Uncategorized

Pomnik polskiej cnoty, czyli skandal w  Treblince 

Jan Grabowski 7 stycznia 2022 

Przyslal Henry Lewkowicz

Uroczystość upamiętniająca Jana Maletkę, zamordowanego za podanie Żydom wody na stacji  kolejowej w Treblince. Wydarzenie wieńczyło edycję programu 'Zawołani po imieniu’ w 2021 r.  Przemawia Magdalena Gawin, wiceministra kultury (Fot. PatMic / Instytut Pileckiego) 

Stawianie pomnika Polakowi za pomaganie Żydom w Treblince budzi oburzenie.  Nie jest mi znana ani jedna relacja żydowska, która mówiłaby o bezinteresownej  pomocy niesionej przez okoliczną ludność. W źródłach znalazłem chciwość,  wyrachowanie i okrucieństwo.  

25 listopada 2021 r. na byłej stacji kolejowej w Treblince Instytut Pileckiego  odsłonił pomnik upamiętniający Jana Maletkę, pracownika kolejowego, który w  sierpniu 1942 r. został tam zabity za przynoszenie wody Żydom zwożonym transportami śmierci do obozu zagłady. Jeżeli wierzyć urzędnikom z IP – co dla 

historyka Zagłady jest ryzykowne – Maletka niósł pomoc z pobudek  altruistycznych, bez chęci zarobku. 

Pomnik w Treblince jest kolejnym upamiętnieniem w ramach akcji IP „Zawołani  po imieniu”. Celem tego programu finansowanego przez państwo jest uczczenie  Polaków, którzy stracili życie, niosąc pomoc Żydom w czasie Zagłady. Podczas  uroczystości ówczesna wiceministra kultury i dziedzictwa narodowego Magdalena  Gawin, która zrezygnowała z funkcji i 1 stycznia została dyrektorką IP,  powiedziała: „To miejsce jest tak szczególne i naznaczone takim cierpieniem  tysięcy niewinnych ludzi, że musimy wszyscy pracować nad tym, żeby z tego  nieszczęścia, z poświęcenia się młodego chłopaka, powstało dobro. Dobro musi  zawsze zwyciężyć”. 

Uroczystość upamiętniająca Jana Maletkę, zamordowanego za podanie Żydom wody na stacji  kolejowej w Treblince. Wydarzenie wieńczyło edycję programu 'Zawołani po imieniu’ w 2021  r. Fot. PatMic / Instytut Pileckiego 

Takie słowa w Treblince zakrawają na kpinę, na szyderstwo z pamięci  pomordowanych. Słowa urzędniczki odpowiedzialnej za „właściwą” wykładnię  historii wskazują dobitnie, że zarządzający polską pamięcią nie mają pojęcia o 

charakterze miejsca, w którym się znaleźli, a śmierć 900 tys. Żydów nie ma dla  nich znaczenia wobec doraźnych potrzeb polskiej polityki historycznej. 

Akcja Mazowsze 

Warto odnotować zdumiewającą predylekcję IP do upamiętniania Polaków na  wschodnim Mazowszu, na terenach wokół Treblinki, w powiatach węgrowskim i  sokołowskim. Nie wolno zapomnieć o powiecie ostrowskim, skąd pochodzi  rodzina Magdaleny Gawin i gdzie IP odsłonił – opierając się na budzących  wątpliwości dowodach – pomnik ku czci jej krewnej. Urzędnicy Instytutu na tym  terenie postawili już pomniki w Wapniewie, Czyżewie-Sutkach, Treblince, Nurze,  Sadownem, Porębach-Kocębach, Sterdyni, Ostrowi Mazowieckiej, Węgrowie i  Stoczku. Ten geograficzny fokus jest więcej niż dziełem przypadku, gdyż mapa  „polskiego poświęcenia dla Żydów” jest najgęstsza na terenach byłego dystryktu  krakowskiego i radomskiego. W rzeczywistości wschodnie Mazowsze – szczególnie tereny wokół obozu w Treblince – były miejscem zawziętego  polowania na żydowskich zbiegów, a nie ich ratowania! Jeżeli jednak celem IP jest  „neutralizacja” pamięci o żydowskim cierpieniu w Treblince i rewindykacja  żydowskiej tragedii na użytek polskiej pamięci, to ten fokus staje się zrozumiały. 

Erygowanie pomnika poświęconego Polakowi ratującemu Żydów w miejscu  uświęconym krwią setek tysięcy ofiar Holokaustu jest nie tylko znakiem złego  smaku, ale przede wszystkim pychy i bezwstydu. Nieważne, czy odbywa się to na  terenie samego obozu zagłady w Treblince, czy na nieodległej stacji kolejowej. 

Treblinka to miejsce, które powinno być zastrzeżone dla upamiętnienia  żydowskiego cierpienia. 

Stacja jest symbolem żydowskiej męki. Tu stłoczeni w wagonach i konający z  pragnienia Żydzi padali ofiarą polskich wyrostków, domagających się od nich  złota, dolarów i kosztowności za kroplę wody.  

Dla historyków Zagłady, szczególnie tych, którzy szczegółowo badali okropności,  które działy się w Treblince, jest oczywiste, że budowanie pomników polskiej  chwały w tym miejscu jest moralnie naganne. 

Uroczystości w Treblince w relacji TV Ostrów: 

Zawołani po imieniu: Jan Maletka 2021

Nawet gdyby Jan Maletka rzeczywiście działał bez chęci zysku – czego po prostu  nie wiemy – to nawet wtedy, ze względu na szacunek dla prawie miliona ofiar  Treblinki, jego pomnik nie powinien tam stanąć. Żeby zrozumieć dlaczego,  oddajmy na początek głos świadkom: Żydom, którzy znaleźli się na stacji w  Treblince i przeżyli. 

Treblinka. Majątek za kroplę 

Jankiel Wiernik, schwytany w Warszawie 23 sierpnia 1942 r., w transporcie  śmierci na stacji w Treblince znalazł się 24 sierpnia, cztery dni po śmierci Maletki.  W jego wydanej jeszcze podczas wojny relacji czytamy: „Dzień był upalny.  Duszność straszna. Byliśmy więc bardzo spragnieni. Wyglądałem oknem.  Wieśniacy przynosili wodę i żądali za butelkę 100 zł. Nie miałem pieniędzy, prócz  10 zł, a w srebrze 2,5, 10 z obrazem Marszałka, które przechowywałem na  pamiątkę. Musiałem więc z wody zrezygnować. Inni kupowali. Za 1 kg chleba  razowego płacono 500 zł”. 

25 sierpnia 1942 r. na stacji w Treblince pojawił się (w transporcie Żydów z  pobliskich Łosic) Eddie Weinstein, który opisał sceny rozgrywające się na peronie:  „Byliśmy niewiarygodnie spragnieni i nie wiedzieliśmy, co się z nami stanie.  Jednak nawet w takich warunkach pieniądze, a jeszcze bardziej biżuteria, wciąż  pozostawały cenne. Polacy, którzy pracowali na stacji, podeszli do SS-mana,  pytając o zgodę na rozdzielenie wody pomiędzy spragnionych ludzi. Żołnierz  wyraził zgodę. 

Przynieśli więc wiadra z wodą w pobliże wagonów i napełniali butelki, które  wciskali im pasażerowie. Jednak pobierali za to solidną opłatę.  

Polskie pieniądze uważali widać za bezwartościowe, akceptowali tylko twardą  walutę i kosztowności, jak obrączki, pierścionki i brosze. Bez tego nie można było  dostać wody. Ci »litościwi« Polacy na pewno dzielili się zyskiem z żołnierzami.  Ktoś z naszego wagonu dał im kilka złotych monet, za co otrzymaliśmy  prawdziwy skarb: niewielkie wiaderko z wodą”. 

26 sierpnia 1942 r. na stację, gdzie dziś stoi pomnik polskiej cnoty, przyjechał w  transporcie z Warszawy Abram Jakub Krzepicki, któremu potem udało się uciec z  Treblinki i wrócić do warszawskiego getta. Krzepicki zginął w powstaniu, ale w  archiwum Emanuela Ringelbluma zachowało się jego świadectwo spisane przez 

Rachelę Auerbach: „W wagonie było coraz gorzej. Wody! Błagaliśmy przez  okienko kolejarzy. Chcieliśmy im dać za to dużo pieniędzy. Było bardzo źle. Nie  mieliśmy pieniędzy aż tyle, ile potrzeba nam było wody. Płacono 500 i 1000  złotych za trochę wody. Pieniądze brali kolejarze i szaulisi [członkowie litewskiej  organizacji paramilitarnej, współpracującej z hitlerowcami]. Kto sam tego nie  doświadczył, nie uwierzy (…) zapłaciłem 500 złotych (więcej niż połowę tego, co  posiadałem) i dostałem garnuszek (ok. pół litra) wody. Kiedy zacząłem pić,  dopadła mnie kobieta z krzykiem, że jej dziecko zemdlało. Piłem i nie mogłem  oderwać garnczka od ust. Kobieta z całej siły wbiła się zębami w moją rękę.  Chciała mnie zmusić, żebym przestał pić i zostawił trochę wody…”. 

Ekrany reklamowe upamiętniające Jana Maletkę pojawiły się w listopadzie 2021 r. na Dworcu  Centralnym w Warszawie i jego sąsiedztwie Fot. Instytut Pileckiego

A ocalały z Zagłady Zdzisław Goldstein wspominał: „Na stacjach ludność polska  pokazywała nam na migi, że jedziemy na śmierć. Gdy prosiliśmy o wodę,  mówiono nam: »Dajcie dolary, a przyniesiemy«”. 

Żydy, rzućta zegarek 

To samo działo się na innych stacjach wzdłuż torów kolejowych, którymi  transportowano Żydów do Treblinki. Jan Piechocki ukrywał się na aryjskich  papierach w Węgrowie. Latem 1942 r. znalazł się koło stacji w Sadownem na  północnym wschodzie powiatu węgrowskiego. Wspominał: „Między Ostrówkiem  a Sadownem stał na bocznym torze pociąg towarowy. Ukraińscy wartownicy snuli  się wzdłuż wagonów, co zwróciło moją uwagę. Krzyczeli na chłopaków z  butelkami próbujących podejść do wagonów. Dopiero wtedy zrozumiałem: przez  małe okienka, poprzez kolczaste druty wysuwały się ręce po wodę. Chłopcy  usiłowali zmylić czujność konwojentów i podać butelki po wzięciu zapłaty.  Usłyszałem wołania: »Żydy, rzućta zegarek!«. Stanąłem jak wrośnięty w ziemię”. 

W Sadownem, gdzie według innego ocalałego Żyda polska ludność masowo  trudniła się polowaniem na zbiegłych z transportów Żydów, Instytut Pileckiego  umieścił kolejny „pomnik polskiej cnoty”. Ma przekonać miejscowych i turystów  (wszystkie napisy na obeliskach są po polsku i po angielsku), że Holokaust to  historia polsko-żydowskiej przyjaźni i polskiego poświęcenia. 

Samuel Rajzman, uczestnik powstania w Treblince [sierpień 1943], patrząc na tę  sytuację z nieco ogólniejszej perspektywy, pisał: 

„Chłopi w okolicach Treblinki byli na ogół bardzo wrogo  usposobieni do Żydów. Wydawali, wyłapywali dzieci i jak  bydlątka na postronku przyprowadzali do Treblinki, na  śmierć. Dostawali za to może 1/4 kg cukru, a może nic.  

Wsie okoliczne obok Treblinki mają duże skarby w złocie wydarte Żydom”.

Deportacja Żydów z getta w Siedlcach w sierpniu 1942 r. podczas akcji 'Reinhardt’ – zagłady  Żydów z Generalnego Gubernatorstwa i Okręgu Białostockiego. Z siedleckiego getta  wywieziono i zamordowano w Treblince około 18 tys. Żydów. Szacunki dotyczące całkowitej  liczby zgładzonych w tym obozie są różne, niektórzy badacze piszą o blisko 800 tys., inni nawet  o 1,5 mln. Wiadomo na pewno, że do końca 1942 r. wymordowano w Treblince 713 555 osób.  Aż do likwidacji obozu w listopadzie 1943 r. cały czas ginęli w nim Żydzi. Fot. domena  publiczna

Ryszard Glazar, inny uczestnik powstania w Treblince, jeden z rozmówców  Claude’a Lanzmanna w filmie „Shoah” (1985), pisał: „Cała okolica wzdłuż i  wszerz pasożytuje na tej wielkiej rzeźni skażonej mamoną. Wszystkim zależy,  żeby Treblinka istniała nadal i pozostawiała swój cenny produkt uboczny – pieniądze, złoto, diamenty”. 

Europa za żydowskie złoto 

Uprzedzając głosy domagające się polskiego punktu widzenia, odnotujmy relację  Józefa Górskiego, wpływowego i zamożnego właściciela majątku w Ceranowie  położonego przez miedzę od Treblinki. We wspomnieniach „Na przełomie  dziejów” Górski pisał: „Niektórzy chłopi przechowywali u siebie Żydów, za co  brali sowite wynagrodzenie. Później, gdy stałe niebezpieczeństwo, na które się  narażali, zaczęło im zbytnio ciążyć, ucinali Żydom siekierą głowy. Opodal  Treblinki leży wieś Wólka Okrąglik. 

Gospodarze tej wsi wysyłali swe żony i córki do ukraińskich strażników,  zatrudnionych w obozie, i nie posiadali się z oburzenia, gdy te kobiety  przynosiły za mało pierścionków i innych kosztowności pożydowskich,  uzyskanych w zapłatę za osobiste usługi.  

Proceder ten był oczywiście materialnie bardzo korzystny: strzechy znikły  zastąpione blachą, a cała wieś robiła wrażenie Europy, przeniesionej do tego  zapadłego zakątka Podlasia”.

Ekrany reklamowe upamiętniające Jana Maletkę pojawiły się w listopadzie 2021 r. na Dworcu  Centralnym w Warszawie i jego sąsiedztwie Fot. Instytut Pileckiego 

To mała próbka relacji z miejsca, w którym dziś ministra Gawin z posłusznymi jej  urzędnikami z IP piszą na nowo historię Holokaustu w przekonaniu, że „dobro  musi zawsze zwyciężyć”. 

Jan Maletka. Nie ma dowodów, że sprzedawał 

14 grudnia 2021 „zawołał mnie po imieniu” dr Wojciech Kozłowski, dyrektor  Instytutu Pileckiego, określając mój artykuł (ukazał się w Wyborczej.pl) o  skandalu w Treblince jako „brutalny atak na upamiętnianie Jana Maletki”.  Wtórowała mu w mediach społecznościowych Magdalena Gawin, zarzucając mi  szerzenie kłamstw i nienawiści. To poważne zarzuty, których nie pozostawię bez  odpowiedzi. Ale wpierw odniosę się do słów dr. Kozłowskiego.

Według szefa IP dla zachowania właściwej rzetelności pracownicy IP  przeprowadzili „bardzo szeroką kwerendę” dotyczącą okoliczności śmierci Jana  Maletki. Kozłowski wymienił zasoby archiwalne, w których prowadzili  poszukiwania: Centrala Badania Zbrodni Narodowosocjalistycznych w  Ludwigsburgu, Akta Jana Gozdawy-Gołębiowskiego, Akta Ryszarda Nazarewicza,  Archiwum Władysława Siły-Nowickiego, akta Rządu Generalnego  Gubernatorstwa, Delegatury Rządu na Kraj, Armii Krajowej, Zbiór relacji Żydów  Ocalałych z Zagłady oraz zeznania przed Główną Komisją Badania Zbrodni  Hitlerowskich. „Nigdzie nie natrafiliśmy na wskazówkę, aby Jan Maletka pomagał  Żydom za korzyści materialne” – twierdzi szef IP. 

Dla laika brzmieć to może przekonywająco. W rzeczywistości nie znaczy  nic. Równie dobrze dr Kozłowski mógłby napisać: „Nasi urzędnicy  przeczytali od A do Z dzieła zebrane Prousta i nie znaleźli w nich  niczego niemiłego o Janie Maletce”. 

Jeżeli już koniecznie chcemy stawiać komuś pomnik, to naszym zadaniem nie jest  szukanie dowodów negatywnych, że dana osoba nie splamiła się czynem  haniebnym (w tym wypadku sprzedawaniem wody spragnionym Żydom), lecz  gromadzenie dowodów pozytywnych, świadczących o niesieniu bezinteresownej  pomocy. Takich dowodów, jak można mniemać, IP w wymienionych archiwach  nie znalazł. Prowadzenie kwerendy dotyczącej Maletki w aktach Rządu Generalnej  Guberni jest niepoważne, gdyż tam takich informacji nie ma – o czym wie każdy  historyk okupacji. Podobnie rzecz się ma z ogromnymi zespołami AK i Delegatury  – odnotowywano tam wypadki zdrady narodowej, ale do nich nie zaliczało się  sprzedawanie Żydom wody za pieniądze.


Pomnik polskiej cnoty, czyli skandal w Treblince

Kategorie: Uncategorized

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.