Uncategorized

Rodzina Keselbrenerów

Krzysztof Czubaszek


Przyslal Jan Karwowski

Niedawno temu pisałem o rodzinie Keselbrenerów zamordowanej przez polskich partyzantów tuż przed wyzwoleniem okolic Łukowa. Dziś mija 76 lat od podobnej zbrodni. 11 marca 1944 r., a więc niespełna dwa tygodnie po wspomnianej egzekucji w Dmininie, bandyci z Narodowych Sił Zbrojnych zastrzelili w pobliskim Aleksandrowie kolejnych osiem osób narodowości żydowskiej: 32-letnią matkę z ośmioletnim synkiem, jej 26-letnią siostrę, dwie kobiety w wieku 35-40 lat i trzech mężczyzn w wieku 40-50 lat. Pochodzili oni z Łukowa i ukrywali się u Józefa Karwowskiego.

Jan Karwowski, syn Józefa, tak ich wspomina: „to byli ojca naszego i jego rodziny znajomi, którzy znali się sprzed wojny, handlowali razem w dzień targowy (…). Nazwiska tych ludzi ja dokładnie nie znam, ale nazywano ich Sijowie. Ludzie ci byli ukrywani (…) u ojca w zabudowaniach 11 miesięcy, oni u ojca bardzo się dobrze czuli, byli chętni do pomocy we wszystkim. Mężczyźni wieczorami wychodzili od czasu do czasu na spotkania do lasu z innymi ludźmi, którzy się też ukrywali. Nasza mama wraz z innymi kobietami, które się ukrywały u ojca naszego, robiły razem wieczorami jedzenie. Dom, w którym się ukrywali, był wybudowany z drzewa w stylu kluczowym, to znaczy podłużny.

Z mieszkania było połączenie do małego pomieszczenia, a z małego pomieszczenia było prosto połączenie do chlewa dla świń i tam z tego małego pomieszczenia był wykopany schron głęboko pod świniami, a na wierzchu był gnój i tam chodziły świnie. Wchodziło się przez drewniany dekiel”.A tak Jan Karwowski pisze o zbrodni: „Nad ranem banda okrążyła ojca dom, (…) przyjechało tam około 50 bandytów polskich. Pobili ojca, związali go i wymordowali tych niewinnych ludzi. Bandyci wiedzieli dokładnie, gdzie był (…) schron. Ojciec słyszał, jak ci ludzie prosili ich o życie, że wszystko im oddadzą, co mają, i słyszał, jak bandyci strzelali do tych niewinnych ludzi, bo schron był przez ścianę”.Zamordowani Żydzi zostali zakopani w lesie i spoczywają tam do dziś. Ich grób nie jest w żaden sposób upamiętniony. Miejscowi wiedzą, gdzie on się znajduje, ale milczą i wolą nie pamiętać. Zainteresowałem tym tematem prasę. Być może wkrótce ukaże się o tym artykuł w jednym z ogólnopolskich tygodników.Podłukowskie wsie były areną jeszcze wielu innych mordów na Żydach dokonanych przez polskie podziemie. Jak podaje w swej relacji Mosze Grajcer, w połowie lutego 1944 r. w sąsiadującej z Aleksandrowem wsi Łazy z rąk polskich partyzantów zginęło małżeństwo Frostów.

Bandyci zastrzelili też gospodarza, który ich ukrywał, niejakiego Domańskiego, a jego żonę i dzieci spalili w zabudowaniach, pod które podłożyli ogień. Z masakry tej uratował się tylko syn Frostów, Chaim, z żoną i córeczką Felą. Skryli się oni najpierw u Józefa Karwowskiego, a później u jego brata Franciszka. Niestety po wyzwoleniu Chaim Frost podzielił los swych rodziców – wrócił do Łazów, żeby odzyskać swój dom i został tam zastrzelony przez polskiego partyzanta. Żona Chaima przeżyła i wyjechała z córeczką do USA. Fela Frost, pod nazwiskiem Fran Greene, dożyła w Ameryce spokojnej starości.Mosze Grajcer ukrywał się wraz z grupą znajomych w chlewie u brata wzmiankowanego wyżej Domańskiego, Floriana. Następnego dnia po mordzie w Łazach o świcie gospodarz ów przyszedł z wieścią o tragedii. Mówił też, że bandyci zmuszali jego 13-letnią córkę, żeby powiedziała, gdzie są ukryci Żydzi, ale ich nie wydała. Domański poprosił Grajcera i pozostałych Żydów (Jakuba Orlińskiego, Henecha Normana, Dawida Rendela, Abrahama Parisera, Chaima Masa i córkę Piniego piekarza), żeby opuścili kryjówkę, bo, jak relacjonuje Grajcer, „bał się powrotu akowców”.Żydzi wyszli z kryjówki i ukryli się w lesie. Jakiś czas później poszli zobaczyć, co słychać u ich przyjaciela, czyli Floriana Domańskiego.

Zastali go umierającego. Skatowali go partyzanci, którzy zamordowali również ukrywające się u niego dwie Żydówki – 50-letnią matkę i 20-letnią córkę. Wydarzyło się to 9 marca 1944 r. Dwa dni później doszło do owego mordu na ośmiu osobach. Józef Karwowski i jego matka Józefa udzielili schronienia jeszcze jednej osobie, Żydówce Dwojrze Obrączce, która przeżyła i w marcu 1945 r. została żoną Józefa Karwowskiego. Zakończenie wojny nie oznaczało jednak dla niej końca koszmaru, bowiem jeszcze dwa razy otarła się o śmierć. Z relacji jej syna, Jana Karwowskiego, wynika, że w czerwcu 1945 r. strzelał ktoś do niej na ul. Cieszkowizna w Łukowie. Została trafiona w głowę.

Gdyby nie szybka pomoc doktora Leona Kiernickiego, pewnie wykrwawiłaby się na ulicy. Po raz drugi próbowano ją zabić cztery miesiące później, gdy była w ósmym miesiącu ciąży. Uzbrojeni bandyci przyszli do jej domu w Aleksandrowie. Odstąpili jednak od egzekucji, bowiem Józef Karwowski zagroził, że jak zabiją mu żonę, to wcześniej czy później sami też zginą. Dał im też sowity okup.Jakiś czas później Józef Karwowski z żoną przeprowadzili się do Łodzi, a w 1976 r. Dwojra Obrączka (po rozwodzie powróciła do panieńskiego nazwiska) wyjechała z synem Janem do Danii.Na zdjęciach: Fela Frost z rodzicami; dom Józefa Karwowskiego, gdzie ukrywani byli i zostali zamordowani Żydzi; fragment podziemnego czasopisma „Regionalna Agencja Prasowa «Podlasie»” (nr 4, 3 kwietnia 1944 r.), wydawanego przez środowisko Batalionów Chłopskich, z informacją o mordzie na Żydach w Aleksandrowie oraz wskazaniem, kto był sprawcą.

Kategorie: Uncategorized

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.