Uncategorized

Bezglosni (6)

Eliza Segiet

Eliza Segiet – absolwentka studiów magisterskich Wydziału Filozofii, autorka siedmiu tomów wierszy, monodramu, farsy i mikropowieści. Jej teksty można znaleźć w licznych antologiach, zarówno w Polsce, jak i na świecie. Członek Stowarzyszenia Autorów Polskich oraz World Nations Writers Union.

Laureatka Międzynarodowej Publikacji Roku (2017 r., 2018 r.) w Spillwords Press (USA) oraz Nagrody Literackiej Złota Róża im. Jarosława Zielińskiego (za tom Magnetyczni) w 2018 r. Dwukrotnie jej wiersze (2018 r., 2019 r.) zostały wybrane jako jedne ze 100 najlepszych wierszy roku  w International Poetry Press Publications (Kanada). 

W The 2019 Poet’s Yearbook  została nagrodzona prestiżową nagrodą Elite Writer’s Status Award jako jeden z najlepszych poetów 2019 r. Nominowana do Pushcart Prize 2019 oraz do Naji Naaman Literary Prize 2020.

Recenzja Kingi Mlynarskiej


No, no, Józek − szepnąłem pod nosem. − Pora iść, by walczyć o ogień. Poszedłem dwie ulice dalej i nagle zobaczyłem, że w bramie stoi walizka. Skórzana, dobra walizka. Nikt z ludzi mieszkających obok nie mógł mieć takiej − pomyślałem. – Do kogo ona może należeć? Może tam są pociski do karabinu? A może tam są jakieś bardzo ważne dokumenty? Tyle miałem w sobie niepewności i ciekawości. Bardzo się bałem. Ale dzisiaj boję się parę razy w ciągu dnia, więc jeden strach więcej już nie zaszkodzi − pomyślałem. Powolutku, ale jednak z lękiem podszedłem do niej, tak bardzo bałem się, że jakiś Szkop postawił ją jako przynętę na Żyda. A może ta hiena poszła tylko do sławojki i zaraz wyjdzie z podwórka, i zacznie strzelać? Przypomniałem sobie słowa Zygmunta: Jaka dzisiaj cisza? Słyszysz?. Zawahałem się przez moment, bo cisza trwała nadal i w tej ciszy myśli były coraz głośniejsze. Wygrasz albo przegrasz, zabieraj ten tobół i wiej człowieku − słyszałem w mojej głowie. Człowieku, człowieku, to mnie przekonało. Ten głos nie mówił: Żydzie, tylko wyraźnie człowieku. Janka zawsze mi mówiła: Słuchaj swojego serca. A może to serce mówiło? 

Podszedłem do walizki… Och, jak ona pachniała bogactwem! Zapach i smak luksusu było czuć i widać nawet na wygrawerowanych na zamknięciu inicjałach: P.K. Bałem się, że spotka mnie – zgodnie z tymi inicjałami – jakaś Pani Kara. Trudno, i tak wezmę, nie mieliśmy w domu czegoś tak pięknego! A już sobie wyobrażałem, jakie tam są cuda! Nie wiedziałem, jak ją przenieść, żeby nikt nie zwrócił na mnie uwagi. Myślałem, żeby ją schować i wrócić po nią wieczorem, ale bałem się, że ktoś ją odnajdzie wcześniej i zabierze. Teraz każdy jest łasy na wszystko. Postanowiłem wziąć od razu z sobą! Tylko, tylko… I już wiedziałem – muszę ją ubrudzić, żeby wyglądała na starą! Ta walizka musi być stara! Doszedłem do kałuży – jak dobrze, że wczoraj padało i jeszcze nie wszystko wyschło − kilkakrotnie umoczyłem ręce w błocie i z bólem serca rozcierałem je na brązowej, połyskującej walizce. Wyglądała teraz normalnie, zwyczajnie, jak stary tobół do przeprowadzania się z miejsca na miejsce, do szukania miejsca do przeżycia. To był dla mnie sygnał! Wiedziałem, że już nie ma odwrotu, musimy stąd zniknąć! Wyjrzałem z bramy, dalej była cisza. Wszyscy chyba siedzieli w domach i czekali, aż ktoś przyniesie coś na rozpałkę, bo robiło się coraz chłodniej. Jak co roku, zima miała nadejść w tym samym czasie. To chyba jest od zawsze, niezmiennie. Pory roku dzielą nasz czas. Węgiel, drewno, świece, jagody, grzyby, słońce, kwiaty, deszcz, śnieg… Teraz ten ostatni jest najgorszy, bo na nim pozostają ślady butów i bardziej widać krew. Nawet psy nie muszą nas szukać, bo po śladach można znaleźć parcha! Koniec użalania – szepnąłem pod nosem. − W drogę. Potrzebuję jeszcze kawałka drewna na ogień. Placek upieczony na blasze będzie smakował jak nigdy dotąd. Może jesteśmy bogaczami? W tej ciszy, z moją zdobyczą, szedłem bardzo powoli, żeby nie zwracać na siebie uwagi. Żeby wszyscy myśleli, że idę tak zwyczajnie, jakby nic się nie stało, a ta „stara”, brudna walizka jest ze mną od zawsze. Miałem tak dużo siły, że uznałem, że ona jest zaczarowana albo w niej jest tylko puch. Po drodze znalazłem dwa kawały częściowo nadpalonej starej futryny. 

Jaki dzisiaj jest cichy dzień powtarzałem sobie, chociaż miałem ochotę podskakiwać jak mały chłopiec. Ale chłopiec, który jest ojcem, mężem i zięciem, a mam nadzieję, że i synem, nie może podskakiwać. Dorosły facet nie może tańczyć na ulicy. To zwróciłoby uwagę nawet tych, których teraz nie widać. Przecież ci, których nie widać, wiedzą najwięcej. Są tacy bardzo czujni. Zaraz będę w domu i wtedy zmieni się wszystko. 

Kiedy wszedłem do domu, ze zdziwieniem zobaczyłem, jak pięknie bawią się z sobą moje córeczki, a kot Zośka tylko oblizywał po nogach Marysię. Nagle zobaczyłem, że moja mała nadal miała na sobie ten słoninowy „bandaż”.

Córuś! – krzyknąłem. − Co ty masz na sobie? Siedziała cichutko, nic nie mówiąc, tylko oczkami dawała jakieś znaki. O co chodzi? – spytałem. 

Przecież mówiłeś, że nikt ma nie wiedzieć, że mam mięsko – odpowiedziała ściszonym głosem.

To babci nie powiedziałaś, że masz mięsko? – pytałem zaniepokojony. 

Powiedziała mi, że spuchły jej nóżki, bo biegła i musi na ciebie czekać, bo ty masz na to lekarstwo i zaraz je przyniesiesz − ze łzami w oczach powiedziała mama. 

Świat zwariował. Moje dzieci boją się nawet własnej babci. Boże! Boże, gdzie jesteś? – krzyczałem. Dziewczynki podniosły palce w stronę okna, by pokazać, że tam, za szkłem, tylko tam gdzieś wysoko jest jakiś zbawiciel i chórem powiedziały: Tam na górze, za chmurami, tylko teraz śpi. 

Nie może być inaczej – odpowiedziałem. Na pewno teraz śpi! Inaczej nie pozwoliłby, żeby dzieci musiały okłamywać własną babcię.

Walizkę zostawiłem na ganku i coraz mniej obchodziło mnie, co w niej jest.

Rozbieraj się, Maryś, z tych patentek, bo będą cię nóżki bolały. A ty – zwróciłem się do teściowej − wymyj naszej „łączniczce” oblepione, tłuste nóżki. 

Mamy mięso! − krzyknęła mama. – Ale żebyś ty obarczał dziecko takimi rzeczami, to wstyd! Nigdy więcej na to nie pozwolę! 

Tatusiu, a ta słonina jest ze słonia? – bardzo zaniepokojona zapytała Marysia.

Zaczęliśmy się śmiać. 

Nie, córeńko, to jest kawałek świnki − odpowiedziałem. 

Uuuuhrum, uuuuhrum, tak robią świnki – dumnie pokazała swoją mądrość. Dom zamienił się w zwierzyniec. Głaszcząc naszego kota, Krysia naśladowała koguta. − Kukuryku, kukuryku. 

Moje dziewczyneczki kochane − przywitała się, wchodząca do domu Janka.

W co się bawicie? 

W zwierzątka. Teraz ja będę… – nie zdążyłem nawet dokończyć.

Nie zamieniaj się w zwierzaka − krzyczały. − Nie zamieniaj się. Zostań sobą – dopowiedziała Krysia. − Weź nas na kolanka, na kolanka. One są najlepsze!

Bawcie się dzieciaki, w co chcecie, w tym czasie ja zrobię coś do jedzenia. Przecież mamy mięso! Uważajcie, bo mogę zjeść – powiedziała babcia.

Mięso? Mięso? Skąd mamy mięso? − spytała Janka.

Marysieńka załatwiła! – odpowiedziała mama. 

Nic z tego nie rozumiem!

Nie, nie, nie! Nie zjadaj! My chcemy! − zaprotestowały dziewczynki.

Nie martwcie się! uspakajałem je. Babcia tylko żartuje. Nie zje mięska. Jak ją znam, to powie, że w ogóle nie lubi. 

Janka z mamą zaczęły się bardzo śmiać i odpowiedziały:

Pewnie, że nie lubimy mięsa. My lubimy chleb z wodą i cukrem.

A to dlatego muszę tyle wody ciągnąć ze studni i cukiernica jest zawsze pusta dodałem. Nie wiem, czemu, ale zawsze kiedy szukamy miejsca do przeżycia, ta cukierniczka jest zawsze z nami. Zabieramy ją z sobą wszędzie. 

Józku, a możesz mi powiedzieć, co tam robi ta brudna walizka? spytała Janka.

A wiesz, żona dorożkarza prosiła, żebym ją przechował tylko to przyszło mi do głowy. Skłamałem, bo wiedziałem, że Janka już jej nie zapyta. Pomyślałem, że nie będę jej otwierał, bo nawet jeżeli tam są jakieś skarby, to w czasie tej wojennej zawieruchy w niczym nam nie pomogą. Może ją otworzę, kiedy znowu będzie nagła potrzeba wykupienia kogoś z wagonu.

Wiesz, Mame, że Marysia do dzisiaj ma bliznę po tym jak ten gestapowiec strzelił do niej, kiedy uciekała z peronu. Chyba ten ślad zostanie jej do końca życia. Mało tego, że dzieci zaznały tyle strachu, że są naznaczone wojną, to jeszcze ślad, który do końca życia będzie jej przypominać, że kiedyś była wojna. Oby mogły sobie przypominać, oby udało im się przeżyć. Często tak myślę. Przeżyć! Właśnie przeżyć! Teraz nie jest przecież łatwo, ale chociaż czasami jest bardzo wesoło. 

cdn


Poprzednie watki TUTAJ

Kategorie: Uncategorized

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.