Uncategorized

Carlos-Szakal był terrorystą numer jeden. Miał wszystko. Popełnił jednak błąd

Terrorysta numer jeden pił, palił i przytył ponad 20 kg. Przez parę lat zachodnie wywiady nie były pewne, czy żyje. To wszystko mogłoby paradoksalnie działać na jego korzyść. Carlos-Szakal nadal miał mnóstwo pieniędzy i znajomości – ale stracił czujność.

Mateusz Zimmerman

ANSA FILES / PAP

Niedatowane zdjęcie Carlosa-Szakala

  • Ponad 25 lat temu francuski sąd skazał na dożywotnie więzienie osławionego Carlosa – najsłynniejszego przed Osamą bin Ladenem terrorystę świata
  • Iljicz Ramirez Sanchez pochodził z Ameryki Łacińskiej, działał w Europie Zachodniej, ukrywał się w bloku sowieckim, a schwytano go w Afryce
  • Carlos został wytropiony w Sudanie, którego władze chroniły terrorystę przez kilka lat
  • W kolejnych latach miał otrzymać jeszcze dwa wyroki dożywocia

Proces ówczesnego terrorysty numer jeden trwał dwa tygodnie i zakończył się tuż przed Bożym Narodzeniem 1994 r. Onet

— Kiedy przez 30 lat toczy się wojna, to przelewa się krew. Dużo krwi — w tym mojej i innych. Ale nigdy nie zabijaliśmy dla pieniędzy – zabijaliśmy dla sprawy: wyzwolenia Palestyny – mówił przed sądem. Ale znamienne, że nie przyznawał się akurat do potrójnego zabójstwa, o które go oskarżono. Twierdził, że zorganizował je Mosad.

Carlosa-Szakala schwytano w Sudanie cztery miesiące wcześniej. Wcześniej przez długie tygodnie jego dom w Chartumie obserwowali całodobowo agenci CIA. Gdy któregoś wieczoru nie doczekali się powrotu Carlosa i jego żony, byli przekonani, że się wymknął. Dopiero później dał znać przełożony: „Dobra robota. Złapali Szakala”

Aż do czasów Osamy bin Ladena — który zresztą także ukrywał się w latach 90. w Sudanie — nikogo nie tropiono tak długo i tak zawzięcie.

Rewolucjonista z imieniem po Leninie

Rok urodzenia: 1949. Kraj pochodzenia: Wenezuela. Prawdziwe personalia: Iljicz Ramírez Sanchez.

Pierwsze imię brzmi w tym zestawieniu dziwacznie, ale nie ma w nim nic z przypadku. Ojciec był zamożnym prawnikiem, ale był także zaprzysięgłym marksistą. Uparł się, wbrew woli żony, by syn dostał imię po otczestwie samego Lenina.

Marksistowskie fascynacje w powojennej Ameryce Łacińskiej nie były niczym nadzwyczajnym, zdawały się wręcz zrozumiałą reakcją na wyzysk ze strony właścicieli ziemskich, rządy skorumpowanych dyktatur i amerykańską imperialną presję. Sanchez zdobywał rewolucyjne szlify w Wenezueli, jeszcze jako nastolatek — najpierw w czerwonej młodzieżówce, potem na kursie partyzantki prowadzonym przez kubański wywiad.

Trafił na studia na moskiewskim Uniwersytecie Przyjaźni Narodów im. Lumumby. To była uczelnia, która formalnie promowała antykolonializm, demokrację, prawo narodów do samostanowienia – ale była także kuźnią kadr dla międzynarodowych rewolucjonistów. Również takich, którzy nie zamierzali stronić od terroru.

Z Moskwy Sanchez ruszył do Bejrutu. Dołączył do Ludowego Frontu Wyzwolenia Palestyny – organizacji, która z jednej strony formowała partyzantkę wycelowaną w Izrael, z drugiej zaś ściągała do obozów szkoleniowych m.in. w Jordanii terrorystów i awanturników z całego świata (podobne kursy odbyli m.in. ludzie z Grupy Baader-Meinhof). Sánchez ukończył jeden z takich kursów i przybrał pseudonim, którym miał się przez lata posługiwać: Carlos.

Carlos Wyzwolenia Palestyny

Bił się o sprawę palestyńską w wojnie Czarnego Września w Jordanii – ale pierwszą stricte terrorystyczną próbę podjął w Europie w grudniu 1973 r. Była nieudana.

Wszedł do londyńskiej rezydencji szefa koncernu Marks & Spencer, który był także wiceprzewodniczącym federacji syjonistycznej na Wyspach. Carlos po prostu zadzwonił do drzwi i chciał się widzieć z gospodarzem. Gdy służba go doń zaprowadziła, strzelił mu z pistoletu w twarz. Zdołał go jednak tylko zranić – broń się zacięła, sprawca musiał uciekać

Uzasadnienie tego zamachu było antyizraelskie, podobnie było z kolejnymi: podrzuceniem bomb w placówce żydowskiego banku czy atakami na kilka francuskich gazet, które oskarżał o sprzyjanie państwu Izrael.

Jego ludzie dwukrotnie w odstępie kilku dni zjawili się na lotnisku Orly pod Paryżem i próbowali ostrzelać z ręcznych granatników samoloty izraelskich linii El Al. Poczynili niewielkie szkody. Za drugim razem skończyło się wymianą ognia ze służbami ochrony lotniska i wzięciem kilkunastu zakładników. Zamachowcy wytargowali od francuskiego ministra samolot, który przewiózł ich do Bagdadu; sam Carlos zdołał się wymknąć jeszcze w trakcie strzelaniny.

Uzbrojony, niebezpieczny, nieuchwytny

Znajdował współpracowników w całej Europie Zachodniej. Na przełomie lat 60. i 70. wykwitło tam bardzo wiele organizacji terrorystycznych o skrajnie lewicowej proweniencji. Zjawisko po części było pokoleniowe – objęło młodych ludzi, często związanych z protestami 1968 r.

Splatało się tu rozczarowanie kapitalizmem, sprzeciw wobec imperializmu (głównie zachodniego) i faszyzmu, ale i zwykła nuda oraz fascynacja przemocą – skądinąd wytłumaczalna, bo było to pierwsze pokolenie niepamiętające wojny. Te organizacje, jak RAF w Niemczech Zachodnich czy włoskie Czerwone Brygady, często korzystały z cichej radzieckiej pomocy finansowej czy właśnie szkoleń paramilitarnych na Bliskim Wschodzie.

Właśnie takie „pochodzenie” mieli współpracujący z Carlosem trzej członkowie Japońskiej Czerwonej Armii, którzy we wrześniu 1974 r. wdarli się do ambasady francuskiej w Hadze. Żądali uwolnienia jednego z aresztowanych kolegów. W trakcie kryzysu Carlos wrzucił granat do jednej z kawiarni w Paryżu – dwie osoby zginęły, ponad 30 zostało rannych.

To wtedy zaczął pracować na reputację nieuchwytnego. Pierwszym tropem dla francuskich służb był numer telefonu do jego paryskiego mieszkania. Mieli go przy sobie komunistyczni bojownicy, których aresztowano w Paragwaju. Tamtejsze władze podrzuciły go DST (ówczesna francuska agencja bezpieczeństwa wewnętrznego) i w ten sposób zatrzymano libańskiego łącznika Carlosa z LFWP.

Służby nie wiedziały wtedy, jak Carlos wygląda, ani nie zdawały sobie sprawy z jego bezwzględności. Próbowano go zatrzymać, gdy był na przyjęciu u znajomych w Paryżu. W przeciwieństwie do funkcjonariuszy miał broń: zastrzelił obu, a także łącznika, który go zidentyfikował – i czmychnął do Bejrutu. To właśnie za tę zbrodnię w grudniu 1997 r. miał dostać swoje pierwsze dożywocie.

Zadanie niewykonane, pieniądze zainkasowane

Najgłośniejszym jego przedsięwzięciem w tamtym czasie był atak na Konferencję OPEC (Organizacja Państw Eksportujących Ropę), która odbywała się w Wiedniu w grudniu 1975 r. Dowodził sześcioosobowym komandem, które wzięło ponad 60 zakładników. Wśród nich było 11 ministrów odpowiedzialnych za energetykę i przemysł naftowy. Kilka osób zostało od razu zastrzelonych.

Władze w Wiedniu uległy groźbie, że co kwadrans będzie ginąć jeden zakładnik: najpierw zgodziły się, by w mediach emitowano regularny komunikat na temat sprawy palestyńskiej. Potem podstawiły samolot, który zabrał terrorystów i zakładników najpierw do Algieru, a potem do Trypolisu. Tam wypuszczano kolejne grupy porwanych.

Carlos zamierzał uzyskać za najcenniejszych zakładników okup, ale miał też inne zadanie wyznaczone przez Ludowy Front: miał zabić dwóch z porwanych ministrów, w tym irańskiego. Prawdopodobnie algierskie władze po cichu przekonały terrorystę, by odpuścił – zagroziły szturmem na samolot, zaoferowały też Carlosowi azyl i solidną finansową „rekompensatę”.

Po latach pojawiły się zarzuty, że otrzymane środki Carlos przywłaszczył sobie m.in. na cele prywatne. On sam miał twierdzić, że „rozeszły się po drodze”. Ale w pierwszej kolejności wyleciał z LFWP, bo spartaczył misję. Osiadł w Jemenie i zaczął działać na własną rękę.

Wspierać, tolerować, obserwować

Zachodnie media wspominały o nim jako o Szakalu – ten przydomek był związany z powieścią Fredericka Forsytha, która ukazała się w 1971 r. Część aktywności Carlosa-Szakala z tamtej dekady ujawniono dopiero po latach, wraz z odtajnieniem dokumentów Stasi. Wyszła na jaw choćby skala wsparcia, z jakiego korzystał w Europie Środkowo-Wschodniej. Ale jego relacje ze służbami państw komunistycznych nie były jednoznaczne.

Dyskusyjny pozostaje stopień jego współpracy z KGB. W niektórych krajach bloku zapewniano mu bezpieczne schronienie, na zasadzie „paktu o nieagresji” – w zamian korzystano z informacji wywiadowczych czy próbowano wykorzystywać jego pośrednictwo w handlu bronią, choćby na Bliskim Wschodzie.

Jednocześnie, gdy Carlos był na Węgrzech czy w Czechosłowacji, prowadzono stałą obserwację jego i jego współpracowników – „w taki sposób, aby obserwowani o tym wiedzieli”, jak to określiła kilka lat temu w „Guardianie” Daniela Richterova, badaczka terroryzmu w okresie zimnej wojny.

Za to już w NRD czy Rumunii terrorysta mógł liczyć także na konkretną pomoc: fałszywe paszporty, bezpieczne konta bankowe, ale także szkolenie, broń i materiały wybuchowe.

Z granatnika do elektrowni jądrowej

Prawdopodobnie to we współpracy z rumuńską Securitate Carlos przyłożył rękę do zamachu bombowego na siedzibę Radia Wolna Europa w Monachium (1981). Do eksplozji ładunku doszło, kilka osób odniosło poważne obrażenia, ale radiostacja kontynuowała działalność bez przeszkód.

Nie tylko ten epizod sprawił, że zachodnie służby przypomniały sobie o Carlosie. To było jednak nic w porównaniu z falą zamachów bombowych z lat 1982-1983. Bomby wybuchły m.in. w kilku pociągach TGV, na dworcu w Marsylii i w konsulacie francuskim w Berlinie Zachodnim.

Po części odczytywano ataki jako odwet Carlosa. Władze francuskie nie chciały zwolnić z więzienia jego partnerki (później: żony) i współpracowniczki Magdaleny Kopp, w której samochodzie znaleziono parę kilogramów wybuchowego pentrytu.

Jednak prawdziwie alarmujący był trop, który wskazywał na związek Carlosa z nieudanym atakiem na francuską elektrownię jądrową Superphénix w pobliżu granicy ze Szwajcarią. Zamachowiec oddał do budynków elektrowni kilka strzałów z ręcznego granatnika, zdobytego właśnie przy pomocy grupy Carlosa.

Nawet bez tego rodzaju incydentów na początku lat 80. zimnowojennych napięć nuklearnych było już i tak dosyć. Zachodnie służby coraz lepiej wiedziały, który z poszukiwanych terrorystów gdzie się chroni i przy czyjej pomocy. Nie ujawniano tego publicznie, by nie narazić tego czy innego rządu na poważne problemy wizerunkowe – za to słano do służb w bloku wschodnim coraz wyraźniejsze sygnały: ukrywanie Carlosa musi się skończyć.

Sudan jak azyl

Z Budapesztu go wydalono, nie pozwolono się zatrzymać w Czechosłowacji. Nie mogąc znaleźć schronienia w państwach Drugiego Świata, próbował je odszukać w Trzecim. Odmówiły mu jednak nawet Irak i Libia, choć podróżował z żoną będącą w zaawansowanej ciąży, a oba reżimy jeszcze niedawno wspierały go finansowo.

Pozwolili mu osiąść w Damaszku Syryjczycy. Nie bez ceny: Carlos miał się powstrzymać od terrorystycznej aktywności. Gdy więc okazało się, że łamie to porozumienie (próbowali go „odmrozić” ludzie Saddama Husajna), wyrzuciła go również i Syria. Tak trafił do Sudanu, który był w tamtym czasie azylem dla terrorystów-bezpaństwowców.

W Chartumie podawał się za francuskiego handlarza bronią. Żony i córki już z nim wtedy nie było – wyjechały. Sporo pił, palił, do tego tył. Przez parę lat nie było nawet wiadomo, czy żyje. To wszystko mogłoby paradoksalnie działać na jego korzyść – gdyby nie zdjęcie, które zrobiono mu ukradkiem na Węgrzech tuż przed wyjazdem, poszukujące go pod koniec lat 80. zachodnie wywiady miałyby problem z ustaleniem, jak wygląda.

Nadal miał mnóstwo pieniędzy i znajomości. Ale „nie trzymał głowy dość nisko” i stopniowo tracił czujność.

Pięć miesięcy pod obserwacją

Ożenił się z młodszą o kilkanaście lat Jordanką – i jordańskie służby zdobyły jej zdjęcie, które trafiło do CIA. Raz po pijanemu wdał się w sprzeczkę ze sklepikarzem. Gdy wyciągnął broń, trafił za kratki. Musiała go stamtąd wyciągać administracja prezydenta.

Nie zerwał też dawnych kontaktów. Jednego z niegdysiejszych współpracowników chciał zatrudnić jako ochroniarza. Pechowo dlań Tarek (taki mężczyzna miał pseudonim) wyglądał jak biały, co w Sudanie zwracało uwagę, a w dodatku był inwigilowany przez Mosad. Tą drogą Amerykanie dowiedzieli się, że Tarek przybędzie do Chartumu – i wiedzieli, w jakim celu.

Jeździł po mieście białą toyotą. Agenci CIA zaczęli wypatrywać auta w okolicach luksusowych, zachodnich hoteli. Było wiadomo, że Carlos je w takich miejscach śniadania, a poza tym podawano tam alkohol. Jednak białą toyotę wypatrzono w końcu pod jednym ze szpitali. Zobaczyli też żonę Carlosa.

Potem ukazał się, jak zanotowali, mężczyzna: „Biały, po czterdziestce, zadbany, z rudawymi włosami zaczesanymi do tyłu. Wąsy. Gruby: jakieś dwadzieścia kg nadwagi”. Miał na ramieniu torbę na broń, a nad kostką wprawne oko mogło rozpoznać kaburę. Agenci szybko zdołali zlokalizować dom Carlosa.

Udając amerykańskich geodetów, zaczęli całodobową obserwację z wynajętego mieszkania po drugiej stronie ulicy. „Wychodził, upijał się, wracał do domu, spał i znów wychodził” – opowiadał jeden z nich o monotonnym rozkładzie dnia „emerytowanego” terrorysty. Obserwatorów nie wypatrzyli ani znudzeni ochroniarze Carlosa, ani miejscowa służba bezpieczeństwa. Trwało to pięć miesięcy.

„Nikt nie zabił tylu ludzi co ja”

O udziale CIA w namierzeniu terrorysty numer jeden raczej nie mówiono. Ale było też jasne, że po naciskach na Sudan parasol ochronny, który rozpostarły nad Carlosem lokalne władze, został zwinięty. Dotyczyło to zresztą także bin Ladena – Sudańczycy sami kolportowali w tamtym czasie plotkę, że i on zostanie niebawem aresztowany, licząc, że sam się przestraszy i wyjedzie.

Jak schwytano Carlosa? W sierpniu 1994 r. musiał się poddać drobnej operacji jądra. Dwie doby po zabiegu dostał od sudańskich władz sygnał, że musi zostać przeniesiony do bezpiecznej willi pod opieką ochroniarzy – rzekomo dlatego, że groził mu zamach.

Kolejnej nocy „ochroniarze” weszli do jego pokoju, kiedy spał. Dostał odurzający zastrzyk z tiopentalu, związano go i założono mu worek na głowę. Niemal na pewno w jego pierwszym przesłuchaniu uczestniczyli oficerowie CIA. Gdy zagrożono mu, że zostanie przekazany w ręce Mossadu, zrobił się podobno bardzo rozmowny. A potem funkcjonariusze DST przewieźli go do Paryża

.Akta sprawy Szakala wystawione w paryskim sądzie (13 marca 2017 r.)IAN LANGSDON / PAP

Akta sprawy Szakala wystawione w paryskim sądzie (13 marca 2017 r.)

Wyroków dożywocia miał dostać w sumie trzy. Na ostatnim z procesów – odbył się w 2017 r. – Iljicz Ramírez Sanchez oświadczył nie bez dumy: „Nikt z całego palestyńskiego ruchu oporu nie zabił tylu ludzi co ja”. Ale historia w pewnym sensie zatoczyła koło – podobnie jak przy pierwszym wyroku Carlos-Szakal nie przyznał się do konkretnych zarzutów. Był za to oburzony, że sądzi się go za zbrodnię sprzed ponad 40 lat.

Mateusz Zimmerman

Carlos-Szakal był terrorystą numer jeden. Miał wszystko. Popełnił jednak błąd

Kategorie: Uncategorized

1 odpowiedź »

  1. Nie widze tu wzmianki ze Carlos odwiedzal Polske, dostawal nawet ” stpendium” od wladz PRL ( juz po ” Zydokomunie”)

    https://www.fakt.pl/hobby/historia/ilich-ramirez-sanchez-szakal-najgrozniejszy-terrorysta-swiata-ukrywal-sie-polsce/29b3m1w
    „..
    Jak podaje z kolei Eugeniusz Januła, Carlos odwiedzał Polskę co najmniej kilka razy. – „W naszym kraju kontaktował się ze szkolącymi się tutaj Kubańczykami oraz arabskimi kandydatami na pilotów wojskowych. Z tymi ostatnimi w Radomiu. Polskę traktował też, jako swego rodzaju kraj względnie bezpiecznego wypoczynku” – informuje w artykule na portalu geopolityka.pl.

    Warto pamiętać, że za czasów ZSRR członkowie komunistycznych organizacji terrorystycznych, byli objęci ochroną Związku Radzieckiego. Komunistyczne władze nie tylko popierały działania RAF, Czarnego Września czy Frontu Wyzwolenia Palestyny, ale pomagały im w przeprowadzaniu akcji terrorystycznych.

    Władze PRL zapewniały terrorystom „stypendia naukowe” w wysokości 100–200 dolarów miesięcznie (pensja w Polsce wynosiła wówczas ok. 20-30 dolarów) oraz spokój po przeprowadzonych atakach. Zamachowcy leczyli się w naszych szpitalach, odpoczywali w polskich kurortach. Wszystko to działo się za wiedzą i przyzwoleniem służb.
    ..

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.