Uncategorized

WYCHRZTY I WYCHRZTY

Ludwik Lewin


Minęła czterdziesta rocznica episkopatu Jeana-Marii Lustigera (1926 – 2007), którego 31stycznia 1981 roku papież Jan Paweł II mianował arcybiskupem Paryża. Wielu Żydom ciepło się wtedy zrobiło na sercu, bo ten ksiądz był z urodzenia Żydem, którego rodzice przyjechali z Polski i do tego, gdzie można i nie można, o swoim żydostwie przypominał. 

Błyskotliwy intelektualista, a przy tym łatwy w kontaktach, kardynał Lustiger bez trudu wywoływał sympatię. Nie mogę powiedzieć, że go znałem, ale jako dziennikarz przy różnych okazjach zadałem mu kilka pytań. Starczyło żeby mnie zapamiętał i za każdym razem, kiedy mnie widział, witał polskim „dzień dobry”. 

To arcybiskupie „dzień dobry” stało się kiedyś przyczyną pewnego qui pro quo. 

Do Paryża przyjechał w sobotę wieczór ówczesny prezydent Lech Wałęsa i rano udawał się na niedzielną mszę do kościoła polskiego, o czym zawiadomieni byli polscy korespondenci. Ledwo obudzony biorę spodnie i widzę, że zepsuł się suwak w miejscu strategicznym. Wyjmuję inne z szafy, szybko wciągam na siebie i biegnę pod kościół.

 Przed kościołem już się zebrał tłumek Polaków, ale prezydenta i innych VIPów jeszcze nie ma. Wchodzę więc do sąsiedniego bistra i przy bufecie zamawiam kawę. Gdy piję nawiązuje się sympatyczna rozmowa ze stojącym obok Polakiem. Chcę płacić i okazuje się, że choć ubrany, goły jestem jak święty turecki, znaczy nie mam przy sobie złamanego grosza, bo w pośpiechu wszystko zostawiłem w starych spodniach. Tłumaczę sytuację sąsiadowi i zapewniam, że któryś z kolegów dziennikarzy da mi pieniądze, pożyczka będzie więc co najwyżej na kilka minut. Na co ten ze złością odpowiada, żebym sobie gdzieindziej szukał jelenia. Tym samym wyjaśnieniem bez trudu przekonuję baristę i wychodzę, bo przed kościół zajeżdżają limuzyny. 

Z pierwszej wysiada arcybiskup Paryża, jestem tuż obok, zauważa mnie, mówi dzień dobry, ściska mi dłoń i idzie do świątyni. 

Po chwili podchodzi do mnie sąsiad z kawiarni, cały czerwony ze wstydu i mówi – przepraszam, bardzo przepraszam… A ja myślę, że drugi raz wziął mnie za kogoś kim nie jestem.

Historyjka wróciła mi do głowy, gdy z przyjaciółmi dyskutowaliśmy o wychrztach, z których wielu przerażająco zasłużyło się w walce z żydostwem i Żydami. A zaczęło się od tego, że jak się urodziłeś Żydem, to nawet jeśli nigdy kipy nie włożysz, progu bóżnicy nie przekroczysz i pracować będziesz w sobotę, to i tak będziesz Żydem. Natomiast jeśli Żydem się nie urodziłeś, to żeby nim zostać musisz stale nosić kipę, chodzić do synagogi i przestrzegać szabatu.

A w drugą stronę? – Jak się urodził ktoś chrześcijaninem, to nie znaczy, że musi być antysemitą. Jednak, jeśli Żyd chce się stać chrześcijaninem to nie ma rady, musi pluć na swych braci. 

I zaczęliśmy rzucać przykładami. Od najwcześniejszych, bo jak piszą historycy, w roku 66 w Antiochii pewien wychrzta doniósł na własnego ojca i innych Żydów, że chcą w nocy wzniecić pożar, który spali miasto. 

W średniowieczu Nicolas Donin apostata z La Rochelle we Francji, pojechał do Rzymu, gdzie przedstawił papieżowi Grzegorzowi IX pismo, w którym oskarżał Talmud o ataki na chrześcijaństwo. Ojciec Święty święcie uwierzył i w Europie zaczęły się konfiskaty i palenie Talmudu na stosie.  Szczególny sukces uzyskał Donin w rodzinnej Francji. Był inicjatorem „dysputy paryskiej”, zwanej również sądem nad Talmudem.  Debatom między Doninem, duchownymi katolickimi i czterema rabinami przysłuchiwał się król Francji Ludwik IX, później święty, ten sam, który nakazał Żydom noszenie na ubraniu oznaczeń wskakujących na ich żydostwo. Talmud musiał być skazany i księgi ustnego prawa palono na głównym placu Paryża. 

W początku XVI wieku koszerny rzeźnik z Kolonii nazwiskiem Pfefferkorn przerzucił się na teologię chrześcijańską i pisał antyżydowskie pamflety. Nie tylko. Nastawał na cesarza Maksymiliana by zakazał wszelkich hebrajskich pism oprócz Biblii, zebrał je i spalił. Maksymilian, który już wygnał Żydów ze swych ziem w Styrii, Karyntii i Krainie, chętnie na to przystał. Pfefferkorn rozpoczął zabieranie ksiąg, ale szczęśliwie Żydów w obronę wziął arcybiskup Moguncji, wyznaczył komisję, w której zadecydował głos filozofa i teologa Johannesa Reuchlina. Dla niego język Tanachu miał wartość duchową. Przekonał komisję i wysiłki Pfefferkorna spaliły na panewce.  

Później mamy wielkiego Karola Marksa, który czekał na „emancypację społeczeństwa od judaizmu”. W początku XX wieku pośmiertną sławę zdobył Otto Weininger, wychrzczony autor „Płci i Charakteru”. Książka tak pełna jest drapieżnej nienawiści do Żydów, że aż się to spodobało Hitlerowi. Po przeczytaniu powiedział podobno: Był jeden uczciwy Żyd, ale popełnił samobójstwo.

 No dobrze – przerwał mi to wyliczanie jeden z przyjaciół – ale przecież Lustiger antysemitą nie był.   

Nie był antysemitą, ale antyjudaistą był bez wątpienia. Czuły byłem na jego urok, ale zauroczyć się nie dawałem. Od początku, bez cienia wątpliwości, odczytałem jego sztandarowe hasło – „jestem Żydem, a stając się chrześcijaninem, dopiero jestem Żydem naprawdę”. W ten sposób podtrzymywał, obowiązujący do Soboru Watykańskiego II, fundament nauki kościelnej, jakim była teologia substytucji, według której Kościół Katolicki stał się prawdziwym Izraelem (Verus Israel), gdyż Pan zerwał jakoby przymierze z Jego narodem, za nieuznanie Chrystusa. 

A przecież są konwertyci, którzy nie przestają być Żydami. Zostawmy hiszpańskich maranów, którzy chrzcili się pod groźbą śmierci. Wspomnijmy za to o dwóch postaciach, wspaniale zapisanych w dwudziestowiecznej historii żydowskiej. 

Pierwsza to działacz i teoretyk Bundu Władimir Medem, urodzony w 1879 r. w kurlandzkiej, obecnie łotewskiej Lipawie. Jego ojciec Dawid, żeby zostać lekarzem wojskowym, na co Żyd za cara nie miał szans, wychrzcił się – na luteranina. A synka ochrzcił w cerkwi. Po maturze, od roku 1898, Władimir studiował na Uniwersytecie Kijowskim. Tam zaczął się interesować losem żydowskiej klasy robotniczej, której językiem był jidysz. Po roku, wydalony ze studiów za udział w strajku studentów i wysłany do Mińska, gdzie był pod nadzorem policyjnym, wstąpił do Bundu. 

Bund był wtedy jeszcze częścią Rosyjskiej Socjaldemokratycznej Partii Robotniczej (RSDPR), która na zjeździe w roku 1903 rozpadła się na frakcje bolszewików pod wodzą Lenina i mienszewików Julija Martowa, którzy byli większością, ale poprzez krętactwa przyszłego wodza rewolucji październikowej, uznani zostali za mniejszość. Lenin w dążeniu do rewolucji, chciał zorganizować partię w autorytarną strukturę, w której obowiązuje całkowite posłuszeństwo hierarchii i nie ma miejsca na federalizm, na co Bund nie mógł się zgodzić i wystąpił z   RSDPR.

Medem, przebywający wtedy na emigracji w Genewie i już w 1901 r. dokooptowany do naczelnych władz partii, uczestniczył w zjeździe. Wiele publikował zarówno w żydowskich, rosyjsko-żydowskich, jak i rosyjskich periodykach. Wracał do Rosji i znów wyjeżdżał za granicę. W roku 1913 aresztowano go w Kownie i wysłano do twierdzy w Warszawie, dzięki czemu odzyskał wolność w 1915, gdy do stolicy Polski weszli Niemcy. Wrócił jeszcze do Rosjii na czas rewolucji lutowej i październikowej, ostro przeciwstawiał się polityce Lenina, co zmusiło go do kolejnej emigracji i powrotu do Polski. Do roku 1921 stał na czele polskiej sekcji Bundu, ale ponieważ uzyskiwali tam coraz większy wpływ sympatycy bolszewizmu, musiał odejść i zdecydował się na wyjazd do USA. Pracował jako dziennikarz, zredagował kilka książek. Umarł w wieku 43 lat na zapalenie nerek.  

Medem jest twórcą teorii nieterytorialnej, osobowej autonomii narodowej i do dziś jest wielkim guru późnych wnuków żydowskiej socjaldemokracji. Jego poglądy, które nieprecyzyjnie porównać można ze współczesnymi teoriami wielokulturowości, przeciwni syjonizmowi Żydzi uznali za jedyną możliwość obywatelskiego rozwoju. Władze II Rzeczypospolitej widziały w nich zagrożenie dla jednolitości i suwerenności państwa. 

Dla Medema narodowość nic nie miała wspólnego z pochodzeniem etnicznym – jak pisał Tuwim – „jestem Polakiem, bo tak mi się podoba”. W Polsce bez jidysz i bez Żydów, dr Marek Edelman do końca był strażnikiem myśli Medema.

Drugim wychrztą, który ani na chwilę nie zrezygnował z żydostwa, był Pinchas Rutenberg, romantyczny bohater, rosyjski rewolucjonista i syjonistyczny przywódca, biznesman, który zelektryfikował Izrael. Ale o nim innym razem.    


Wszystkie wpisy Ludwika TUTAJ


Pierwodruk ukazał sie w marcowym numerze SLOWA ZYDOWSKIEGO

Kategorie: Uncategorized

3 odpowiedzi »

  1. „Disraeli …przykładem przechrzczonego, ale i dumnego ze swojego pochodzenia Żyda” ..hmmmmmm.
    Nie byl juz Zydem.

    Kiedys czytalem o ksidzu z Polski, ktory zwocil sie do wladz Izraela zeby mu pozwolono wjazd na podstwie „right of return”
    Powod : Preszedl na emeryture, niewystarczajaca, a „emerytura w Izraelu pozolilaby mu na godne zycie” pisal.
    Szczery, i Zyd, przechrzczony po wojnie.
    Dylemat, dac takiemu „right of return”?
    Pozwalaja Falsz Mura, Etiopczykom ktorych przodkowie przechrzcili sie moze 200 lat temu…

  2. Przykładem przechrzczonego, ale i dumnego ze swojego pochodzenia Żyda, może być ulubiony premier królowej Victorii, Benjamin Disraeli . Czasami jego żydowska duma połączona z angielska kultura i tradycja dawała nawet takie sformułowania Disraeliego na temat Żydów, ze to oni tylko oni ( my) są prawdziwa arystokracja świata .
    Słynne jest tez jego powiedzenie ( użyte później, w czasie Drugiej Wojny Światowej, przez Churchilla), mówiące, ze Pan Bóg tsk samo obchodzi się z narodami , jak te narody obchodzą się z Żydami . Krotko mówiąc: Bóg płaci antysemitom pięknym za nadobne .
    Dla tych co nie wiedza dodam, ze Benjamin Disraeli przechrzczony został zaraz po jego Bar Micwie i o akcie odejścia od żydostwa zdecydował jego ojciec( w wyniku kłótni w swojej synagodze), a nie on .
    Również Henrich Heine, jak i Mahler nigdy tak naprawdę nie wyparli się swoich korzeni .

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.