Polityka

ciągle coś mnie od roboty odciąga… Dziś Morawiecki Młodszy…

Anna Karolina Klys

 


Zdanie „Polacy wyssali antysemityzm z mlekiem matki” jest jednocześnie prawdziwe i nie. Otóż, są takie cechy, które charakteryzują, opisują ludność zamieszkującą okolice Wisły i Warty. Nie wynikają one, te cechy, z przesłanek logicznych, ale są. Np. każda i każdy z nas czuje kluchę, gdy nagle usłyszy „Jeszcze Polska nie zginęła” -a to przy okazji wygranego meczu, a to przy okazji skoków narciarskich czy biegów przez płotki. Trzyma nas też za gardło widok płowej dzieciny w opresji bądź starowinki, która jako dwudziestolatka przechodziła kanałami w Warszawie. No i, oczywiście-samo Powstanie Warszawskie, kwiat ścięty przedwcześnie etc. Nikt nam nie mówi- masz czuć wzruszenie, kiedy słyszysz:” …, póki my żyjemy”. Ale czujemy. Nikt nie powiedział (przeważnie) , obecnym dwudziestolatkom-Żydzi zabili naszego panajezusa więc kęsim ich. A jednak-na każdym kroku, od napisów na murach, okrzyków, po całe półki literatury i „głębokiej wiedzy” – WSZYSCY WIEDZĄ, że Żydzi to…


Napisałam setki stron o tym jak przejawiał się i przejawia antysemityzm, jak w gruncie rzeczy jest po prostu (ha, ha-po prostu…) antyhumanizmem, że nie można być „anty” tylko wobec jednej grupy, a tolerancyjnym i przyjaznym wobec innych, że to zawsze konglomerat i pierwsza nitka w prutym sweterku. I, że jednak, tak to jakoś jest, że do grupy tych „tolerancyjnych” należą osoby, którzy na poziomie pradziadków mają inną narodowość. A to taką, a to owaką- ale etniczna i rdzenna polskość powiewa im jak kilo kitu, bo nie jest i nigdy nie była dla nich wyznacznikiem wartości człowieka. Antysemityzm jest taką cechą, która nie ma uwarunkowań tylko i wyłącznie propagandowych, jednak, najczęściej wynosi się go z domu. Obcuję z nim na co dzień, obcują też moje dzieci i zaraz się podniosą głosy- „a ja to nigdy!”. Może i tak, może nigdy. Ja też nigdy nie spotkałam się z przejawami nietolerancji wobec mojej ukochanej drużyny piłkarskiej. Pewnie dlatego-że nie mam żadnej 😉 )


Więc to zadnie jest prawdziwe i nie, bo jednak wielu jest takich, którzy nigdy nie mieli żadnych wątpliwości co do tego, że wszyscy ludzie są równi. Jest to stała mniejszość, tak jak stałą mniejszością są skrajni nacjonaliści z kastetami, opaskami oeneru i hajlowaniem po kątach. Niestety, ta „przypadłość”, która zaczyna się od prostego: „a moja babcia mówiła, że kiedy szła ulicą to jedna Żydówka wylała na nią wiadro pomyj” etc., a którą nazywamy antysemityzmem jest powszechna jak to wzruszenia się przy hymnie i tkliwość wobec razowego chleba. A to wzmiankowane zdanie nie obraża mieszkańców Polski a opisuje ich „skłonność”, „cechę”. I obrażając się a nie wyjaśniając złożoności -wychodzimy wszyscy na zapiekłych i zaciętych obrażalskich antysemitów-czy tego chcemy czy nie. Dzięki Mati!

Wszystkie wpisy Anny

TUTAJ

Kategorie: Polityka

2 odpowiedzi »

  1. Do wspaniałego tekstu pani Kłyś muszę jednak dodać uwagę. Dla mnie tak ważną że dodaję ją pod każdym artykułem który odnosi się do kwestii praw człowieka.
    Ludzie nie są równi. I wspaniale że nie są. Natomiast ludzie są równi wobec prawa i mają równe prawo poszukiwania szczęścia. Ten koncept tłukł się już po świecie starożytnym i został jasno sformułowany w Deklaracji Niepodległości Stanów Zjednoczonych w 1776. Dzisiaj większość ludzkości uznaje oba te koncepty, przeważnie tylko formalnie, ale to też jest coś warte.
    Władca który twierdzi że wszyscy jego poddani są równi szykuje poważny przelew krwi.

  2. Wysadzenie w powietrze pierwszego szczytu V4 poza Europą to przede wszystkim klęska Izraela… – polecam ciekawy komentarz prawnika i politologa Bogusława Chraboty, redaktora naczelnego „Rzeczpospolitej”:

    „Jeśli poważnie traktować zasady obowiązujące w dyplomacji, a zwłaszcza w języku dyplomacji, to słowa Israela Katza o Polakach, którzy „wyssali antysemityzm z mlekiem matki” mają ciężar bomby atomowej. Bo język dyplomacji, a Katz – przypomnijmy – pełni obowiązki szefa izraelskiego MSZ, to domena sugestii, eufemizmów i niedomówień. Dyplomaci „zwracają uwagę”, „dzielą się wątpliwościami”, „sugerują, by się zastanowić”, ale nigdy nie wygłaszają regularnych obelg, zwłaszcza wobec państw czy całych narodów. A słowa Katza o Polakach tym właśnie są.

    I nic ich nie usprawiedliwia. Ani osobisty temperament, ani temperatura medialnej debaty, ani tym bardziej kampania wyborcza. I nawet jeśli Israel Katz nie ma doświadczenia zawodowego dyplomaty, musiał – w przeddzień planowanego w Jerozolimie spotkania V4 – mieć świadomość, że swoimi słowami ostatecznie pogorszy trudne relacje między Warszawą a Tel Awiwem.

    W świecie dyplomacji zatem – bomba atomowa, a merytorycznie – mowa nienawiści. Bo tak radykalny sąd o wszystkich Polakach, to nic innego jak skrajnie polaryzujące, rasistowskie i nieprawdziwe oskarżenie dziesiątków milionów ludzi. Obraźliwe zwłaszcza dla tych, których istnienia i roli nikt przytomny w Państwie Izrael nie podważa. To z jednej strony uhonorowani drzewkami pamięci w Yad Vashem polscy Sprawiedliwi wśród Narodów Świata. Z drugiej uznający się za Polaków, potomkowie polskich Żydów. W końcu wszyscy ci, którzy przez ostatnie ponad ćwierć wieku zrobili wiele, by obudzić nad Wisłą pamięć o żydowskich współbraciach i na zawsze odegnać demony antysemityzmu.

    To również policzek dla wielu przedstawicieli strony żydowskiej, którzy – jak Światowy Kongres Żydów czy American Jewish Committee – od dziesięcioleci zabiegają zarówno o historyczną prawdę, jak i pojednanie. Trudno by nie czuli się tymi słowami zmasakrowani. Obraźliwa wypowiedź Israela Katza to cios w jedno i drugie. Choć, i co do tego trzeba mieć nadzieję, zapewne nie są w stanie zmienić postaw i poglądów ludzi dobrej woli.

    Jednak nie sposób nad tymi słowami przejść do porządku dziennego i rację ma polski premier, że w dowód protestu nie wybierze się na szczyt V4 do Jerozolimy. Wobec tak nieodpowiedzialnych polityków jak Israel Katz jego obecność mogłaby wyzwolić kolejne niepotrzebne emocje i sprowokować kolejne niedorzeczne wypowiedzi. W trosce o przyszłość relacji z Państwem Izrael, a nie z kompromitującym je szefem dyplomacji, nie można sobie na to pozwolić.

    Nie wchodząc w motywacje szefa izraelskiego MSZ i odstawiając na dalszy plan przyczyny jego arogancji, wypada zwrócić uwagę, że ludzie jego pokroju nie służą budowaniu przyjaznych relacji między narodami. Jako dyplomata wystawił sobie jak najgorsze świadectwo. Wysadzenie w powietrze pierwszego szczytu V4 poza Europą to przede wszystkim klęska Izraela, który potrzebuje w Europie sojuszników. Polska dotąd takim sojusznikiem była i powinna nim pozostać. Wypada mieć nadzieję, że premier Netanjahu to rozumie i wyciągnie z tej historii wnioski.”

    Bogusław Chrabota

    Pełny tekst na stronie dziennika „Rz”:
    https://www.rp.pl/Komentarze/190219392-Slowa-izraelskiego-ministra-to-dyplomatyczna-bomba-atomowa.html

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.