Uncategorized

Masada to jedno z najpiękniejszych miejsc na świecie. Ale też wielka przestroga


Starożytna fortyfikacjaw Parku Narodowym Masada w regionie Morza Martwego w Izraelu.

Starożytna fortyfikacjaw Parku Narodowym Masada w regionie Morza Martwego w Izraelu. (Fot. Shutterstock)

Kąpiel w basenie w twierdzy pod niebem pełnym gwiazd i księżycem odbijającym się w Morzu Martwym musiała być rozkoszą nad rozkoszami

Upał wisiał w powietrzu, z rodzaju tych prawdziwych, powyżej 30 stopni, choć dochodziła 10 w nocy. Wokół była tylko pustynia, na doskonale czarne niebo wyległy miliardy gwiazd. Po szosie wzdłuż Morza Martwego wolniutko pełzł wąż samochodów. Wszyscy jechali pod wysoki na ponad 400 metrów, samotny płaskowyż, lśniący żółto i złoto odbitym światłem mocnych reflektorów. Za chwilę na budowanej przez wiele dni ogromnej scenie padną pierwsze takty „Carmen” Bizeta wystawionej dla prawie 8 tysięcy widzów, wśród których był ówczesny (2012 r.) prezydent Izraela Szymon Peres.  

Śpiewacy operowi i aktorzy występują podczas próby generalnej opery 'Carmen' George'a Bizeta na specjalnej scenie ustawionej na tle starożytnej twierdzy Masada, w południowym Izraelu, 6 czerwca 2012 r.

Śpiewacy operowi i aktorzy występują podczas próby generalnej opery 'Carmen’ George’a Bizeta na specjalnej scenie ustawionej na tle starożytnej twierdzy Masada, w południowym Izraelu, 6 czerwca 2012 r. Fot. Menahem Kahana / AFP / East News

Nazajutrz izraelskie gazety oceniły operę na cztery z plusem. Lewicowy dziennik „Haarec” narzekał, że oto pod Masadą zrobiono imprezę dla elity finansowej i politycznej – bilety plus noc w hotelu kosztowały od 2 tysięcy szekli w górę – a przecież za pomysłem przedstawień operowych stała idea kulturalnego rozruszania regionu, gdzie nic, tylko kamienista pustynia, skały, kilka kibuców i moszawów z palmami daktylowymi oraz tabuny turystów ubabranych błotem z Morza Martwego.

„Carmen” pod Masadą nie obdarowała mnie łaską miłości do opery. Obojętne są mi wdzięki pięknej Cyganki, za którą – jak chce libretto – wodziła oczami cała męska populacja Sewilli. Za to po raz kolejny poczułem siłę, energię i majestat Masady. To bez wątpienia jedno z najwspanialszych, najbardziej urzekających miejsc na świecie. Masada zachwyca, ale też wiele objaśnia. 

** 

Już sama droga zapowiada przygodę. Jedzie się na wschód, ciągle w dół, by minąć punkt oznaczający poziom morza, więc przy odrobinie wyobraźni można mieć wrażenie, że nurkujemy w odmęty, choć wokół suchość taka, jakiej nie osiągnie ziarenko pieprzu. W lewo będzie zjazd na Jerycho, podobno najstarsze miasto świata, lecz my jedziemy prosto, by skręcić w prawo, wzdłuż brzegu Morza Martwego. Niebawem miniemy kamienne resztki Kumran, gdzie dziesiątki lat temu odkryto słynne biblijne zwoje. Biblijna Księga Jozuego opowiada, że w tym miejscu było sławne Miasto Soli. Już wyobraźnia pędzi jak szalona, lecz trzeba ściągnąć jej lejce, bo przecież jedziemy dalej na południe, by skręcić w lewo, pod majestatyczny płaskowyż. 

Do Masady można wędrować górską ścieżką, co zajmie około godziny, lub wjechać kolejką linową, godną polecenia ze względu na widoki. Na wschodzie lśni Morze Martwe, jak położona na słońcu cynkowa blacha, a kiedy znajdziemy się na szczycie, zobaczymy skały Pustyni Judzkiej, napierające na Masadę z zachodu. Ponad twierdzą szybują drapieżne ptaki, czarne na tle jaśniusieńkiego nieba i żółtawo-białych kamieni. 

To zadziwiające, że budowla sprzed tysiącleci zachowała się w aż tak dobrym stanie. Trochę pomogły prace rekonstrukcyjne, oddzielone od antycznych murów pomalowaną na brązowo fugą łączącą piaskowiec. Na północy znajdziemy Pałac Heroda, króla, który nigdy nie mordował dzieci, choć z racji choroby nerek i zatruwających go toksyn był wyjątkowo okrutny. Dostał Masadę w spadku po kapłańskim rodzie Machabeuszy, którzy w zwycięskim powstaniu żydowskim wygnali z Judei okupantów podporządkowanych hellenistycznej dynastii Seleucydów. Obok pałacu zobaczymy łaźnię rzymską z zachowanymi mozaikami i freskami. Trafimy do żydowskiej mykwy, magazynów na żywność, zatrzymamy się w pałacu zachodnim, zobaczymy wieże strażnicze i fragmenty masywnych fortyfikacji. Gorąco jak w chlebowym piecu, lecz zapomnijmy o pocie, bo tak tu sucho. Blisko zachodniej krawędzi płaskowyżu, skąd widać resztki rzymskiej rampy zbudowanej po to, by zdobyć Masadę, zajrzymy w kute w skale cysterny zbierające deszczówkę. Podczas zimowych ulew, gdy Pustynia Judzka wygląda tak, jakby nawiedził ją biblijny potop, cysterny magazynowały dość wody, by starczyła na resztę roku. Płynęła po Masadzie labiryntem rynien i akweduktów. 

Właśnie tam, gdzie oglądamy cysterny, dzisiejsi opiekunowie Masady postawili niewielką makietę starodawnej twierdzy. Na murku otaczającym makietę stoi blaszany kubek. Obok jest kranik, z którego ciurka woda. Można napełnić kubek i wylać wodę w miejscu, gdzie zaznaczono cysterny. A potem rozdziawić gębę w obliczu cudu mniemanego. 

Widzimy zatem, jak woda – mamy w garści kubek, lecz wyobraźmy sobie ulewę – wypełniająca głębokie cysterny dociera wyżej i wyżej, wspina się, pozornie wbrew prawom fizyki. W całej twierdzy – unaocznia model – nie ma ani jednego zakątka, skąd do wody byłoby daleko. Leję więc jeden kubek, drugi i trzeci, aż ktoś stuknie mnie w ramię i powie, że też by chciał. Zachwycam się przemyślnością, inżynierską wiedzą i dbałością o komfort życia – kąpiel w basenie pod niebem pełnym gwiazd i księżycem odbijającym się w Morzu Martwym musiała być rozkoszą nad rozkoszami – mieszkańców Masady. Choć wiem, że tu była obronna twierdza, a nie park uciech. 

Jest rok 73 naszej ery. Flawiusz Silwa, namiestnik Judei, najbardziej buntowniczej prowincji Imperium Rzymskiego, stoi pod płaskowyżem, gdzie zbudowana jest Masada. Ma do dyspozycji 15 tysięcy ludzi, z czego pięć to doborowi legioniści. To ostatni punkt oporu, forteca tak zaopatrzona w jedzenie i wodę, by przetrwać wieloletnie oblężenie. Tysiącem Żydów dowodzi Eleazar ben Jair, przywódca sykariuszy, czyli najbardziej radykalnych z radykalnych, wódz charyzmatyczny, jego woli poddają się wszyscy. 

Flawiusz Silwa buduje od zachodniej strony stromą ziemną rampę, po której legioniści mają dojść do samych murów twierdzy. Nagle zmienia się wiatr, a przypadkowa iskra rozpala płomienie trawiące drewnianą część skalnych umocnień.  

Eleazar wie, że przegrał. Namawia obrońców do zbiorowego samobójstwa, z którego ocaleją – wedle zapisów współczesnego Masadzie Józefa Flawiusza, żydowskiego historyka i wodza powstańców w Galilei – dwie kobiety i pięcioro dzieci ukrytych w podziemiach. Tak oto Masada stała się symbolem walki do końca, heroicznego oporu. W Izraelu to jeden z najsilniejszych elementów narodowej pedagogiki. 

Ale nieoczekiwana zmiana wiatru to nie mógł być przypadek. W „Wojnie żydowskiej” Józef Flawiusz objaśnia, że sykariusze sami na siebie sprowadzili tak straszną karę, grabiąc i mordując żydowskich współbraci, którzy uznali, że powstanie nie ma już sensu. Wszak historycy uważają ich za pierwszą organizację terrorystyczną – znienacka mordowali przeciwników, podrzynając gardła lub dźgając ich w plecy krótkimi sztyletami – a słowo sicario oznaczające w wielu językach bezwzględnego zabójcę nie wzięło się znikąd. 

Zadziwiająca jest szczerość Eleazara na kilka godzin przed samobójstwem. Józef Flawiusz opowiada, jak zastanawiał się nad sensownością swego postępowania. Może trzeba było postępować inaczej, „odgadnąć zamysł Boga i zrozumieć, że naród żydowski niegdyś przez Niego umiłowany, skazany został na zagładę (…). Wszak płomienie niesione z początku do nieprzyjaciół nie obróciły się same z siebie na mur, któryśmy zbudowali, lecz sprawił to gniew Boży za te wszystkie występki, jakich w swoim szaleństwie nie wahaliśmy się popełnić względem naszych współbraci. Kary za to niechaj nie wymierzają nam nasi zaciekli wrogowie, Rzymianie, lecz sam Bóg, i to naszymi rękami”. 

Na nic ta bezwzględna szczerość zdała się Eleazarowi. Wszak nie miał pojęcia, że potomni odczytają obronę Masady tylko w jej heroicznym wymiarze, a słowa Józefa Flawiusza tylko we fragmentach, zachwycając się jego poświęceniem, umiłowaniem wolności i straceńczą odwagą. A przecież to wielka przestroga, bezlitosna krytyka zadufania i pychy. Metafora, którą można zrozumieć, jeśli się tylko chce. 

Paweł Smoleński

Masada to jedno z najpiękniejszych miejsc na świecie. Ale też wielka przestroga

Kategorie: Uncategorized

3 odpowiedzi »

  1. Pisze Edti K
    piękny opis, dokladnie tak to widzialam kilka dni temu… Masada robi niesamowite wrażenie…..

  2. A moze mu chodzilo ze ta stodole w jedwabnym to Zydzi sami podpalili ?

  3. No to dowiedzieliśmy się ze Zydzi to pierwsi terroryści ktorzy zainspirowali światowy terroryzm.
    I ze Masada byla kara boska za pychę i grzechy Żydów.

    I wniosek sam się nasuwa ze Zagłada pewnie tez była kara Boska za ich późniejsze przewinienia.
    Pewnie za zabicie Chrystusa…
    Bo jakżeby inaczej ja wytłumaczyć ?

    Nie wiedziałam ze Pan Smolenski jest tak religijny ze rozmawia z Bogiem !

    To byłoby nawet zabawne gdyby nie było dramatyczne gdy Żydzi-antysemici biorą się za amatorska interpretacje Biblii i własnej historii.

    A prawda jest taka ze światowa nienawiść do Izraela jest w duzej mierze nakręcana podobnymi teoriami żydowskich antysemitów i innych przebudzonych.
    I konsekwencje tej naszej glupoty i nienawisci do samych siebie niekoniecznie beda kara Boska tylko zwykłym logicznym następstwem.

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.