Uncategorized

Izrael sparaliżowany po reformie sądowej. Oto człowiek, który był mózgiem tej operacji


Mosze Koppel, matematyk z Nowego Jorku, 11 lat temu postanowił, że naprawi system polityczny Izraela. To on zainspirował reformę sądów, która dziś dzieli i paraliżuje kraj.
 
„Stałem się postacią powszechnie znienawidzoną, co jest o tyle zaskakujące, że zawsze unikałem rozgłosu – lubi żartować prof. Mosze Koppel. – Pocieszam się tylko tym, że mam rację. Nasi sędziowie, zamiast orzekać, co jest zgodne z prawem, uzurpują sobie prawo do decydowania, co jest sensowne, a co bezsensowne… To absurd!”.

Zaczynał od matematyki. Obronił doktorat na prestiżowym Courant Institute w Nowym Jorku, a potem prowadził badania w Instytucie Studiów Zaawansowanych w Princeton, gdzie pracowali m.in. Albert Einstein i Robert Oppenheimer. W latach 80. osiedlił się w Izraelu i wykładał informatykę na uniwersytecie Bar-Ilana. W ostatniej dekadzie swoje rozliczne talenty wykorzystuje przede wszystkim w polityce. I również na tym polu osiąga niepodważalne sukcesy. Bodaj największy w zeszłym tygodniu, kiedy w Knesecie przegłosowano ustawę osłabiającą sąd najwyższy.

Kohelet Forum, konserwatywny think tank stworzony przez Koppela, zabiegał o to od lat. A przecież to nie koniec! Głosowanie z 24 lipca to tylko pierwszy akt „reformy sądownictwa”, którą forsuje – na przekór setkom tysięcy demonstrantów na ulicach – obecny rząd Izraela stworzony przez ortodoksów, skrajnie prawicowych osadników i religijnych syjonistów.

Wróg prawicy

Izraelska prawica od zawsze narzeka na sąd najwyższy. Partie religijne boksują się z nim o specjalny status ultraortodoksów. Mężczyźni z odłamu haredi nie pracują i nie służą w wojsku, tylko modlą się, studiują święte księgi i płodzą dużo dzieci. Wywołuje to irytację pozostałych Izraelczyków, którzy muszą służyć w armii, a z ich podatków idą pieniądze na dotacje dla haredich. Sąd najwyższy dwukrotnie obalił ustawy, które gwarantowały haredim utrzymanie statusu „darmozjadów” po wsze czasy (obecnie nadal nie służą w wojsku, ale na mocy „tymczasowej” decyzji ministra obrony przedłużanej co roku).

Z kolei osadnicy nie mogą darować sądowi najwyższemu niektórych orzeczeń w sprawie osiedli na Zachodnim Brzegu Jordanu. Np. trzy lata temu sędziowie zdecydowali, że prywatne palestyńskie działki, na których Żydzi nielegalnie wybudowali domy, mają zostać zwrócone właścicielom. Był to – teoretycznie – wyrok na kilka tysięcy budynków. W praktyce po serii apelacji tylko niewielka część została zlikwidowana. Ale sąd najwyższy, podważający wyroki boskie, irytuje osadników. A przecież lud Izraela dostał od Boga Ziemię Obiecaną na własność…

Do powyższych pryncypiów dochodzą indywidualne problemy, jakie niektórzy prominentni politycy prawicy mają z wymiarem sprawiedliwości. Premier Benjamin Netanjahu jest oskarżany przez prokuraturę o nadużywanie władzy i przyjmowanie łapówek (sprawa w toku od 2019 r.), były szef jego gabinetu Ari Harow został skazany za oszustwa. Szef partii Żydowska Potęga Itamar Ben-Gwir ma w kartotece wyrok za podżeganie do nienawiści i promowanie terroryzmu.

Nic zatem dziwnego, że izraelska prawica jest niechętnie nastawiona do sądów. Ale sądowi najwyższemu nic nie mogła zrobić ze względu na specyfikę izraelskiego systemu wyborczego. Po każdych wyborach do Knesetu wchodzi przynajmniej 10 partii o rozbieżnych programach, z których z największym trudem lepiona jest koalicja. Mistrzem w tej sztuce jest Netanjahu i dzięki temu pozostaje premierem niemal nieprzerwanie od 2009 r.

W ostatnich kilkunastu latach w każdej koalicji rządzącej była jakaś partia, która broniła sądu najwyższego. I nawet jeśli ta partia miała tylko kilku deputowanych, to wystarczyło, żeby utrzymać status quo, bo większość rządowa w Izraelu jest zwykle minimalna (np. obecny rząd popiera 64 na 120 deputowanych).

Wszystko zmieniły listopadowe wybory, po których Netanjahu sklecił najbardziej prawicową koalicję w historii Izraela. Pierwszy raz bez żadnej partii centrowej czy lewicowej, która mogłaby stanąć w obronie sądu najwyższego.

Prawdy Koheleta

Na taką szansę prof. Koppel czekał 11 lat. Przy czym słowo „czekał” jest nieprecyzyjne. Ambitny matematyk w 2012 r. stworzył w Jerozolimie pierwszy think tank z prawdziwego zdarzenia; wzorowany na podobnych instytucjach z USA – z wielomilionowym budżetem, z wybitnymi ekspertami, którzy piszą analizy, rekomendacje i projekty ustaw. Jego nazwa Kohelet Forum nawiązuje do biblijnej Księgi Koheleta, której przedmiotem są rozważania nad sensem życia. Dokumenty tworzone przez Kohelet Forum – nasiąknięte libertarianizmem i myślą prawicową – są bezpłatnie przekazywane ministrom i deputowanym do Knesetu. I często są przez nich naprawdę czytane. Poza tym każdy polityk, nie tylko izraelski, chętnie przyjmuje zaproszenia na panele zaprzyjaźnionego think tanku, na których może brylować wśród przychylnej mu publiczności. Kohelet Forum oczywiście organizuje takie panele. I jeszcze płaci politykom za udział.

Skąd Koppel bierze na to pieniądze? Od amerykańskich darczyńców, których nie ujawnia. Jak nieoficjalnie dowiedział się „Washington Post”, najważniejszym sponsorem Kohelet Forum jest miliarder Arthur Dantchik, amerykański Żyd o poglądach libertariańskich. Znają się od dawna z prof. Koppelem; spotkali się, kiedy pracował nad algorytmami wspomagającymi inwestowanie na rynku papierów wartościowych.

„Nie chcę być arogancki, ale staliśmy się mózgiem izraelskiej prawicy. Naszym największym osiągnięciem jest to, że zmieniliśmy narrację – mówił w 2018 r. prof. Koppel. – Dotąd prawica była definiowana przez swój stosunek do Palestyńczyków i do religii. Dziś rozmawia o wolnym rynku, o sprawniejszym systemie politycznym, o likwidowaniu biurokracji, obniżaniu podatków”.

Kiedy nowy minister sprawiedliwości Jariw Lewin wprowadzał się do gabinetu na przełomie 2022 i 2023 r., miał już na biurku gotowy projekt „reformy sądownictwa”. Przygotowali go prawnicy z Kohelet Forum.

Jakie zmiany przewidziane są w projekcie? Po pierwsze, w komisji powołującej sędziów do sądu najwyższego większość będą stanowić politycy (a nie prawnicy i sędziowie, jak obecnie). Po drugie, żeby obalić ustawę, w sądzie najwyższym będzie potrzebna większość aż 12 z 15 sędziów (obecnie wystarczy zwykła większość). Po trzecie, Kneset będzie mógł odrzucić weto sądu zwykłą większością. Po czwarte wreszcie, sąd najwyższy straci możliwość anulowania decyzji rządu, które sędziowie uznają za „skrajnie nieracjonalne”.

Gdy ta reforma zostanie wdrożona w całości, rząd zyska nieograniczoną władzę. W Izraelu nie ma senatu, który mógłby korygować ustawy uchwalone przez Kneset. Prezydent nie ma prawa weta, pełni jedynie funkcje reprezentacyjne. Nie ma stanów, jak w USA, które uchwalają własne prawa i mają prawne mechanizmy, żeby kwestionować niektóre decyzje rządu federalnego. Nie ma nawet konstytucji! Są tylko tzw. prawa fundamentalne, czyli seria „konstytucyjnych” ustaw uchwalanych w dużych odstępach czasowych, żeby kiedyś w przyszłości stały się razem konstytucją.

Jedynym, co chroni obywateli przed samowolą rządu, jest sąd najwyższy. To dlatego plany „reformy” wywołały największe protesty w historii Izraela. Setki tysięcy ludzi wyszły na ulice. Rezerwiści grozili, że nie będą zgłaszać się na wezwanie do wojska. Związki zawodowe zapowiedziały strajk generalny.

W kwietniu rząd ugiął się i ogłosił, że wstrzymuje reformę, żeby wynegocjować kompromis z opozycją. Ale negocjacje nic nie przyniosły. I 24 lipca, pomimo ponownych wielkich protestów, prawicowa koalicja przegłosowała w Knesecie czwarty punkt reformy, tzn. odebrała sądowi najwyższemu prawo do anulowania „nieracjonalnych” decyzji rządu.

Lewicowi komentatorzy ogłosili „koniec izraelskiej demokracji” i straszyli „Orbánem”. Co wydaje się trochę przesadne. Po pierwsze, izraelska demokracja od dawna jest mocno wadliwa, skoro odmawia elementarnych praw milionom Palestyńczyków. Po drugie, akurat ubiegłotygodniowe głosowanie w Knesecie nie jest żadną katastrofą. Jeśli na nim zakończyłaby się „reforma sądów”, to jakość demokracji się nie pogorszy. Mało jest krajów na świecie, w których sędziowie decydowaliby, co jest „sensowne”, a co „bezsensowne”. Orzekają jedynie – jak trafnie zauważa prof. Koppel – co jest zgodne z prawem, a co nie jest.

Sprawa fundamentalna

Kiedy w styczniu br. Netanjahu powołał na ministra Arje Deriego, dwukrotnie skazanego za korupcję i oszustwa podatkowe, sąd najwyższy uznał nominację za „skrajnie nieracjonalną” i ją anulował. Oczywiście, trudno się nie zgodzić z opinią sędziów – powołanie recydywisty do rządu jest bezsensowne. Nawet więcej – jest skandaliczne i kompromitujące. Ale Deri nie ma sądowego zakazu sprawowania funkcji publicznych. W każdym normalnym kraju jego nominacja byłaby legalna. A jednocześnie w żadnym normalnym kraju raczej nie powołano by go do rządu.

I to jest sedno problemu: Izrael nie jest normalnym krajem. Jest bytem, który żyje w stanie nieokreślonym, w permanentnym zawieszeniu. Bo tak mu wygodnie. Kwestie kluczowe – status Palestyńczyków, relacje państwa i religii – od ponad pół wieku są celowo nierozstrzygane. Dlatego system prawny jest pełen luk, dziwactw i niedopowiedzeń.

Teraz to się może zemścić. Zmiana w prawie, jaką przyjął w ubiegłym tygodniu Kneset, jest, formalnie rzecz biorąc, poprawką jednego z praw fundamentalnych. Do sądu najwyższego wpłynęły już skargi przeciwko poprawce i sędziowie ogłosili, że je rozpatrzą. Ale wcale nie jest jasne, czy mają do tego prawo!

W prawach fundamentalnych zapisano tylko, że „zwykłe” ustawy nie mogą być z nimi sprzeczne. Na tej podstawie sąd najwyższy orzekał dotąd w kwestii „zwykłych” ustaw. Nigdzie jednak nie jest napisane, że może oceniać czy anulować prawa fundamentalne. A jeśli to zrobi, a rząd zignoruje wyrok? Wtedy każdy obywatel Izraela, w tym każdy policjant i żołnierz, będzie musiał zdecydować, czy będzie dalej słuchał rządu czy sądu.

Jeśli dojdzie do takiej katastrofy, to uproszczeniem byłoby obwinianie samego Netanjahu i jego obecnych sojuszników. Winne będą całe pokolenia Izraelczyków, które do obecnej sytuacji doprowadziły.

Izrael sparaliżowany po reformie sądowej. Oto człowiek, który był mózgiem tej operacji

Mariusz Zawadzki
Mariusz Zawadzki

W latach 2010–17 korespondent „Gazety Wyborczej” w USA. Za debiutancki zbiór reportaży „Nowy wspaniały Irak” został nominowany do Nagrody Literackiej NIKE. Znalazł się też w finale Nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego.

Kategorie: Uncategorized

3 odpowiedzi »

  1. NIeścisłości zmieszane z jawnymi bzdurami. Forum ”Kohelet” to spokojna grupa konserwatywnych liberałów która nikomu nie szkodzi, ale też nie pomaga. Mniej więcej jak loża masońska. A próby reformy sądownictwa datują się od pierwszych lat kadencji A. Baraka jako sędziego najwyższego. W 1995 A Barak wprowadził po raz pierwszy ”klauzulę rozsądku” aby umożliwić rządowi Rabina ratyfikację ”Umów Oslo”. Okoliczności mogły być zabawne gdyby nie smutny fakt przekazania Judei i Samarii w ręce zaciekłych wrogów.

    Pierwsza formalna próba reformy systemu została podjęta w 2007-2009 przez D. Frydmana, ministra sprawiedliwości w rządzie E. Olmerta. Nic z tego nie wyszło bo rząd Olmerta był słaby od pierwszej chwili i koalicja rządząca rozpadła się w ciągu 2 lat. Dużo przed powstaniem Kohelet.

    To nie Mosze Koppel wymyślił reformę sądownictwa, ale Joram Szeftel, znany adwokat telawiwski. Szeftel mówił o ”dyktaturze” Sądu Najwyższego już na progu lat 2000, począwszy do interwencji Najwyższego Sędziego A. Baraka na rzecz ”Umów Oslo” i jego ”legalistycznego” żonglerstwa aby te umowy przeforsować w Knesset, już w 1995, pierwszym roku jego kadencji Sędziego Najwyższego.
    J. Szeftel do dzisiaj walczy o reformę i przeciw nadużyciom władzy przez Sąd Najwyższy.

  2. Zawsze byli i beda Naprawiacze Swiata tacy jak ten KOPPEL. Zawsze uwazali i uwazaja ze oni to moga zrobic o wiele lepiej. Jedynym czlowiekiem ktory jest naprawde winnym temu co sie teraz dzieje w Izraelu jest Nataniahu. Nasz byly szef Mosadu Pardo powiedzial dzis w telewizji ze Nataniahu ktorego znal i z ktorym dlugo pracowal to byl zupelnie inny czlowiek. Pardo powiedzial ze gdyby w 2012 roku opowiedzial Nataniahu o premierze rzadu w roku 2023 ( nie wymieniajac jego nazwiska) , co narobil i co spowodowal, to z pewnoscia Nataniahu z roku 2012 orzekl by ze ten premier nie zasluguje byc szefem rzadu.. Wszystko zaczelo sie od tego ze Nataniahu zostal oskarzony o rozne przestepstwa i wie ze grozi mu dlugoletnie wiezienie. Faktem jest ze Nataniahu rzadzil tu juz kilkanascie lat i nigdy nie pozwolil na tego rodzaju “reformy” ktore zniszcza tu demokracje.Wiemy takze ze nigdy w Izraelu nie bylo takich ogromnych protestow i demonstracji przeciwko Nataniahu.Te demonstracje to nie jest walka miedzy “Lewakami” lub “Prawakami”. To protest ogromnej czesci spoleczenstwa w Izraelu przeciwko przeksztalceniu naszego kraju z demokracji na skrajnie religijna autokracje tak jak w Turcji .

  3. ”Po pierwsze, izraelska demokracja od dawna jest mocno wadliwa, skoro odmawia elementarnych praw milionom Palestyńczyków.”
    Rzeczywiście? Czy dotyczy to również Arabów i Druzów zajmujących wysokie stanowiska w wojsku, sądownictwie czy w służbie zdrowia? Wszyscy oni wykształceni na izraelskich uniwersytetach za pieniądze izraelskich podatników. Jakie elementarne prawa należy przyznać palestyńczykom pragnącym zniszczenia Izraela (ok. 80% ludności). Czy Zydzi polscy kiedykolwiek kwestionowali istnienie państwa polskiego, a stanowili jednak ponad 10% ludności? W Warszawie 30%. Zydzi byli lojalni w stosunku do carskiej Rosji, ZSRR, Polski, Niemiec (nawet tych hitlerowskich) i wszystkich innych państw, w których stanowili nawet całkiem pokaźną mniejszość.

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.