Uncategorized

PREMIER W PIASKOWNICY

Natan Gurfinkiel

 


w czwartek wieczorem i w piątek rano oglądałem na monitorze komputera klipy telewizyjne z brukselskiego szczytu, który niemal jednogłośnie przedłużył mandat donalda tuska na sprawowanie funkcji przewodniczącego rady europejskiej. jedynym państwem głosującym przeciwko była polska.

oglądałem i czytałem wiadomości bez schadenfreude i zrobiło mi się nawet żal beaty szydło. która, jako najbardziej samotna osoba na sali, płaczliwym głosem uzasadniała swój sprzeciw. mój kraj –  wywodziła – ma zasady, które są ważniejsze od chwilowych korzyści. do tej chwili była to jeszcze tylko megalomania, bo podtekstem tych słów było oskarżanie wszystkich pozostałych państw członkowskich o cynizm i brak zasad. po chwili powiedziała, że nie uznaje wyboru tuska i nie złoży podpisu pod konkluzją szczytu, wobec czego stanie się on nieważny.

ta groźba nie była już nawet megalomanią, bo tylko dzięki temu że polska premier siedziała przy stole na sali obrad nie widać było jak tupie nóżkami w piaskownicy, trudno więc było traktować te pogróżki poważnie.

pan witold – minister zewnętrzności w rządzie pani beaty – zapowiedział, że trzeba będzie zbadać czy małe kraje członkowskie UE nie padły ofiarą nacisków, by głosowały na kandydata, którego polski rząd tak bardzo nie lubi.

i znów przed oczyma zamajaczyła mi piaskownica, bo jeżeli koniecznie trzeba już było coś badać, to chyba tylko to, kto podsunął pani beacie złą ściągawkę. przedłużenie mandatu na stanowisko przewodniczącego RE nie wymaga bowiem jednomyślności. wystarcza podwójna kwalifikowana większość (dotyczy ona liczby państw i liczby ich mieszkańców w stosunku do całej Unii). sprawa nie ma jednak wielkiego znaczenia, bo od czasu nastania rządów PiS polska przestała prowadzić politykę zagraniczną i całe to napinanie muskułów, powstawanie w z kolan i wszelkie inne zaklęcia, wygłaszane przy lada okazji, obliczone są na wewnętrzne audytorium, a zwłaszcza na twardy elektorat rządzącej partii.

z tego samego powodu nadpremier i nadprezydent, pan jarosław, mówi o partii, z której wywodzi się tusk jako o partii zewnętrznej –  posługując się w tym celu cytatem z de gaulle’a.
tyle tylko, że de gaulle, który często przybierał megalomańskie pozy – ani razu nie odmówił żadnemu ze swych rodaków prawa do bycia francuzem.

przy całej swej bufonadzie miał też ogromne zasługi dla swego kraju i znany był z poczucia humoru.

w czasach jego prezydentury często poddawano różne sprawy pod osąd ogółu. obywateli.

w trakcie jednego z takich referendów georges pompidou –  naonczas sekretarz de gaulle’a – chciał zakomunikować pryncypałowi otrzymane przed chwilą wyniki. gabinet prezydenta mieścił się na drugim piętrze pałacu elizejskiego. korpulentny pompidou puścił się biegiem po schodach i kiedy wbiegł zadyszany do gabinetu, zdołał tylko wybełkotać: mon dieu, mon dieu…
– mon général c’est suffit, cher pompidou (wystarczy panie generale, drogi pompidou), odezwał się de gaulle.

po naszym głównym obecnym przywódcy trudno spodziewać się najmniejszych bodaj oznak poczucia humoru. różnica między nim a panem bogiem polega na tym, że bóg nigdy nie aspiruje do bycia kaczyńskim.

Wszystkie wpisy Natana

TUTAJ

http://studioopinii.pl/natan-gurfinkiel-premier-w-piaskownicy/

Kategorie: Uncategorized

1 odpowiedź »

  1. niestety fragment o de Gaulu jest niezrozumialy, nie wiadomo dlaczego przetlomaczone tylko czesc. Bo mon Dieu dla przecietnego Polaka nic nie znaczy.
    Bo to powinno byc tak: Pompidu, wbiega do gabinetu de Gaule, i zadyszany mowi: moj Boze, moj Boze…na to de Gaule : drogi Pompidu wystaczy powiedziec moj generale….

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.