Uncategorized

Scheda

Zenon Rogala 


Wstawaj do jasnej cholery, wstawaj, bo przełomowa chwila w twoim życiu nastąpiła. Jest zgodna ze starą zasadą, powtarzaną od stuleci, że nie ma ludzi niezastąpionych.  O, kolego, widzę, że niezły ochlaj wczoraj się tutaj odbywał. Sam już nie wiem, dlaczego jestem dla ciebie taki wyrozumiały, normalnie powinienem cię chłopie zostawić samemu sobie, bo co mnie obchodzi jakiś natchniony przybłęda, jakiś koleś, o którym ja, zdegradowany doktorant nic nie wiem i wygląda,  że nie chcę wiedzieć, bo twoje wersje twoich życiorysów wystarczyłyby na obdzielenie nimi całej armii  podobnych do ciebie obiboków, aspirantów i niedokończonych literatów. Przytaczasz w tych swoich bazgrołach jakieś legendy o jakichś ludziach niby to twoich znajomych z dawnych lat i myślisz, że to jest takie wartościowe. To, że tej grupie zagubieńców, która przychodzi do ciebie na wieczorne kołysanki, którym  opowiadasz jakieś mądrości dla ubogich i fantazje nie z tego świata, to jeszcze nie powód żebyś mnie wciągał w całą swoją filozofię i żebym ja poświęcał swój drogocenny czas na krążenie wokół ciebie jak jakaś planeta wokół słońca… 

          – O nie, kolego. Jak tylko dojdziesz do stanu używalności postawię ci jeden jedyny warunek naszej dalszej ewentualnej komitywy. Bo to ani przecież przyjaźń, ani nieformalny związek, ani koleżeństwo, ani rodzina zastępcza. Pamiętam jak wtedy nad rzeką, kiedy szedłem wałami wzdłuż Wisły i kiedy przystanąłem w grupie kilku słuchaczy. Wał lekko skłaniał się w stronę rzeki i oni, a potem i ja, na moje nieszczęście usiedliśmy obok ciebie i słuchaliśmy tych twoich mądrości. Ludzie, jak ja mogłem się na to nabrać, po jakie licho zaprosiłem cię wtedy na pierogi do tego baru Flisak. Po kiego mnie potrzebny jest taki balast na całe życie moje doczesne. Ale może tak taki ma być i mój los…  

          – A ty, nic, ty dalej te swoje filozofie dla ubogich prowadzisz. Dalej kilku zapyziałych facetów wodzisz za nosy i ja ci mówię dzisiaj, albo się określisz wobec mnie i pozostałych twoich kumpli, albo z nami koniec. Nie mam siły już o ciebie się troszczyć, nie będę wynosił i narażał się kiedy podbieram papier i jakieś skoroszyty dla ciebie. Gdyby nie to miejsce, spójrzmy prawdzie w oczy, gdyby nie ten most, co miałbyś nad głową, no co. A ja ci powiem, bo zawsze waliłem prosto z mostu. Otóż, gdyby nie ten most miałbyś już dawno  nad sobą ze dwie tony matki ziemi. Wielki jesteś to i wielkiej pierzyny z ziemi potrzebujesz… 

           – A teraz uważaj, bo będzie najważniejsze. Dzisiaj kolego, jak tylko wstaniesz, powiem ci jaki będzie twój dalszy los . Widzisz bywa tak w życiu, że nagle i niespodziewanie twoje życie ma szanse się odmienić. I to tak, jak byś sobie to najciszej wymarzył. Więc wstawaj, koleś, bo nowe zadania los ci od dzisiaj wyznaczył. Wstawaj, bo takiej, jak dzisiaj okazji w twoim zakichanym życiu już miał nie będziesz. Weźmiesz te swoje bazgroły, jeszcze raz je przejrzysz i pójdziesz,   co ja mówię pójdziesz, pójdziemy na Długą. Tak, ja ci to już dawno mówiłem, że powinniśmy tam pójść. Zawsze odkładałeś to na Świętego Dygdy, to nareszcie się doczekałeś. Przysłowie mówi, że go nie ma nigdy, ale ja postanowiłem dzisiaj obchodzić wielkie święto. Tak, dokładnie tam pójdziemy. Już dawno powinienem cię tam zaciągnąć, ale odpuszczałem, bo myślałem, że jeszcze dam ci trochę czasu, poznasz życie, przekonasz się jak to jest żreć samą sól…

          – No, widzę, że już powoli przyszła na ciebie pora wstawania. Widzę, że rzeczywistość zagląda w te twoje literackie  oczka. I jak je otworzysz to znów jak od lat znów zobaczysz swego kumpla. Ale dziś to nie będzie przebudzenie na dzień , to nie będzie perspektywa kilku godzin, to nie będzie kurs  – most Dębnicki – do Flisaka i znów pod to sklepienie. Dzisiaj idziemy na ulicę Długą…

          – Bo też długa droga przed tobą i przy okazji przede mną. Weźmiesz te swoje bazgroły. No, gdzie masz te swoje bruliony, gdzie twoja mądrość życiowa i pisarska się znajduje. Szykuj się do wielkiej chwały , bo perspektywa przed tobą. Przełomowa chwila.  Widzę, że powoli wygrzebujesz się spod sterty doczesnych dóbr materialnych.  Umyj się tylko starannie , golić się nie musisz, bo wy twórcy, artyści, pisarze i malarze nie powinniście zbytnio dbać o swój wygląd. O wasz wygląd zadbają potomni, kiedy będą was wkładać w ramki. A teraz uważaj o co ten cały raban. Wyczytałem w gazecie, że ten największy pisarz, ten o którym tyle zawsze opowiadałeś, Noblista,  odszedł wczoraj z tego świata. Więc chłopie idziemy do wydawnictwa na ulicę Długą, żeby ogłosić  narodzenie nowego pisarza. Wielki jesteś, to i wielkiej pierzyny z puchu potrzebujesz…

Wszystkie wpisy Zenona TUTAJ

Kategorie: Uncategorized

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.