Uncategorized

Widmo polskości i dybuk żydostwa

Ludwik Lewin

 

Wdałem się niedawno w dyskusję w serwisie społecznościowym.  Komentując wywiad z Mikołajem Grynbergiem pewna moja znajoma napisała dramatycznie, że w tym wywiadzie jest dużo bolesnej prawdy o nas.

Sięgnąłem do tekstu i widzę, że jest w nim głównie mowa o tym jak mało czuje się w Polsce sympatii do Żydów. Odpowiedziałem więc, że widzę dużo bolesnej prawdy o nich, ale nie o nas. I dopiero potem zastanowiłem się, co może znaczyć „my”, a co „oni”.  Cytowała moja znajoma Grynberga, gdy mówi:– Jestem Polakiem, pomimo tego, że nie wszyscy tak uważają. I nadchodzą czasy, w których coraz więcej osób będzie uważało, że oszukuję ich, tak twierdząc. Przekroczona została kolejna granica, bo można mi to powiedzieć publicznie. (…) Przecież to jest moja kultura, język i kraj. Nie ma drugiego, który byłby bardziej mój”.

W „my” mojej znajomej – zaczynałem rozumieć – mieścili się zarówno Polacy, jak i Żydzi, czuła się jednym i drugim, jako Żydówkę bolało ją, że jej polskość odrzucają Polacy, a jako Polkę to, że na Żydach wypala się znamię obcości.

Jej postawy nie chce z całą pewnością zaakceptować wielu Żydów niemieszkających w Polsce, dla których Polacy są tylko mordercami Żydów, niegodnymi wybaczenia. Jak Niemcy, a może i bardziej. Jednym z nich był człowiek o czysto polskim imieniu i nazwisku: – „coś we mnie gotuje się jak czytam, jak Żyd mówi 'jestem Polakiem’”. I porównywał: „Z nie tak odległej przeszłości: jakaś część Żydów w Niemczech twierdziła, że jest Niemcami…”

Przeczytałem i pomyślałem, że tym, którzy do wyjazdu nie wiedzieli, że są Żydami, a dziś zapomnieli polskiego, łatwo wyśmiewać tych, co zostali i próbują się odnaleźć nad Wisłą.

I przypomniałem sobie, że od zawsze wiedząc, że jestem Żydem, w pierwszych latach mego życia polskość i polski patriotyzm wysuwałem na plan pierwszy, nie pragmatycznie i nie na pokaz.

 Inny emigrant – być może już dawno nie czuje się emigrantem, a może naprawdę już nim nie jest – zauważył, że „Żydzi w Polsce to mała garstka, mimo że robią dużo internetowego szumu… a narodowy nacisk jest duży. Przy czym afirmacja religijna jest znikoma, a narodową można uprawiać w Izraelu. To są dylematy z którymi styka/zmaga się każdy w takiej sytuacji i nie ma łatwych rozwiązań. Chyba najłatwiejszym jest „Polak żydowskiego pochodzenia” – przypuszcza dyskutant.

Nie utożsamiam się z żadną z tych postaw, ale każdą rozumiem.

Gdy jako dwudziestolatek wyjeżdżałem z Warszawy mając bardzo wiele za złe swym współobywatelom, przekonany byłem, że po pięciu najwyżej latach nie będę już pamiętał polskiego. Rzeczywistość zdementowała moje przypuszczenia. Całkowicie. W Polsce czułem się Żydem i jako taki byłem traktowany, a we Francji, gdzie na obywatelstwo, jak i narodowość jest tylko jedno, to samo słowo, nikt mojej żydowskiej etniczności nie chciał brać pod uwagę i chcąc, nie chcąc, stałem się Polakiem. Dopełnieniem absurdalnego dowcipu może być to, że gdy przez cztery lata pracowałem w Londynie w BBC, wszyscy nazywali mnie Francuzem.  

Francja jest krajem, gdzie „żyd” systematycznie pisze się z małej litery, jakby chodziło tylko o wyznanie, gdyż od XVIII wieku „izraelici” są tam pełnoprawnymi obywatelami. We Francji przecież nie brak tradycji antysemickich od Drumonta na prawicy i Proudhona na lewicy, poprzez tych, którzy nie chcieli umierać za Gdańsk, głównie z przekonania, że „lepszy Hitler niż Blum”.

Przedstawicielem tradycyjnego francuskiego antysemityzmu jest niewątpliwie założyciel populistycznego Frontu Narodowego (FN), emerytowany już właściwie Jean-Marie Le Pen. Tradycyjnego, bo ogarniając coraz szersze kręgi, rozwija się w nietradycyjny, lewacko- muzułmański.

W czerwcu 2014 Le Pen w internetowym wywiadzie atakując artystów, którzy występują przeciw jego partii, na dźwięk nazwiska Patricka Bruela, powiedział – ten mnie nie dziwi, poślemy do następnego wypieku. Ponieważ prezydent FN, jako deputowany do Europarlamentu, miał immunitet, dosyć długo trwały formalności, ale w lipcu zapowiedziano, że wkrótce stanie przed sądem. Informując o tym, całkiem podobno nieantysemicki, ale na pewno całkiem antyizraelski dziennik le Monde, zaznaczył, że polityk oskarżony jest z powodu tego, co powiedział o Patricku Bruelu, „pochodzenia żydowskiego”. No to jak jest w tej Francji?  

Nie pamiętam czy o arcybiskupie Paryża, kardynale Jean-Marie Lustigerze, pisał le Monde, że jest pochodzenia żydowskiego. Ten syn emigrantów z Polski twierdził, że dopiero kiedy się wychrzcił, stał się prawdziwym żydem. Słysząc takie oświadczenie poczułem niesmak i zgrozę, gdyż jest to powtórzenie tego, co od stuleci głosił Kościół: Po odrzuceniu przez Żydów Jezusa (rzekomego Mesjasza), to chrześcijaństwo stało się prawdziwym Izraelem (Verus Israel), a Żydzi, którzy doń nie dołączą, skazani są na wieczne potępienie.

„Hitler zhańbił antysemityzm” pisał tuż po II wojnie światowej francuski powieściopisarz katolicki Georges Bernanos. Czy płynie z tego wniosek, że wcześniej antysemityzm był czymś szlachetnym? Jedno jest pewne, Bernanos na dobre, a może raczej na złe, nie negował istnienia Żyda i żydostwa, jako samoistnego bytu.

Nie można tego powiedzieć o najbardziej znanym filozofie egzystencjalistycznym. Jean-Paul Sartre w wydanych w r.1946, słynnych Rozważaniach o Kwestii Żydowskiej nie zauważa jakiejkolwiek pozytywnej rzeczywistości żydostwa, które – twierdzi – budowane jest jedynie spojrzeniem antysemity. To antysemita tworzy Żyda wylewając na niego cały swój strach, przewidzenia i nikczemność– pisał wiele lat później o Rozważaniach pisarz i filozof Maurice Blanchot.

Spojrzenie Sartre’a jest dla Żydów nie do przyjęcia.  Widać w nim pozostałości przejętej przez Marksa, chrześcijańskiej idei, traktującej żydostwo i jego trwanie w historii jako anomalię. Widział przecież Sartre „kwestię żydowską”, a traktowanie Żydów jako problemu stoi u początków szukania rozwiązania. Czasem ostatecznego.  

Jest jednak w „Rozważaniach…” bardzo celna myśl. „Demokrata” – zauważa filozof – „jest bardzo zajęty. Żydem zajmuje się, kiedy ma chwilę wolnego. Antysemita ma tylko jednego wroga, może o nim myśleć cały czas i dlatego to on nadaje ton”.

Sprawdziła mi się słuszność tej uwagi po niedawnym wybryku pani Ogórek, która żydostwo dosyć nieelegancko wypowiadała Markowi Borowskiemu. W serwisach społecznościowych zauważyłem wiele protestów, potępień, prześmiewań. Na ogół pochodziły od osób o żydowskich nazwiskach albo od takich, które swe żydostwo afiszują. Demokraci w tym czasie mieli ważniejsze sprawy do załatwienia.

Bywa też tak (no, zdarzyło się), że jadę metrem, wchodzi dobrze odżywiona para z dzieckiem, może dziesięcioletnim, ona blondynka, bardzo dobrze odżywiona, on też niegłodujący, z ciemnym wąsikiem. Dzieciak patrzy na mnie i mówi głośno – mamusiu, patrz – Żyd. Zapomniałem dodać, że pośród Arabów i Murzynów, byłem dotąd jedynym Europejczykiem w wagonie, i że metro paryskie, a małżeństwo nadwiślańskie. Co go naprowadziło na ślad? Kapelusz? Broda? Być może wsiedli do metra w dzielnicy, w której jest sporo chasydów… Niby nic, ale w tym – „patrz – Żyd” było coś złowrogiego.    

„Co mam wspólnego z Żydami?”  – pytał Franz Kafka w dzienniku 8 stycznia 1914. I odpowiadał – „Ledwie coś wspólnego mam z samym sobą i powinienem bym cichutko przystanąć w kącie, zadowolony z tego, że mogę oddychać”.

Ten najbardziej uniwersalny i najbardziej żydowski pośród pisarzy XX wieku żałował w innym miejscu, że nie zna dwóch ojczystych języków – czeskiego i hebrajskiego. Nie określał się jako Czech, Żyd albo Niemiec, ale Samsa, jego alter ego w Przemianie, opisany jest jako niespokojny chrząszcz. Rozdarty między wiarą ojców i bezbożną Pragą, owad donikąd nieprzynależący, gdyż jego tylne nogi nie mogą się odkleić od ojcowskiego judaizmu, a przednie nowego miejsca nie znajdują.

W odpowiedzi Sartre’owi Emmanuel Levinas napisał, że to, że Hitler schwycił się mitu rasy, przypomniało Żydom o nieodwracalności ich bytu. Świadomość, że niemożliwa jest ucieczka od swej doli, wielu przyprawiła o zawrót głowy. A jest to sytuacja ludzka, sytuacja każdego człowieka i niewątpliwie, dlatego ludzka dusza jest w swej esencji żydowska. „Dla nas Żyd to człowiek w każdym człowieku” – tłumaczył Levinas.

 

Zdarza mi się, że w myślach deklamuję – kto ty jesteś, Polak mały, ale z lustra patrzy na mnie stary Żyd i uśmiecha się drwiąco.

Pewnie jakiś demon.

Wszystkie wpisy Ludwika

TUTAJ

Pierwodruk ukazal sie w Slowie Zydowskim 2017

Kategorie: Uncategorized

8 odpowiedzi »

  1. Zrozumcie mnie : ja absolutnie nikogo nie krytykuje, sama tez jestem mocno dotknięta tym niezdrowym syndromem Żydówki z Diaspory. I tez muszę iść na kompromisy i różne lawirowania w życiu codziennym i musiałam dbać aby dzieci nie ucierpialy w szkole gdy były małe, i ciagle jeszcze się zżymam na rozne antyizraelskie wymądrzania się moich szwajcarskich przyjaciół i idiotyczne antysemickie ” powiedzonka” polskich znajomych tutaj. Wiec wiem
    o czym mówię. Ale jednak Zachód to nie Polska i do głowy by mi nie przyszła taka poniżająca kategoryzacja Żydów według cudzego spojrzenia. I bardzo szanuje i podziwiam a nawet zazdroszczę tym polskim Żydom , i tym „marcowym ” i tym z innych imigracji, którzy świadomie i bezkompromisowo wybrali Izrael i mówią dzisiaj ze „czuja się we własnym domu”. Bo to poczucie jest bezcenne ! Dla nas starych trochę już pozno aby jeszcze raz zmieniać kraj i uczyć się hebrajskiego od zera. Ale trzeba jeździć do Izraela jak najczęściej, to prawdziwa terapia dla duszy ! Wraca sie stamtąd z podniesiona głowa ! Wiec kto wie, może kiedyś tam zostaniemy ? Albo nasze dzieci zwiążą się z Żydami wrócą nareszcie do siebie ? Tego im życzę. I Wam takze i pozdrawiam !

  2. Zastanawiam sie czemu moga służyć podobne rozwazania i kategoryzowanie Żydów. I jak negatywnie one wpływają na zdrowe i godne poczucie tożsamości. Jak bardzo psychika Żydów z Diaspory kontrastuje z dumna i jasna swiadomoscia Izraelczyków kim są. Ten tekst to dla mnie smutny dowód na to ze człowiek czuje się sobą tylko na własnej ziemi, i tylko tam sam się określa, i zdrowo rozwija, nie interesując się tym jak postrzegają go inni. I ze życie w na cudzej ziemi niedobrze wplywa na samoświadomosc. Moja Mama miała prosta zasade : asymilacja lub emigracja. Nie ma innej drogi. Żadne z nich nie jest proste. Ale symilacja nigdy nie jest definitywna bo zawsze ktoś ci wytknie żydowskiego pradziadka. A emigracja ( czyli Alija : powrót z tułaczki do domu i życie u siebie i wśród swoich ) na pewno nie jest łatwa, a nawet bardzo trudna, ale przynajmniej definitywnie rozwiązuje problem tożsamości i tulactwa po świecie.

  3. Bardzo piekny artykul, dzieki!
    Dodalbym tylko, ze mozna nas podzielic na cztery kategorie (tak w ogole, to mozna wszystko dzielic na mnostwo roznych kategorii, do nieskonczonosci; wszystko zalezy od wyboru kryteriow). Nawiazujac do artykulu Ludwika, w miare klarowny podzial na cztery kategorie wyglada nastepujaco:
    a) Ci, ktorych Zydzi uwazaja za Zydow, a Polacy – za Polakow;
    b) Ci, ktorych Zydzi uwazaja za Zydow, i ktorych Polacy tez uwazaja za Zydow
    c) Ci, ktorych Zydzi uwazaja za Polakow, a Polacy – za Zydow
    d) Ci, ktorzych Zydzi uwazaja za Polakow, i Polacy tez uwazaja ich za Polakow.
    Rzecz jasna, sprawdzenie tych kryteriow na praktyce spotka sie z wieloma trudnosciami, bo jak to ustalic? Trzeba by zrobic doglebny sondaz czy ankiete, wsrod najszerszych odlamow obu spolecznosci, co wydaje sie nie do wykonania nawet przez Muzeum „Polin”.
    No bo od razu nasuwa sie pytanie: jacy Zydzi? i jacy Polacy? – pozostaje wiec zlagodzic okreslone wyzej kryterium, wprowadzajac slowko „wiekszosc”. Czyli,
    a’). Ci, ktorych wiekszosc Zydow uwaza za Zydow, a wiekszosc Polakow – za Polakow, itd. Taki podzial na kategorie latwiej sprawdzic, przynajmniej w przyblizeniu. A najlepiej zastosowac ten podzial do siebie samego, zastanawiajac sie, do ktorej kategorii sie nalezy, opierajac sie na opinii znajomych i przyjaciol (albo i nieznajomych, jak w przygodzie Ludwika w paryskim metrze).
    Ja osobiscie zaliczam sie – i to bez wahania – do kategorii b), i dobrze sie z tym czuje. Z kategorii d), mowiac szczerze, (poza etnicznymi Polakami-katolikami) nie znam nikogo. Kategoria a) jest chyba dosc slabo reprezentowana. A najgorzej maja chyba ci co naleza do kategorii c).
    Taka amatorska analiza matematyczna sytuacji…
    Pozddrowienia,
    RK

  4. Jestem tym głębokim artykułem bardzo poruszony,i jako Żyd i jako Polak.Jurek Dąbrowski

  5. Bardzo madre,dajace do myslenia- i smutne…

  6. Ludwiku, dzięki za piękny artykuł – tu nic nie jest proste. Co do Mikolaja Grynberga, to ja go czytam (szcególnie „Rejwach”) tak, jakby on się odnosił do wielu z nas – nie tylko tych, którzy pozostali w Polsce.

  7. Co określa zydowska tożsamość ? Trzy filary :
    1.) Judaizm ( jako religia lub znajomość kultury i tradycji żydowskiej )
    2.) utożsamianie się z Izraelem i narodem żydowskim, solidarność i lojalność wobec niego.
    2.) pamięć historii Narodu, a szczególnie Shoah.
    To wystarczy.
    Wiec jeśli lubimy siebie samych, jesteśmy solidarni, znamy i kochamy Izrael i jesteśmy z niego dumni – to jesteśmy Żydami ! Proste !
    I nie zawracajmy sobie tym więcej głowy, są ciekawsze i zdrowsze tematy ! I nigdy nie pozwólmy nie- Żydom określać naszej wlasnej tożsamości. Chyba czas już wiedzieć kim jesteśmy, do cholery, życie się kończy pomału a my ciagle w lesie…

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.