wspomnienia

.Jestem znów Żydem cz. 7

Szlomo Adler

 

Książka ta opiera się na moich wspomnieniach. Piszę tylko o tym co sam przeżyłem, widziałem lub słyszałem. Większość imion wspomnianych w tekście jest prawdziwa.

Przez wiele lat odkładałem opisanie moich wspomnień, ponieważ praca nad tym była dla mnie bardzo ciężka, otwierała jeszcze niezabliźnione rany. Po wojnie czułem się jakbym był w koszmarnym śnie.  Często myślałem, że to nie jest jawa, a moje prawdziwe życie zacznie się dopiero wtedy, gdy obudzę się z okrutnego koszmaru, zobaczę moich rodziców, siostrę, krewnych i kolegów.
Na początku próbowałem zbudować nowe życie, pod przybraną polską tożsamością. Przyjąłem polskie maniery, ale komunistyczny reżim w Polsce sprawił, że zostałem aresztowany. Oskarżono mnie o zdradę i faszyzm. Ostatecznie okazało się, że mój areszt korzystnie wpłynął na moje życie. Wróciłem do żydostwa i uciekłem z Polski. Ale nawet po przyjeździe do Izraela, moja depresja nie zniknęła.

Byłem nieszczęśliwy, nie miałem ochoty na budowanie rodziny i nowego pokolenia w tym okrutnym świecie. Nie chciałem, aby i moje dzieci były nieszczęśliwe.  Ale los chciał inaczej.   W 1949 roku, gdy odbywałem służbę wojskową, spotkałem moją wybrankę serca, Ester. Ester przeżyła Holocaust na Syberii, dokąd ja wygnano wraz z rodziną, co uratowało im życie. Ester pragnęła dużej rodziny. Pobraliśmy się i urodziło się nam dwóch synów.


                                    Wybucha Wojna


Wakacje się kończyły.  Pierwszego września, w dniu, w którym mieliśmy wrócić do szkoły, zbudził nas dźwięk eksplozji. Niemieckie bombowce zrzuciły bombę na nasze przemysłowe miasteczko.  Pod oknem domu mojego wujka Izraela stała grupa ludzi, słuchając w napięciu głośnika jednego z nielicznych aparatów radiowych w Bolechowie. Mój wuj kupił radio po tym, gdy wygrał na loterii duże pieniądze. Teraz postawił podłączony głośnik na parapecie okna.
Spiker w radio mówił:” Halo, tu Warszawa i wszystkie rozgłośnie polskiego radia! Dziś rano, o godzinie piątej minut czterdzieści, oddziały niemieckie przekroczyły granicę polską, łamiąc pakt o nieagresji. Bombardowano szereg miast.”, a później: „A więc, wojna! Z dniem dzisiejszym wszelkie sprawy i zagadnienia schodzą na plan dalszy”, i dalej: „Wszyscy jesteśmy żołnierzami, musimy myśleć tylko o jednym -walka aż do zwycięstwa!”  A później: „ludność musi przestrzegać zaciemnienia i przylepiać papierowe paski do szyb okien, chroniąc je przed rozbiciem w razie eksplozji”.

Nasze domy stały niedaleko dworca kolejowego i rafinerii z wieloma ogromnymi zbiornikami nafty.  Fabryka beczek i budynki naszej garbarni stały również blisko lub były częścią naszych domów. Nie było wątpliwości, że zwrócą uwagę niemieckich pilotów.  Nasi rodzice postanowili opuścić dom i przenieść się do czasu, gdy wojna się nie skończy (czyli zapewne na kilka dni, tak wtedy myśleliśmy), do domu jednego z naszych pracowników w sąsiedniej wiosce, do Dołżka.

Praca w garbarni została wstrzymana a pracowników odesłano do domów. Następnego dnia była sobota, a w niedzielę fabryka była i tak najczęściej zamknięta. A do poniedziałku nasze polskie wojsko wraz z sojusznikami załatwią się z Niemcem.

Odległość od naszego domu do wioski Dołżka nie była większa niż kilometr.

W domu pracownika dano nam ogromne worki. Mieliśmy napełnić je słomą, aby służyły nam jako materace. Mój ojciec powiedział, że woli spać w stodole na sianie, nawet bez prześcieradła.
Następnego dnia nie mieliśmy gazety, po raz pierwszy od wielu lat byliśmy zupełnie odcięci od świata. Spaliśmy do późna. W południe moi rodzice siedzieli z kilkoma znajomymi przy dwóch dużych stołach, w cieniu ogromnego drzewa czeremchy i grali w szachy.

Stół był nakryty białym haftowanym obrusem, w tradycyjnym ukraińskim stylu. Na stole stały trzy lub cztery duże miski, pełne małosolnych ogórków, kubki ze zsiadłym mlekiem i talerz z pieczonymi ziemniakami. Wszyscy zabraliśmy się do jedzenia z wielkim apetytem. Dorośli chwalili gospodynię za jej gościnność i smaczne jedzenie.
Nie mieliśmy pojęcia co się dzieje. Czy Anglia zareagowała? Jak zachowuje się Francja? Co nowego na froncie? Wokół nas panowały spokój i cisza. Nie było słychać szumu samolotów i ani żadnych eksplozji.
Nagle usłyszeliśmy dźwięk trąbki i jakiś głos wołający z daleka.  Wyszliśmy przed bramę i zobaczyliśmy zbliżającego się na rowerze policjanta, Józia Bilińskiego. Zatrzymał się niedaleko nas, podniósł do ust megafon zrobiony z kartonu i tak żeby go było słychać jak najdalej krzyczał: „Słuchajcie! Słuchajcie! Pierwszy Pułk Strzelców Podhalańskich zniszczył Niemców na całym froncie. Możecie bezpiecznie wracać do swych domów!”. „No, czy to nie było do przewidzenia?!” oświadczył ktoś z obecnych.
Po południu wróciliśmy do domu. Znowu zaczęli gromadzić się sąsiedzi pod oknem wujka Izraela, ale radio milczało i nie nadawało żadnych specjalnych wiadomości.  Wszyscy chcieli sprawdzić czy ogłoszenie policjanta Bilińskiego jest wiarogodne, czy broń Boże, to tylko złudna nadzieja. Po jakimś czasie spiker zaczął ostrzegać, wywołując niezrozumiałe dla nas hasła: „Uwaga, uwaga! Nadchodzi…” i wymieniał nieznane nam miejsca lub osiedla.

Zapadł wieczór. Zaciemnienie domu było wykonane według instrukcji. Jedliśmy kolację w romantycznej atmosferze przy świecach. Następnego dnia garbarnia była znowu nieczynna.
Kiedy poszedłem z wizytą do psa w budzie i do królików i kur w zagrodzie, zauważyłem, że mój ojciec przewozi na taczce jakieś worki, do składu drewna na opał, który był obok stajni, należącej do babci.

„Co jest w tych workach?”, spytałem ojca. „To substancje chemiczne, tak zwane ekstrakty. To nowość w garbowaniu skór, dzięki temu wyglądają ładniej i są bardziej elastyczne.  Boję się, że jeśli jeszcze raz będziemy musieli uciekać, i fabryka zostanie bez nadzoru, złodzieje je ukradną. To cud, że teraz nikt tego nie zabrał!”
Po południu pracownicy zaczęli zabezpieczać nasze drzwi i okna, ciężkimi i grubymi deskami wzmocnionymi metalowymi listwami, śrubami i zawiasami. Było to w ramach przygotowań do ewentualnego ukraińskiego pogromu. Tego mój ojciec nauczył się ze swego doświadczenia podczas pierwszej wojny światowej, gdy cała rodzina uciekła na Morawy. Ale tym razem to niemieccy naziści, a nie Austriacy z wojska cesarza Franciszka Józefa napadli na nas.  Po kilku dniach pojawiły się plotki, że polskie wojsko jednak nie jest w stanie powstrzymać niemieckiego ataku. O pomocy Anglików i Francuzów nikt już nie wspominał. Mówiono, że wojsko cofa się na wszystkich frontach, że niemieckie samoloty bombardują Warszawę i okolice, sama stolica jest oblężona, a polski rząd uciekł przez Rumunię do Anglii. My, dzieci już nie wróciliśmy do szkoły.
Polskie radio przestało nadawać.  Mogliśmy słyszeć w nocy BBC, ale dźwięk nie był zupełnie wyraźny. Wieczorami i nocą widzieliśmy w odległości czerwoną łunę na horyzoncie.  To płonęła jedna z rafinerii w pobliżu Borysława i Drohobycza, trafiona bombą z niemieckiego samolotu. Widzieliśmy to z odległości około 30-tu kilometrów.
Pewnego dnia pojawiły się oddziały zmęczonej kawalerii i innych jednostek wojskowych. Mijali nasze domy, poruszali się ulicą Dolińską, w kierunku południowego wschodu. Chude, zmęczone konie, żołnierze na rowerach, na furmankach i pieszo. Byli też żołnierze bosi i bez broni.  Wyglądali bardzo nieszczęśliwie, zakurzeni, głodni i zmęczeni. Tak podążali w kierunku Zaleszczyk na granicy z Rumunią.  My, dzieci, dawaliśmy im owoce i wodę.  Nie widzieliśmy wśród nich oficerów. Gdzie podziała się duma strzelecka?  Co się stało z hasłami „nie oddamy ani guzika”, “silni, zwarci i gotowi”?!

Widzieliśmy też prywatne samochody prowadzone przez bogatych ludzi z Warszawy i innych miast, jadące naszą ulicą. Samochody zatrzymywały się, bo zabrakło im paliwa. Ludzie kupowali konie u wieśniaków. Zaprzęgli je do załadowanych samochodów i kontynuowali jazdę, aby tylko nie wpaść w niemieckie ręce.  Można było wymienić samochód za konia i wóz. Ilość uciekających wzrastała codziennie.
Był to dla mnie smutny widok, przypatrywać się bohaterskiej armii, w której siłę święcie wierzyłem i która, aż do niedawna głosiła: „damy Niemcom lekcję”.   Prawdopodobnie wszyscy żyliśmy jeszcze wizjami zwycięstw króla Jana Sobieskiego nad Turkami pod Wiedniem. Byliśmy wychowani w duchu marszałka Piłsudskiego, który w 1920 r. przegnał komunistów aż do Kijowa. Polacy wierzyli, że szablami zwyciężą z niemieckimi czołgami.
Konna kawaleria nawet nie nastraszyła niemieckiej zmotoryzowanej piechoty.

 

Praca w garbarni została wznowiona, ale tylko aby dokończyć zaczętą produkcję, ale nowych zapasów surowej skóry nie planowano garbować.  Praca szła powoli, ponieważ pracownicy ciągle opuszczali swoje stanowiska, dyskutowali i starali się być jak najbliżej okna, na którym znajdował się głośnik. W końcu wujek
Izrael przyniósł duży głośnik i umieścił go w garbarni.
Pewnego dnia rozeszła się wieść, że Sowiecka Armia zaatakowała Polskę od wschodu i posuwa się w naszym kierunku. Wszyscy zaczęli sobie zadawać pytanie, kto przejmie kontrolę nad naszym miastem, Rosjanie ze wschodu, czy Niemcy z zachodu?
Niemieckie wojsko było niedaleko. Mówiono, że są koło Stryja. Pewnego dnia, “dobrze poinformowane źródło” oznajmiło, że nie wolno być poza domem, gdy Armia Sowiecka wkroczy do miasta. Nie wiedzieliśmy jednak, czy Niemcy też strzelają do tych, którzy oglądają ich, gdy wkraczają do miasta?

Ukraińcy z sąsiednich wiosek przygotowywali się do pogromu i szabrowania. Rodzice obawiali się, że deski, którymi zablokowali nasze okna i drzwi nie wytrzymają uderzeń siekier. Gdy pracownicy garbarni usłyszeli obawy naszych rodziców uspokoili ich mówiąc, że będą nas strzec.  Pracownicy postanowili, że dopóki sytuacja nie jest jasna, niektórzy z nich nie pójdą do domu po pracy a zostaną, by trzymać wartę.  Wieczorem zamknęliśmy się w domu.  Następnego dnia wyszliśmy tylko na podwórko. Mój ojciec był jedynym, który udał się do centrum miasta, aby dowiedzieć się co się dzieje. Kiedy wrócił z” wywiadu”, powiedział, że Żydzi są bardzo niespokojni, gdyż nie ma władzy w mieście, i że Ukraińcy mogą w każdej chwili zacząć pogrom. Wśród starszych Żydów byli tacy, którzy pamiętali Niemców z pierwszej wojny światowej. Sugerowali, że powinno się wysłać delegację nad rzekę Stryj, a nawet dalej na zachód by w razie potrzeby przyśpieszyli Niemców, którzy, podobno, stoją już nad brzegiem rzeki Stryj. W ciągu jednego dnia mogliby być tutaj, aby nas ochronić od Ukraińców i bolszewików, zbliżających się ze Wschodu.

Wiele lat później dowiedziałem się, że to właśnie Ukraińcy starali się nakłonić

 

Poprzednie czesci TUTAJ

Zredagowala Anna Karolina Klys

 

Cdn.

Ksizka zostala wydana w USA po angielsku.

O drugim wydaniu TUTAJ

Kategorie: wspomnienia

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.