Marka Edelmana czary-mary ze stawianiem diagnoz bez badań, na oko i na dotyk
„Ech, gdybym był młodszy, dziewczyno, gdybym był młodszy… To z ciebie bym się habilitował”
Przyslala Katharina Dr.Gasinska-Lepsien
Świetnie pamiętam tę scenę. Jest słoneczny, jesienny dzień 2002 roku. Stoję w szerokich, dwuskrzydłowych drzwiach do salonu, a Marek Edelman, który zatrzymał się u mnie na nocleg w drodze z Lozanny do Łodzi, przygląda mi się podejrzanie uważnie. W końcu podchodzi, przejeżdża palcem po mojej szyi tak mocno, że syczę z bólu, i pyta z pewnym zdziwieniem:
– Dajesz sobie w żyłę?
– Zwariowałeś? Skąd ci to przyszło do głowy?
– Masz zapalenie żył powierzchniowych, a to przypadłość narkomanów, co wstrzykują sobie narkotyk w szyję, gdy wysiądą im naczynia w rękach i nogach.
– Marek, ja sobie niczego nie wstrzykuję. Ale jak w ogóle domyśliłeś się, że boli mnie szyja?
– Stanęłaś w świetle padającego przez okno słońca i zobaczyłem na twojej żyle grudkowate zgrubienia. Przyjedź do mnie, dam ci sterydów i przejdzie.
Ja jednak nie chciałam leczyć się u Marka sterydami. Dopiero co opublikowałam w „Wysokich Obcasach” portret cierpiącej na lupusa poetki Małgorzaty Baranowskiej i wiedziałam, co to sterydoterapia. Dodatkowe kilogramy, rozwalony żołądek, wypłukany z organizmu potas i wapń, obrzęki, twarz z policzkami jak u chomika, osłabiony system odpornościowy, uporczywe infekcje i chmara innych efektów ubocznych, jak miażdżyca, nadciśnienie, zaćma, depresja.
Kilkanaście miesięcy i liczne wizyty u specjalistów później uporczywy stan podgorączkowy praktycznie uniemożliwia mi funkcjonowanie, a w różnych miejscach mego ciała pojawia się zapalenie żył. Do tego słabość, zmęczenie, apatia, senność, której nie likwiduje nawet 12 godzin snu. Jednak bardziej dotkliwe jest co innego – pogarszanie się widzenia w prawym oku (doszło do minus 11 dioptrii). Towarzyszą temu dziwne „firany” w niedomagającym oku. Kolejni okuliści dają uspokajające komunikaty, a we mnie narasta panika, że zaraz stracę wzrok.
Wzrok i słuch doktora Edelmana
Z Markiem Edelmanem poznałam się w latach 70. w Łodzi, w Szpitalu im. Pirogowa, gdzie pełnił funkcję ordynatora na oddziale intensywnej opieki medycznej (nigdy go nie zatwierdzono, do końca życia pozostał p.o.). Wiktor Woroszylski, którego tam odwiedzałam, akurat opuszczał szpital i doktor zabrał nas na obiad do pobliskiej knajpy. Zaintrygowany moim gargantuicznym apetytem spytał:
– Śniadanie jadła? – Jadła – odpowiedziałam. – A obiad wczoraj jadła? – Jadła.
Pokiwał palcem, żebym podeszła. Mój biust znalazł się na wysokości jego głowy. Zrobił gest, żebym podciągnęła sweterek, i przyłożył ucho do tego miejsca, gdzie rozpaczliwie trzepotało moje serce. Dotknął szyi. Wziął za rękę.
– Nadczynność tarczycy, niedomykalność zastawki mitralnej – zawyrokował. – Zdechlak!
Po latach okazało się, że faktycznie mam nadczynność tarczycy, zaś do niedomykalności zastawki mitralnej trzeba po prostu przywyknąć.
Calosc TUTAJ
Kategorie: Ciekawe artykuly, wspomnienia
Super! Zdolność obserwacji i wiedza! Ale przede wszystkim pasja leczenia, pasja zdobywania wiedzy! Najgłębszy szacunek i pochylona głowa za bycie takim lekarzem! Ideał
Gdzie ci medycy?…