znalazl i podal dalej Misdzis
Rok 2013 został ogłoszony przez Sejm RP rokiem Juliana Tuwima. Dziś przypada 119 rocznica urodzin poety, którego niezwykłe życie zaprowadziło nawet do Brazylii, gdzie pisać zaczął dzieło swojego życia.

Julian Tuwim był jak wiadomo poetą z Łodzi, z którą był bardzo związany, a swoje dorosłe życie do wybuchu drugiej wojny spędził w Warszawie. Był jednym z najwspanialszych poetów, twórcą kabaretowym, autorem piosenek, a nawet scenariuszy filmowych. Spotykamy go na każdym kroku, często nawet nieświadomie. Któż z nas nie czytał w dzieciństwie „Lokomotywy”? Kto nie zna piosenki o tym, że miłość wszystko wybacza? Kto o tej porze roku nie nuci pod nosem, że „mimozami jesień się zaczyna?” Nawet wielcy twórcy rosyjscy: Puszkin, Czechow, Gogol – mówią do nas przez usta Tuwima, który jak nikt potrafił ich tłumaczyć. Poeta silnie związany z Polską, a polskość jego ufundowana była m.in. na jego polszczyźnie. Z wiersza „Zieleń” pochodzi przecież jego słynne:
(…)Nie wydziwiaj i nie bierz mi za złe,
Że w podsłowia tego świata wlazłem,
Że się ziaren i źródeł dowiercam,
Że pobożny jestem Słowowierca,
Że po mojej ojczyźnie-polszczyźnie
Z różdżką chodzę, wiedzący, gdzie bryźnie
Strumień prawdy żywiący i żyzny
Z mojej pięknej ojczyzny-polszczyzny (…)
A mimo to wciąż narażony był na antysemickie ataki. Potrafił na nie odpowiadać i tak:
Na pewnego endeka co na mnie szczeka
Próżnoś repliki się spodziewał,
Nie dam ci prztyczka ani klapsa
Nie powiem nawet: “Pies cię j…ł”-
Bo to mezalians byłby dla psa.
Gdy jednak przyszła II wojna światowa stał się szczególnie zagrożony. Jeszcze we wrześniu 1939 r. przez granicę z Rumunią opuścił Polskę. Zazwyczaj gdy pisze się o jego emigracyjnym losie wspomina się najwięcej o Paryżu, trochę o Lizbonie, i o Rio de Janeiro, które jest traktowane tylko jako etap w drodze do Stanów Zjednoczonych. I tak z całą pewnością było, Rio de Janeiro nie było celem poety, lecz to w Brazylii właśnie, po raz pierwszy od swojego wyjazdu z ojczyzny zaczął znów pisać.
Droga za ocean nie była łatwa. Gdy Niemcy pokonali Francję poeci (obok Tuwima także Lechoń, Wierzyński, Grydzewski, Słonimski i in.) postanowili opuścić Paryż. Część z nich udała się do Lizbony z zamiarem jak najszybszego opuszczenia Europy. Nie było to jednak zadanie proste. Stany Zjednoczone nie chciały przyznać im wizy. Wyjazd do Brazylii również wydawał się niemożliwy – tłumy uciekinierów z całej Europy pragnące opuścić ogarnięty straszliwą wojną kontynent oblegały konsulaty i poselstwa. Tuwim także nie miał dużych perspektyw, ale uratowała go poezja. Okazało się, że poeta brazylijski, Mariano Olegario był w tym czasie nadzwyczajnym ambasadorem swojego kraju w Portugalii, która obchodziła właśnie osiemsetną rocznicę swojego istnienia. Gdy tylko dowiedział się, ze Tuwim jest w Lizbonie natychmiast sprowadził poetę swoim samochodem do ambasady i jeszcze tego samego dnia jego wiza była załatwiona.
W lipcu 1940 r. Julian Tuwim wsiadł na statek „Angola” i już 5 sierpnia jego noga po raz pierwszy stanęła na ziemi brazylijskiej. Było to miejsce dla niego zupełnie obce i nowe, a przy tym odczuwał tęsknotę, niepokój i nostalgię za Polską. Zamieszkał wraz z żoną oraz Janem Lechoniem we wspólnym mieszkaniu na IX piętrze przy Avenida Djalma Ulrich 201, blisko oceanu i plaży Copacabana. W tym czasie przebywało w Rio wielu polskich twórców: obok Tuwima i Lechonia także Kazimierz Wierzyński, Michał Choromański, Jan Kiepura i in. Spotykali się w Café O`Key przy Avenida Atlatica codziennie między dziesiątą a dwunastą w południe oraz około piątej i szóstej wieczorem. Jak pisze we wspomnieniach Mieczysław Lepecki „O`Key zapełniała się naszymi rodakami. Język polski przez parę godzin dominował w kawiarni i biedni emigranci mieli chwilę złudy, że są u siebie, na ulicy Mazowieckiej”.
Tuwim nie czuł się w Brazylii najlepiej. Męczyła go tęsknota za krajem, niepokój o przyszłość, od czasu wybuchu wojny nic nie napisał. Był jednak zachwycony miastem. W liście do Leopolda Staffa pisał później: „Najcudowniejszą przygodą uchodźczą było Rio de Janeiro. Do dziś mi się wierzyć nie chce, że taki cud może istnieć na ziemi”. Choć w liście do Kazimierza Wierzyńskiego konstatował: ” jak wielka, jak wstrząsająca jest uroda tego miasta. Gdy się pobędzie parę tygodni, gdy się człowiek napatrzy do syta – rzygać się chce.”
Polonia brazylijska, która chciała jak najlepiej ugościć pisarzy zorganizowała Julianowi Tuwimowi i Janowi Lechoniowi wieczór autorski. Poeci musieli się do niego przygotować. Tylko Lechoniowi udało się napisać na tę okazję poemat o prezydencie Warszawy Stefanie Starzyńskim. To zmobilizowało Tuwima do pracy. Następnego dnia zamknął się w pokoju i nie wyszedł nim nie napisał kilkuset wersów „Kwiatów Polskich”.
Sam pomysł na „Kwiaty Polskie”, bodaj największy poemat XX wiecznej poezji polskiej, powstał już wcześniej. Wspomniany już wyżej Mieczysław Lepecki opowiadał, że pewnego dnia pojechał wraz z Tuwimami na wzgórze Corcovado, gdzie spod stóp posągu Jezusa roztaczał się niezwykły widok. Tuwim był jednak zamyślony. Gdy wracali z wycieczki rzekł: „Kwiaty Polskie, czy to byłby jakiś tytuł?” Wkrótce potem Polonia usłyszała pierwsze fragmenty dzieła podczas wieczoru autorskiego zorganizowanego w São Paulo.
Rozpoczęcie pisania było dla Tuwima momentem przełomowym, powrotem do twórczości. Tylko Brazylia mogła to w nim wyzwolić. Kiedy już zjawił się w Nowym Jorku narzekał w liście do Antoniego Słonimskiego „Co do mnie, to po brazylijskiej eksplozji (nie wiem czy te Kwiaty są wiele warte, ale buchały ze mnie bez przerwy przez kilka miesięcy) nastąpiła prawie zupełna cisza”.
Poecie przyznano w końcu wizę i 7 maja 1941 r. opuścił Brazylię, by następne 5 lat spędzić w Stanach Zjednoczonych. Bez wątpienia dziewięć miesięcy spędzonych w Brazylii było dla Tuwima czasem trudnym, ale bardzo ważnym i tu właśnie powstawać zaczęło jedno z największych jego dzieł. W „Kwiatach Polskich” doszukać się można wielu brazylijskich wątków, dlatego w kolejną rocznicę urodzin poety (szczególnie w poświęconym mu roku!) wszystkim polecam po nie sięgnąć. A dla zachęty, fragment:
Wierszu mój, dziwne twoje dzieje…
Bo pomyśl: Rio de Janeiro
Było tych kwiatów oranżerią
A tam (- Pamiętasz Orchideje,
Flor de Ipê, Jasmin do Cabo,
Maracujá i Flamboyanty,
Sześciopiętrowe drzew giganty,
Kwiatami obsypane krwawo?)
(…) I nagle – jakbym wonne żniwo
Garściami z miodnej łąki zgarniał
Z Copacabany, z Ipanemy,
Z Tijuca, Z Botafogo, z Leme
Wybuchła polskich słów kwiaciarnia.
(…)
O, Rio nocy nieruchomych,
I brzasków z rozpalonej miedzi,
Przezłacającej się w spiekotę!
Kto Cię wymyślił? Kto wybredził?
Chyba ocean swym bełkotem
Wmówił Cię brzegom łatwowiernym
I wrzeźbił w ziemię cud bezmierny…
A inni mówią – i uwierzę –
Że to Stworzyciel na spacerze
Pijanym krokiem cię wytańczył
Gubiąc po drodze palmy, skały,
Murzynów, kwiaty i upały…
Błogosławiona eskapado!
Dziękuję. Muito obrigado
Za Rio i za wiersz wygnańczy.
Janina Petelczyc
Kategorie: Uncategorized