Marian Marzynski
Dwie młode aptekarki buzie mają kremem nawilżone, pod oczami ani jednej zmarszczki. Jestem jedynym klientem. Dobry czas na zwierzenia.
– Moja żona Grażyna – zaczynam – ma sporo zmarszczek, które pieszczotliwie nazywam praleczką. Od lat, jeżdżąc po świecie, przywożę jej przeciwzmarszczkowe kremy, które ona po użyciu nazywa „kolejna uperfumowana wazelina”.
– To powiem panu co mój dziadek mówił mojej babci, przerywa mi starsza aptekarka, „tobie to nawet gorące żelazko nie pomoże”.
– A jednak chciałbym wiedzieć — zwracam się do młodszej aptekarki — jakie są ostatnie polskie bajery w tej dziedzinie.
– Mamy niemiecki preparat za 180 złotych.
– Jak na coś co nie działa, za drogo.
– Francuski kosztuje 150.
– Zjeżdżajmy z cena.
– Jest polski za 18 złotych.
Biorę. Ten tani patriotyczny zakup może zrobić na Grażynie wrażenie.
Opuszczam aptekę z tubką BIOLIQUE, którego podstawa jest wyciąg z Onopodrum Acanthium zawierający cenne dla skory laktony seskwiterpenowe, stymulujące regeneracje fibroblastów, skutecznie opóźniające proces starzenia komórkowego
Przypomina mi się stary polski dowcip:
– Czy mogę poprosić o wodę bez soku?
– Bez jakiego soku?
– Może być bez malinowego.
I tak wchodzę we Władysławowo, żeby zacząć odchudzanie.
Kategorie: Ciekawe artykuly, REUNION 69