Ciekawe artykuly

UCHODŹCA NA STATKU DO NIKĄD

Marian Marzynski


 

Natan Gurfinkiel i ja spędziliśmy w latach 1969/1970 szereg miesięcy (ja z żoną, dwuletnim synem i moimi rodzicami – aż sześc), na skibecie, zakotwiczonym w porcie kopenhaskim statku dla uchodźców, służącym nam za obóz przejściowy (warunki mieszkaniowe w Cetniewie są dużo lepsze). Dzięki tym długim miesiącom nawiązaliśmy przyjaźnie z innymi uchodźcami; niektóre z nich do dziś podtrzymywane, ale przede wszystkim, od pierwszego dnia, uczyliśmy się duńskiego i wsiąkaliśmy w kraj, który z naszym niewiele miał wspólnego: wolność vs cenzura, bogactwo vs bieda, pracowitość vs „czy się stoi, czy się leży”, internacjonalizm vs nacjonalizm, państwo prawa vs kombinacje przeżycia, kraj laicki vs monoreligia. Bylo nas 3 tysiące, ponad 2 tysiące pozostało w Danii (w tym Natan, który został duńskim dziennikarzem), około tysiąca wyjechało w ciągu następnych lat do innych krajów; wśród nich ja, żeby uczyć filmu w Stanach.

Sądząc z naszego pierwszego szoku kulturowego, prywatni Duńczycy drażnili nas z jednej strony swoja niewiedzą o nas, a z drugiej, “jałmużnianym” do nas stosunkiem. Wynikało to z lenistwa umysłowego, nie ze zlej woli; gdyby nie ten obóz przejściowy, to albo rozpierzchnęlibyśmy się nerwowo po świecie, albo pozakładali małe polsko-żydowskie getta i tam wegetowali. Stalo się inaczej i dzisiaj duńscy emigranci marcowi i ich dzieci/ wnuki odgrywają poważną rolę ekonomiczną w tym kraju; wśród nich lekarze, których spotyka się w każdym dońskim szpitalu. Nawiasem mówiąc, to nie większość Duńczyków, a raczej ich polityczna i intelektualna elita przygarnęła nas do siebie. Jeden z parlamentarzystów (konserwatysta) wyszedł z tą inicjatywą przewidując, że Dania w ciągu jednej dekady zrobi na nas poważny interes ekonomiczny.

Na skibecie mieliśmy wokół siebie z jednej strony młodych – na ogół lewicowych – nauczycieli, a z drugiej doświadczonych social workers, którzy sami – albo ich rodzice – byli żydowskimi uchodźcami do Danii z czasu wojny. W podobny sposób rozwijało się amerykańskie społeczeństwo emigrantów: jedna zasiedziała grupa etniczna zajmowała się następną, niekoniecznie z tego samego kraju, przekazując jej swoje doświadczenia. Dlatego z entuzjazmem odniosłem się do pomysłu Jarka Chołodeckiego, właściciela BB CHOPIN w Warszawie, byłego uchodźcy “solidarnościowego” w Chicago, który napisał mi, że powstaje koalicja Polaków-emigrantów z krajów arabskich i innych, która chciałaby pomóc wprowadzić Syryjczyków do polskiego życia publicznego.

Natanowi ktoś podesłał wycinek z prasy poznańskiej, w którym opisano jak rodziny syryjskie, ugoszczone przez polskie rodziny/parafie, niewdzięcznie zwiewają do innych krajów. To własnie rezultat pomysłu FRANCISZEK /CIMOSZEWICZ, który spodobał się Lukowi – w reakcji na mój blog „Kliknąć się w głowę”.

Dzisiejsze nieporozumienie z uchodźcami polega na tym, że Polacy myślą o nich w kategoriach chrześcijańskiej ofiary, a nie otworzenia im kraju do życia. Mocni są w “polityce historycznej”, a słabiutcy w polityce przyszłości; ucieka im wizja Polski wieloetnicznej, wyzwolonej z kompleksów historycznych, wzbogaconej talentami, które wykluwały się gdzie indziej, z jej prawdziwym wejściem do Europy, która już wieloetniczna jest.

http://studioopinii.pl/marian-marzynski-uchodzca-na-statku-do-nikad/

2 odpowiedzi »

  1. juz widze tych dzielnych syryjczykow ciezko pracujacych w kopalniach pewnie dlatego zlamali wszelkie prawa po otrzymaniu azylu idac do krajow z najwyzszym socjalem . Praca wsrod nich w nowych krajach az wre !

  2. Dlaczego tylko tak maly procent wybrancow Narodu Wybranego chcial dotrzec do Izraela – Ziemi Obiecanej, a takze Swietej – historycznej, jedynej, prawdziwej ojczyzny.
    Moj najwyzszy szacunek i uznanie dla Nich !!!

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.