Uncategorized

Krew na Wzgórzu. Izrael staje przed groźbą wybuchu nowej intifady

Po śmierci trojga Izraelczyków, zarżniętych przy szabatowym stole przez palestyńskiego terrorystę z sąsiedniej wioski, oraz pięciu młodych Palestyńczyków, zabitych podczas starć z izraelską policją, Izrael i Palestyńczycy stanęli w obliczu groźby wybuchu nowej intifady.
Bezpośrednią przyczyną wybuchu, jak w 2001 r., jest kryzys wokół Wzgórza Świątynnego w Jerozolimie. Sytuacja polityczna i
międzynarodowa jest jednak radykalnie inna. Kryzys zaczął się 14 lipca, kiedy trzech izraelskich Arabów użyło broni, którą przedtem
ukryli w pomieszczeniach meczetu Al-Aksa na Wzgórzu, by zaatakować stojącą tam na straży izraelską policję. Dwaj policjanci – także izraelscy Arabowie, lecz druzowie, nie muzułmanie – zginęli od strzałów w plecy. Napastnicy schronili się na Wzgórzu i tam zostali przez izraelską policję zabici. Policja natychmiast zamknęła świątynię i przesłuchała tamtejszych duchownych oraz funkcjonariuszy muzułmańskiej fundacji Waqf zarządzającej Wzgórzem.

We wschodniej, arabskiej części Jerozolimy, zawrzało.

Jak się wydaje, celem zamachowców było wzniecenie antyizraelskiego powstania. Zapewne nie spodziewali się, że zginą. Nie pozostawili typowych listów pożegnalnych terrorystów samobójców. List taki zostawił natomiast Omar Al-Abed, który tydzień później zapukał do drzwi izraelskiej rodziny Salomonów z osiedla Halamisz na Zachodnim Brzegu świętującej
akurat w szabatowy wieczór narodziny wnuka. „Idę pomścić Al-Aksa, wiem, że nie powrócę” – napisał. Gdy mu otworzono, zadźgał trzy osoby: ojca rodziny, dorosłego syna i córkę; matka z resztą dzieci schroniła się w zamkniętym pokoju i podniosła alarm. 19-letniego napastnika postrzelił żołnierz, przebywający obok na przepustce.
Dostęp do Wzgórza, na którym stoi meczet Al-Aksa, który Palestyńczyk chciał „pomścić”, został wprawdzie po 48 godzinach przywrócony, lecz władze izraelskie ustawiły przy wejściach do meczetu bramki z wykrywaczami metali, pragnąc zapobiec przemycaniu broni.
Przeszukując pomieszczenia meczetu, znaleziono znaczną ilość noży i łomów. Obawy policji nie były więc bezzasadne. Podobne bramki stoją od lat przy jedynym wejściu na Wzgórze dostępnym dla niemuzułmanów, są one wszechobecne w Izraelu. W Arabii Saudyjskiej
chronią dostępu do najświętszego miejsca islamu – Al-Kaaby. Waqf jednak uznał ustawienie bramek bez konsultacji ze stroną muzułmańską za naruszenie status quo i wezwał współwyznawców, by nie wstępowali na Wzgórze, póki one tam stoją.
Bojkot się udał, co dało asumpt do oskarżenia Izraela o uniemożliwianie dostępu do stojących tam meczetów. Doszło do gwałtownych protestów, w piątek zginęło w nich trzech młodych Palestyńczyków, a w sobotę kolejnych dwóch (jeden od przedwczesnego wybuchu koktajlu Mołotowa). Podczas manifestacji policjantów obrzucano kamieniami; niektórzy zostali ranni.
W przynajmniej jednym wypadku, jak się wydaje, policja otworzyła ogień, choć nie została bezpośrednio zaatakowana.

Status quo na Wzgórzu

Status quo, o którym mowa, trwa na Wzgórzu, odkąd Izrael je zajął podczas wojny sześciodniowej w 1967 r. Władze postanowiły wówczas, że Wzgórze, na którym w starożytności wznosiły się obie biblijne Świątynie, a od VII w. stoją meczety, pozostanie w
rękach Waqfu, a Izraelczycy będą interweniować jedynie w przypadku zagrożeń bezpieczeństwa. Oznaczało to pozostawienie najświętszego miejsca judaizmu w rękach muzułmanów.
Żydom jednak na mocy rabinackiego zakazu na Wzgórze wstępować nie wolno, gdyż mogliby niechcący zbrukać swymi stopami miejsce, gdzie istniało świątynne Święte Świętych. Stąd modlitwy nie na Wzgórzu, lecz pod Zachodnią Ścianą – fragmentem
okalającego je muru.
Status quo w praktyce oznacza pełną swobodę działania na Wzgórzu dla władz Waqfu, które np. prowadziły tam rozległe prace budowlane, zabraniając władzom izraelskim wszelkich prac archeologicznych. Izraelscy archeolodzy do dziś przesiewają wywieziony ze Wzgórza gruz, odkrywając stale fragmenty starożytnych, w tym i żydowskich, zabytków. Straż Waqfu oraz policja izraelska stale pilnują, by wstępujący na Wzgórze Żydzi, ignorujący rabinacki zakaz, który nie ma mocy prawnej, nie modlili się tam – towarzyszą im funkcjonariusze stale patrzący im na usta.
Izrael podejrzewa się stale o chęć zburzenia meczetów i postawienia tam III Świątyni (takie nadzieje miał w 1967 r. ówczesny naczelny rabin Izraela). W 1996 r. pogłoska, że Izrael wydrążył tunel pod Wzgórzem (w rzeczywistości chodziło o odsłonięcie podstaw
otaczającego je muru) doprowadziła do krwawych zamieszek. W 2001 r. wizyta ówczesnego przywódcy opozycji izraelskiej i późniejszego premiera Ariela Szarona stała się pretekstem do rozpętania drugiej intifady. Z kolei interwencje policji izraelskiej na Wzgórzu, gdy muzułmanie obrzucali z niego kamieniami modlących się u jego podstaw Żydów, były zawsze kategorycznie potępiane przez państwa arabskie.
Próby łagodzenia konfliktu, jak inicjatywa sprzed dwóch lat, by na Wzgórzu zainstalować kamery, pod wspólną kontrolą izraelsko-jordańską (król Jordanii pełni funkcję Opiekuna Miejsc Świętych) Waqf odrzucał, nie chcąc przyznać Izraelowi jakichkolwiek dodatkowych praw. Po ostatnich zajściach rząd zapowiedział jednak instalację kamer, umocowanych na słupach stojących poza terenem Wzgórza, a więc poza kontrolą Waqfu.
W ostatnich latach wzmogła się kampania izraelskich nacjonalistów domagających się rewizji status quo i zrównania w prawach Żydów z muzułmanami (bez ingerencji w funkcjonowanie samych meczetów). Rząd propozycje te odrzuca.
Muzułmanie nie dowierzają izraelskim zapewnieniom. Palestyńczycy obawiają się, że ustawione właśnie bramki są pierwszym krokiem do „hebronizacji” Wzgórza. W Hebronie, palestyńskim mieście na Zachodnim Brzegu, znajduje się grota Machpela, miejsce pochówku
izraelskich patriarchów Abrahama, Izaaka i Jakuba, których islam także uznaje za proroków.
Nad grotą wznosi się średniowieczny meczet Al-Chalil, ale władze izraelskie zezwalają zarówno Żydom, jak i muzułmanom na oddzielny, lecz równy dostęp i modlitwę. 21 lat temu izraelski fundamentalista Baruch Goldstein zamordował modlących się w grocie
muzułmanów.

Rozłam w obozie sunnickim

Reakcje muzułmańskie na obecny kryzys są jednak dość nieoczekiwane. Przewodniczący Autonomii Palestyńskiej Mahmud Abbas potępił jednoznacznie sprawców ataku na Wzgórzu być może dlatego, że byli to izraelscy Arabowie, nie Palestyńczycy. Nie uczynił tego w przypadku zbrodni Al-Abeda, a w odpowiedzi na piątkowe starcia zawiesił – po raz pierwszy, odkąd objął władzę 10 lat temu – współpracę w dziedzinie bezpieczeństwa z Izraelem. To dzięki tej współpracy Al-Abed został trzy miesiące temu aresztowany przez palestyńską policję za planowanie zamachów na Izraelczyków, lecz puszczono go wolno. Nieoczekiwanie ostra reakcja Abbasa wynika przede wszystkim z pogłębiającego się konfliktu z rządzącym w Gazie Hamasem, który wszystkie ataki na Izraelczyków pochwalił. Fatah Abbasa poparł także jerozolimskie zamieszki, określając je mianem „początku kampanii o Jerozolimę”.
Ale poparcie Hamasu, postrzeganego obecnie przez Arabię Saudyjską jako część wrogiej, fundamentalistycznej koalicji wokół Bractwa Muzułmańskiego, oznacza, że Rijad, inaczej niż w przeszłości, nie potępił Izraela i nie chwalił terrorystów. Liga Arabska jedynie ostrzegła Izrael, iż „igra z ogniem”. Król Jordanii potępił zamach z poprzedniego weekendu, ale tamtejszy parlament uznał jego sprawców za „męczenników”. W niedzielę doszło też do – nieudanej – próby zamachu na ambasadę izraelską w Ammanie.
W odpowiedzi na program w arabskiej telewizji o zajściach wokół wzgórza, określanych mianem „zwycięstwa Al-Aksa”, pewien saudyjski widz zareagował, twittując, że nie chce takiego zwycięstwa, „bo to byłoby zwycięstwo Hamasu i Kataru”. Rijad z sojusznikami
prowadzi blokadę Kataru oskarżanego niebezpodstawnie o wspieranie Bractwa Muzułmańskiego i innych ruchów terrorystycznych. Bramki przed Al-Aksa potępił prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan. Ankara wspiera Katar i ma tam bazę wojskową. Stambulską synagogę Neve Szalom, zazwyczaj dobrze strzeżoną przez policję, tłum obrzucił kamieniami. Słowem, stosunek do zajść dzieli sunnitów według politycznych podziałów, nie mających nic wspólnego z konfliktem izraelsko-palestyńskim.
Rozłam w jednomyślnym dotąd potępianiu wszelkich działań Izraela w obozie sunnickim stwarza szansę na mediację, a co za tym idzie, uniknięcie krwawego rozwoju konfliktu.
Saudyjska koalicja zbliżyła się w ostatnich czasach z Izraelem, na gruncie wspólnego zagrożenia ze strony Iranu, i poczucia, że amerykański sojusznik ich opuścił. Rozwiązanie kryzysu jerozolimskiego byłoby obu stronom na rękę. Wymagałoby to jednak usunięcia nieszczęsnych bramek, które zresztą i tak byłyby nieskuteczne w kontrowaniu dziesiątków tysięcy pielgrzymów, i wypracowanie innego, skutecznego systemu bezpieczeństwa.
Wymagałoby to również jednoznacznych izraelskich gwarancji, że status quo nie będzie naruszony. Konieczne by też było, by Waqf i władze Autonomii równie kategorycznie potępiły terror pochodzący – dosłownie bądź przenośnie – z Al-Aksa i przeciwdziałały mu.
Na to jednak szanse są dużo mniejsze. Jeśli nawet uda się tym razem załagodzić konflikt, następnym razem wybuchnie on ponownie. Chyba że ewentualna skuteczna mediacja saudyjska stanie się początkiem próby generalnego uregulowania konfliktu, do czego stwarza
podstawy przygotowana 15 lat temu przez Rijad Deklaracja Ligi Arabskiej. Wymagałoby to jednak przyjęcia jej przez Izrael, choćby jako punktu wyjścia. W sumie to zbyt wiele warunków równie niezbędnych co nie do spełnienia.

Dawid Warszawski
24 lipca 2017

sz

 

Kategorie: Uncategorized

5 odpowiedzi »

  1. Ciesze sie ze pani Shaked, minister sprawiedliwosci w Izraelskim rzadzie, powiedziala ostatnio głośno i jasno: „Syjonizm jest sprzeczny z prawami człowieka, a zatem jest to ultranacjonistyczny, kolonialistyczny i być może nawet rasistowski ruch, jak twierdzą zwolennicy sprawiedliwości na całym świecie. My przyjmojemy to jako jedyna droge dla Syjonizm.”

    Ciekawe, ja mysle ze Niemiecki slogan byl po prostu taki sam, trzeba tylko zamienic Syjonizm z wielkoscia Niemieckiej rasy….

  2. Ciało, gdy znajduje się na dnie głębokiego dołu, znajduje się w równowadze trwałej. Nie ma szansy, by mogło wyjrzeć, choć na chwilę, by zobaczyć prawdę. Umarł w butach. A on w dodatku jest ślepy. Z myśleniem też coś nie bardzo. Myślenie polega na wnioskowaniu zgodnym z prawami logiki, bazującym na faktach. Co robi Rysiek? Albo przekręca fakty, albo wyciąga błędne wnioski, albo i to i to. Ale wciąż uważa, że tylko on ma rację, a ci, nie podzielający jego „poglądów”, nic nie rozumieją. Masz babo placek. Przegrana sprawa.

  3. Pan Rysiek miesza wszystko ze wszystkim i nie ma pojęcia o historii Anglii ani Izraela. Za to ma ogromna potrzebę potępienia Żydów. Nie jest to oryginalne. Szkoda zachodu na tłumaczenie czegokolwiek przy tak ewidentnej złej woli… No comments.

  4. Ciekawe,
    Walczyc przeciwko kolonializmu Izraelskiemu to albo grzech albo akt terroryzmu, ale walczyc przeciwko kolonializmu Angielskiego to heroizm. Jak wielka moze byc Zydowska hipokrycja?

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.