Stawianie pomnika Polakowi za pomaganie Żydom w Treblince budzi oburzenie. Nie jest mi znana ani jedna relacja żydowska, która mówiłaby o bezinteresownej pomocy niesionej przez okoliczną ludność. W źródłach znalazłem chciwość, wyrachowanie i okrucieństwo.
25 listopada 2021 r. na byłej stacji kolejowej w Treblince Instytut Pileckiego odsłonił pomnik upamiętniający Jana Maletkę, pracownika kolejowego, który w sierpniu 1942 r. został tam zabity za przynoszenie wody Żydom zwożonym transportami śmierci do obozu zagłady. Jeżeli wierzyć urzędnikom z IP – co dla
historyka Zagłady jest ryzykowne – Maletka niósł pomoc z pobudek altruistycznych, bez chęci zarobku.
Pomnik w Treblince jest kolejnym upamiętnieniem w ramach akcji IP „Zawołani po imieniu”. Celem tego programu finansowanego przez państwo jest uczczenie Polaków, którzy stracili życie, niosąc pomoc Żydom w czasie Zagłady. Podczas uroczystości ówczesna wiceministra kultury i dziedzictwa narodowego Magdalena Gawin, która zrezygnowała z funkcji i 1 stycznia została dyrektorką IP, powiedziała: „To miejsce jest tak szczególne i naznaczone takim cierpieniem tysięcy niewinnych ludzi, że musimy wszyscy pracować nad tym, żeby z tego nieszczęścia, z poświęcenia się młodego chłopaka, powstało dobro. Dobro musi zawsze zwyciężyć”.
Uroczystość upamiętniająca Jana Maletkę, zamordowanego za podanie Żydom wody na stacji kolejowej w Treblince. Wydarzenie wieńczyło edycję programu 'Zawołani po imieniu’ w 2021 r. Fot. PatMic / Instytut Pileckiego
Takie słowa w Treblince zakrawają na kpinę, na szyderstwo z pamięci pomordowanych. Słowa urzędniczki odpowiedzialnej za „właściwą” wykładnię historii wskazują dobitnie, że zarządzający polską pamięcią nie mają pojęcia o
charakterze miejsca, w którym się znaleźli, a śmierć 900 tys. Żydów nie ma dla nich znaczenia wobec doraźnych potrzeb polskiej polityki historycznej.
Akcja Mazowsze
Warto odnotować zdumiewającą predylekcję IP do upamiętniania Polaków na wschodnim Mazowszu, na terenach wokół Treblinki, w powiatach węgrowskim i sokołowskim. Nie wolno zapomnieć o powiecie ostrowskim, skąd pochodzi rodzina Magdaleny Gawin i gdzie IP odsłonił – opierając się na budzących wątpliwości dowodach – pomnik ku czci jej krewnej. Urzędnicy Instytutu na tym terenie postawili już pomniki w Wapniewie, Czyżewie-Sutkach, Treblince, Nurze, Sadownem, Porębach-Kocębach, Sterdyni, Ostrowi Mazowieckiej, Węgrowie i Stoczku. Ten geograficzny fokus jest więcej niż dziełem przypadku, gdyż mapa „polskiego poświęcenia dla Żydów” jest najgęstsza na terenach byłego dystryktu krakowskiego i radomskiego. W rzeczywistości wschodnie Mazowsze – szczególnie tereny wokół obozu w Treblince – były miejscem zawziętego polowania na żydowskich zbiegów, a nie ich ratowania! Jeżeli jednak celem IP jest „neutralizacja” pamięci o żydowskim cierpieniu w Treblince i rewindykacja żydowskiej tragedii na użytek polskiej pamięci, to ten fokus staje się zrozumiały.
Erygowanie pomnika poświęconego Polakowi ratującemu Żydów w miejscu uświęconym krwią setek tysięcy ofiar Holokaustu jest nie tylko znakiem złego smaku, ale przede wszystkim pychy i bezwstydu. Nieważne, czy odbywa się to na terenie samego obozu zagłady w Treblince, czy na nieodległej stacji kolejowej.
Treblinka to miejsce, które powinno być zastrzeżone dla upamiętnienia żydowskiego cierpienia.
Stacja jest symbolem żydowskiej męki. Tu stłoczeni w wagonach i konający z pragnienia Żydzi padali ofiarą polskich wyrostków, domagających się od nich złota, dolarów i kosztowności za kroplę wody.
Dla historyków Zagłady, szczególnie tych, którzy szczegółowo badali okropności, które działy się w Treblince, jest oczywiste, że budowanie pomników polskiej chwały w tym miejscu jest moralnie naganne.
Uroczystości w Treblince w relacji TV Ostrów:
Zawołani po imieniu: Jan Maletka 2021
Nawet gdyby Jan Maletka rzeczywiście działał bez chęci zysku – czego po prostu nie wiemy – to nawet wtedy, ze względu na szacunek dla prawie miliona ofiar Treblinki, jego pomnik nie powinien tam stanąć. Żeby zrozumieć dlaczego, oddajmy na początek głos świadkom: Żydom, którzy znaleźli się na stacji w Treblince i przeżyli.
Treblinka. Majątek za kroplę
Jankiel Wiernik, schwytany w Warszawie 23 sierpnia 1942 r., w transporcie śmierci na stacji w Treblince znalazł się 24 sierpnia, cztery dni po śmierci Maletki. W jego wydanej jeszcze podczas wojny relacji czytamy: „Dzień był upalny. Duszność straszna. Byliśmy więc bardzo spragnieni. Wyglądałem oknem. Wieśniacy przynosili wodę i żądali za butelkę 100 zł. Nie miałem pieniędzy, prócz 10 zł, a w srebrze 2,5, 10 z obrazem Marszałka, które przechowywałem na pamiątkę. Musiałem więc z wody zrezygnować. Inni kupowali. Za 1 kg chleba razowego płacono 500 zł”.
25 sierpnia 1942 r. na stacji w Treblince pojawił się (w transporcie Żydów z pobliskich Łosic) Eddie Weinstein, który opisał sceny rozgrywające się na peronie: „Byliśmy niewiarygodnie spragnieni i nie wiedzieliśmy, co się z nami stanie. Jednak nawet w takich warunkach pieniądze, a jeszcze bardziej biżuteria, wciąż pozostawały cenne. Polacy, którzy pracowali na stacji, podeszli do SS-mana, pytając o zgodę na rozdzielenie wody pomiędzy spragnionych ludzi. Żołnierz wyraził zgodę.
Przynieśli więc wiadra z wodą w pobliże wagonów i napełniali butelki, które wciskali im pasażerowie. Jednak pobierali za to solidną opłatę.
Polskie pieniądze uważali widać za bezwartościowe, akceptowali tylko twardą walutę i kosztowności, jak obrączki, pierścionki i brosze. Bez tego nie można było dostać wody. Ci »litościwi« Polacy na pewno dzielili się zyskiem z żołnierzami. Ktoś z naszego wagonu dał im kilka złotych monet, za co otrzymaliśmy prawdziwy skarb: niewielkie wiaderko z wodą”.
26 sierpnia 1942 r. na stację, gdzie dziś stoi pomnik polskiej cnoty, przyjechał w transporcie z Warszawy Abram Jakub Krzepicki, któremu potem udało się uciec z Treblinki i wrócić do warszawskiego getta. Krzepicki zginął w powstaniu, ale w archiwum Emanuela Ringelbluma zachowało się jego świadectwo spisane przez
Rachelę Auerbach: „W wagonie było coraz gorzej. Wody! Błagaliśmy przez okienko kolejarzy. Chcieliśmy im dać za to dużo pieniędzy. Było bardzo źle. Nie mieliśmy pieniędzy aż tyle, ile potrzeba nam było wody. Płacono 500 i 1000 złotych za trochę wody. Pieniądze brali kolejarze i szaulisi [członkowie litewskiej organizacji paramilitarnej, współpracującej z hitlerowcami]. Kto sam tego nie doświadczył, nie uwierzy (…) zapłaciłem 500 złotych (więcej niż połowę tego, co posiadałem) i dostałem garnuszek (ok. pół litra) wody. Kiedy zacząłem pić, dopadła mnie kobieta z krzykiem, że jej dziecko zemdlało. Piłem i nie mogłem oderwać garnczka od ust. Kobieta z całej siły wbiła się zębami w moją rękę. Chciała mnie zmusić, żebym przestał pić i zostawił trochę wody…”.
A ocalały z Zagłady Zdzisław Goldstein wspominał: „Na stacjach ludność polska pokazywała nam na migi, że jedziemy na śmierć. Gdy prosiliśmy o wodę, mówiono nam: »Dajcie dolary, a przyniesiemy«”.
Żydy, rzućta zegarek
To samo działo się na innych stacjach wzdłuż torów kolejowych, którymi transportowano Żydów do Treblinki. Jan Piechocki ukrywał się na aryjskich papierach w Węgrowie. Latem 1942 r. znalazł się koło stacji w Sadownem na północnym wschodzie powiatu węgrowskiego. Wspominał: „Między Ostrówkiem a Sadownem stał na bocznym torze pociąg towarowy. Ukraińscy wartownicy snuli się wzdłuż wagonów, co zwróciło moją uwagę. Krzyczeli na chłopaków z butelkami próbujących podejść do wagonów. Dopiero wtedy zrozumiałem: przez małe okienka, poprzez kolczaste druty wysuwały się ręce po wodę. Chłopcy usiłowali zmylić czujność konwojentów i podać butelki po wzięciu zapłaty. Usłyszałem wołania: »Żydy, rzućta zegarek!«. Stanąłem jak wrośnięty w ziemię”.
W Sadownem, gdzie według innego ocalałego Żyda polska ludność masowo trudniła się polowaniem na zbiegłych z transportów Żydów, Instytut Pileckiego umieścił kolejny „pomnik polskiej cnoty”. Ma przekonać miejscowych i turystów (wszystkie napisy na obeliskach są po polsku i po angielsku), że Holokaust to historia polsko-żydowskiej przyjaźni i polskiego poświęcenia.
Samuel Rajzman, uczestnik powstania w Treblince [sierpień 1943], patrząc na tę sytuację z nieco ogólniejszej perspektywy, pisał:
„Chłopi w okolicach Treblinki byli na ogół bardzo wrogo usposobieni do Żydów. Wydawali, wyłapywali dzieci i jak bydlątka na postronku przyprowadzali do Treblinki, na śmierć. Dostawali za to może 1/4 kg cukru, a może nic.
Wsie okoliczne obok Treblinki mają duże skarby w złocie wydarte Żydom”.
Deportacja Żydów z getta w Siedlcach w sierpniu 1942 r. podczas akcji 'Reinhardt’ – zagłady Żydów z Generalnego Gubernatorstwa i Okręgu Białostockiego. Z siedleckiego getta wywieziono i zamordowano w Treblince około 18 tys. Żydów. Szacunki dotyczące całkowitej liczby zgładzonych w tym obozie są różne, niektórzy badacze piszą o blisko 800 tys., inni nawet o 1,5 mln. Wiadomo na pewno, że do końca 1942 r. wymordowano w Treblince 713 555 osób. Aż do likwidacji obozu w listopadzie 1943 r. cały czas ginęli w nim Żydzi. Fot. domena publiczna
Ryszard Glazar, inny uczestnik powstania w Treblince, jeden z rozmówców Claude’a Lanzmanna w filmie „Shoah” (1985), pisał: „Cała okolica wzdłuż i wszerz pasożytuje na tej wielkiej rzeźni skażonej mamoną. Wszystkim zależy, żeby Treblinka istniała nadal i pozostawiała swój cenny produkt uboczny – pieniądze, złoto, diamenty”.
Europa za żydowskie złoto
Uprzedzając głosy domagające się polskiego punktu widzenia, odnotujmy relację Józefa Górskiego, wpływowego i zamożnego właściciela majątku w Ceranowie położonego przez miedzę od Treblinki. We wspomnieniach „Na przełomie dziejów” Górski pisał: „Niektórzy chłopi przechowywali u siebie Żydów, za co brali sowite wynagrodzenie. Później, gdy stałe niebezpieczeństwo, na które się narażali, zaczęło im zbytnio ciążyć, ucinali Żydom siekierą głowy. Opodal Treblinki leży wieś Wólka Okrąglik.
Gospodarze tej wsi wysyłali swe żony i córki do ukraińskich strażników, zatrudnionych w obozie, i nie posiadali się z oburzenia, gdy te kobiety przynosiły za mało pierścionków i innych kosztowności pożydowskich, uzyskanych w zapłatę za osobiste usługi.
Proceder ten był oczywiście materialnie bardzo korzystny: strzechy znikły zastąpione blachą, a cała wieś robiła wrażenie Europy, przeniesionej do tego zapadłego zakątka Podlasia”.
To mała próbka relacji z miejsca, w którym dziś ministra Gawin z posłusznymi jej urzędnikami z IP piszą na nowo historię Holokaustu w przekonaniu, że „dobro musi zawsze zwyciężyć”.
Jan Maletka. Nie ma dowodów, że sprzedawał
14 grudnia 2021 „zawołał mnie po imieniu” dr Wojciech Kozłowski, dyrektor Instytutu Pileckiego, określając mój artykuł (ukazał się w Wyborczej.pl) o skandalu w Treblince jako „brutalny atak na upamiętnianie Jana Maletki”. Wtórowała mu w mediach społecznościowych Magdalena Gawin, zarzucając mi szerzenie kłamstw i nienawiści. To poważne zarzuty, których nie pozostawię bez odpowiedzi. Ale wpierw odniosę się do słów dr. Kozłowskiego.
Według szefa IP dla zachowania właściwej rzetelności pracownicy IP przeprowadzili „bardzo szeroką kwerendę” dotyczącą okoliczności śmierci Jana Maletki. Kozłowski wymienił zasoby archiwalne, w których prowadzili poszukiwania: Centrala Badania Zbrodni Narodowosocjalistycznych w Ludwigsburgu, Akta Jana Gozdawy-Gołębiowskiego, Akta Ryszarda Nazarewicza, Archiwum Władysława Siły-Nowickiego, akta Rządu Generalnego Gubernatorstwa, Delegatury Rządu na Kraj, Armii Krajowej, Zbiór relacji Żydów Ocalałych z Zagłady oraz zeznania przed Główną Komisją Badania Zbrodni Hitlerowskich. „Nigdzie nie natrafiliśmy na wskazówkę, aby Jan Maletka pomagał Żydom za korzyści materialne” – twierdzi szef IP.
Dla laika brzmieć to może przekonywająco. W rzeczywistości nie znaczy nic. Równie dobrze dr Kozłowski mógłby napisać: „Nasi urzędnicy przeczytali od A do Z dzieła zebrane Prousta i nie znaleźli w nich niczego niemiłego o Janie Maletce”.
Jeżeli już koniecznie chcemy stawiać komuś pomnik, to naszym zadaniem nie jest szukanie dowodów negatywnych, że dana osoba nie splamiła się czynem haniebnym (w tym wypadku sprzedawaniem wody spragnionym Żydom), lecz gromadzenie dowodów pozytywnych, świadczących o niesieniu bezinteresownej pomocy. Takich dowodów, jak można mniemać, IP w wymienionych archiwach nie znalazł. Prowadzenie kwerendy dotyczącej Maletki w aktach Rządu Generalnej Guberni jest niepoważne, gdyż tam takich informacji nie ma – o czym wie każdy historyk okupacji. Podobnie rzecz się ma z ogromnymi zespołami AK i Delegatury – odnotowywano tam wypadki zdrady narodowej, ale do nich nie zaliczało się sprzedawanie Żydom wody za pieniądze.
Pomnik polskiej cnoty, czyli skandal w Treblince
Kategorie: Uncategorized