Uncategorized

Spotkanie z Golda Tencer

Muzeum polakow ratujacych zydow


Muzeum Polaków Ratujących Żydów podczas II wojny światowej im. Rodziny Ulmów w Markowej zaprasza na spotkanie ze specjalnym gościem – Gołdą Tencer, aktorką i reżyserką, dyrektor naczelną Teatru Żydowskiego im. Ester Rachel i Idy Kamińskich w Warszawie, inicjatorką i twórczynią Festiwalu Kultury Żydowskiej Warszawa Singera, dyrektor Fundacji Shalom.

Kategorie: Uncategorized

1 odpowiedź »

  1. Dla kontekstu o Markowej.

    http://wyborcza.pl/magazyn/7,124059,21097043,markowa-zydowska-smierc-polska-wina-wspolny-strach.html

    MARKOWA. ŻYDOWSKA ŚMIERĆ, POLSKA WINA, WSPÓLNY STRACH

    Przykładem, dokąd prowadzi tak pojęta „polityka historyczna”, jest Muzeum Polaków Ratujących Żydów im. Rodziny Ulmów w Markowej na Podkarpaciu. Na jego otwarciu w marcu przemawiał prezydent Andrzej Duda, a 14 października muzeum stało się miejscem spotkania czterech prezydentów państw Grupy Wyszehradzkiej. W intencji władz spod znaku „dobrej zmiany” otwarcie muzeum stało się wydarzeniem o zasięgu światowym.

    ….

    Twórcy wystawy są dumni z nastawienia Polaków do Żydów podczas wojny – i pragną, aby ta duma udzieliła się zwiedzającym. Podstawowym przekazem muzeum jest przekonanie, że podczas okupacji Żydzi zostali objęci przez Polaków ochronnym parasolem solidarności i pomocą, której kres, jak w wypadku Ulmów, wyznaczała własna śmierć.

    Markowa, jak stwierdził prezydent Duda podczas otwarcia muzeum, „to wielkie miejsce Rzeczypospolitej, bo wydarzyły się tu rzeczy, dzięki którym my, jako Polacy, możemy czuć się godnie”. Istotnie, możemy. Ale tak jak wszędzie wydarzyły się tu także rzeczy straszne, z których powodu ucierpieć może narodoweego.

    GROMADZKA SPÓŁKA

    Żeby zrozumieć, co się wydarzyło w tej okolicy, musimy pójść tropem dokumentów i relacji, których na próżno szukalibyśmy na wystawie. Pierwszy przystanek to Gniewczyna Łańcucka, spora wieś położona niedaleko Markowej. To tam jesienią 1942 r. miejscowa ludność dopuściła się zbrodni na żydowskich sąsiadach.

    Oddajmy głos Tadeuszowi Markielowi, świadkowi wydarzeń: „miejscowi, koalicja, a może lepiej powiedzieć: spółka gromadzkiej elity , mianowicie szef Ochotniczej Straży Pożarnej [OSP] oraz aktywiści straży i zarazem najbliżsi sąsiedzi żydowskiej rodziny Trynczerów (…), urządzili obławę na miejscowe rodziny żydowskie, wyłapując większość osób dorosłych i dzieci z ośmiu rodzin. Wsadzili nieszczęśników na wozy, jak świnie i cielęta wiezione na jarmark, teraz z uzbrojoną obstawą, i dowieźli ich do domu Leiby i Szangli Trynczerów w środku wsi, w bliskim sąsiedztwie kościoła i plebanii, niedaleko szkoły”.

    W kolejnych dniach schwytane żydowskie kobiety gwałcono, a mężczyzn torturowano, aby wyciągnąć informacje na temat pochowanych ubrań, mebli czy pieniędzy. Działo się to na oczach i za wiedzą mieszkańców wsi. W końcu oprawcy wezwali telefonicznie żandarmów z Jarosławia, którzy rozstrzelali wszystkich uwięzionych.

    Jaki jest związek między Gniewczyną a Markową? Otóż zachowanie miejscowej ludności, mobilizacja OSP i tu, i tam były takie same. A ofiary – Żydzi zamordowani w obu miejscowościach – spoczywają na tym samym cmentarzu, w Jagielle/Niechciałkach koło Przeworska.

    POLOWALI NA NAS

    Aby w pełni zrozumieć, na czym polega „polityka historyczna”, której wyrazem jest wystawa w Markowej, odwołajmy się do dokumentów, które jej twórcy zdecydowali się ominąć lub zataić. Oddajmy głos pochodzącemu z Markowej Mosze Weltzowi.

    Ze złożonej bezpośrednio po wojnie relacji wynika, że podczas akcji likwidacyjnej Weltz (jak wielu innych) podjął próbę ucieczki i zapadł się gdzieś w okolicy: „wtedy, podczas akcji, część Żydów uciekła, część ukryła się w bunkrach. Wiedzieli o tym Polacy i na własną rękę zorganizowali polowanie na Żydów, aby ich obrabować, a potem zamordować.

    We wsi pod Łańcutem, Markowa, Polacy znaleźli 28 Żydów i ich zastrzelili, zabrali im wszystko, ofiarom wyrwali nawet złote zęby. Hersztem tej grupy Polaków był Antoni Cyran. Przejął wszystkie żydowskie posiadłości, a dziś żyje wciąż w tej samej wsi.

    W tej samej wsi, Markowej, w masowym grobie leży ponad 200 Żydów z całej okolicy, którzy przez cały ten czas zastrzeleni zostali przez Polaków”. Nieustanne polowania na Żydów w wioskach pod Łańcutem świadczyły o wyjątkowym natężeniu grozy w tej okolicy.

    Antoni Cyran z dwoma innymi mieszkańcami Markowej, Franciszkiem Cyranem i Franciszkiem Homą, został skazany w maju 1943 r. na naganę za „utrzymywanie zażyłych stosunków z policją niemiecką i ludnością niemiecką przez wzajemne zapraszanie się w gościnę i urządzanie wspólnych libacji”. Wyrok został ogłoszony w prasie konspiracyjnej. Wszyscy trzej należeli do OSP.

    O łapankach i mordach Weltz mógł wiedzieć niejedno od swojej rodziny, która ukrywała się u państwa Szylarów w Markowej.

    ZARAZ PO MSZY, POD KOŚCIOŁEM

    Na wystawie prezentowany jest maszynopis uzasadnienia wyroku sądowego z 1952 r. Uczyniono jednak wszystko, by utrudnić lekturę. Podzielono go na kilka części i każdą umieszczono na przesuwanych metalowych ramkach. Po przeczytaniu jednego fragmentu należy przesunąć ramkę, aby dostać się do następnej. Dostęp do ostatnich partii tekstu jest szczególnie trudny. Pozostaje sfotografowanie wszystkich części i lektura na ekranie komputera przy odpowiednim powiększeniu.

    O co chodzi? W 1952 r. w Sądzie Wojewódzkim w Rzeszowie toczyła się sprawa przeciw kilku mieszkańcom Markowej oskarżonym o łapanie i mordowanie ukrywających się Żydów. Według świadka, 45-letniego Jakuba Einhorna, który ukrywał się w Markowej w kurniku w gospodarstwie państwa Barów, liczni mieszkańcy wsi wzięli udział w polowaniu i mordowaniu Żydów.

    Jak można sądzić z oszczędnego w słowach uzasadnienia wyroku, sąd oskarżonych uniewinnił, a świadectwu Einhorna nie dał wiary. Polscy świadkowie, mieszkańcy wsi, zeznawali zgodnie, że wymienione przez niego osoby nie popełniły zarzucanych im czynów, a z kurnika, w którym siedział schowany, i tak nie mógł niczego pewnego zobaczyć.

    Tyle możemy się dowiedzieć z wystawy w muzeum Ulmów. Odwiedzający je cudzoziemcy, zdani na lakoniczne tłumaczenia, zrozumieją jeszcze mniej.

    Dlaczego jeden z nielicznych ocalałych, człowiek, który życie zawdzięczał ukrywającym go Polakom, zdecydował się oskarżyć mieszkańców wioski? Po pogromie kieleckim większość Żydów uciekła z Polski. Jeżeli jakiś Żyd zeznawał – w końcu lat 40. czy na początku 50. – przeciw polskim sąsiadom w sprawie o mordy dokonane na Żydach, musiał być to człowiek wyjątkowo zdeterminowany. Jak się wydaje, taki był Einhorn.

    Polacy z Markowej przyczynili się do śmierci jego żony, trzyletniej córki, trzech sióstr i dwóch braci. Na jesieni 1942 r. mieszkał w Husowie, tuż koło Markowej. Na wieść o planowanej wywózce Żydów cała rodzina postanowiła się ukryć. Einhorn wraz z żoną i córką, w towarzystwie ok. 40 innych Żydów, uciekł do pobliskiego lasu. Tego samego dnia, przed zachodem słońca, w pościg za nimi wyruszyło 38 polskich strażaków, członków OSP z Husowa, Markowej i okolicznych wiosek.

    Ani w Husowie, ani w innych wioskach nie było wówczas żadnych niemieckich posterunków. Wywózka Żydów i pościg za uciekinierami odbyły się wyłącznie siłami miejscowych chłopów. A sam pościg również z ich inicjatywy.

    W obławie strażacy ujęli 35 mężczyzn, kobiet i dzieci. Zostali oni dotkliwie pobici i obrabowani. Zrabowane przedmioty wzbogaciły łapaczy, „którzy wymuszali od żydów różne rzeczy, jak brandzolety złote, kolczyki, pierścionki złote, które widziałem osobiście, że nosili na palcach” – zeznawał po wojnie jeden z chłopów.

    Einhornom udało się wówczas zbiec. Ale 7 grudnia 1942 r., podczas kolejnej obławy, żona i dziecko Einhorna wpadli w ręce łapaczy. Dołączyli ich oni do większej grupy schwytanych, których więziono w jednym z domów. Ofiary niebawem przeniesiono do piwnicy urzędu gminnego w Markowej, gdzie przez całą kolejną dobę poddawano je torturom. Następnego dnia miejscowi posłali po Niemców do Łańcuta, którzy wszystkich Żydów (w tym żonę i dziecko Einhorna) rozstrzelali tuż obok urzędu gminnego. Według Einhorna do mordu doszło „w godzinach południowych, gdy ludzie wychodzili z kościoła”.

    Żydzi prowadzeni na śmierć przez strażaków byli nadzy – już wcześniej zdarto z nich ubrania. Z trzyletniej córki Einhorna też ściągnięto ubranko. Po egzekucji markowscy strażacy urządzili sobie libację z niemieckimi żandarmami. Śmierci uniknęła wówczas młoda Żydówka, która ukrywała się wraz z bratem u jednego z gospodarzy. Gwałcona przez strażaków, zaszła w końcu w ciążę. „Wówczas strażacy zabrali tą młodą Żydówkę z bratem, związali im ręce, odprowadzili ich w niewiadomym kierunku i zamordowali ich” – kończył swoje zeznanie Einhorn.

    W pracy o Ulmach Szarka i Szpytmy o tym nie ma ani słowa. Według nich polowaniem na Żydów w Markowej zajmowali się wyłącznie Niemcy, a jeden ze złapanych, prowadzony na śmierć, miał nawet wołać do polskiego mieszkańca: „Do widzenia, sąsiedzie!”

    Tymczasem kilku uczestników obławy w Husowie zostało osądzonych i skazanych w procesach, których materiały znajdują się w archiwum zatrudniającej obu autorów instytucji – IPN-u. W jednym z nich, w lutym 1949 r., przed Sądem Okręgowym w Rzeszowie stanęło sześciu uczestników obławy. Dwaj zostali skazani za złapanie w marcu 1943 r. Ksyla Hirszfelda, któremu wówczas udało się zbiec i ukryć u jednego z Polaków. Pozostałych uniewinniono.

    Przewodniczący składu sędziowskiego Władysław Piątkowski wydał znamienne uzasadnienie: uznał, że udział w obławie prowadzonej przez wszystkich dorosłych mężczyzn był „działaniem obojętnym dla okupanta (…) było to działanie o takiej samej wadze jak różne czyny 3/4 społeczeństwa polskiego w okresie okupacji” – trzeba by „skazać kilka milionów Polaków, w tym co najmniej kilkadziesiąt tysięcy chłopów, za czyny identyczne z czynami oskarżonych, gdyż przymusowy udział ludności wiejskiej w łapankach był stosowany jak Polska długa i szeroka”. A wtedy „okupant niemiecki dziś, to jest w cztery lata po przegraniu wojny, osiągnąłby cel, dla którego prowadził wojnę, bo uzyskałby wyniszczenie narodu polskiego”. W jego ocenie udział w obławie nie oznaczał „udziału w ujęciu”, czyli nie był aktem kolaboracji ściganym przez państwo na mocy prawa.

    Wróćmy jednak do Markowej i do dalszych losów Einhorna. Po schwytaniu i po egzekucji żony i dziecka ukrywał się w dalszym ciągu w Markowej, w domu Franciszka Bara, swego sąsiada. W sąsiednim domu ukrywali się dwaj bracia i trzy siostry Einhorna. 12 grudnia 1942 r. nastąpiła kolejna obława, w której wyniku wszystkich ich ujęto i wydano na śmierć.

    Einhorn zeznawał: „usłyszałem że znowu przywieziono jakichś ludzi i jak zorientowałem się był to Zelik z rodziną, których przywieziono furmanką i zamknięto w piwnicy (…) Zelików ujął Andrzej Rewer, Michał Szpytma i inni członkowie Straży pożarnej. (…) Słyszałem od Franciszka Bara, że Rewer zaproponował sołtysowi, by nie zawiadamiać gestapo, a tylko dać jemu samemu po 50 złotych od głowy i on osobiście wszystkich Żydów zastrzeli.

    Następnego dnia, co wiem od Michała Drewniaka, Rewer sam powiązał wszystkich ujętych i wyprowadził na okop koński, gdzie była już policja i ludzi tych zastrzeliła. Wiadomo mi, że cała Straż Pożarna oraz inni mężczyźni ze wsi brali udział w obławie”.

    Obławę na Żydów zarządzono zaraz po mszy, przed kościołem. Można by zapytać historyków z IPN-u, autorów wystawy w Markowej, gdzie był miejscowy ksiądz, kiedy sołtys po nabożeństwie wzywał mieszkańców do polowania na Żydów. Czy interweniował, zakazywał, odmawiał rozgrzeszenia? Upominał, że zabijanie niewinnych jest śmiertelnym grzechem? Czy również znalazł się na długiej liście duchownych pomagających Żydom, którą można podziwiać na wystawie?

    NASTĘPNEGO RANKA NA POLACH

    Kolejny dokument, którego istnienie autorzy wystawy w Markowej postanowili przed zwiedzającymi zataić, to cytowane wcześniej w literaturze historycznej świadectwo Yehudy Ehrlicha. Relacja ta, sporządzona w Izraelu kilkanaście lat po wojnie, rzuca światło bezpośrednio na tragedię Ulmów i jej nieobecność w Markowej jest symptomatyczna. Ehrlich ukrywał się w Sieteszy, wiosce leżącej dosłownie za górką, najwyżej 20 minut piechotą od ostatniego zabudowania Markowej. Oto jego zeznanie in extenso:

    „Były to ciężkie czasy dla nich [Jana i Marii Wigluszów którzy ukrywali Ehrlicha i dwóch innych Żydów; otrzymali Medal Sprawiedliwego w 1982 r.]. Trwały rewizje przeprowadzane przez Niemców oraz przez polskich chłopów którzy chcieli znaleźć ukrywających się Żydów. Na wiosnę 1944 roku wykryto żydowską rodzinę ukrywającą się u polskich chłopów. Całą tą polską rodzinę – osiem dusz wraz z ciężarną żoną – zamordowano razem z ukrywającymi się u nich Żydami. W wyniku tego powstała wśród polskich chłopów którzy ukrywali Żydów, wielka panika. Następnego ranka na polach odnaleziono dwadzieścia cztery ciała Żydów. Zostali oni pomordowani przez samych chłopów – chłopów, którzy ukrywali ich w ciągu [poprzednich] dwudziestu miesięcy”.

    Relacja ta nie wymaga komentarza – tak jak nie wymaga go jej nieobecność w muzeum w Markowej.

    DZIEŃ PO WYMORDOWANIU PRZEZ NIEMCÓW RODZINY ULMÓW NA POLACH W MARKOWEJ ZNALEZIONO CIAŁA 24 ŻYDÓW. ZGINĘLI Z RĄK UKRYWAJĄCYCH ICH POLSKICH CHŁOPÓW.

    WYGLĄD MIELI INTELIGENTNY

    Biorąc pod uwagę przekaz wystawy w Markowej, gorzej obeznany z historią zwiedzający mógłby przypuszczać, że wyzwolenie przyniosło dalsze ugruntowanie przyjaźni, które zawiązały się, mimo tak wielkiego ryzyka, między ukrywanymi Żydami a ukrywającymi ich Polakami. Można by wręcz założyć, że mieszkańcy Markowej powinni byli być uszczęśliwieni, że niektórym z ich żydowskich sąsiadów udało się przeżyć. Dowiadujemy się jednak, że ukrywani Żydzi szybko opuścili wioskę. Zarazem przeczytać można na planszach, że z wieloma Żydami rodziny z Markowej zachowały przyjazny kontakt.
    Może Żydów nęciło lepsze życie na Zachodzie? A może nie chcieli stale wspominać najbliższych, którzy zginęli z rąk niemieckiego okupanta? Twórcy wystawy pozostawiają zwiedzających w niepewności. A przecież wystarczy sięgnąć do świadectwa Józefa Riesenbacha (urodzonego w Markowej w 1930 r.), aby zrozumieć powody, dla których Żydzi uciekli z Markowej tak szybko, jak tylko mogli.

    Młody Riesenbach znalazł kryjówkę – wraz ze swoimi dwiema siostrami i rodzicami – w domu państwa Julii i Józefa Barów. To pod ich dachem żydowska rodzina przeżyła całą okupację – i o tym dowiemy się w muzeum. Ale nie o tym, że po wyzwoleniu Riesenbachowie wprowadzili się do swego domu, w którym od ponad dwóch lat mieszkali już miejscowi Polacy. Można sobie wyobrazić, że nowi gospodarze nie byli zachwyceni faktem, że akurat „ich” Żydzi przeżyli i zgłaszają pretensje do domu, który polska rodzina od dawna traktowała jako swój własny.

    Riesenbachowie nie pomieszkali w nim długo: pewnego wieczora do domu załomotali uzbrojeni ludzie, w szparze drzwi ukazała się lufa karabinu, a półnagi ojciec rodziny salwował się ucieczką przez okno. Bandyci zagrozili Żydom śmiercią. Już następnego dnia cała rodzina w popłochu i na zawsze opuściła Markową.

    Mogła i tak uważać, że miała szczęście. Gorzej było w pobliskiej Kańczudze. 31 marca 1945 r., w Wielką Sobotę, doszło tam do masowego mordu na ocalonych. Nieznani sprawcy zabili przynajmniej 13 osób. Nie lepiej powiodło się Żydom, którzy wrócili do Kisielowa, wsi odległej o kilkanaście minut jazdy samochodem od Markowej. Tu też zginęli wracający z ukrycia Żydzi: siedem osób, w tym dwoje małych dzieci. W podobnych okolicznościach zginęła rodzina Fingerhutów z Grodziska Dolnego, zamordowana przez uzbrojonych osobników, którzy „mówili po polsku, wygląd mieli inteligentny, a do nas zwracali się bardzo grzecznie” – jak zeznali na milicji polscy świadkowie, których „inteligentni” zabójcy oszczędzili.

    Istnieje w miarę obszerna literatura historyczna na temat mordów dokonanych już po wojnie przez Polaków na Żydach w okolicach Markowej – najwyraźniej nieznana twórcom wystawy.

    Egzekucja Żydów z Rędzin-Borku. „Cóż wam po życiu, kiedy już pieniędzy nie macie”
    Kontrrewolucja

    Muzeum w Markowej próbuje napisać od nowa historię Zagłady – Holokaust staje się tu przede wszystkim historią szlachetnych Polaków niosących pomoc ginącym, a naczelnym aksjomatem jest założenie niewinności własnego narodu. Za tego rodzaju pisarstwo i wystawiennictwo przychodzi jednak płacić wysoką cenę – zatajania faktów i przeinaczania historycznych świadectw.

    Jan Żaryn, naukowy opiekun wystawy w Markowej, jeden z najbardziej aktywnych zwolenników „polityki historycznej” i doradca historyczny prezydenta RP, stwierdził, że „teraz jest czas na rozpoczęcie spóźnionej kontrrewolucji ukierunkowanej na zmianę stanu świadomości historycznej współczesnego świata, przynajmniej naszego kręgu kulturowego”. Żaryn jest zbyt skromny; kontrrewolucja w polskiej historii rozpoczęła się już dawno. Teraz jedynie uległa wzmożeniu.

    Markowa jest wioską, w której Polacy ukrywali Żydów z wielkim poświęceniem. To też miejsce, gdzie Polacy wyłapywali i okrutnie mordowali Żydów. Zdarzało się niekiedy, że ci sami Polacy raz udzielali pomocy, a raz mordowali lub wydawali na śmierć. Jest to miejsce, jakich było bardzo wiele w okupowanej Polsce.

    Muzeum w Markowej jest częścią ambitnego, lecz opartego na półprawdach i niedomówieniach projektu, którego celem jest oswojenie Holokaustu dla polskiej pamięci. Przemilczanie całych sfer życia pod okupacją, w których dominowała zła wola i terror, pozwala zwiedzającym, oglądającym i czytającym osiągnąć pełny komfort, usunąć dysonans poznawczy, który zazwyczaj towarzyszy próbom przyswajania „trudnej” historii. Najgorsze, że chcąc osiągnąć propagandowe korzyści, posłużono się w sposób instrumentalny śmiercią bohaterskich ludzi. Zarówno Żydzi, jak i ginący wraz z nimi Polacy zasłużyli na więcej. Naprawdę.

    *Jan Grabowski – ur. w 1962 r., historyk, zajmuje się m.in. badaniami nad Holokaustem. Profesor na Wydziale Historii University of Ottawa, członek Centrum Badań nad Zagładą Żydów IFiS PAN

    **Dariusz Libionka – ur. w 1963 r., historyk, dr hab., profesor IFiS PAN, zajmuje się m.in. II wojną światową i stosunkami polsko-żydowskimi. Redaktor naczelny rocznika „Zagłada Żydów. Studia i Materiały”
    Tekst to skrócona wersja artykułu z najnowszego tomu „Zagłady Żydów”. Tytuł i śródtytuły – „Wyborcza”

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.