Uncategorized

ZMYŚLENIA ( 12 )

Eliza Segiet

Eliza Segiet – absolwentka studiów magisterskich Wydziału Filozofii, autorka siedmiu tomów wierszy, monodramu, farsy i mikropowieści. Jej teksty można znaleźć w licznych antologiach, zarówno w Polsce, jak i na świecie. Członek Stowarzyszenia Autorów Polskich oraz World Nations Writers Union. Laureatka Międzynarodowej Publikacji Roku (2017 r., 2018 r.) w Spillwords Press (USA) oraz Nagrody Literackiej Złota Róża im. Jarosława Zielińskiego (za tom Magnetyczni) w 2018 r. Dwukrotnie jej wiersze (2018 r., 2019 r.) zostały wybrane jako jedne ze 100 najlepszych wierszy roku  w International Poetry Press Publications (Kanada). W The 2019 Poet’s Yearbook  została nagrodzona prestiżową nagrodą Elite Writer’s Status Award jako jeden z najlepszych poetów 2019 r. Nominowana do Pushcart Prize 2019 oraz do Naji Naaman Literary Prize 2020.


This image has an empty alt attribute; its file name is zmyslenia.jpg

„Zmyślenia” to zbiór krótkich form prozatorskich, w których Eliza Segiet przygląda się człowiekowi zagubionemu, poszukującemu, dręczonemu, wykluczonemu.

Recenzja Kingi Mlynarskiej

Przystojniak

Od lat wszyscy widzieli, że Kasi bardzo podoba się wuefista. Muskularny, przystojny facet tak naprawdę podobał się wszystkim koleżankom z pracy, ale jakoś tak nigdy nie było żadnej z nich „po drodze”, żeby umówić się z Adamem nawet na kawę. Zawsze dawał wymijające odpowiedzi, wciąż był zajęty. Dziewczyny niejednokrotnie rozmawiały między sobą na jego temat, jednak pogawędki kończyły się z reguły na cichym jęku:

– Taki facet i na żadną nawet nie spojrzy! My możemy nie mieć czasu, ciągle dajemy korepetycje tym nieudacznikom, którzy nie mają ochoty ani czasu na naukę, a zawsze znajdują go na jakieś komentarze na portalu społecznościowym dopowiadały.

− Przecież mogłabym nawet dostosować godziny, a nawet dni na lekcje z uczniami − szepnęła Magda − do jego wolnego czasu. Żeby tylko chciał… gdziekolwiek pójść ze mną. 

− Myślisz, że ja inaczej? Zadzwoniłabym do rodziców, że muszę zmienić dni zajęć z ich dziećmi – dodała Ania. − Dla niego mogłabym wiele zmienić.

Tak rozmawiały godzinami, każdą przerwę poświęcały Adamowi, a on jakby nie zauważał, że one są nim zainteresowane. Jedyną osobą, do której czasem coś powiedział, była Kasia. Nie była piękna, ale po chwili rozmowy już nikt tego nie zauważał. Sympatyczna, koleżeńska, zawsze służyła pomocą. Chyba nigdy nikomu nie odmówiła żadnej przysługi. Często koleżanki ją nawet wykorzystywały, ale zawsze tak jest w takich sytuacjach – jak ktoś zobaczy w kimś dobro, to bez granic korzysta z jego „serca”. Dzięki niej dziewczyny nie miały nigdy problemów z wcześniejszym wyjściem – Kasia zawsze brała za nie zastępstwo. Mówiła:

− Nie mam rodziny i nigdzie się nie spieszę.

Wychowała się w domu dziecka. Może dlatego, że doznała od życia tyle krzywdy, postanowiła dawać ludziom dobro. Może Adam też zauważył, że dziewczyna ma w sobie tyle empatii, i postanowił to wykorzystać.

Długo w szkole nikt nie podejrzewał, że − niedostępny, a upragniony przez damską część grona pedagogicznego i uczennice ze starszych klas − jest homoseksualistą. Aż pewnego dnia na ścianie budynku ktoś napisał: „Adam jest gejem, a my się z niego śmiejem!!!”.

Wszystkich bardzo bawił ten napis, ale nikt oprócz wuefisty nie brał go do siebie.

Adam przypomniał sobie, jak kiedyś, podczas spowiedzi, wyznał księdzu swój sekret. Zawsze tak jest, że jak coś nas gnębi, męczy, to mamy ochotę zwierzyć się komuś. Jakby oczyścić się z tego, co – w pewnym sensie − nie daje nam spokoju. Tak zrobił – wyżalił się księdzu, który w tej samej szkole był katechetą, a ten – najwidoczniej – nie dotrzymał tajemnicy i powiedział komuś z grona pedagogicznego. Ruszyła lawina spojrzeń, szeptów, dziwnych rozmów w pokoju nauczycielskim. Nagle wszyscy byli znawcami psychiki ludzkiej. Jakby całe ciało pedagogiczne było seksuologami. Dyskusje były tak „profesjonalne”, że Adam nie był w stanie zabierać głosu, czym przypieczętowywał swój homoseksualizm.

Koleżanki nie miały już ochoty na przystojniaka, tylko Kasia nie opuściła kolegi. Rozmawiali ze sobą jak dawniej, a może nawet dużo częściej. Wychodzili razem z pracy. Po miesiącu już − jak to w szkole nazwano − spotykali się regularnie. To uspokoiło plotki i dziwne spojrzenia. Adam uznał, że tylko małżeństwo pozwoli mu przetrwać w małym miasteczku, w którym ksiądz i nauczyciel stoją na piedestale.

Już po dwóch miesiącach od kiedy zaczął spotykać się z Kasią, zaproponował jej małżeństwo. Dla wszystkich stało się jasne, że parę tygodni później dziewczyna będzie żoną i na pewno matką. Koleżanki uznały, że skoro ślub jest w tak szybkim czasie, to coś znaczy: on nie jest gejem, ona jest w ciąży. Zaczęły się nawet spekulacje – będzie chłopiec czy dziewczynka?

– Oby dziecko było podobne do niego − komentowały.

− Dobrze, że nie uwierzyła w plotki, a my głupie dałyśmy się nabrać i sprzątnęła go nam sprzed nosa. Chyba już nigdy nie będę słuchać plotek – dopowiedziała Magda.

− Plotka może zabić człowieka – żachnęła się Ania. − A we mnie zabiła pożądanie do tego faceta. Jestem idiotką. Jak mogłam wierzyć w takie bzdury?!

Od dnia ślubu Kasia z Adamem zawsze przychodzili do pracy i wychodzili z niej razem. Wydawali się bardzo zgodnym i rozumiejącym się małżeństwem. Nikt nie wiedział o tym, że Kasia coraz częściej zastanawiała się, czy wcześniejsze pogłoski nie były prawdą. Adam nie miał ochoty nawet na przytulenie żony. Jej bardzo brakowało bliskości, w dzieciństwie była odrzucona przez rodziców, a teraz przez człowieka, którego od dawna kocha, a w dodatku jest jej mężem. Kiedy wszystko przemyślała, zapytała go wprost:

− Adamie, czy ty jesteś gejem? Czy ja cię nie podniecam? Czy ze mną jest coś nie tak? Mam w sobie coś zmienić, mam być inna? Może nie powinnam pokazywać, że tak bardzo cię kocham?

Po dłuższym milczeniu spojrzał na żonę i odpowiedział:

− Nie zmieniaj w sobie nic. Jesteś cudowną osobą. To ja powinienem w sobie zmienić chyba wszystko. To nie jest moja wina, że bardziej pociągają mnie mężczyźni, to nie jest moja wina, że na swój sposób cię kocham, lubię z tobą rozmawiać, śmiać się, płakać, lubię z tobą żyć i być. Ale wybacz, nie mogę się zmuszać do seksu z tobą. Ani ty, ani ja nie powinniśmy się okłamywać. Nie chcę się z tobą rozstawać, ale pozwól, proszę, że nie będziemy ze sobą sypiać. Wiesz, kiedy dotykam męskiego ciała, poruszają się we mnie wszystkie zmysły, a kiedy dotykam kobiety…

− Milcz! Skończ już ten wywód… Mogłeś to powiedzieć przed ślubem. A ty zrobiłeś ze mnie parawan. Milcz! Skończ ten żałosny spektakl pochwał…

Sprostowanie cz 13

Wszyscy zawsze jej mówili, żeby słuchała i uczyła się od starszych. Matylda nie różniła się od rówieśników. Przecież nikt nigdy nie traktuje takich słów poważnie. Wszyscy myślą, że stare zgredy nie mają racji, a co dopiero jakiś sędziwy Wróżbita. Po latach swoją historię opisała w książce. Akcja powieści zaczynała się od dnia, w którym ze swoim kolegą – można właściwie nazwać go jej sympatią – weszła do kawiarni. Siedział tam chyba stuletni starzec. Wyglądał jak ludzik z komputerowej batalii o ogień. Wydawało się, że sam nie używał nożyczek przynajmniej od półwiecza, nie mówiąc już o wizycie u fryzjera. Starzec ubrany w łachmany wzbudzał jej sympatię. Wiedziała – jak wszyscy w mieście – że ów „krzesający ogień” znał się na przepowiadaniu przyszłości. Była ciekawa, czy potrafiłby powiedzieć, co było, a nie co będzie. Miała ochotę spytać go o swoją przeszłość, ale uznała, że nie warto tracić czasu. Przecież wiedziała wszystko, dzień po dniu, tydzień po tygodniu. Nie da się zmienić tego, co było. Wczoraj zostanie, jakie było. Kierując się tą dewizą, raczej dla zabawy, nieśmiało podeszła do niego i spytała:

– Jak pan myśli, czy będę szczęśliwa z tym chłopakiem? Jak pan widzi naszą przyszłość? Czy na starość będziemy mogli z Marcelem usiąść i rozmawiać przy kominku? Czy mój chłopak zasługuje na taką zołzę jak ja?

– Dziecko drogie – zaczął – ty nazywasz siebie zołzą? Nie rozśmieszaj mnie! Chciałbym zobaczyć wewnętrzną stronę waszych dłoni. Spójrzcie sami, nawet w jednym punkcie wasze linie nie są do siebie podobne. Różnicie się wszystkim i nie powinniście być razem. Rozstańcie się, póki jeszcze czas.

Z kawiarni wyszli bardzo rozbawieni. Słowa starca brzmiały jak dobry żart. Wciąż powtarzali:

– Rozstańcie się, póki jeszcze czas! Rozstańcie się, póki jeszcze czas!

Nie mieli zamiaru stosować się do przepowiedni czy raczej ostrzeżenia, które wydawało się odrealnione. Matylda była pewna, że ma zagwarantowaną starość w objęciach swojego „Romea”.Kiedy postanowili się pobrać, jej radość była nie do opisania. Dwa lata po ślubie „Romeo” odebrał telefon z informacją, że gdzieś, na drugim końcu świata, musi pomóc


Poprzednie odcinki TUTAJ

Kategorie: Uncategorized

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.