Uncategorized

Ożeniony ze szlachcianką (30)

Marian Marzynski



Pisze do mnie Anna Moskal, aktorka warszawskiego Teatru Dramatycznego:

Marianku, inspirujesz mnie każdym swoim wpisemmoja matka Zofia jest z domu Kierznowska, herbu Pobóg, a babcia Anna z domu Konopka, herbu Nowina. Ojciec z dziada – pradziada chłop z Sandomierszczyzny. Był pewnie zabłąkanym żołnierzem carskim i dostał nazwisko Moskal jak wynika z pierwszego spisu ludności wiejskiej na tamtych ziemiach, w roku 1850. Moja mamunia, jak Orzelska z „Nad Niemnem”, która z bebechów i serca wybrała zdrowe, chłopskie geny, popełniła tzw. mezalians , wychodząc w 1975 roku za Moskala. Tak dotąd uważa jej szlachecka rodzina, a w głębi duszy i ona sama. Chociaż jej małżeństwo było nieudane, ja dzięki temu stałam się wybuchową mieszanką genetyczną, jest we mnie przestrzeń do grania ról bardzo prostych, ale też bardzo „rasowych” kobiet.

Uściski dla szlachcianki, Ania.

W Miami Beach widzę przez okno Grażynę, wkopującą w ogrodzie krzaki bromeliad , które będą miały do spełnienia ważną funkcję. Co wieczór przechodzi przez nasz ogród rodzina szopów, która pod ścianą domu urządziła sobie ubikację. Przez posadzenie tam pięknych, ale kolczastych bromelii, zagrodzi się szopom dostęp do tego przybytku. Z nadzieją, że przeniosą się do innego ogrodu.

Ogrodnicze zamiłowanie Grażyny pochodzi od ojca, Alfreda Jankowskiego, którego od dzieciństwa pamiętała z motyką, grabiami lub szpadlem w ręku.

Syn leśniczego z Kazania, po przyjeździe z zesłania do niepodległej Polski Alfred Jankowski, po gimnazjum w Radomiu zapisał się Szkoły Mierniczej imienia Marszałka J. Piłsudskiego w Łomży, którą skończył w roku 1932. Działki rolnicze najpierw mierzył w Baranowiczach, gdzie poznał przyszłą matkę Grażyny, a po ślubie z nią, na podradomskich wsiach. Pomagało to Jankowskim wyżywić się w czasie wojny; Fred był często płacony świeżym mlekiem, masłem i mięsem. Grażyna pamięta jego obwieszony siatkami rower, którym wracał wieczorem do domu.

Syn Witalisa, myśliwego w Kazaniu, Fred, który pracował po wojnie w gdańskim urzędzie geodezji i kartografii, zapisał się do kółka łowieckiego..

Potem postarał się o przydział działki ogrodniczej w Orłowie, niedaleko szkoły plastycznej, do której chodziła Grażyna. Wiosną, latem i jesienią na działkę szedł prosto z pracy. Jarzynami i owocami Freda zajadaliśmy się z Grażyną w czasie naszych wizyt w Gdyni. Takiego zapamiętałem go z lat sześćdziesiątych.

Działka Alfreda Jankowskiego była sensacją w Orłowie, ale też poważnym zmartwieniem ogrodnika: krzaki i drzewka z dojrzewającymi owocami były nocami ogołacane. W czasie zbiorów, na warcie swoich zdobyczy Fred spędzał noce w pakamerze z narzędziami ogrodniczymi. Po zmianie ustroju jego działkę uznano za budowlaną. Nie miał pieniędzy na wykupienie jej. Nowy właściciel zaorał ogród Freda i zbudował na nim pół bliźniaka.

Wyjeżdżającej w 1969 roku na marcową emigrację Grażynie wśród wielu innych pamiątek rodzinnych ojciec zapakował kolekcję swoich trofeów łowieckich, które przepłynęły ocean i do dziś stoją na półce z książkami, w naszym domu, w Bostonie.

Na miesiąc przed wyjazdem do Danii zabraliśmy Freda naszym Volkswagenem–garbusem w podróż do jego rodzinnego Radomia, a dalej do Krakowa, Zakopanego i innych naszych ulubionych zakątków południowej Polski. W tej podróży poznałem Freda – anioła, człowieka o niewyczerpanej cierpliwości i niebywałych zdolnościach manualnych. Potrafił wszystko: od cerowania skarpetek, podzelowania butów, uszycia spodni, naprawy czegokolwiek, co się zepsuło – do wyczynów ogrodniczych, które zaczynały się od przesiewania ziemi sitem, który sam skonstruował.

Ponad wszystko był mistrzem kaligrafii i twórcą rodowodu Jankowskich.

Na pięćdziesięciolecie swojej pracy mierniczego Alfred Jankowski miał dostać Złoty Krzyż Zasługi z dodatkiem finansowym do emerytury. Nie dostał go z powodu emigracji Grażyny. U Jankowskich przemilczało się drażniące tematy. O naszym wyjeździe nie usłyszeliśmy od nich słowa ani złego, ani dobrego. Ale czuliśmy, że rodzice Grażyny bardzo to przeżywali. Pozostając z jej bratem Januszem, zgubionym w alkoholizmie, tracili ukochaną córkę.

Brakowało nam Freda, gdy budowaliśmy nasze domy w Kopenhadze, Providence, Chicago, Bostonie i Miami Beach. Myślę o nim gdy widzę Grażynę w ogrodzie.

Grażyna na naszej farmie w Illinois. 1980
Grażyna w ogrodzie. Boston 2020
Alfred Jankowski (1904-1984)

Dcn


Poprzednie odcinki

TUTAJ


Wszystkie wpisy Mariana

TUTAJ


Ozeniony ze szlachcianka ( 30 )

Kategorie: Uncategorized

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.