Poezja

Wiersz na dzisiejszy wieczór – odc. 26

Jarek

Wiersze, piosenki i opowiadania zbieram od czasów szkolnych. Wyszperane z najbardziej zapomnianych zakamarków opuszczonych strychów oraz zakurzonych bibliotecznych półek, znalezione przypadkowo w starych czasopismach i książkach… Wpisywane mozolnie do zeszytów aż do 1996 roku, kiedy to postanowiłem „wrzucić” je do Internetu. Tak powstała strona „Listów z krainy snów…” (www.wiersze.co). Niech ponownie ożyją i będą źródłem nadziei i siły dla innych…


 

Dzisiaj jeden z moich ulubionych twórców – Ludwik Jerzy Kern (1920-2010), poeta, satyryk, dziennikarz, tłumacz literatury pięknej, autor tekstów wielu znanych piosenek, np. „W kalendarzu jest taki dzień”, „Lato, lato”, „Wojna domowa”, „Nie bądź taki szybki Bill”, „Cicha woda” (śpiewali je m.in. Mieczysław Fogg, Maria Koterbska, Halina Kunicka i Zbigniew Kurtycz).

Pochodził z Łodzi. Był synem Ludwika Kerna i Marii Gertner. Debiutował w 1938 roku jako poeta w „Ilustrowanym Kuryerze Codziennym”. W okresie II wojny światowej brał udział w kampanii wrześniowej, utrzymywał się z pracy fizycznej. Od 1948 do 2002 roku współpracował z tygodnikiem „Przekrój”. Mój ojciec prenumerował to pismo, a ja uwielbiałem je „podkradać” i od razu zaglądałem na ostatnią stronę. Były tam śmieszne wiersze Ludwika Jerzego Kerna oraz inne stałe rubryki: „O Wacusiu” i „Prosimy nie powtarzać”.

Utwory Kerna można było również znaleźć w tygodniku „Świat”, Płomyku” i „Płomyczku”. Kto dzisiaj pamięta te tytuły… Niedawno, wspólnie z dzieckiem, czytałem lekturę szkolną „Ferdynand Wspaniały”. W zalewie bajek z potworami i robotami nie mam jednak szans, aby zainteresować dzieci serią dobranocek „Proszę słonia”, które powstały w oparciu o twórczość tego wszechstronnego pisarza.

Ludwik Jerzy Kearn tłumaczył z języka francuskiego i angielskiego, m.in. książki Roalda Dahla, Uri Orleva, także twórczość Isaaca Bashevisa Singera czy Ogdena Nasha (drukowane w „Przekroju”).

Poniżej kilka moich ulubionych wierszy L.J.Kerna – na stronie „Listów z krainy snów…” (www.wiersze.co) jest ich 34. Serdecznie zapraszam.

Śmierć w kręgu rodziny

Jest cicha wieczorowa pora.
Siedzimy całą rodziną frontem do telewizora.
Dziadkowie,
Rodzice,
Synowie,
Córki,
A na ekranie same wybiórki.
To znaczy tacy panowie i panie,
Co są specjalnie wybrani, żeby nas bawić na małym ekranie.

Wieczór taki spokojny,
Milutka atmosfera,
I tu ni stąd, ni zowąd czuję, cholera,
Że coś umiera.

Patrzę na dziadka,
Co zjadł przed chwilą sześć pączków firmy Blikle,
Czy dziadek się czasem nie kończy?
Nie, dziadek jest wesolutki
Jak zwykle.

Jedna babcia różowa,
Druga babcia różowa,
Uśmiechnięta synowa,
Pełna werwy teściowa,
Wszystkie wnuki w porządku,
W porządku ciocia Mila,
Która (widać w półmroku) pepsi z rumem właśnie wychyla.

Na koniec wzrok mój trafia na postać wuja Zdzicha…
Ale on przysnął tylko.
Dycha.

A jednak nie mogę się pozbyć dziwnego niepokoju,
Bo czuję,
Wyraźnie czuję,
Ze coś umiera w tej chwili i to tu, w tym pokoju.

Jeszcze raz przeskakuję wzrokiem od głowy do głowy
I nagle wiem, co umiera.
To umiera piękna sztuka rozmowy.

Pierwsze dni września

Tajfun znów przeszedł przez stacje,
Żegnaj, beztroskie szaleństwo!
Skończyły się dzieciom wakacje,
A tatusiom – słomiane wdowieństwo.

Rozmaite zaczną się sprawy,
Przeszkody różne i dołki…
Witajcie nam, szkolne ławy!
Adieu wam, barowe stołki!

Rozrabiać już odtąd nie da się,
Będziemy siedzieć jak trusie:
Dzieci, naturalnie, w klasie,
A w domu, naturalnie, tatusie.

No i spoważnieć musimy,
Przestać udawać wariata –
I byle tylko do zimy!
A potem byle do lata!

Z początku nie będzie im letko,
Gdy siądą przy stole razem,
Tatuś ze swoją gazetką
I dziecię z elementarzem.

Tęsknota głowy omota,
Tatuś grunwalda zapali,
I słysząc: – Ala ma kota,
Pomyśli:
„Ale był kot z tej Ali…”

Dialog z pluskwą

W pewnym hotelu w pewnym miasteczku
Gość sobie pewien zasnął w łóżeczku.
Przedtem nastawił budzik na krześle
I zgasił lampę, prawie już we śnie.
Morfeusz puścił film w kilku seriach,
Zaczęła działać snu maszyneria.
Jakaś ulica, jakieś wybrzeże,
Siedem księżyców, kwiaty, żołnierze,
Wiersze na niebie pisze samolot,
Ktoś idzie, mówią, że Marco Polo,
Gotyckie tumy, wysokie baszty,
Tańczy fokstrota Ludwik Szesnasty,
I nagle ona, gdzieś na balkonie,
A on, snobiorca, stoi koło niej.
Miłość chce wyznać, drży już jak liść…

Gdy wtem go pluskwa zaczęła gryźć.

Nie chciał mieć luki w sennym seansie,
Gdzie go ugryzła, podrapał tam się.
„Później się zajmę z tą pluskwą walką”
Mruknął – i szybko wrócił na balkon.
Już, już sercową przeżywał mękę,
Już, już wyśnioną chwytał za rękę,
Już nawet zdążył wyszeptać „Ko…”

Gdy po raz drugi ugryzła go.

„Dosyć!” – wykrzyknął. Zapalił światło
I schwytał bydlę, co go ujadło.
Wziął ją ostrożnie w paluszki dwa:
– Tyś mnie ugryzła?
– Ja.
– Teraz mnie poznasz, teraz cię mam!
– Co mam poznawać? Ja pana znam.
Pan przecież kiedyś był tu w tym celu,
By dezynfekcję zrobić w hotelu.
Mama, co gościa gryzie za ścianą,
Opowiadała dużo o panu.
Wprost się nachwalić pana nie może.
„Cóż to za człowiek – mówi – mój Boże!
Sama poezja – mówi – sam miód!…”

Miód nie wytrzymał.
Zgniótł.

I jeszcze jeden wiersz a propos jadania „na mieście” w ulicznych budkach

Leciał sobie ptaszek

Ludwik Jerzy Kern
Leciał sobie ptaszek.
Zobaczył ptaszek daszek.
Siadł.
Na daszku coś leżało.
Ptaszek dziób-dziób-dziób. Śmiało.
Zjadł.

Odfrunął wkrótce potem.
Normalnym ptasim lotem.
W dal.

Wtem poczuł ból szkaradny.
O – myśli sobie – ładny
Bal!

Dziwna jakaś choroba.
Wątroba nie wątroba?
Hę?

Pójdę chyba do piachu.
Strułem czymś na tym dachu
Się.

Coraz bardziej mnie bierze.
Może było nieświeże
To?

Cóż robić. Ptak też wpada.
Kiedy na mieście jada.
W dodatku byle co.

Miłych snów…


Jarek

„Listy z krainy snów” – http://www.wiersze.co

Kategorie: Poezja, Uncategorized

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.