Dlatego, że powinien być znacznie mniej ważny, ale jest ważny dla każdego pijaczka pod budką z piwem i dla każdego męża stanu i dla każdego publicysty. Bez Izraela nic nie da się o niczym powiedzieć, bo ludzkości wszystko się z Izraelem kojarzy. Czytam Nathanie Twój lament, że tak mało Żydów tam zabijają i zastanawiam się, dziwić się, czy raczej wręcz przeciwnie, bo i czemu się dziwić – lament jak lament. Piszesz: „w tych pełnych emocji obrazkach, z gazy nie znalazłem ani razu refleksji nad statystyką poległych w konflikcie: 64 izraelczyków plus 3 cywilów – i ponad 1900 mieszkańców gazy (nie licząc kilku tysięcy rannych), z czego większość cywilów (nic dziwnego, kiedy hamas używa cywilów jako żywe tarcze, lub utyka swych ludzi między pacjentów w szpitalach).” Ta wielka niesprawiedliwość skłoniła Cię do refleksji.
Pozwolisz, że w pierwszych słowach mojego listu, pozdrowię Cię po szwedzku: goddag yxskaft. Fakt, że nie znalazłeś ani razu refleksji nad tymi statystykami może świadczyć, że ich nie szukałeś. Te refleksje są stałym motywem dziesiątków tysięcy mnie lub bardziej antysemickich lamenciarzy nieutulonych w żalu, że ich przyjaciele z Hamasu, Fatahu, Hezbollahu, Islamskiego Dżihadu z takim poświęceniem pracują, a mają tak mizerne efekty. To rzeczywiście straszne. I dlaczego ten wstrętny Izrael blokuje Gazę, przecież, gdyby broń dla dzielnych Gazańczyków dostarczana byłaby otwarcie, okrętami i samolotami, to proporcje znacznie by się poprawiły. Konieczność szmuglowania broni przez tunele pod granicą z Egiptem to skandal uwłaczający ludzkości. A sprawa cementu. Izrael nie dostarcza wystarczającej ilości cementu i prętów zbrojeniowych (a na dodatek stawia warunki, żeby dostarczany cement szedł na budowę domów dla ludzi). Nie dość na tym, ci wstrętni Izraelczycy sobie cementu nie żałują. Tysiące ton tego cennego surowca poświęcają na jakieś obrzydliwe bloki cementowe utrudniające wjeżdżanie samochodami w ludzi oczekujących na przystankach (a przecież bez tych bloków statystyka by się jednak trochę poprawiła). Ile cementu poszło na słynny mur, ile na te bunkry przy przedszkolach i placach zabaw? To nie powinno być legalne. Powiedzmy szczerze z punktu widzenia prawa międzynarodowego to jest nielegalne. Rozumiem twój płacz, twoje nieutulenie z powodu tej strasznej statystyki. Na całe szczęście jesteś w błędzie. Twój żal podziela amerykański prezydent i wszyscy jego ludzie, głębokiej refleksji nad tymi strasznymi statystykami poświęcają się politycy europejscy, by nie wspomnieć o innych. Nie Nathanie, refleksja nad tymi bolesnymi dla ludzkości statystykami nie jest tylko Twoim udziałem. Ludzkość od dawna trapi myśl, co można zrobić, żeby te statystyki były bardziej sprawiedliwe, bardziej wyrównane lub odwrócone. Nie trać nadziei.