Uncategorized

Żydowska Republika na Śląsku – cz. 1

Andreas Drahs



Ziemia odzyskana czy obiecana?


Przed końcem Drugiej Wojny Światowej nie zostały do końca wytyczone granice państwowe, tylko strefy wpływów. I tak Amerykanie okupowali początkowo sporą cześć późniejszej NRD (Góry Harz, Turyngia, Saksonia) oraz Czech, skąd się później zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami wycofali. Polska administracja oficjalnie tylko zarządzała przydzielonymi jej dotychczas niemieckimi terytoriami na Śląsku, w Prusach i Pomorzu, które jeszcze długo wcale nie należały do państwa polskiego. Nawet dzisiejsza granica “na Odrze i Nysie” mogła wyglądać inaczej, bo i Szczecin leży na zachód od koryta Odry, a i Nysa Kłodzka miała niezłe szanse, by przejąć funkcję linni demarkacyjnej, tak że Wrocław wraz ze Szczecinem mogły być miastami późniejszej NRD.

Dzisiaj pewnie mało kto o tym wie, ale powstanie państwa żydowskiego na jego obecnym miejscu również wcale nie było z góry przesądzone. Nie wszyscy też  Żydzi chcący wreszcie zamieszkac “wśród swoich”, chcieli opuścić Europę by zamieszkać wśród obcego, orientalno-arabskiego żywiołu. Również emigracja do USA nie uśmiechała się wielu Żydom, szczególnie tym o lewicowych, socjalistycznych lub komunistycznych przekonaniach. W części Komitetu Żydowskiego powstał pomysł, aby stworzyć państwo żydowskie na terenie terenie przedwojennych Niemiec, jako swego rodzaju pokutę i zadośćuczynienie za nazistowską zagładę. Wybór padł na tereny Dolnego Śląska, choć wielu Żydów osiedliło się w międzyczasie również w Szczecinie.

Jednym z pomysłodawców osiedlenia Żydów na Dolnym Sląsku był Jakub Egit. Przybył on na Śląsk w drugiej połowie maja 1945 roku jako żydowski działacz komunistyczny, a przedtem  “zaopatrzeniowiec” w Armii Czerwonej. Pochodził on wszakże z galicyjskiego Borysławia, będącego w granicach przedwojennej Polski. Jeszcze przed końcem wojny opuscił armię i zaangażował się w “sprawy żydowskie”. Centralny Komitet Żydów w Polsce skierował go tu jako swojego wysłannika do pierwszych polskich struktur żydowskich na tzw. “ziemiach odzyskanych”. W tej misji do komitetów poobozowych byłych więźniów żydowskich towarzyszył mu syjonista Icchak „Antek” Cukierman, były komendant Żydowskiej Organizacji Bojowej w getcie warszawskim. Ale już niecały rok później „Antek” wyemigrował do Palestyny, gdzie zamieszkał w kibucu.

Z ramienia tej organizacji (CKŻP) 37-letni aparatczyk wizytował tereny, gdzie uległa zagładzie społeczność żydowska, a także szukał miejsca, gdzie pozbawieni korzeni żydowscy wygnańcy (displaced persons) mogli by się osiedlić. W ten sposób Egit trafił na Dolny Śląsk, gdzie warunki życia były o wiele lepsze niż w kresowych sztetlach czy w wyniszczonych w czasie wojny aglomeracjach niegdyś zamieszkałych przez Żydów jak Warszawa, Łódź czy krakowski Kazimierz.

Rychbach

17 czerwca 1945 powstał Wojewódzki Komitet Żydowski w ówczesnym Rychbachu (przed wojną Reichenbach, dziś Dzierżoniów). Był to organ, który usankcjonował dotychczasowe działania ludności żydowskiej zamieszkałej tam po wyzwoleniu z obozów, zastąpując tymczasowe komitety poobozowe. Powstała instytucja wpisana była w szersze struktury z nowymi zadaniami. Na przewodniczącego WKŻ wybrano “niespodziewanie” w pozornie demokratyczny sposób Jakuba Egita (a nie któregoś z przywódców obozowych) głosami ok. 50 delegatów, którzy przybyli na zwołaną konferencję. Na czele ponad 7 tys. ocalonych z poblizkiego KZ Groß-Rosen i jego okolicznych filii stanął więc człowiek z zewnątrz, który wiedzę o obozach zdobył jedynie na podstawie obserwacji i opowieści, ale z poparciem „centrali”. Być może właśnie ten ostatni fakt zaważył na wyborze. W końcu CKŻP był nie tylko oficjalnym organem reprezentującym Żydów, ale też instytucją udzielającą wszelkiej pomocy społeczności ocalonych. Być może jednak pomógł mu sprytny wybór delegatów?

Na początku drugiej połowy 1945 r. Egit stanął przed wielkim wyzwaniem swego życia. Ta nowa, odpowiedzialna praca zapewniała mu komfort życiowy, władzę oraz możliwości bogacenia się. Z drugiej strony wymagała ona jednak aktywnego trybu życia, podróży do okolicznych komitetów czy do Warszawy, rozwiązywania setek problemów związanych z aprowizacją, produktywizacją oraz tymczasową administracją. Korzyści jednak w dość dużym stopniu balansowały trudności wynikające z pracy o takim charakterze.

W porównaniu ze zgliszczami Warszawy czy galicyjskimi sztetlami warunki życia na Dolnym Śląsku były wówczas bardzo komfortowe. Mieszkania dostępne od zaraz, często z pełnym wyposażeniem, czasami z dodatkowym, “niemieckim lokatorem”, który po jakimś czasie “decydował się na wyjazd do Niemiec”. Jak rozumieć te PRLowskie eufemizmy? W praktyce znaczy to, że Egit brał aktywny udział w wysiedleniach miejscowej ludności. W końcu miał on organizować kwatery dla żydowskich przesiedleńców. A skoro miał kogoś “zakwaterować”, to musiał kogoś przedtem “wykwaterować”. Doświadczony sowiecki “zaopatrzeniowiec” prawem zwycięscy konfiskował bezwzględnie wszystko, co potrzebował do wykonania powierzonych zadań.

Dlaczego wybór padł na Rychbach? Okolice dzisiejszego Dzierżoniowa (a wcześniejszego Reichenbach) były prawie niezniszczone. W miasteczku funkcjonowała w pełni komunalna infrastruktura, istniały trzy fabryki tekstylne i bodaj jedyna pozostała na Śląsku synagoga. Ład schludnych ulic, dojrzewające kłosy na polach i tylko gdzieś w oddali widniały dawne siedziby filii obozowych. Atmosfera i krajobraz, odmienny od tych na galicyjskiej  prowincji, sprzyjały życiu rodzinnemu. Egit nie osiadł w Rychbachu sam. Towarzyszyła mu jego druga żona Klara, poślubiona kilka miesięcy wcześniej, oraz jej najbliżsi: córka z wcześniego związku i rodzice.

W okresie powojennym kwestię odbudowy życia żydowskiego w Polsce oparto na nowych założeniach, można mówić nawet o znaczących zmianach. Jedną z nich była struktura zatrudnienia ludności żydowskiej. Wśród istniejących wówczas zakładów pracy należy wymienić fabryki, kopalnie, wszelkiego typu zakłady przemysłowe oraz rolnictwo, które – wbrew tradycji – cieszyło się dość sporym zainteresowaniem. Zmiana ta wynikała w dużej mierze z ogólnej wizji gospodarki i zatrudnienia ówczesnego reżimu politycznego. Z drugiej strony głodujący w czasie wojny ludzie mogli wreszcie sami kontrolować swe wyżywienie. W ten to sposób pojawili się w Rychbachu pierwsi w Europie żydowscy rolnicy.

Równiez klimat polityczny powojennej Polski sprzyjał różnego rodzaju eksperymentom. Władze jak i dygnitarze PPRu marzyli o nowej, etnicznie jednolitej Polsce, bez dawnych klas społecznyvh i mniejszości narodowych. Egit przedstawił w Warszawie plan polonizacji “ziem odzyskanych” przez zasiedlenie ich Polakami (Żydami) z utraconych kresów. Plan ten okazał się na tyle ambitny, że przekonywujący. W praktyce jednak spora część żydowskich “repatriantów” nie czuła specjalnego przywiązania ni do Polski ni do polskiego paszportu. Obojętnie czy chodziło o Żydów z Galicji czy z centralnej Azji, Syberii lub z obozów koncentacyjnych całej Europy, to co ich łączyło, był przede wszystkim wspólny język jidisz, w mniejszym stopniu wspólna kultura czy religia, a tym bardziej przekonania polityczne. Polaków trzeba było z nich wpierw “zrobić”, bo samo pochodzenie przodków z terenów historycznej Polski tego nie gwarantowało. Tak więc oprócz edukacji religijnej i narodowej  (żydowskiej), zaczęto tych ludzi polonizować i transformować na homo-sovieticusów, co nie wszystkim się podobało. To jednak przewidywały plany Egita. Podobnie jak w kibucach osadnicy mieli wykonywać wspólnie wszystkie niezbędne prace, niezależnie od pochodzenia, zdolności czy wcześniej wykonywanej profesji.

Do pierwszych zadań nowej instytucji (WKŻ) powstałej 17 czerwca 1945 r. – należało zapewnienie pracy i wyżywienia  zarówno osobom ocalonym z obozów, jak i osadnikom przybywającym na Ziemie Odzyskane. Sektorem, w którym organizowano pierwsze miejsca pracy było między innymi rolnictwo, a konkretnie skolektywizowane rolnictwo.

Ponieważ nie chciano dopuścić do przerwy w cyklu pracy na roli, szeroko zakrojona akcja kampanii żniwnej przebiegała w miesiącach letnich: lipcu i sierpniu. Zasiane jeszcze w czasie wojny przez niemieckich rolników zboże, dawało plony jak każdego roku. Zmienili się jednak gospodarze. Akcję żniwną prowadzili zwerbowani ochotnicy na polach wokół pierwszych osiedli żydowskich, m.in. we wsiach leżących w pobliżu Rychbachu, gdzie przebywało kierownictwo Komitetu Wojewódzkiego oraz nieopodal Pieszyc.

Kampania żniwna 1945 roku przyniosła nie tylko konkretne plony. Dla władz żydowskich była ona swoistym sprawdzianem umiejętności organizowania pracy oraz rozwiązywania problemów mimo niesprzyjających okoliczności. Zapewniała też poczucie bezpieczeństwa, stabilności, normalności i swojskości “ziem odzyskanych”, podczas gdy na ziemiach polskich nagminnie dochodziło do pogromów powracających Żydów.

Siłą rzeczy zapewnienie wyżywienia dla osadników było jednym z naważniejszych wyzwań WKŻ. Aczkolwiek nie było to jedyne zapotrzebowanie w wyniszczonym wojną kraju. Dlatego rychło wznowiono produkcję w istniejących już fabrykach tekstylnych, kopalniach oraz nowo założonych spółdzielniach rzemieślniczych, gdzie najpierw utylizowano poniemieckie zapasy. Podobny sposób działania przybrał początkowo również nowo założony zakład radiofoniczny PFOR (czyli późniejsza “Diora”). Później produkowano tam radioodbiorniki wedle własnych konstrukcji (Pionier 1948) lub też na zagranicznej licencji (AGA 1947).

c.d.n.

https://wachtyrz.eu/

Andreas Drahs – “krojcok” z Opola, urodzony w 1972 r. Z zawodu dyplomowany ekonomista i doradca PR. Udziela się społecznie na rzecz ludzi niepełnosprawnych i imigrantów (również tych z Polski) w Niemczech. Interesuje się także historią nowożytną Śląska.

Kategorie: Uncategorized

5 odpowiedzi »

  1. Czekamy na dalszy ciag z zainteresowaniem!
    Tylko jedna mala uwaga…
    Raz jest wspomniany SLASK,a raz DOLNY SLASK,a przeciez wlasnie rzecz o tej pld zachodniej czesci,blizszej granicy z Niemcami.

  2. Stefanzy
    Pochodzę z Wałbrzycha i dokładnie pamiętam jak i kiedy wyjazd do Niemiec się odbył. Niemcy nie wyjechali do Niemiec, oni wyjechali do Zachodnich
    Niemiec. Wtedy była to olbrzymia różnica.
    Niemcy nie tylko nie ubolewali ale byli święcie
    przekonani że wkrótce wrócą.Na szczęście ich marzenia nie spełniły się.

  3. jest taki stary dowcip z czasów wojny sześciodniowej. Arabowie postawili Izraelowi ultimatum. Albo natychmiast wycofają się z Synaju, albo zostaną zbombardowane dwa nawiększe żydowskie miasta – Wałbrzych i Legnica…

  4. Zobaczymy jakie beda dalsze odcinki, na razie winienie Zyda Egita za ”wspoludzial w wysiedlaniu Niemcow” ze Slaska.Gdyby nie on to Niemcy by tam kwitli do dzisiaj.

  5. Tenze Jakub Egit wydaje sie zrobil bardzo dobra robote. Duzo pracowal, duzo zrobil (on i inni ludzie). Wobec tego nie rozumiem dlaczego narracja zaczyna sie od paszkwila na niego? Oczywiscie ze jak mial te funkcje – które zreszta widocznie swietnie wypelnial, to i mial placone za to. Dobre mieszkanie, i tak dalej. No i co?? W calym swiecie tak jest. A ze zamiana byla kosztem miejscowych Niemców. Cóz, tak bylo. Znakomita wiekszosc zostala wysiedlona tylko z lekka walizka lub dwoma, I Egit nie mial z tym duzo wspólnego, to bylo centralnie postanowione. A zreszta, wielu z Niemców na pewno pojechalo dobrowolnie – lepiej do Niemiec niz tutaj w nowej Polsce…

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.