Uncategorized

Bracia Kahane – żydowscy bohaterowie Powstania Styczniowego

Przyslal Janusz G

Gdy w styczniu 1863 roku w zaborze rosyjskim wybuchło powstanie, wśród wielu ochotników ściągających z Galicji do Królestwa Polskiego maszerowali bracia Kahane – austriaccy Żydzi, synowie lekarza powiatowego z Sanoka. W Powstaniu Styczniowym wzięła udział cała czwórka niezwykłego rodzeństwa. Jeden z nich oddał życie za przybraną ojczyznę.



Rodzina Kahane została ściągnięta do Galicji z miasta Ratzendorf w dzisiejszej południowej Austrii pod koniec pierwszej połowy XIX wieku. Związane było to z cesarskim planem zasiedlenia dawnych ziem polskich młodymi osadnikami, którzy na zajętych terenach mieli pełnić funkcje administracje i jednocześnie germanizować tę część monarchii. Każda ściągająca tu rodzina dostawała na zagospodarowanie po tysiąc florenów (równowartość dobrej, rocznej urzędniczej pensji) i dwa kryte wozy. W ramach tej akcji przybył do Sanoka Ignacy Kahane wraz z żoną (nie ma pewności, ale prawdopodobnie miała na imię Róża, a przynajmniej tak nazywano ją już w sanockich czasach) oraz z dwójką lub trójką, urodzonych jeszcze w Ratzendorfie, synów.

O Ignacym wiemy niewiele, ale na pewno nie okazał się zagorzałym germanizatorem ziemi sanockiej. Przeciwnie, bardzo szybko się zasymilizował z miejscową ludnością, a jego dzieci zostały wychowane wręcz w atmosferze polskiego patriotyzmu. Ignacy Kahane występuje w zachowanych dokumentach m.in. jako lekarz powiatowy i zarządca miejscowego szpitala, radny powiatowy oraz członek specjalnej komisji, której zadaniem było wytyczenie terenu pod nowy cmentarz komunalny w Sanoku.

W drodze do Powstania

Gdy w 1863 roku w „kongresówce” wybuchło powstanie, przez granice zaborów przeciągały rzesze ochotników pragnących walczyć przeciw caratowi. Wśród nich bracia Kahane: Filip (ur. w 1838 roku w Ratzendorfie), dwa lata starszy od niego (też urodzony w Austrii) Maurycy, Leon – którego daty i miejsca urodzenia nie znamy oraz najmłodszy z braci – Zygmunt, urodzony już w Galicji – w Lesku – w 1846 roku.

– Wiozłem z sobą 8 sztuk broni palnej i 2 pałasze – z tego powodu byłem pożądanym nabytkiem: różne też oddziały robiły starania, aby mnie pozyskać dla siebie, rozumie się z moim zapasem broni. Najgorliwiej werbował mnie kapitan strzelców, Jan Nepomucen Gniewosz, który oprócz namowy, serdecznych uścisków, chciał mnie nawet przekupić, ofiarując kawałek suchego bulionu, jeśli zaciągnę się do jego oddziału.

Ostatecznie jednak Filip trafił do oddziału „Żuawi śmierci” tworzonego przez francuskiego oficera, prowadzącego przed Powstaniem szkołę fechtunku w Krakowie, François’a de Rochenbrune. Formacja, której wyróżnikiem były mundury z białym krzyżem na piersiach, zyskała – dzięki intensywnemu szkoleniu i późniejszej bitności – sławę doborowej jednostki, we współczesnej literaturze często nazywa się ich „komandosami Powstania Styczniowego”.

Losy braci

W zgrupowaniu Kurowskiego początkowo znalazł się także Maurycy. Obaj bracia wzięli udział w ataku na Miechów 17 lutego 1863 roku. Mimo początkowych sukcesów atak zakończył się porażką. Polacy ponieśli duże straty (ok. 200 zabitych), formacja Kurowskiego (oskarżanego o nieudolność i obarczanego potem winą za klęskę) poszła w rozsypkę. Pod Miechowem Filip wykazał się niepospolitym męstwem, m.in. wynosząc z pola bitwy powstańczą chorągiew. Tak opisywał to później w swych wspomnieniach:

– Strzały moskiewskie padały gęsto; kule ze świstem przelatywały koło uszu, a myśmy – stojąc na cmentarzu pod miastem – kropili ich też dzielnie. Co który łeb z za węgła czy płotu pokazał, to go już więcej nie wystawił. Posuwając się naprzód wśród najgorętszej bitwy, spostrzegłem jednego z braci Wędrychowskich, leżącego z przestrzeloną nogą. Gdy mnie zobaczył, „ratuj bracie!” zawołał. Zwróciłem się ku niemu, ale w tejże chwili zauważyłem, że nasz chorąży, ugodzony kulą zachwiał się i upadł, wypuszczając sztandar z ręki. Podbiegłem, pochwyciłem chorągiew, a zamęt walki oddalił mnie od biednego Wędrychowskiego. Do końca potyczki niosłem sztandar; potem, gdyśmy poszli w rozsypkę, zdjąłem chorągiew z drzewca – i jak relikwię ukryłem na piersiach. Oddałem ją później Rochenbrunowi. Chorągiew tę z wizerunkiem Matki Boskiej o wierszem ułożonym przez Wincentego Pola, ofiarowała nam była hr. Muszyńska. (Nie wiem co się z nią potem stało).

Maurycy kontynuował powstańczą walkę pod generałem Marianem Langiewiczem. Uczestniczył w bitwie pod Pieskową Skałą w marcu 1863 roku, gdzie powstańcy, mimo zaskoczenia ich we śnie, zdołali z niewielkimi stratami wyrwać się z rosyjskiego okrążenia. Maurycy odniósł w tym starciu rany (stracił palec u ręki i dostał postrzał w nogę – według wersji jego brata miało mieć to miejsce w czasie nieco wcześniejszej bitwy pod Małogoszczem), po wyleczeniu których wrócił do walki, tym razem w szeregach oddziału gen. Antoniego Jeziorańskiego. Pod jego dowództwem walczył w bitwie pod Kobylanką, uznawanej za jedną z największych stoczonych w czasie Powstania Styczniowego. W dwóch starciach, które odbyły się w kilkudniowych odstępach czasu, udało się powstańcom zadać duże straty nieprzyjacielowi i zmusić Rosjan do odwrotu.

Tragiczny los spotkał niestety Leona Kahane, kolejnego z braci-powstańców. Był on podchorążym austriackim, stacjonującym w Rzeszowie, prawdopodobnie w składzie 40 pułku piechoty. Na wieść o wybuchu Powstania Styczniowego zdezerterował i przedostał się do zaboru rosyjskiego. W stopniu porucznika został adiutantem słynnego pułkownika Karola Kality de Brenzenheim „Rębajły” – uważanego za jednego z najlepszych dowódców Powstania Styczniowego, wsławionego szeregiem zwycięskich potyczek z Rosjanami. W starciu pod Radkowicami (lub Iłżą – jak pisał Filip) w początkach 1864 roku, ochraniając swego dowódcę, Leon został ciężko ranny. Zmarł po miesiącu w szpitalu w Bodzentymie

Sanbra – bez ramienia

Filip Kahane, po walkach o Miechów, gdzie „Żuawi śmierci” ponieśli dotkliwe straty, walczył nadal pod dowództwem francuskiego oficera. 18 marca 1863 trzytysięczne zgrupowanie gen. Mariana Langiewicza (pod którym walczyli ludzie Rochenbruna) zostało osaczone prze przeważające siły rosyjskie. Głównodowodzący wojskami polskimi zmuszony był wydać bitwę nieprzyjacielowi w skrajnie niekorzystnych warunkach, gdy powstańcy znajdowali się na grzęsawisku. Całodzienny bój okazał się sukcesem Polaków, zasłużyli się także „Żuawi” dokonując brawurowego ataku na rosyjskie armaty. Filip Kahane został poważnie ranny, o czym tak pisze w swoich wspomnieniach:

– Gdy moskiewskie armaty coraz większe spustoszenie zaczęły robić w naszych szeregach, wtenczas Rochenbrune wezwał nas na ochotnika – by pójść na armaty. Wystąpiło nas kilkunastu żuawów, między nimi Zwierkowski i ja, i popędziliśmy naprzód – oddalając się od całego oddziału. Naraz Zwierkowski – chcąc mnie powstrzymać i zwrócić w inną stronę, szarpnął silnie za ramię – żem się obrócił na miejscu; w tejże chwili kula kartaczowa zgruchotała mi prawą rękę. Strzelba upadłą naprzód, a ja doznałem uczucia – że i moja ręka gdzieś naprzód poleciała; wpatrzyłem się więc przed siebie, aby zobaczyć, gdzie się ona podziała. Słabo mi się zrobiło; usiadłem na zrębie, aby zebrać myśli i przecie dowiedzieć się – co się z moją ręką stało, bo jej przy sobie dostrzedz nie mogłem. Ona tymczasem zwisała bezwładnie za mną i dla tego jej na zwykłem miejscu znaleźć nie mogłem.(…) Uczułem wtenczas ból srogi, a przyciągnąwszy rękę naprzód – zobaczyłem strugę krwi. Wstałem i poszedłem między walczących; tam już czynnego udziału brać nie mogłem, ale chciałem poledz – i w tym celu wysuwałem się ciągle przed szeregi walczących, a zwracając się do Moskali – dawałem im znaki lewą ręką, aby we mnie celowali. Co mi po życiu, kiedy już bić się nie byłem zdolny!

Szukający śmierci, okaleczony Kahane, niemal siłą został wyprowadzony z pola bitwy i na rozkaz Rochenbruna przetransportowany do Tarnowa, gdzie znajdował się powstańczy szpital. Poszarpana ręka była już zaatakowana gangreną. Trzeba było ją – mimo początkowego oporu rannego – amputować. Kahane przeszedł dwie poważne operacje, w pewnej chwili wydawało się, że jego stan jest beznadziejny. Dzięki troskliwej opiece udało mu się przeżyć. W Tarnowie odwiedzili go zaalarmowani rodzice, niepokojący się o los synów – dotarła już do nich informacja o śmierci Leona oraz ranieniu w boju Maurycego, który leżał w szpitalu w Krakowie.

Kuracja w Tarnowie trwała trzy miesiące, kolejny miesiąc Filip spędził u rodziców w Sanoku. Po dojściu do siebie – w tajemnicy przed rodzicami – postanowić wrócić do szeregów powstańczych. Dowiedział się o formowaniu kolejnego oddziału, który miał ruszyć na Wołyń. W powstańczym obozie, ku swemu zaskoczeniu, spotkał Rochenbruna, który przywitał go słowami: „Voila le brave entre des braves!”. Do jednorękiego Kahane przylgnął przydomek „Sanbra” – spolszczone, francuskie określenie „bez ramienia”. W randze porucznika walczył w listopadzie 1863 roku pod Poryckiem. Wycofujące się oddziały powstańcze zmuszone zostały do przekroczenia granicy, gdzie powstańcy trafili do austriackiej niewoli. Kahane, osadzony w prowizorycznym więzieniu, przy drugiej próbie, zdołał uciec i przedostać się do Lwowa.

Po Powstaniu

Problemy z władzami austriackimi po upadku Powstania Styczniowego miał Maurycy Kahane. Schronił się w Rumunii, gdzie spędził siedem lat. Po tym okresie powrócił do Galicji. Osiadł w Tarnopolu, gdzie pracował w tamtejszej filii Banku Hipotecznego, angażował się w działalność patriotycznego Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół” i Towarzystwa Uczestników Powstania 1863. Zmarł w 1895 roku. Zostawił po sobie niewielką, ale interesującą spuściznę – sztukę teatralną „Szpieg”, napisaną w Botuszanach w Mołdawii w 1865 roku, osadzoną w realiach Powstania Styczniowego. Wystawiono ją, uzupełnioną przez Bolesława Dzięciołowskiego, w tarnopolskim teatrze niedługo przed śmiercią autora.

Najmłodszy z braci – Zygmunt – po upadku zrywu zdołał powrócić, uniknąwszy represji, do Galicji. Studiował medycynę na Uniwersytecie Jagiellońskim, przez trzy lata praktykował w zawodzie. W 1875 roku ukończył polską Wyższą Szkołę Rolniczą w Dublanach koło Lwowa, przez kolejne trzy lata studiował zoologię w Lipsku pod okiem znanego chemika Rudolfa Leuckarta. Po powrocie do Galicji wykładał w Dublanach, zajmował się teoriami hodowli i zoologii. Zorganizował tam muzeum zoologiczne, laboratorium i pracownię zootomiczną. W 1889 popełnił samobójstwo – zastrzelił się.

Filip Kahane, po ucieczce z więzienia w Sokalu, usiłował ponownie przedostać się do Królestwa Polskiego. Niestety informacja o zbieraniu ochotników do nowego oddziału okazała się austriacką prowokacją mającą na celu wyłapanie spiskowców. W lwowskim  więźniu spędził pół roku. Jego powstańczy dowódca Rochenbrune, po konflikcie z innymi oficerami Powstania Styczniowego, opuścił Polskę, by już nigdy do niej nie wrócić. Odznaczony francuską Legią Honorową za udział w Powstaniu, pozostał jednak gorącym orędownikiem sprawy polskiej. Zginął 19 listopada 1870 roku pod Montretout, w czasie wojny francusko-pruskiej, walcząc do końca w mundurze „Żuawów śmierci” z charakterystycznym białym krzyżem na piersi, wierny żuawskiej przysiędze „Zwyciężaj albo giń!”.

Informacje o popowstaniowych losach Filipa Kahane są dość skąpe. Wiemy, że skończył Wyższą Szkołę Rolniczą w Dublanach, ożenił się z córką powstańca z Litwy – Aliną Drozdowską. Z materiałów Muzeum-Zamku w Łańcucie wynika, że osiadł w łańcuckich dobrach Potockich w 1880 roku, pełniąc funkcję urzędnika ordynacji, czy też zarządcy. Aktywnie udzielał się społecznie, kierował m.in. miejscową strukturą Towarzystwa Gimnastycznego Sokół. Był autorem wspomnień, opublikowanych m.in. na łamach pisma „Rzeszowianin” oraz w pracy zbiorowej w 40-lecie zrywu. Zmarł 25 listopada 1915 roku, niemal u progu niepodległości Polski, o którą tak dzielnie walczył, pochowany został na łańcuckim cmentarzu. Wiemy, że miał córkę Wandę, która wyszła za Franciszka Reicharda, dyrektora lasów ordynacji Potockich i zapalonego myśliwego.

W Łańcucie pozostał namacalny ślad po bohaterskim Filipie Kahane, austriackim Żydzie, gorącym polskim patriocie, „Żuawie śmierci”. Na dzisiejszej ulicy Paderewskiego, niemal naprzeciw obecnego szpitala zbudował dom. Budynek przechodził różne koleje losu, by na początku lat 90. XX wieku trafić w ręce miejscowego przedsiębiorcy Andrzeja Reizera, który przywrócił posiadłości dawną świetność. Dziś w willi Filipa Kahane mieści się znany pensjonat i restauracja „Pałacyk” odwiedzany chętnie zarówno przez miejscowych, jak i gości z całego świata. Ze ścian spogląda na nas Filip Kahane – jednoręki oficer Powstania Styczniowego…

Szymon Jakubowski


Bracia Kahane

Kategorie: Uncategorized

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.