Ostrzeżenie wobec błędnej polityki Departamentu Stanu w kwestii konfliktu palestyńsko izraelskiego. Artykuł amb. ret. Yorama Ettingera.
Dep. St. ignoruje arabską zasadę „za słowa się nie płaci”, szczególnie gdy się oszukuje heretyków chrześcijańskich, buddyjskich i żydowskich, więc jest pod wrażeniem arabskich wypowiedzi propalestyńskich. W rzeczywistości ,przywódcy arabscy nie widzą w kwestii palestyńskiej ani ważności pierwszej wagi, ani powodu dla okolicznych konfliktów. Także nie widzą w kwestii palestyńskiej głównej przyczyny konfliktu arabsko izraelskiego. Przywódcy arabscy są całkowicie zajęci przetrwaniem w konfliktach okolicznych, pomiędzy Arabami i różnymi prądami islamskimi. Są zajęci megalomanią ajatollahów i terrorem islamskim, a te nie są powiązane ani z istnieniem Izraela ani z kwestią palestyńską. W przeciwieństwie do Dep.St., przywódcy arabscy są świadomi istnienia terroru palestyńskiego w Egipcie (50 lat) w Syrii (1966), w Jordanii (1968 – 1970), w Libanie (1970 – 1983) i w Kuwejcie (1990).
W przeciwieństwie do Departamentu Stanu, koncentrującego się na kwestii palestyńskiej, interesy i powiązania pomiędzy Izraelem, USA i Arabami są ponad wąskim problemem palestyńskim. Przywódcy arabscy nie widzą nawet w konflikcie izraelsko arabskim „konfliktu bliskowschodniego” . Oni rozumieją, że tsunami arabskie, które jest odpowiedzialne za wstrząsy okoliczne, nie jest w konflikcie z Izraelem, a nawet odwrotnie, jest usprawiedliwieniem dla bezprecedensowej współpracy z Izraelem. Izrael uważany jest za czynnik stabilny w przeciwieństwie do Palestyńczyków, dodających oliwę do ognia.
Dep. Stanu jest przekonany, że cofnięcie się do granic 1967 roku przyniesie pokój pomiędzy Izraelem a Arabami, pomimo, że nie ma pokoju pomiędzy samymi Arabami już od 1400 lat. Czy logicznym jest przypuszczenie, że izraelskie wycofanie się z terenów skłoni Arabów do przyznania heretykom żydowskim to, czego nie przyznawają swoim współwyznawcom religijnym – współistnienia pokojowego – i pogodzenia się z panowaniem żydowskim na terytorium, należącym do „domu islamskiego” przeznaczonego tylko dla współwyznawców?!
Dep. St. widzi w osiedlach główną przeszkodę do pokoju i przyczynę dla wzmaniania terroru, pomimo, że terror palestyński istnieje już od lat 20-tych ubiegłego wieku i pomimo powracających, od 1948 roku, wojen – przed początkiem osadnictwa w 1967 roku. Dep. St. ignoruje istniejącą rzeczywistość, która nas uczy, że konflikt nie jest o wielkość, lecz – o samo istnienie – państwa żydowskiego .
Dep. St. proponował wiele możliwości rozwiązania tego konfliktu. Żadne nie udały się, tylko nasilały żądania arabskie, godziły w możliwość bezpośrednich pertraktacji, godziły w stosunki pomiędzy USA a Izraelem i Arabami, a nawet w pozycję USA na Bliskim Wschodzie. Natomiast, dwie inicjatywy rozmów bezpośrednich doprowadziły do zawarcia umów pokojowych z Egiptem i z Jordanią. Interwencja USA potrzebna jest pod koniec, a nie na początku pertraktacji.
Założenie Dep. St., że należy dążyć do ustanowienia państwa palestyńskiego, rozpryskuje się na skałach burzliwej rzeczywistości, przede wszystkim w obliczu nie rokujących stabilności dla tego rejonu działań palestyńskich, godzących w interesy amerykańskie: podżeganie i wychowywanie w nienawiści, prowadzenie regularnego terroru począwszy od lat 20-tych, kolaborowanie z nazizmem, potem z ZSRR, obecnie z ajatollahami, północną Koreą, współdziałanie w terrorze miedzynarodowym i działalność przeciw państwu haszemidzkiemu.
Anty-instytucjonalizm wobec instytucji republikańskich i rządowych doprowadził do zwycięstwa Trumpa w wyborach. Anty-instytucjonalizm wobec Departamentu Stanu doprowadzi do zwycięstwa na arenie międzynarodowej i na Bliskim Wschodzie w szczególności.
TUTAJ
25.1.2017