Uncategorized

Bezglosni (17)


Eliza Segiet

Eliza Segiet – absolwentka studiów magisterskich Wydziału Filozofii, autorka siedmiu tomów wierszy, monodramu, farsy i mikropowieści. Jej teksty można znaleźć w licznych antologiach, zarówno w Polsce, jak i na świecie. Członek Stowarzyszenia Autorów Polskich oraz World Nations Writers Union.

Laureatka Międzynarodowej Publikacji Roku (2017 r., 2018 r.) w Spillwords Press (USA) oraz Nagrody Literackiej Złota Róża im. Jarosława Zielińskiego (za tom Magnetyczni) w 2018 r. Dwukrotnie jej wiersze (2018 r., 2019 r.) zostały wybrane jako jedne ze 100 najlepszych wierszy roku  w International Poetry Press Publications (Kanada). 

W The 2019 Poet’s Yearbook  została nagrodzona prestiżową nagrodą Elite Writer’s Status Award jako jeden z najlepszych poetów 2019 r. Nominowana do Pushcart Prize 2019 oraz do Naji Naaman Literary Prize 2020.

Recenzja Kingi Mlynarskiej


Kiedy wróciliśmy do siebie, cieszyłem się jak dziecko, że będę mógł zjeść kartofle! W myślach czułem już smak tej niemieckiej konserwy. Dziewczynki siedziały przy stole jak dwa aniołki, były tak bardzo grzeczne, że zacząłem się aż wstydzić, że ja, dorosły chłop, tak podskakuję na samą myśl o jedzeniu. Kiedy Janka odcedziła naszą zdobycz, zorientowałem się, że kartofle nie są takie, o jakich marzyłem. 

Janko, co ty nam dajesz? Dlaczego tak zrobiłaś?

A dlatego, że najadłam się tyle obierków, że zrozumiałam, że jedzenia nie wolno wyrzucać. Będziemy ściągać te skórki i mniej się zmarnuje niż gdybym je obrała. Zapamiętaj sobie – kartofle w mundurkach zawsze będą przypominać ci koniec wojny!

Postawiła je na półmisku, obok na talerzyku sól i teraz wszyscy oskubywali kartoflane skórki.

Janko, a konserwa? − zagadnąłem.

A konserwa jest na gorsze czasy. Nie można naraz zjeść wszystkich zapasów!

Zawsze wiedziałem, że Janka jest mądra, ale ta wojna zmieniała ją nie do poznania. 

Kiedy dziewczynki poszły spać, znów spytałem Jankę, co mówił do niej ten Niemiec. Spojrzała na mnie swoimi niebieskimi oczyma – przyznam się, że dopiero dzisiaj, po tylu latach, zobaczyłem błękit jej oczu. Sam nie wiem, jak to jest możliwe, żeby przez tyle lat nie zwrócić uwagi na spojrzenie własnej żony. Kocham ją całą i chyba dlatego nie przykładałem wagi do takich szczegółów. Nigdy nie mogę jej się przyznać, że do dzisiaj nie wiedziałem, że ma tak piękne oczy. 

Spojrzała na mnie i powiedziała:

On ma na imię Hans. Pamiętaj, to jest dobry Niemiec! 

Co ty wygadujesz? – krzyknąłem zdenerwowany.

Hans − mówiła dalej. − Powiedział do mnie: „Janka, nawet nie wiesz, jak się cieszę, że na moich oczach udało się uratować człowieka. Cieszę się, że twój mąż przeżył”.

O Boże! O Boże! Dlatego ty powiedziałaś, mu że ja nie żyję od dawna!

A co miałam mówić? Zaprzeczyłam jego słowom, a on powiedział jeszcze raz: „Janka, jak się cieszę, że na moich oczach udało się uratować człowieka. Twój mąż przeżył wojnę. Ja też mam dwie małe córeczki. Kiedy dojadę do Berlina, powiem im, że uratowałem ojca dwóch małych dziewczynek… i napiszę do was list”. Później poklepał mnie po ramieniu i odszedł. Odwrócił się na chwilę, bo chyba chciał powiedzieć, że to ja wygrałam wojnę…

To znaczy, że kiedy opukiwali strych, to wiedział, że tam jestem − powiedziałem ze strachem na samą myśl o tym, co zdarzyło się tamtego upalnego dnia. To znaczy, że on o mnie wiedział od dawna, a może nawet od początku…

Pociągiem wróciliśmy do naszego domu. Kiedy weszliśmy, moja teściowa spojrzała na nas i przywitała nas z płaczem:

Bałam się, czy jeszcze kiedyś w ogóle was zobaczę, bałam się o moje dziewczyneczki. Jesteśmy znowu razem jak dawniej, jak wtedy! O Boże, jak one urosły! 

Krysia z Marysią oblepiły ją sobą, jak powój obrasta drzewo. Schyliła się i zaczęła je całować. Na tę chwilę warto było czekać. To miłość, której nie zabrał czas. Miłość, która przetrwała wojnę. Miłość, która nie potrzebuje słów! Po tych uściskach mama przywitała się z nami. Nagle, spod kredensu wyskoczył stęskniony kot − Zośka! 

Synku − zaczęła mama. − Jak ty źle wyglądasz. Musisz teraz zadbać o siebie, idź się ogolić, bo wyglądasz jak…

Jak Żyd? – dopowiedziałem. – Wiesz, mamo, ostatnio nie miałem czasu dbać o siebie, a prawdę mówiąc o nikogo. Dobrze, że Janka czasami podcinała mi włosy. Ale żyjemy i to jest najważniejsze! 

To prawda, moje dzieci – mówiła ze łzami w oczach. − Nie ma nic ważniejszego od życia! A wiesz coś o twoich rodzicach? Czy oni żyją?

Posmutniałem i właściwie nie mogłem nic konkretnego odpowiedzieć. Wzruszyłem ramionami i ze łzami w oczach, wyszeptałem: 

Będę ich szukał

Kiedy spojrzałem na stół, na śnieżnobiałym obrusie stała nasza cukierniczka, a w niej to, o czym dziewczynki od dawna marzyły. 

Mamo, skąd ty masz cukier?

Już od jakiegoś czasu czeka na was. A mam go i już − zaczęła się śmiać.

Tak się bałem, że nie poradzisz sobie sama. A tutaj proszę, najsłodsze smakołyki. Przed wyjazdem zapomniałem ci powiedzieć, że zostawiłem coś w komórce. Bałem się, że jak Niemcy wpadną, to znajdą.

Mówisz o walizce? 

Tak! 

Ta bardzo piękna walizka i pozwoliła mi przetrwać wojnę! A teraz wymyjcie się po podróży dodała.

Nie powiedziała nic więcej. Może dobrze, co mnie obchodzi, co w niej było. Dziewczynki z pajdami chleba, skropionego wodą i posypanego cukrem, wybiegły na podwórko. Bawiły się jak dawniej. Zośka nie odstępowała ich nawet na krok. Janka z mamą zaczęły krzątać się w kuchni.

Wyjdę na chwilę i zaraz wrócę. Chcę zobaczyć, kto przeżył powiedziałem.

Wprawdzie nie umiałem już oceniać upływu czasu, nawet bałem się, że ta chwila może trwać bardzo długo, ale wiedziałem, że mi wybaczą. Teraz niech sobie porozmawiają, a mają o czym. Dziewczynki na pewno będą opowiadać o naszych boćkach. To cud, że te niemieckie hieny ich nie zabiły i nie zrobiły z nich obiadu… 

Tuż za rogiem spotkałem Zygmunta.

Rany boskie, Józek, ty żyjesz! krzyczał. – Nie mogę uwierzyć, że udało ci się przeżyć. A Janka z córkami? Pamiętasz, jak się spotkaliśmy, to mówiłeś, że żona wyrzuciła cię z domu i już z nimi nie mieszkasz? Wiesz, że ci nie uwierzyłem?

One też żyją. Jesteśmy u mamy. I wiesz co? Dobrze, że mi nie wierzyłeś. Ale nie było wiadomo, co i do kogo wolno mówić! 

Nie zabrali cię do obozu?

Nie! Miałem swój własny, ciasny obóz! Nie chcę o tym mówić, ale może kiedyś ci opowiem. Teraz chcę zapomnieć, ale wiem, że nie da się wymazać z pamięci przeszłości. 

Józek, ty dziękuj Bogu, że nie wzięli cię do obozu. Nie wróciłbyś stamtąd żywy! Zabijali wszystkich, nie patrzyli czy kobieta, czy mężczyzna albo dziecko. Golili ludzi do gołej skóry i z włosów robili poduszki! Tym, co mieli złote zęby, wyrywali je, żeby wzbogacić swoje pękate skarbonki. Dzieci oddzielali od rodziców albo – na ich oczach – strzelali do matek, ojców. Dorośli patrzyli na egzekucję swoich pociech.! Podobno robili…

Zygmunt, przestań! Przestań już! Nie wierzę w to wszystko! Nie wierzę i już! Nie wierzę, że człowiek może drugiemu człowiekowi robić takie rzeczy. To by znaczyło, że ci Niemcy w obozie to były maszyny do zagłady. Maszyny do zgładzenia wszystkich. Nie byłem w obozie i nie wierzę w to wszystko! 

Było! Było! Znam dwóch takich, co udało im się uciec! krzyknął Zygmunt.

Może to nie jest tak do końca, że nie wierzę. Nie chcę w to wierzyć! Bo nie mogę zrozumieć, że człowiek mógł przestać być człowiekiem. Dlatego odsuwam od siebie te okropności, dlatego jeszcze nie chcę ci opowiedzieć, co my przeżyliśmy, i dlatego jeszcze nie chcę słuchać tego, co ludzie mówią…

Właśnie tak, Mame, dotrwaliśmy do końca wojny. Cieszę się, że spisałem choć trochę naszych losów. Zbierałem te kartki, które początkowo nazywałem listem. Teraz pozostaje odszukanie Was, ale póki co nasz „odwrócony czas” i mój widziany przez szczelinę świat, prześlę na stary adres. 

Kocham Was i nic tego zmieni. 

KONIEC


Poprzednie watki TUTAJ

Kategorie: Uncategorized

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.