Uncategorized

Tam

Zenon Rogala

 

 


Ktoś kiedyś powiedział, że łóżko nie powinno stać na wprost drzwi wejściowych do sypialni. Coś mi się zdaje, że nawet wiem kto, bo jak sięgam pamięcią takie kategoryczne zdanie wygłosiła babcia kiedy po wojnie rodzice meblowali nowe mieszkanie. 

Dobrze to zapamiętałam, bo babcia mówiła to dokładnie wtedy, gdy ja próbowałam swoich talentów gimnastycznych skacząc na sprężynach materaca leżącego na szerokim dębowym łożu moich rodziców.

Dzisiaj, za chwilę, na specjalne moje życzenie zawitają do mnie moje córki. Tania jest dość surowa nie znosi sprzeciwu, i choć tego nie okazuje wiem, że ma to w dużej mierze po mnie. Sama bowiem pamiętam jak byłam nieustępliwa kiedy musiałam ulegać kategorycznym, przykazaniom mojej mamy, a jej babci.

Inna jest Ola. Ta doznała w życiu tylu doświadczeń, że obdzieliłaby wiele matek, kobiet, panien, mężatek i chyba także wdów, bo już nie bardzo pamiętam, ale to chyba właśnie ona została na świecie sama.

Jak to dobrze, że pozostawiono to łóżko tak jak zapamiętałam go z czasów dzieciństwa. Na wprost drzwi wejściowych. Przynajmniej nie muszę odwracać głowy kiedy ktoś  wchodzi do sypialni. Wchodzi i ja już widzę kto do mnie zawitał. Wczoraj był ten mój najlepszy kolega z czasów studiów. Byłam w nim obłędnie zakochana, a on jak każdy fanfaron i sowizdrzał  nie docenił, lub może nawet nie dostrzegł mego uczucia. Nie, na pewno dostrzegł, ale ten dureń zlekceważył go najwyraźniej. Wtedy świata poza nim nie widziałam. Przesłaniał mi widok na innych i dlatego kiedy pojawił się Adam, wyszłam za niego z rozpaczy i  wściekłości na tego szaławiłę. Ciągle jednak oglądałam się za tym moim wyśnionym i wymarzonym. Nawet w tych czasach była tak piosenka o mnie. Wszyscy ją chwalili, że taka piękna i nastrojowa, ale tylko ja wiedziałam ile cierpienia kosztowało mnie każdorazowe jej wysłuchanie. Ilekroć teraz ją słyszę, tylko ja wiem jak bardzo ona jest o mnie. 

„O mój wymarzony,
O mój wytęskniony,
Nie wiesz przecież o tym ty,
Że w małym miasteczku za Tobą ktoś
Wypłakał z oczu łzy…
Że biedna Rebeka
W zamyśleniu czeka,
Aż przyjedziesz po nią sam,
I zabierzesz ją
Jako żonę swą,
Hen, do pałacu bram…
O mój wymarzony,
O mój wytęskniony,
Czy ktoś kocha cię jak ja?”

Trochę te dzisiejsze myśli są dla  mnie męczące. Muszę, koniecznie muszę

teraz odpocząć. Zanim moje córeczki przyjdą postaram się choć na chwilę zdrzemnąć. Muszę nabrać sił, na tak poważną rozmowę, którą przemyślałam w dokładnych detalach. 

Ach, te dzieci, one nie uszanują mojej słabości. Wpadły z hałasem do mojego łóżka i usiadły ”w nogach”. Ach, jakie one śliczne, jakie wesołe. Ale co ich tak bawi? Co ich tak śmieszy? Trzpiotki jakich dawno, a właściwie nigdy nie widziałam, żeby były tak rozbawione i tak szczęśliwe. Dokazują i skaczą po całym łóżku. Właściwie to nie skaczą, ale jakby fruną w podskokach i z taką łatwością przenoszą się z miejsca na miejsce. Nawet mi to, prawdę mówiąc nie  przeszkadza. W ogóle nie czuję ich podskoków. Cieszy mnie to, że są takie szczęśliwe. Zawsze mi zależało żeby były swobodne i wesołe. Ale, zaraz, zaraz dlaczego one są prawie golusieńkie, dlaczego zamiast białych fartuszków i plisowanych spódniczek mają jakieś zwiewne muślinowe narzutki? I skąd je mają? Przecież ja nigdy w domu nie ubierałam ich w jakieś takie nieziemskie stroje. Owszem wiele razy widywałam podobne postacie, tak właśnie ubrane, ale  na obrazach Rafaela czy Rubensa. Siedziały zwykle na gzymsach barokowych ołtarzy. Takie tłuściutkie dzieciątka tam są wszechobecne, ale u mnie, na moim łóżku … 

          – Dziewczynki dość już tego przekomarzania. Czekałam na was jako na duże panienki, nawet dorosłe kobiety, a wy znów zrobiłyście mi takiego psikusa, że widzę was dzisiaj, jak byłyście małymi dziewczynkami.

– Posłuchajcie wreszcie co mam wam do powiedzenia. Całe życie myślałam o tej chwili kiedy będę się z wami rozstawać, więc uszanujcie mnie proszę i wysłuchajcie co mam wam do powiedzenia.

– Oj mamo, mamo kochana, my wiemy,  dokładnie wiemy co nam chcesz powiedzieć. Nie musisz się wysilać, nie musisz już odpoczywać tutaj w tym łóżku. My przyfrunęłyśmy do ciebie żeby cię zabrać ze sobą. Tam o nic nie będziesz się martwić, tam będziemy dla ciebie tańczyć i zobaczysz jak cudownie jest Tam.

 

Hymn Apaczów

…i będziemy bardzo dzielni

W szkole, w domu, przy patelni…

Nareszcie przyszły wakacje i nareszcie wyjedziemy na pierwszy harcerski obóz pod namiotami. Czuliśmy, że to jest to prawdziwe harcerstwo, gdzie nie ma białych koszul i czerwonych chust. Każdy ubrany jest w harcerski mundur, a salutuje się dwoma palcami jak w wojsku, do głowy okrytej harcerską czapką z symbolem szlachetności, lilijką przewiązaną szarfą z trzema ważnymi w życiu pojęciami: Ojczyzna Nauka Cnota. Aromatyczny zapach spalonej benzyny samochodu Star 20 towarzyszył  nam, dzielnym harcerzom siedzącym na drewnianych ławeczkach „na pace” ciężarówki. Po kilkugodzinnej podróży znaleźliśmy się na skraju lasu, skąd doszliśmy na wielką polanę w lesie, miejsca naszego obozu. Tu zbudujemy obóz i tu będziemy mieszkać przez trzy tygodnie. Sami zbudowaliśmy prycze do spania i pierwszej nocy, dla udręczonych trudami dnia, były one najwygodniejszym posłaniem. Najprawdziwsze namioty ustawione były w dwóch szeregach. Każdy zastęp miał swój dziesięcioosobowy namiot. Pomiędzy nimi powstał plac apelowy, a postawiony na centralnym miejscu wysmukły maszt z powiewającą na szczycie flagą, był najważniejszym miejscem do rozstrzygania  naszych harcerskich spraw. Tu na każdym wieczornym apelu deklarowaliśmy, że „wszystko co nasze Polsce oddamy”, a obozowej flagi musieliśmy strzec w dzień i w nocy. Nocne warty były najbardziej ekscytujące. Wtedy okazywało się jak różny jest w nocy ten sam znany nam dzienny świat, tyle, że zaciemniony nocnym mrokiem.

Nasz zastęp nazywał się Apacze. Każdy harcerz- Indianin był  świeżo po lekturze Karola Maya „Winnetou”,  byliśmy więc dumni z takiej trafnej nazwy. Jako zastęp Apaczów musieliśmy wykazywać swoim postępowaniem, że jesteśmy tak jak Apacze słowni, dokładni i szlachetni, prawdomówni i dzielni. Przecież to były podstawowe cechy Indian i dlatego i w naszym postępowaniu te cechy powinny być na pierwszym miejscu. Każdy zastęp miał też swój hymn. Treść  hymnu pisał każdy, ale wybraliśmy najlepszy, który zaproponował Kaziu Lasota mój kolega klasowy. Ułożył słowa hymnu i szkoda, że pełną jego treść rozwiała już życiowa, wieloletnia mgła. Zachowałem w pamięci jedynie fragment refrenu. Na szczęście najważniejszy, bo po odrzuceniu dziecięcych fantazji to co pozostało liczy się także w dzisiejszym dorosłym życiu.


Wszystkie wpisy Zenka

TUTAJ

Kategorie: Uncategorized

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.