Uncategorized

List otwarty do dyrektora muzeum Polin w sprawie programu obcy w domu. Wokół Marca ’68

Bronisław Świderski

Wydaje się, że fraza „Obcy w domu”, będąca hasłem obchodów pięćdziesiątej rocznicy wydarzeń marcowych ’68 przez Muzeum Historii Żydów Polskich Polin, obarczona jest podwójnym błędem. Po pierwsze: czy istotnie podstawowym przesłaniem działań marcowych była obcość – czy raczej jedność? Po drugie: nadając Żydom miano „obcych”, czyli ludzi pozbawionych praw w swoim kraju, zamienia się ich wyłącznie w ofiary. Jest to zapewne rezultat tak modnej dzisiaj idei wiktymizacji żydowskiej historii, opartej na niekoniecznie prawdziwym przekonaniu, że „ofiara zawsze ma rację”.

Najśmieszniejsze jest jednak to, że ów muzealny nadtytuł nie został bynajmniej wymyślony w Muzeum. Jest to bowiem dosłowna powtórka antysemickiej frazy Gomułki z marcowych przemówień. To on w neurotycznej intonacji oddzielił Polaków od „syjonistów”, których postanowił wygnać. Ta fraza nigdy nie była obiektywną oceną wydarzeń marcowych, ale gorącym hasłem politycznym antysemitów.

To cięcie siekierą po „linii krwi” jest zgodne z programem nacjonalistów w obu grupach narodowych. Nie oddaje jednak prawdy o tamtych wydarzeniach.

Bo Marzec był czymś przeciwnym: był dowodem na to, że wszyscy jesteśmy Polakami, że linia graniczna nie przebiegała między etnicznymi grupami, ale między komunistyczną władzą i narodem. Ukazał to Jerzy Eisler w swojej drugiej książce o Marcu, zatytułowanej Polski rok 1968 (omówiłem ją w szkicu Marzec ’68 – mit romantyczny?, zamieszczonym w „Europie”, a obecnie dostępnym w internecie). Historyk podkreślił w niej, że na terenie kraju przeważał w tych wydarzeniach udział młodych polskich robotników. Poparcie tej grupy dla studenckiej walki potwierdza konkluzja Eislera: „od 7 marca do 6 kwietnia w całym kraju zatrzymano 2725 osób, w tym 937 robotników – o ponad 300 więcej niż studentów”. Był Marzec zatem ruchem studentów, których Gomułka nazwał „obcymi” – czy polskich robotników? Dlaczego pracownicy Muzeum Polin nie pomyśleli, co poczują ci robotnicy, kiedy znowu usłyszą echo słów Gomułki, głoszące, że ich odwaga i aktywność służyły „obcym”, Żydom?

Demonstrując w Marcu, wcale nie byliśmy „obcy”. Przeciwnie, poświadczaliśmy żywą swojskość we wspólnym, polskim domu. Uczestnicząc 8 marca 1968 w wiecu przed siedzibą rektora warszawskiego uniwersytetu, stałem razem z innymi polskimi studentami i bynajmniej nie czułem obcości. Także skazany na karny obóz wojskowy za marcową aktywność, spotkałem na nim zwykłych studentów z wielu miast, a ogromnej większości z nich nawet gorliwy nacjonalista nie nazwałby „obcymi”. Łączył nas też wspólny wróg.

Marcowy bunt był elementem walki polskiego narodu przeciwko władzy komunistów. Antysemita Gomułka próbował rozbić naszą jedność, przedstawiając niektórych buntowników jako „obcych”, jako nie-Polaków, jako Żydów. Zadziwiające i oburzające jest to, że Muzeum Polin tak łatwo zaakceptowało antysemicką ideę jako swoje hasło.

Marzec ’68 był ruchem ogólnopolskim, zatem z pewnością większe prawo do organizowania obchodów marcowych ma Muzeum Historii Polski niż Historii Żydów Polskich. Przecież my, jego uczestnicy, dzieliliśmy tę walkę z całym polskim narodem!

Naprawdę dziwi, że ufundowane na historycznej wiedzy Muzeum z taką łatwością pomija dowody naukowe, opisane przez historyka, i woli sięgnąć po nacjonalistycznąretorykę polityka Gomułki. Powtarzam: razi owo chętne powtórzenie przez Muzeum frazy tego sowieckiego sługusa, nie będące ani polemiką, ani sprzeciwem, gdyż wiemy, że czcigodni polscy profesorowie i muzealnicy, zazwyczaj poważni i konkretni jak wysuszone cytryny, z daleka obchodzą fi gury ironii i parodii.

Ponadto ów nacjonalistyczny podział na Polaków, „gospodarzy kraju”, wykluczających ze swojej społeczności „obcych” Żydów, okazuje się całkowicie fałszywy w konfrontacji z realiami wydarzeń marcowych. Przecież nie wszyscy Żydzi byli „obcy” w PRL -u! Przecież to wcale nie Polacy donosili na mnie esbecji, ale dwaj Żydzi będący jej tajnymi współpracownikami: jeden był synem komunistycznego generała, drugi – cenzora. Nie mogę wykluczyć, że czuli się obco w Polsce i bardzo pragnęli zostać uznani za „swoich” przez władzę komunistyczną. Obaj ci synowie, wówczas moi najserdeczniejsi przyjaciele, dzięki swojemu donosicielstwu zrobili w kraju kariery i otrzymali tytuły naukowe, gdy ja zostałem wyrzucony z uniwersytetu i zmuszony do emigracji. Czy i ja, i oni byliśmy równie „obcy w domu”, w Polsce?

Z kolei jedna z jurorek muzealnego komitetu uczestniczyła w wydarzeniach marcowych, gorliwie współpracując z komunistyczną milicją. Z własnej woli podjęła się stworzenia obszernego tekstu na użytek esbecji, który dzisiaj można odszukać w internecie (o, ci nasi lojalni pisarze, nigdy nie potrafią się w porę zatrzymać!); moje nazwisko, nazwisko przeciwnika komunizmu, występuje w nim kilka razy. I tę właśnie osobę Muzeum wyznaczyło do oceny nadsyłanych wypowiedzi o Marcu ’68. Ja, prześladowany uczestnik marcowych wydarzeń, zuchwale (a może po prostu lekkomyślnie?) zgodziłem się być świadkiem obrony w procesie marcowym i świadczyć na korzyść oskarżonej osoby. O ile wiem, byłem jedynym uczestnikiem Marca, który podjął się bronić kolegów w warszawskich procesach politycznych w tym czasie (więcej o tym piszę we wspomnianym szkicu o książce Eislera). Bezpieka natychmiast zareagowała, zgodnie z prawdą obiecując, że mnie zniszczy. Jak widzimy, do dzisiaj pozostaje niezaspokojone pytanie: czy tego, kto wydawał swoich kolegów, i tego, kto ich bronił, można określić tym samym mianem?

Długo nie chciałem wyjeżdżać z kraju. Kroplą, która przeważyła szalę decyzji, były wybory do Sejmu w 1969 roku. Moja żydowska matka, która bardzo chciała być Polką i za nic nie chciała wyjechać, w panice wołała, że gdy nie zagłosuję, on i przyjdą do domu, odbiorą jej pracę i wyrzucą „na bruk”. Ojciec, wywodzący się z katolickiej rodziny warszawskich robotników, w 1914 roku jako szesnastolatek znalazł się w Rosji. I właśnie tam do końca życia zakochał się po uszy w Leninie i Stalinie. Nie mógł mi wybaczyć, że byłem wrogiem komunizmu. Nienawiść ojca i lament matki skłoniły mnie do pójścia na wybory. Oczywiście, miałem zamiar skreślić, skreślić, skreślić… W lokalu wyborczym pokazałem dowód i otrzymałem kartę do głosowania. Urna stała tuż przy stoliku komisji – wystarczyło tylko wrzucić do niej kartę. W odległym rogu była niewielka przestrzeń oddzielona skąpą zasłoną. Obok niej siedział rosły mężczyzna, zapewne esbek, uzbrojony w kartkę papieru i ołówek. Nikt w lokalu nie podchodził do niego, każdy wrzucał otrzymaną kartę do urny, nawet nie zaglądając do niej. Wiedziałem, że wejście za zasłonę i skreślenie wszystkich – na co miałem ogromną ochotę – w niczym nie zmieni wyniku wyborów, ustalonego jeszcze przed głosowaniem, natomiast może ściągnąć represje na moją rodzinę. Oszustwa komunistów nie były bowiem żadną tajemnicą. Gdybym skreślił, byłbym zadowolony z siebie, a jednocześnie miałbym świadomość, że szkodzę mojej rodzinie. Czy miałem prawo tak postąpić? A czy miałem prawo skreślić moją marcową aktywność? Po chwili wahania wrzuciłem nieskalaną kartę do urny i wyszedłem. Być może ocaliłem egzystencję rodziny, ale zdradziłem siebie. Poczułem metalowy smak wędzidła w ustach – smak, który zna każdy niewolnik. Także z tego powodu postanowiłem wyjechać z Polski. Czy wyjeżdżając, stałem się „obcy”, czy raczej kontynuowałem polskie tradycje protestu?

Gdy w Danii pytano mnie, dlaczego wyjechałem, odpowiadałem: „bo polscy komuniści uznali mnie za wroga, a ja zawsze wierzyłem komunistom” (ta wypowiedź została zarejestrowana w filmie Wyjechałem z Polski, bo…, zamieszczonym na stronie internetowej Muzeum Polin). Widziałem moją postawę jako kontynuację walk Polaków z narzuconymi przez Rosjan „władcami”, a nie jako gest „obcego”. Dlatego też w Danii starałem się, jak mogłem, pomagać „Solidarności”, w której widziałem naturalnego spadkobiercę polskich buntów niepodległościowych.

Nie sądzę, że byliśmy ofi arami, wyjeżdżając, chociaż właśnie tę postawę propaguje wiktymizująca wizja Muzeum. Uzyskaliśmy bowiem ogromną szansę wzbogacenia siebie – nie, nie myślę tutaj o pieniądzach (sam jestem o wiele uboższy od moich polskich znajomych), ale o zwiększeniu wiedzy o świecie i o sobie, o czym pisałem w „Znaku” (nr 3 z 1996 roku) w artykule Trzy.

Zyskałem bowiem trzy tożsamości, które nadal rozwijam. Od zawsze piszę po polsku i od czasu do czasu w języku Kierkegaarda, od Marca ’68 interesuję się historią Żydów, zaś od dwudziestu siedmiu lat jestem mężem Dunki i posiadam rodzinę, z którą rozmawiam po duńsku. Dlaczego mam jedną lub dwie z tych tożsamości odrzucić, nazywając je „obcymi”? Czy łączenie w sobie tożsamości nie jest jedynym skutecznym protestem przeciwko zwariowanym nacjonalizmom, popychającym nas ku wojnom?

Nie chcę sprawić wrażenia, że ten proces przebiegał w całkowitym szczęściu i harmonii. Udział w marcowych demonstracjach, który w Polsce był niekiedy powodem do dumy, a najczęściej powodował represje, w Danii wcale się nie liczył. Zajęci liczeniem pieniędzy Duńczycy nie mieli czasu na zdobywanie wiedzy o nieznanym kraju. Na moje podania o stypendia i pracę często nie dostawałem odpowiedzi, aż pewna dobra protestancka dusza podpowiedziała mi, abym nie pisał w curriculum vitae, że walczyłem z władzą, że byłem prześladowany i że wyrzucono mnie z uniwersytetu. „W Danii jest to życiorys kryminalisty” – szepnęła ta chrześcijańska dusza. O wiele lepiej przystosowali się zatwardziali oportuniści. W Danii spotkałem wielu esbeków i ubeków, którzy nagle odkryli, że są ofiarami komunizmu.

Rozważmy teraz implikacje muzealnego tytułu dla tych „obcych”, którzy pozostali w kraju, ponieważ czują się Polakami. Czy ta fraza nie przykleja się łatwo do ust polskich nacjonalistów i czy nie wzmacnia ich oskarżeń, że ci „obcy”, którzy z „podejrzanych powodów” pozostają w Polsce, są w istocie kłamcami (bo „udają” Polaków) i tchórzami (bo boją się emigrować)? Czy nie jest to zbyt łatwa redukcja marcowej lekcji?

http://www.fzp.net.pl/opinie/list-otwarty-do-dyrektora-muzeum-polin-w-sprawie-programu-obcy-w-domu-wokol-marca-68

 

Kategorie: Uncategorized

14 odpowiedzi »

  1. „Obcy w domu” to wlasnie dobry tytul. Urodzilem sie w Polsce, na co oczywiscie wplywu nie mialem. Polska byla moim domem bo w nia wierzylem i jako charcerz przyzekalem ja bronic zawsze i swoje zycie oddac dla niej. Poezje polskie kochalem tak samo Tuwima (Zyda) jak i Norwida czy Slonimskiego (Polakow). Ale co, urodzilem sie w kraju ktory mnie nie chcial bo bylem Zydem. Wiec z tego kraju wyjechalem. Dla Polakow bylem obcym, dla mnie bylem w domu. Dlatego tez mysle ze tytul jest bardzo dobry a glupi Polacy niech do d… ida

  2. Nie tylko tytuł programu “Obcy w domu”, ale również lodowata selekcja dopuszczanych do uczestnictwa w programie, może natychmiast zamrozić nawet wrzącą wodę

  3. Nie zgadzam się ani z analizą tytułu „Obcy w domu” ani z protestem zamieszczonymi w liście otwartym.
    Otóż w polskiej narracji w całej historii, tak pieknie zilustrowanej przez Polin Żydzi to goście (nie zawsze dostatecznie wdzięczni ), a Polacy to gospodarze (i dobroczyńcy,choć też nie zawsze). Przecież Żydzi nigdy nie zgłaszali pretensji do ziemi. Ziemia była zawsze Polska (nawet pod zaborami). Tytuł „Obcy w domu” świetnie pasuje do samego Muzeum oraz do jego wystaw, wszystkich razem o każdej z osobna.
    Wczesny komunizm polski, odstąpił od tej narracji w imię internacjonalizmu i świeckiego państwa dyktatury proletariatu. Słowa z przemówienia Gomułki zwiastuje powrót do tej tradycyjnej narracji głęboko i nieprzerwanie zakorzenionej w narodzie.
    Możnaby dyskutować samo umieszczenie obchodów marca 1968 w gestii Muzeum Żydów Polskich, ale obchody tam umieszczone nie mogłyby mieć trafniejszego i bardziej adekwatnego tytułu.
    Żeby nie rozpisywać mojego wywodu na długie i budzące argumenty zakończę cytatem z najwyższego miejsca:
    Jan Paweł II podczas spotkania z ludźmi kultury w 1991 r kierując je do ówczesnego ministra kultury Marka Rostworowskiego.
    „Bo niema ugody, gdzie w jednym kraju żyją dwa żywe narody. Pragnień im nie odejmiesz, ziemi im nie oddasz-jeden musi ustąpić!-gość albo gopodarz!”.
    Pozdro
    JH

  4. Rozumiem Bronisława Świderskiego (BS) i jego protest, na szczęście ten kontrowersyjny tytuł spowodował, iż (BS) napisał bardzo ciekawy felieton okolicznościowy. Osobiście śądzę iż organizatorzy nie mieli złych zamiarów, ale popełnili gruby nietakt w stosunku zarówno do tych w kraju, jak i na emigracji, którzy w ten czy inny sposób brali w tym udział. A przecież wystarczyłoby gdyby ten tytuł był nieco zmodyfikowany , jak np. „Obcy” w domu, i wszyscy byliby zadowoleni. Zenon J.

  5. A moze spojrzmy na to tak: ten, ktory sie uparl przy tym tytule ma „wizje”, ktora zamierza zrealizowac. Otoz on chce tym tytulem doprowadzic do protestu odwiedzajacych, ktorzy zobacza, ze Ci w tym czasie napietnowani byli przeciez u siebie w domu i moze dzis zaprotestuja? A to, ze taka nazwa w tej dzisiejszej Polsce jest dosc wymowna i oczekiwanie na wlasciwa reakcje dzisiejszego spoleczenstwa jest malo prawdopodobne tego egomana nie interesuje, bo on ma przeciez wizje, ktora za wszelka cene naszym kosztem realizuje. A jak mu sie stara wytlumaczyc, ze to moze wypalic, ze to dla innych jest potwarzem po raz kolejny, to moze uzywa argumentu : ja wiem co mowie, ja sam jestem … Zydem?
    Kochani, artykul jest bardzo dobry, wypowiedzi poprzednikow tez . No coz, nasza obecnosc na tej imprezie potwierdzi jego racje.
    My nie potrzebujemy innych wrogow jezeli mamy takich ludzi wsrod nas . Kiedy my sami zrozumiemy, ze gdzeikolwiek wystepujemy jestesmy postrzegani jako ambasadorzy wlsnego narodu i kraju?

  6. Po 50 latach mozemy dac sobie spokoj z marcem 1968.
    Sadze ze problemy zydow w Dani i Szwecji sa o wiele wazniejsze. TAM TEZ ONI SA OBCY

  7. Oczywiscie, ze tytul wystawy obrazliwy
    Proponuje zmjenic na Wygnancy Marca 68 roku

  8. Po przeczytaniu artykułu i uwagi czytelników dochodzę do mniemania, że muzeum Polin nie powinien był powstać w Polsce, dając krajowi dochody irenome na które wątpliwie zasługuje.

  9. Z zainteresowaniem przeczytałam i czuje ,że wiele racji i prawdy jest w tym ważny głosie.
    Pozdrawiam autora Bronisława Swidarskiego Maja

  10. Tak wlasnie-nie dawac wywiadow,nie uczestniczyc w imprezach ,nie przejmowac sie publikacjami probujacymi analizowac czy rozszyfrowac sytuacje powstala po Wojnie Szesciodniowej oraz po Dziadach.
    Zyjmy terazniejszoscia,a nie przeszloscia!

  11. Do Rimmy: „Dać sobie w tym spokój” można odczytać na dwa sposoby. Albo przestać się przejmować nieprzyjemnymi uwagami i poślizgami sugerującymi mniej lub bardziej jawny antysemityzm ich autorów, próbując naprawiać co się da, co zakłada jednak kontynuowanie kontaktów i pewnej współpracy, albo „dać spokój” w sensie bardziej dosłownym, ignorując konsekwentnie wzszelkie imprezy oficjalne organizowane przez władze. Ja osobiście wybrałem to drugie, i mimo kilku nagabywań i propozycji odmówiłem grzecznie brania udziału w czymkolwiek w charakterze żywego eksponatu. Mam tym niemniej zrozumienie dla tych sposród naszej „wycieczki” którzy kontynuują współprace z muzeum „Polin”. Suum cuique, jak powiadali Rzymianie. Jest to być może bardziej sprawą smaku i powonienia niż polityki czy moralności.

  12. Miejmy nadzieje,ze ktos odpowiedzialny przemysli te sprawe I tytul projektu zostanie zmieniony.
    Tony artykulow zostaly na ten temat juz napisane I nadal jeszcze tyle spraw niedopowiedzianych I nadal bolesnych…
    Moze wreszcie dac sobie z tym spokoj???

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.