Site icon REUNION 69

Godność powraca


Jan Hartman

Nie musimy być żadną wspólnotą ani się lubić, aby godność każdej obywatelki i każdego obywatela Polski była w pełni szanowana.

Oto dni, gdy powraca do Polski to coś, co powściągliwi nazywają normalnością, a mniej powściągliwi wolnością. Nasz temperament nie jest gorący, za to nasz duch jest sceptyczny. Nie świętowaliśmy na ulicach upadku autorytarnego rządu, lecz serca nasze są pełne radości i nadziei. I głosowaliśmy, i się cieszyliśmy, by zaczepić o jednego z klasyków kolejnej słusznie minionej epoki. I w dodatku wygraliśmy!

W takich dniach politycznych zwycięstw mówi się zwykle o godności. Że udało nam się ją obronić. Albo że nam ją przywrócono. Warto by się zastanowić, co to właściwie znaczy. Bo przecież każdy ma swoją godność, i to nienaruszalną. Jakże więc można ją utracić? Faktycznie, godność to paradoksalne pojęcie. Dawniej godność, dignitas, oznaczała wyróżnienie. Mieli ją nieliczni – możni, dobrze urodzeni, wyróżniający się pośród mas. Dziś natomiast godność oznacza coś, co mają wszyscy i co nikogo nie wyróżnia. Ba, oznacza coś, czego nie można utracić, choć łatwo to urazić.

W nowoczesnym pojęciu godności zachowało się coś z archaicznego honoru, czyli dobrego imienia przysługującego znamienitej osobie i jej rodowi. Kto czyjeś dobre imię podważył, bez względu na słuszność jego racji, musiał stanąć do walki z tym, kogo obraził. Nie bronić własnego honoru znaczyło bowiem utracić go. Tymczasem epoka nowoczesna podnosiła status kolejnych zbiorowości, wyposażając je w atrybuty zastrzeżone wcześniej dla szlachty. Wraz z tym kolejne wyemancypowane grupy, takie jak mieszczaństwo, protestanci, a w końcu nawet chłopi, uzyskiwały coś, co wcześniej należało do nielicznych. Aż w końcu „wyróżnieni” dystynkcją godności zostali wszyscy. Tylko co to za wyróżnienie?

A jednak. Godność przednowoczesna była czymś, co wprowadzało nierówność pomiędzy ludźmi. W demokracji jest czymś, co zrównuje i w równości ludzi utrzymuje. Cud demokracji na tym właśnie polega, że wcale nie trzeba stać ponad innymi, aby mieć osobistą wartość oraz indywidualność, których nikomu nie wolno podważać. Człowiek wolny, stanowiący o sobie jako istota rozumna, domaga się szacunku – i ten szacunek gwarantuje mu państwo oraz społeczny obyczaj takiego państwa. Nowoczesność, z jej demokratyzmem i zmysłem równości, dała każdemu to, co wcześniej mieli tylko nieliczni. Dała wszystkim osobistą niezbywalną godność, jak jakiś moralny „dochód podstawowy”, którego nie można utracić. I właśnie dlatego, że ta nowoczesna godność jest jak pancerz – pewna i chroniąca całą osobę – wszystko, co mogłoby przypominać prastary dyshonor, urażenie godności, traktowane jest jak zamach nie tylko na jednostkę, lecz zamach na cały społeczny system i jego wartości.

Dlatego też gdy przychodzi taka władza, która niektórych ludzi poniża, piętnuje bądź bruka moralnie przekupstwem, wzbudzanym w nich uczuciem nienawiści lub strachu, na szwank wystawiona jest godność każdego obywatela. Pogarda, lekceważenie praw i samostanowienia jednostki poniża każdą z nich z osobna oraz społeczeństwo jako całość. I choć nikomu tak naprawdę godności nie da się odebrać, to można ją zranić. I my w takim zranieniu naszej godności przez osiem lat żyliśmy.

Charakterystycznym wyrazem tego stanu rzeczy jest przeinaczenie i manipulacja, jakiej dopuścił się odchodzący rząd w odniesieniu do słowa „godność”. Mówił bowiem o niej wyłącznie w kontekście finansowym. Komu dodaje się pieniędzy, wyciągając go z biedy, temu „zwraca się godność”. Owszem, nędza poniża. Ale tylko upadlająca nędza. Bynajmniej nie zwyczajny niedostatek. Jeśli ktoś czuje się ważniejszy i dowartościowany z powodu otrzymania dodatkowych pieniędzy, to niewiele ma to wspólnego z godnością. Doprawdy, godność to pojęcie z wyższego porządku, a zwrot „godne życie” – jeśli ma znaczyć tyle, co życie zasobne, otrzymuje znaczenie zdegradowane i skarlałe. Po prostu niegodne. Bo godne życie to życie szlachetne albo przynajmniej przyzwoite.

Redukowanie godności do sfery materialnej znamionuje moralną małość i miałkość odchodzącej władzy. Cierpimy na godności osobistej, gdy wmawia się nam, że mamy jej więcej, gdy mamy więcej pieniędzy. Moralna mizeria tego płaskiego materializmu nas poniża, tak jak poniża nas uczucie bezradności, gdy patrzymy na niszczenie konstytucyjnych ram państwa i wszechobecną, najbezczelniejszą korupcję i nadużycia władzy. A dziś ta bezradność i ta poniżająca małość się kończą. Nasza godność, której nic nie może nam odebrać, lecz od której poniżenia cierpimy moralnie i psychicznie, od dziś jest uleczona i ozdrowiała. Nie czekają nas rządy doskonałe. Nie wszystko pójdzie dobrze. A jednak możemy być pewni, że nikt nie będzie traktował nas jak dzieci, jak zgraję przekupnych chciwców, jak frajerów, którym można grać na nosie i łgać im w żywe oczy.

Nie musimy być żadną wspólnotą ani się lubić, aby godność każdej obywatelki i każdego obywatela Polski była w pełni szanowana. Wręcz przeciwnie. Najlepiej widać ten szacunek, gdy trzeba zrobić miejsce dla tych, którzy innych poniżają i krzywdzą albo się ponad nich wywyższają. Bo źli i błądzący też mają godność i mają swe prawa. I to jest właśnie niezwykłe w demokratycznym ustroju, że gwarantuje on każdemu człowiekowi więcej, niż mógłby otrzymać osobiście, walcząc o szacunek dla siebie. Demokracja uszlachetnia wszystkich i na każdego nakłada zobowiązania. A pierwszym z nich jest: szanuj drugiego, jak kiedyś twoi przodkowie szanowali swoich panów. Oni szanowali ich bez wzajemności, a dziś można i trzeba liczyć na tę wzajemność. Może to dziecinne, ale jakże piękne, że my, Polacy, w demokracji nauczyliśmy się wszyscy nawzajem mówić do siebie Pan, Pani.

Jan Hartman

Godność powraca

Exit mobile version