wspomnienia

Wejście Sowietów cz. 1

. Wrzesień 1939 w Siemiatyczach – Marek Antoni Nowicki (“Głos Siemiatycz” nr 1202, 13 września 2018 – Notatnik Historyczny)

Przyslal Tomek Kassian


 

Wojska bolszewickie wkro­czyły do Siemiatycz 29 września 1939 r., po opuszczeniu miasta przez Niemców, którzy zajmowa­li je przez ponad dwa tygodnie od 11 września. Bolszewicy weszli po raz drugi na przestrzeni niewielu lat – za pierwszym razem byli tu w marszu na Warszawę w 1920 r.

Tym razem zajęcie Siemiatycz przez Armię Czerwoną było reali­zacją paktu Ribbentrop – Mołotow i podpisanego w ślad za nim 28 września traktatu sowiecko – nie­mieckiego o granicach i przyjaźni, wyznaczającego w rejonie Siemia­tycz linię podziału terenów okupowanych przez Hitlera i Stalina na Bugu (na mocy układu zawar­tego kilka dni wcześniej, 22 wrześ­nia, linia graniczna miała biec wzdłuż. środkowego biegu Wiały, potem jednak została przesunięta na wschód).

Po przekroczeniu granicy Rze­czpospolitej 17 września, postę­pująca na zachód Armia Czerwo­na nawoływała w zrzucanych z samolotów napisanych fatalną polszczyzną ulotkach:

„(…) W te ciężkie dni dla Was potężny Zwią­zek Radziecki wyciąga Wam ręce braterskiej pomocy. Nie przeciwcie się Robotniczo – Chłopskiej Ar­mii Czerwonej. (…) My idziemy do was nie jako zdobywcy, a jako wasi braci po klasu, jako wasi wyzwoleńcy od ucisku obszarników i kapitalistów. Wielka i niezwalczona Armia Czerwona niesie na swoich sztandarach pracującym, braterstwo i szczęśliwe życie. (…) Przechodźcie na stronę Armii Czerwonej. Wam zabezpieczona swoboda i szczęśliwe życie. 17 września 1939r. Naczelny Do­wódca Białoruskiego Frontu Komandarm Drugiej Rangi Michał Kowalow” (pisownia autentyczna – za: J. Siedlecki, Losy Polaków w ZSRR w latach 1939-1986, Lon­dyn 1987).

Sowieci robili wszystko, aby zjednać sobie ludność zamieszku­jącą tereny zajmowane przez Ar­mię Czerwoną. Chodziło przede wszystkim o ludność białoruską i ukraińską, którą Sowieci „brali w opiekę”. Z kolei miejscowi Żydzi mieli pomagać tworzyć doraźne struktury władzy, zdolne utrzy­mać porządek do czasu powsta­nia silnej administracji opartej na „specjalistach” ściągniętych z ZSRR.

„Prócz ziejących nienawiścią ulotek Sowieci masowo kolporto­wali karykatury i plakaty, na któ­rych w mało wyszukany sposób zohydzali państwo polskie i wszystko, co z nim związane. Ty­powym ich motywem był czerwo­noarmista przebijający szablą-szpilką polskiego generała – insek­ta lub dźgający bagnetem polskiego orła, któremu spada z głowy generalska czapka. Z pomocą tak agresywnej i mało wyszukanej propagandy Sowietom udało się skutecznie zmobilizować miejsco­wych Białorusinów i Ukraińców do rozprawy z Polakami. Współ­działała z nimi z reguły skomunizowana biedota żydowska”,(za: Sowiecka okupacja ziem polskich w latach 1939 -1941, w Polska Wal­cząca, t.10, Warszawa 2015).

Wg wspomnień siemiatyckiego fotografa i kronikarza, wów­czas 18-letniego Antoniego Nowi­ckiego Sowieci byli witani bramą powitalną zbudowaną przez miejscowych komunistów i sowiecką agenturę. Hasło było prawdopo­dobnie takie, jak we wszystkich miasteczkach i wsiach na drodze Armii Czerwonej, albo podobne: „Da zdrastvujet niruszimyj bratskij sojuz Sovietskovo Sojuza i Zapadnoj Bełarusii”  (Niech żyje nienaruszalny braterski sojusz Zwią­zku Sowieckiego i Zachodniej Bia­łorusi”). Na ulicach wywieszono również transparenty z napisami: „Witajcie bracia, czekaliśmy na Was 20 lat”.

Powitanie zorganizował, działający wcześniej w konspira­cji i ujawniony po odejściu Niem­ców a jeszcze przed wejściem So­wietów, komunistyczny tymcza­sowy komitet robotniczo – chłop­ski, który następnie zaczął funkc­jonować obok władz wojskowych jako niby samorządowy, ludowy organ władzy. Pod okiem NKWD (Ludowy Komisariat Spraw We­wnętrznych ZSRR) przekształcił się w Tymczasowy Komitet Rewo­lucyjny. Ta działająca dotąd w uk­ryciu grupa była doskonale zorganizowana. Mieli przydzielone zadania, byli podzieleni na oddziały, a niektórzy nawet posiadali broń. Działał przez kilka tygodni, do czasu utworzenia pierwszych struktur regularnej władzy sowie­ckiej. W jego składzie były osoby wywodzące się z miejscowej bie­doty żydowskiej, chłopi – Rusini z okolicznych wsi, a także kilku Polaków spośród tutejszych ko­munistów. Została sformowana milicja włościańsko – robotnicza, również tajna.

Dr Adam Wołk, wówczas ma­ły chłopiec z majątku w Czartaje­wie zapamiętał, że „Najpierw po­djechał niebieski osobowy samo­chód pod ganek dworu. Oficero­wie z NKWD weszli do środka, kazali wynosić się ze dworu. W naszej szczególnej sytuacji, Czartajew bowiem był dzierża­wiony, eksmisja ta dotyczyła pp. Ejsymontów. Kazali oddać wszys­tkie klucze od gospodarstwa. Po­wołali komitet ze służby dwors­kiej i jemu oddali władzę oraz klu­cze. Myśmy zajmowali domek w ogrodzie, niepozorny, o trzech pokojach i kuchni. Stale mieszkała w nim babcia z córką, a latem zjeż­dżała się nasza rodzina. W tym ro­ku wojny zostaliśmy, z trzyletnim braciszkiem, na wsi. Ojciec rów­nież tu przebywał.

Wojsko sowieckie zobaczyliś­my przez sztachety ogrodowego płotu, jak jechali gościńcem gro­dziskim. Był to spory oddział kon­nicy, posuwający się w szyku, truchtem, a pomiędzy jego częściami szły wozy taborowe, a także auto­bus zaprzężony w czwórkę koni w poręcz (obok siebie). Na jednym z nich jechał konno „krasnoarmie­jec”, jak w zaprzęgu działowym. W środku siedzieli oficerowie, widocznie sztab jakiś. Konie mieli je­szcze częściowo swoje, małe, kud­łate, przeważnie karej lub szarogniadej maści, ale już sporo odbija­ło wyglądem – rosłych, ładnych. Wymieniali po dworach, o czym prędko przekonaliśmy się na mie­jscu.

Przewodniczącym komitetu został stelmach dworski, Wacław Gawrysiak. Nastąpiły podziały inwentarza, zboża, paszy, wozów, opału – wszystkiego. Dwór został otwarty i służba brała co tylko się dało (…)”.

Zdzisław Rycerz, syn Ludwi­ka, przedwojennego siemiatyckiego księgarza, zapisał: „Zamiast normalnego życia rozpoczęły się wiece zakonspirowanych dotąd miejscowych komunistów. Już wiedzieli, że sowieci wkroczyli, chociaż jeszcze nie było ich widać Pojawiły się czerwone sztandary. W wiecach – poza nielicznymi „re­negatami” i miejscowymi prawos­ławnymi prorosyjsko nastawionymi, brała, chociaż niezbyt licz­nie, udział biedota żydowska. Za­możniejsi Żydzi i kupcy żydows­cy byli ostrożniejsi. (…) Sowieci w porównaniu z Polakami czy Niemcami prezentowali się raczej dość nędznie. Rzucał się kontrast, jakaś – jak się wówczas wydawało – nieuporządkowana różnorod­ność odzieży. Tandeta. Zielone drelichowe bluzy („gimnaściorki”) wciągane przez głowę, spięte często brezentowymi pasami, zie­lone lub granatowe spodnie, nie­rzadko staroświeckie owijacze na nogach lub gęsto marszczone bu­ty z cholewami, spodnie o różnym kroju, który nas bardzo raził. Dość często widać było karabiny na sznurku zamiast pasów. Obsiepane od dołu buro-brązowe płasz­cze. Różne czapki – okrągłe i furażerki, szaro – popielate, w niebies­kim odcieniu flanelowe czapki z charakterystycznym czubkiem i dużymi czerwonymi gwiazdami oraz karykaturalnymi, malutkimi flanelowymi daszkami. Czasami wpięte były w nie blaszane, ema­liowane gwiazdy z sierpem i mło­tem. Za sowietami ciągnął się cha­rakterystyczny rosyjski zapach dziegciu. Kolumny tak umundurowanych żołnierzy posuwały się nieprzerwanie na zachód. Mało samochodów. Ciężarówki o wyg­lądzie znanych mi z historycz­nych zdjęć z pierwszej wojny światowej. Przeważnie wozy kon­ne. Z bojowych wozów spotykało się tzw. „taczanki” – to jest bryczki parokonne, na których z tyłu usta­wione były ciężkie karabiny ma­szynowe („maksym”). Czasami widziało się czterolufowe karabiny maszynowe z przeciwlotniczy­mi celownikami, zamontowane na ciężarówkach. Artylerii nie wi­działem, co nie oznacza, że jej nie było. Przez trasę przemarszu, obok nas, widocznie przeciągały tylko jednostki piechoty. Czołgów też nie widziałem. (…)

W międzyczasie zapadły usta­lenia niemiecko – sowieckich przyjaciół, że (…) granica pomię­dzy okupacjami miała przebiegać po linii Bugu. Siemiatycze pozos­tały w rękach Sowietów. Rozpo­czął się odwrót wojsk sowieckich na prawy brzeg Bugu i ich usadawianie się u nas. Rozpoczęła się pierwsza okupacja sowiecka. Niepostrzeżenie dla mnie pojawiły się władze sowieckie. Milicja, NKWD, „Gorsowiet” (rada miejs­ka). Początkowo obowiązki milicji zaczęli pełnić miejscowi cywile z czerwonymi opaskami. Przewa­żali wśród nich Żydzi. Polaków nie było. Poza nimi – miejscowi prawosławni, komunizujący, z okolicznych wsi (jak mówiono: z Rogawki, Słoch i Bacik). Ze zna­jomych nikogo nie zapamiętałem.

Żydzi poczuli się pewnie. Nie­którzy, szczególnie żydowskie doły, zaczęli zachowywać się ag­resywnie i butnie. Często pojawia­ły się wśród nich powiedzenia: „Już twoja Polska poszła srać!” i in­ne pogardliwe, i szydercze okrzy­ki. Robiło to na mnie okropne wra­żenie, denerwowałem się, zacis­kając zęby w bezsilnej złości. Trze­ba przyznać, że nasi żydowscy są­siedzi, zachowywali się raczej po­prawnie, ale nie potrafili ukryć zadowolenia z powstałej sytuacji. Klęska Polski to nie była ich sprawa. Nie martwili się. Raczej byli zadowoleni z obrotu sprawy. Nie przeczuwali jeszcze, co stracili. Nie uświadamiali sobie jeszcze ironii swego losu. (…)”.

Po latach Edward Bujno z Dro­hiczyna tak wspominał swoje pie­rwsze spotkanie z żołnierzami so­wieckimi: „Niewielka kolumna czołgów jechała do Drohiczyna od strony Siemiatycz, zatrzymując się obok gimnazjum. Pobiegliśmy w ich kierunku, żeby zobaczyć so­wieckich żołnierzy. Oficer wszedł na czołg i przemówił: „Poljaczki, wy nie bojties’, my pryszli was oswobodit’. Budietie żyt’ w Sowietskom Sojuzie szczastliwo i spokojno. Polsz­czy niet i niebudiet”.

(http://www.traditia.fora.pl/historia,41/rocznica-podstepnej-napasci-na-polske-17-Wrzesnia-1939-r,2780.html).

Dymitr Szatyłowicz z Czerem­chy: „Pewnego razu żołnierz, gdy był sam z moim ojcem, opowie­dział mu o trudnym życiu na Bia­łorusi, szczególnie w kołchozach. Był zdziwiony, że ludzie w Polsce żyli tak bogato. A przecież żyli biednie. Ojciec był bardzo zdzi­wiony, słysząc że w sklepach nic oprócz wódki nie można ku­pić, że ludzie głodują. Opowie­dział, jak siłą zaganiano chłopów do kołchozów, nakładając na nich duże podatki, zmuszając do szarwarków i innej bezpłatnej pracy, a bardzo upartych wysyłano na Syberię lub na północ Rosji, na „białe niedźwiedzie”. „I was też to czeka!” – powiedział ojcu” (http://czasopis.pl/dymitr-szatylowicz- wspomnienia-z-wrzesnia-1939-r).

Kolejne tygodnie miały poka­zać, jak bardzo ten żołnierz miał rację.

W kilka dni po przybyciu So­wietów została przeprowadzona rejestracja ludności zamieszkałej w Siemiatyczach. Potem, w ciągu kolejnych tygodni każdej nocy dochodziło do aresztowań męż­czyzn, których wywożono do Brześcia i Mińska. Siemiatyckich policjantów w Mińsku rozstrzela­no. Aresztowania dotknęły rów­nież urzędników urzędu skarbo­wego, poczty, magistratu i gminy.

Wejście Sowietów. Wrzesień 1939 w Siemiatyczach – Marek Antoni Nowicki (“Głos Siemiatycz” nr 1202, 13 września 2018 – Notatnik Historyczny)

Cd juz jutro

Marek Antoni Nowicki

Kategorie: wspomnienia

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.