Marian Marzynski
Codzienny spacer dookoła wyspy w Miami Beach. Tu będziemy się chronić do końca maja, z nadzieją, że w Bostonie, dokąd wracamy, zmniejszy się liczba zakażeń, która dotąd trzykrotnie przewyższała Florydę. Na wyspie nie nosi się masek. Pieszo, na wrotkach i rowerach, pojawiają się sąsiedzi, których dotąd nie widzieliśmy na oczy. W sytym, zmotoryzowanym społeczeństwie, klęski żywiołowe zbliżają ludzi: tak było w zamieciach śnieżnych w Bostonie i pod huraganowym wiatrem Florydy.
W zależności od kondycji fizycznej i pogody, nasze trasy nazywają się „mała jasna”, „duża jasna”, „mała ciemna” albo „duża ciemna”, chodzi o mniejsze lub większe okrążenia wyspy i o porę dnia tych okrążeń. Po drodze mijamy kilka mostków i na każdym z nich robimy „bociany”: to jak długo każde z nas wystoi na jednej nodze, określa naszą równowagę fizyczną, tak ważną w tym wieku.
W środku takiego bociana brzęczy mi w kieszeni komórka. Opieram się o balustradę (to ta, o której pisałem, że może mieć ślady pozostawionego wirusa) i czytam odpowiedź na mój felieton „Nadzieja w beznadziei”. Pisze Anna Moskal, wspaniała aktorka, która miała grać w moim niedoszłym filmie „Zły wygląd”, o ucieczce młodej dziewczyny z getta. Tak pisze:
Marianku, wierzyć mi się nie chce, że Ty musisz tyle razy przechodzić przez takie wstrząsy życiowe! U nas upada demokracja. Kultura leży i kwiczy. Więc zaczęłam szkolić biznes on-line, wystąpienia publiczne, marka osobista, mówienie z celem, wpływem, intencją. Robię z Paniami z biznesu dykcję, emisję głosu, prezentację, rytm wypowiedzi i jej dynamikę. Teatry stoją, a miasto już zastanawia się, który teatr położyć pierwszy. Syn został kurierem, rozwozi jedzenie. Chce wracać do Anglii, gdzie studiuje Creative Writing & English Literature. Drugi uczy się on-line. Mąż stracił wszystko, bo pracował jako aktor freelancer bez etatu. Szczęście w nieszczęściu, że zrobił doktorat w zeszłym roku i ma pensję profesorską w Akademii Teatralnej. Ja jestem na asystenturze w Akademii u Olgi Sawickiej, wdowy po Zapasiewiczu, na razie za darmo. Mam etat w Teatrze Dramatycznym. Jest szansa, że nasz teatr przetrwa dzięki dyscyplinie finansowej. Wrócimy, jak dobrze pójdzie w styczniu; przy 50 osobach na Dużej i 20 na Małej Scenie, jeśli w ogóle ktoś odważy się przyjść. Musimy też obniżyć ceny biletów, bo widzowie nie będą mieli pieniędzy. Wszystko inne przepadło: kolejny serial filmowy, miałam w czerwcu zacząć. Wraca powoli radio, dubbing, audiobooki. Dziś pierwszy raz byłam w pracy od 5 marca. Dużo medytuję i ćwiczę. Od Mai Komorowskiej pożyczam; … „zadaję sobie kolejny dzień, żegnam stare i czekam na nowe, coś będzie…” Wierzę, że się spotkamy jeszcze na pierogach na Smolnej. Kocham was oboje. Ania.
Mam pomysł na następne felietony: będę opisywał, jak radzą sobie z wirusem nasi przyjaciele i znajomi.