Uncategorized

Porzeczki smakują tylko w Strzegomiu


Leo Kantor

Fryzjer Polak zarżnął klienta Żyda. Milicjanci zabrali go w ruiny, więcej o fryzjerze nie słyszano. Ktoś miał starego chevroleta i woził nim dzieciaki. Żydowskie też.  Film „ W pposzukiwaniu utraconego krajobrazu” ma przypomnieć. Wszystko, od a do zet. A jest co przypominać, bo ta ziemia nie miała wiele szczęścia. Co było dawno temu, przykryto milczeniem już w latach 30. Potem – wojna. Polska Ludowa też nie sprzyjała poszukiwaniom. A gdy nastała wolność, okazało się, że wszyscy mieli ważniejsze sprawy.

O dolnośląskich Żydach nic nie wiedzą nawet ci, którzy interesują się tematyką żydowską – uważa publicysta i reżyser Leon Kantor, który wychował się w dolnośląskim Strzegomiu. Dlatego zatytułował swój film: ”W poszukiwaniu utraconego krajobrazu” .

– Przed wojną w Breslau mieszkało 20 tys. Żydów. Większość zginęła. Po wojnie Wrocław i Dolny Śląsk przyjęły 120 tys. uratowanych z Zagłady. To było największe w Europie skupisko ocalonych. Polska powinna odrobić lekcję własnej historii – mówi Kantor.

– Co pan pamięta?

– Na przykład pola. W pierwszej kolejności niebieskie od chabrów. Dalej czerwone, bo akurat kwitną maki. Jeszcze dalej żółte, to rzepak. Pokaż mi pan takie pola w Szwecji albo we Francji!

– Nie myśli pan, że to sentymentalne?

– Wolę pamiętać pola, a nie, że w szkole naurągał mi jakiś gówniarz.

– Gówniarza zapomnieć się nie da.

– Ale nie warto zaprzątać nim sobie głowy. Może wydoroślał i zmądrzał. Miał czas. Przygotowując film, Leo Kantor tak pisze o Dolnym Śląsku: ”Ziemia, która wydała Heinricha Heinego, Alberta Einsteina, Franza Kafkę, Zygmunta Freuda, Mosesa Mendelssohna, Hannah Arendt, została odarta ze swej bogatej kultury. (…) Przedstawiamy najstarszy w Europie nagrobek żydowski z XIII w., znajdujący się we Wrocławiu. Kolejno, już z XX w., pokazujemy niezwykłe postaci o rodowodzie żydowskim: Edytę Stein , ogłoszoną przez Jana Pawła II patronką Europy, Ferdynanda Lassalle’a , twórcę europejskiej socjaldemokracji. (…) Następnie przeniesiemy się w powojnie . Pokażemy zdjęcia z rabinem, kapitanem Wojska Polskiego. Zobaczymy żołnierzy Hagany z bronią daną im przez Polaków. Początki armii izraelskiej to nie Londyn, Nowy Jork czy Sztokholm, ale Bolków, 60 km od Wrocławia.

To tam przeszkolono 10 tys. żołnierzy, którym pozwolono przejść przez granicę koło Kłodzka. Pokażemy też kolonie letnie, ośrodki zdrowia, górników żydowskich w kopalniach Wałbrzycha”. Wiedziałem o Einsteinie, Lassalle’u, o Arendt i o górnikach. Ale o szkoleniu żołnierzy Hagany w dolnośląskim Bolkowie nie wiedziałem. Leo ma pamięć dobrą, lecz również wybiórczą. No bo jakie są jego strzegomskie wspomnienia? Ciepłe – zapewnia.

Leo Leszek Kantor na dworcu w Strzegomiu

W tym słowie nie zawiera się zburzone w połowie miasteczko, domy, w których stały jeszcze obce meble i totalne, jak ostateczne rozwiązanie, milczenie o Zagładzie. Zamieszkany przez pół tysiąca żydowskich rodzin – piekarze, lekarze, krawcy, szewcy, żadna żydokomuna – Strzegom jest w tych wspomnieniach najpiękniejszym miejscem na świecie. Leo wie, że nostalgia oszukuje i boli. Ale jak bez niej żyć? Ojciec (a właściwie ojczym, ojca Leo nie poznał, bo zginął w wielkiej wojnie) pochodził z ukraińskiej dziś Kołomyi, był podoficerem w polskim wojsku. Bardzo religijny, był pewien, że we wrześniu 1939 r. to modlitwa ocaliła mu życie. Radził sobie, przed wojną miał opla. Po wojnie kierował spółdzielnią stolarską.

Ludzie – Żydzi i Polacy – przychodzili do niego pogadać i po poradę zawsze, gdy działo się coś ważnego: wyłączyli światło, zabrakło chleba albo umarł towarzysz Józef Stalin. Matka pochodziła z Charkowa. Była księgową. Piękna kobieta. Marzyła o „Awstralii”, z której koleżanki pisały, że to prawdziwy raj – każdy ma dom i amerykańskie auto. Może nie wyjechała ze względu na braci, którzy zostali w Sojuzie?Umarła, zanim Leo, a za nim ojciec wyemigrowali po Marcu ’68 do Szwecji.

 Kantorowie przyjechali do Strzegomia aż z Jekaterynburga, wówczas Swierdłowska, w 1946 r. Leo miał sześć lat. W mieście już prawie nie było ludzi, którzy mówili na nie „Striegau”. „Matka wzięła mnie za rękę i poszliśmy do ogródków działkowych, pięknie zadbanych, gdzie zjadłem po raz pierwszy w życiu czerwone porzeczki. Niemcy opuszczali miasto. Zostawiali posprzątane mieszkania z naczyniami poukładanymi na swoich miejscach w kredensach. W piwnicach też był porządek: sanki, narty, łyżwy przechodziły teraz na własność dzieci Holocaustu”. W ich domu przy ulicy Roli-Żymierskiego 33 (wcześniej Wilhelmstrasse, dzisiaj Paderewskiego) mieszkali przed wojną: nauczyciel Ferdinand Fuchs, szewc Otto Steuer, inspektor podatkowy Paul Walter i panna Agnes Schrimer.

W ich mieszkaniach dach nad głową znaleźli: Kantorowie, religijna rodzina Lebenbaumów z piękną córką Chają, krawiec Krymko z żoną Rają i trójką dzieci, mechanik z fabryczki trykotażu, pan Kornfeld z rosyjską żoną Iriną. Najwięcej pokoi dostał prokurator wojskowy Goryn z żoną i córką Żanną. W 1948 r. wyjechali do Izraela. Na ich miejsce wprowadzili się pierwsi w kamienicy Polacy.  Miasto wracało do życia. Powstały: szkoła podstawowa, przedszkole, żłobek, teatrzyk, biblioteka, dom kultury, łaźnia, ośrodek zdrowia. Wszystko żydowskie. Niedaleko domu Kantorów była latarnia. Każdego wieczora zbierali się pod nią mężczyźni. Chodzili w tę i z powrotem, dyskutując o emigracji. Co chwilę kogoś ubywało. Ludzie wyciekali ze Strzegomia jak woda ze ściśniętej w dłoni gąbki. Szli przez granicę, wielu nielegalnie. Polscy sekretarze przymykali na to oko, żydowscy naradzali się z bezpieką, jak zacisnąć sieci. W ich motywację nie ma co wnikać, bo może Polacy byli dobrzy, a Żydzi źli, a może Polacy chcieli pozbyć się Żydów, a Żydzi zatrzymać rodaków, gdyż nad Polską miało zaświecić komunistyczne słoneczko? Kiedyś pod latarnią ktoś zarżnął koguta. Wrzask, krew, więc matka Leo krzyknęła z okna, co się dzieje. A Leo na to, że zabijają Żydów. Było lanie. Skąd mu to przyszło do głowy, skoro nikt nie mówił o tym, co działo się kilka lat wcześniej? Albo grudniowa noc, Polacy wracają z pasterki. W okna domu Kantorów lecą śnieżki. Mama   tata boją się, ale Leo czeka na nie. Umówił się z kolegami, że zawiadomią go, gdy będą szli do domu. No i ze dwie, trzy polskie rodziny, życzliwe i uśmiechnięte.

Panie zaczepiały na ulicy: „Jak się masz, Kantorku?”. Reszta Polaków – obojętna. Nieważne, skoro nawet ze wszystkimi żydowskimi dzieciakami nie da się zakolegować, tyle ich. Kasztany w Strzegomiu kwitły ładniej niż gdzie indziej. Porzeczki były smaczniejsze. Ktoś zabierał dzieci na przejażdżki starym chevroletem, ktoś inny kupił motorower. Gdy Leo Kantor upublicznił wspomnienia, napisała do niego pani historyk. Przeglądała dokumenty i chciała skorygować pewne szczegóły. Bo przecież mimo chevroleta i śnieżek tylko żydowskie rodziny zamykały drzwi i okna na żelazne sztaby. Zwłaszcza po dotarciu wieści z Kielc. Dowiedział się więc Leo, że w Strzegomiu też zabijano. Ktoś zamordował mamę małej Sali, która została profesorem chemii w Hajfie i nigdy nie przyjedzie do Strzegomia, choć co roku spędza w uzdrowiskach Dolnego Śląska długie tygodnie, bo nigdzie nie ma takiego powietrza. Żydowska rodzina poszła objąć gospodarstwo pod miasteczkiem i już jej nie widziano; zostały najmłodsze dzieci, zajęto się nimi jak najlepiej. No i ten mord: polski fryzjer zarżnął żydowskiego klienta. Poszło o pieniądze, więc mogło zdarzyć się wszędzie. Milicja zabrała fryzjera, lecz nie na komisariat, tylko w ruiny. Więcej o nim nie słyszano.

A jednak Żydzi wyjeżdżali. Po pogromie kieleckim, po śmierci Stalina, po odwilży 1965 r. W 1968 r. w mieście były już tylko cztery rodziny. Wyrzucony po Marcu z pracy na uczelni w Opolu, pakowałem się do wyjazdu w Łodzi, gdzie mieszkała moja żona. Pojechałem pożegnać się ze Strzegomiem. Wszedłem do pracowni czapnika Samuela Ledermana i zapytałem go, dlaczego nie wyjeżdża. Odpowiedział, że ma żonę Polkę i boi się, jak ona mogłaby zostać przyjęta w Izraelu. Potem powiedział: – Umiem szyć tylko czapki, a kto potrzebuje czapek w Izraelu? Mam też nowy rower, niech pan popatrzy, jakie szprychy. Słyszałem, że celnicy wyrzucają z bagażu nowe rzeczy”. Leo przyjechał do Polski dopiero w 1989 r. Od tamtej pory wraca tak często, jak tylko może.  

Na festiwalu filmowym w Gdyni Kantor idzie na pokaz „Pokłosia”. Patrzy, jak płonie pole, na którym Józef Kalina gromadzi wyciągnięte z cembrowin, podmurówek, poboczy macewy. „Jedna z dam filmu polskiego z irytacją wywodziła, że Pasikowski nie zna Polski, bo polski chłop nigdy nie poświęci ani jednego łanu zboża na chleb dla żadnej żydowskiej macewy. Aby nie zepsuć jej i sobie śniadania, odpowiedziałem, że chyba tak, że Pasikowski ma problem z Polską dzisiaj, wziąłem swoją filiżankę kawy i poszedłem do innego stolika. Scena z płonącym zbożem nie jest do wymyślenia w żadnym innym kraju, bo nigdzie nie będzie tak wyjątkowa i tak symboliczna. Palił się chleb, ten wyjątkowy symbol polskiej codzienności, bo nigdy go nie było w tym kraju wystarczająco dla wszystkich. Z tego zboża, z którego miały być chleby, a został popiół, wyłaniają się macewy naszych, jak mówił Jan Paweł II, żydowskich braci.

I nigdy się już nie dowiemy, czy na ich stole wystarczająco było chleba, bo żadnego z ich wnuków lub prawnuków tutaj już nie ma”. Leo umie czytać uniwersalność opowieści, no i wie, że film Pasikowskiego to – jak mawiał Hłasko – „prawdziwe zmyślenie”. Ale przecież historia braci Kalinów odrzuconych przez wieś, bo przypominali jej o Żydach zamordowanych przez polskich sąsiadów, to również polska codzienność. Trzeba położyć nacisk na to „również”, bo Leo przypomina, że w Strzegomiu, miasteczku, gdzie nie ma „porządnego aparatu do espresso, chociaż w restauracjach gotują z sercem i smacznie burmistrz Zbigniew Suchyta, z zawodu nauczyciel, z kolegami ze szkół strzegomskich po obejrzeniu filmu ogłosił konkurs dla młodzieży. Nadesłano 20 prac napisanych z zaangażowaniem i troską o żydowską historię miasta. Konkurs wygrała 15–letnia Kasia Kurek, jej tata prowadzi małą firmę kamieniarską.

Drugie miejsce zajęła 14-letnia Kamilka Sabiszewska, jej mama pracuje w Biedronce. Zakończono renowację cmentarzyka: 80 macew postawiono na miejsce, oczyszczono alejki Od 60 lat nikt tam nie zaglądał”. Młodzież wystawiła przedstawienie na podstawie wspomnień Kantora; ludzie przyszli ubrani jak do kościoła. „Józef i Franciszek Kalinowie mogliby spokojnie i godnie mieszkać dzisiaj w Strzegomiu” – pisze Leo. Szwedzki drewniany dom na czystym jak szpitalny OIOM przedmieściu szwedzkiego Sztokholmu. Dookoła schludny szwedzki trawnik. W rogu trawnika badyle; za kilka miesięcy zaczerwienią się drobnymi owocami. To porzeczki.

Polskie. Nigdzie w okolicy nie znajdziemy porzeczek. Umówmy się, że to symbol – nawet jeśli Kantor powie, że te krzaki to erzac, bo takich porzeczek jak w Strzegomiu nie ma nigdzie indziej.* 


Leo Kantor – ur. 1940, slawista, w latach 1970-2000 pracował na Uniwersytecie Sztokholmskim. Szef Międzynarodowego Forum Kultury w Szwecji, dyrektor Międzynarodowego Festiwalu Filmów Dokumentalnych ”Człowiek w świecie” . Film ”W poszukiwaniu utraconego krajobrazu” byl prezentowany na festiwalu ”Żydowskie motywy” w Warszawie (22-27 kwietnia, 2007 r w kinie Muranów)

Paweł Smoleński

Kategorie: Uncategorized

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.