Uncategorized

Tragedia pt. „Zemsta”


Jakub Kopec

  „Nie wiem kto mnie wydał na świat, ani co jest świat, ani co ja sam. Żyję w straszliwej nieświadomości wszystkich rzeczy. Nie wiem co jest moje ciało, co zmysły, co dusza.” – ten cytat z „Myśli” Pascala brzęczy mi natrętnie w uszach, odkąd wybudziłem się z narkozy. Po wybudzeniu podawano mi dożylnie środek przeciwbólowy z syntetyczną morfiną, następnie sam już brałem prochy o cudownym działaniu. Nie czułem  bólu po rozbabraniu kręgosłupa na odcinku trzynastu centymetrów, nie czułem własnej wagi. „Nie mam żony dzieci, tylko bandżo mam”. Jednym słowem – nirwana i lewitacja…

   Niestety, w pamiętny weekend 19 – 22 kwietnia skończyły się prochy. O glebę grzmotnęła mną polityczna rzeczywistość. Prezydent Duda powrócił z wizyty w  Ameryce w nimbie męża opatrznościowego, który uratował Ukrainę, a co za tym idzie – także świat cały, przed putinowską nawałą. I tak się przejął swą sprawczością, że oświadczył, iż Rzeczpospolita rozpoczyna starania o bombę atomową na swoim terytorium, ma się rozumieć, w ramach amerykańskiego programu Nuclear Shering.

     Duda poczuł w w sobie moc, bo dzięki zbiegowi okoliczności powstał taki pozór, jakby to on nakłonił kandydata na prezydenta Donalda Trumpa, żeby ten z kolei przekonał swojego koleżkę Johnsona, spikera w Kongresie USA, o konieczności udzielenia pomocy Ukrainie w kwocie  60 miliardów dolarów, głównie w sprzęcie wojskowym, ale nie tylko. Argument przeważający szalę spiker Johnson otrzymał od wywiadu wojskowego; jeśli nie chcemy wysyłać na wojnę naszych amerykańskich chłopców, musimy natychmiast wspomóc Ukrainę. Duda użył atomówki tak, jak  tonący brzytwy się chwyta. Skoro bezczelni „koalicjanci 13 grudnia” wyrzucają na śmietnik jego umiłowany „trybunał konstytucyjny pani Julii Przyłębskiej”, odbierając prezydentowi jeden z najważniejszych atrybutów, to on straszy wszystkich  agresorów Rzeczypospolitej brudnym jądrowym odwetem.

   „Duda zapunktował u Trumpa”-  tę sytuację małostkowo skomentował minister Sikorski; małostkowo, bo przecież Duda zapunktował także u Netanjachu. 60 mld dla Ukrainy to mocno spóźniona kropla w morzu potrzeb, dla Izraela 20 mld dolarów to potężny zastrzyk sprzętu wojskowego i otuchy.

    Przez dwadzieścia lat miałem dwie ojczyzny, zapyziałą Polskę i Unię Europejską, spełniającą moje najsilniejsze marzenie o ścisłej współpracy międzynarodowej w walce z takimi zjawiskami jak Cowid19, niebezpiecznie ocieplający się Glob Ziemski, a teraz także  przeciw prawdziwej wojnie. Po 7 października mam trzecią ojczyznę i w żadnym razie nie jest nią pokojowo usposobiony Egipt, lecz agresywny, zmilitaryzowany Izrael. W Egipcie nie ma ani jednego mojego znajomka, a w Izraelu ciągle egzystuje jeszcze liczna reprezentacja uczniowska z bezwyznaniowego, tepedowskiego „chederu” przy Jagiellońskiej w Warszawie; są tam dziewczyny, w których podkochiwałem się za młodu, są chłopcy, z którymi grzebałem się w piaskownicy i kopałem piłkę.

     Jak pomyślę, że wśród zakładników uprowadzonych przez Hamas do lochów pod Gazą łacno mógłby się znaleźć nasz geniusz matematyczno-fizyczny Józek Sławny z klasy VII B, a później profesor fizyki teoretycznej z uniwersytetów w Warszawie, Paryżu, Nowym Jorku – ciarki mi idą po plecach. Gdzie się pchał na starość emerytowany profesor?  To źle mu było w Nowym Jorku, nawet jeśli talibowie zbombardowali już dwie wieże WTC na Manhattanie? Musiał zamieszkać w Jerozolimie? 

    Oburzyła mnie nikczemność najazdu Hamasu, zamordowanie ponad tysiąca cywilnych  obywateli Izraela  i uprowadzenie dwustu pięćdziesięciu osób do tuneli wydrążonych pod miejską zabudową Gazy.˛Ale w przerażenie wpędziła mnie dopiero entuzjastyczna reakcja tłumów Palestyńczyków na ten spektakularny triumf oręża bojowników Hamasu. Jakże zapiekła nienawiść, jak beznadziejna krótkowzroczność! Miesiąc później pozostali przy życiu entuzjaści, opłakiwali już śmierć kilkunastu tysięcy swoich matek, braci, ojców i sióstr; spotkał ich odwet, który zawsze stoi w dysproporcji do przewiny, bo inaczej nie byłby odwetem.

   Dwaj reporterzy „Gazety Wyborczej”, Piotr Głuchowski i Marcin Kowalski, napisali książkę o partyzanckim sztetl Braci Bielskich w Puszczy Nalibockiej i nadali swojemu dziełu mylący tytuł „Odwet. Prawdziwa historia braci Bielskich”. Książka w znacznej części okazała się  plagiatem publikacji amerykańskiej profesor historii Nechatmy Tec pt. „Defiance” (nieufność, podejrzliwość?), ale idealnie trafiła w target księgarski tuż przed premierą hollywoodzkiego filmu sensacyjnego pt. „Opór” z Danielem Craigiem w roli wiodącej. Wywiązała się wówczas dyskusja, w której padło m. in. takie stwierdzenie, że Żydzi w Polsce, zamiast bez oporu iść do Brzezinki ,Treblinki, Majdanka, lub też wzniecać krwawe powstanie w Getcie Warszawskim, powinni byli pójść w ślady Tewje Bielskiego i budować partyzanckie sztetl w puszczańskich kniejach. Taka sugestia nie uwzględniała stanu faktycznego, że, na przykład, Żydów w Warszawie były setki tysięcy, a pobliska Puszcza Kampinoska była zbyt mała, żeby ich wszystkich najpierw pomieścić, a potem wyżywić. Zarówno „Odwet”, jak i „Opór” są tytułami mylącymi, bo dowódcy „otriadu imieni Stalina”, Tewjemu Bielskiemu, chodziło przede wszystkim o prze-trwa-nie jak największej liczby uciekinierów z gett Nowogródczyzny, a nie o wysadzanie wojskowych transportów kolejowych na front wschodni, czy też wykruszanie niemieckiej siły żywej. Już sama nazwa oddziału należała do zjawisk mimikry i była przybraniem barw ochronnych w trudnej kohabitacji z oddziałami partyzantki sowieckiej.

     Wyżywienie mieszkańców sztetl w Kampinosie w czasie II wojny światowej byłoby tak samo pierwszoplanowym zagadnieniem, jak jest dziś udzielanie humanitarnej pomocy uchodźcom z miast w Strefie Gazy, atakowanych z lądu i z powietrza przez armię izraelską. Szkopuł w tym, że we wszystkich oblężeniach miast warownych w dziejach ludzkości, aprowizacja była takim samym militarnym zagadnieniem, jak proch do armat. 

   Rekord światowy w sztuce oblężniczej padł w chrześcijańskiej Kandii na Krecie, gdzie muzułmańscy Turcy otoczyli kordonem dobrze przygotowaną do obrony fortecę i bombardowali ją z godną podziwu regularnością przez osiemnaście lat, od 1648 do 1666 roku, a potem rozpoczęli prawdziwe oblężenie z zastosowaniem armat, maszyn oblężniczych i podkopów minerskich. Twierdza padła dopiero po trzech latach, jesienią 1669 roku, ponieważ przez nieszczelności w blokadzie, dostarczano do niej  amunicję, żywność i wodę, a także posiłki w sile żywej , złożone z francuskich żołnierzy najemnych i ochotniczych Rycerzy Maltańskich.

   Jako obserwator stronniczy, zaangażowany sercem tylko po jednej z walczących stron, zaryzykuję domniemanie,  że intencją żołnierzy izraelskich, którzy otworzyli ogień do konwoju humanitarnego i zabili siedmiu wolontariuszy, gotujących kuskus dla głodujących cywilnych Palestyńczyków, było uniemożliwienie dostarczenia żywności i wody do lochów, skrywających tysiące bojowników Hamasu i stu pięćdziesięciu izraelskich zakładników. Żywię niczym nie usprawiedliwione przekonanie, że wolontariusze międzynarodowych organizacji humanitarnych przy dystrybucji worków z mąką nie wykazywali należytej staranności, by worki nie były konfiskowane przez Hamas i przenoszone do lochów.

    Palestyńska ludność cywilna traktowana jest przez Hamas jako żywa tarcza, ale to Palestyńczycy sami oddali władzę w ręce Hamasu w wolnych , demokratycznych wyborach. Postąpili głupio i działali na własną szkodę. Obywatele Izraela wcale 

nie byli mądrzejsi i wybrali sobie na premiera człowieka zagrożonego karą więzienia za przestępstwa kryminalne, dla którego przeciągająca się wojna jest oczywistym ratunkiem przed kajdanami.

   Podczas posiedzenia rządu w ostatnią niedzielę kwietnia premier Netanjahu oświadczył:„Nie będzie rozejmu bez powrotu zakładników”.   Przekonywał też, że Izrael jest „o krok od zwycięstwa”, jednak cena, którą należy zapłacić, będzie „bolesna”. Tymczasem z Hagi słychać pomruki, że Międzynarodowy Trybunał ds. Zbrodni Wojennych szykuje dla Netanjachu list gończy. Ze Strefy Gazy dochodzą też wieści o świeżo odkrytych „masowych grobach”, co dodatkowo obciąży konto Netanjachu, ma się rozumieć. Do opinii publicznej docierają opinie, że niezgoda na rozejm bez bezwarunkowego oswobodzenia zakładników, motywowana jest osobistymi kłopotami premiera Izraela z wymiarem sprawiedliwości.

     Otóż istnieje nierozstrzygalny „dylemat policjanta”-  wypłacić porywaczowi  okup, czy też raczej całą żądaną sumę demonstracyjnie przeznaczyć na nagrodę dla kogoś, kto pomoże policji schwytać porywacza? Wygląda na to, że Natenjachu opowiada się raczej za wariantem drugim, który jest wprawdzie „bolesny”, lecz bardziej praktyczny.

    Przed połową wieku Amerykanie mieli w Wietnamie podobny kłopot z podziemnymi tunelami, jak mają dziś żołnierze izraelscy w Gazie. Poradzili sobie z nim, polewając dżunglę płonącym napalmem. Wojnę jednak sromotnie przegrali. Istota sprawy w tym, że ani jeden zbrodniarz wojenny w mundurze US Army nie stanął przed międzynarodowym sądem. Za żadnym z nich nie rozesłano też międzynarodowego nakazu aresztowania.

   Ameryka humanitarnie naciska na rozejm czterdziestodniowy. Dlaczego zawieszenie broni miałoby trwać siedem tygodni, a nie, na przykład,  trzy? Bo tyle czasu potrzebuje Hamas na zregenerowanie sił i uzupełnienie zapasów? Z całego serca życzę premierowi Netanjachu rychłego oddania się w ręce izraelskiego wymiaru sprawiedliwości, ale jako zwolennik dobrej roboty i praktycznego działania, opowiadam się tymczasem za jego taktyką ostatecznego i bezwarunkowego pokonania Hamasu.

     „Zemsta, zemsta na wroga, z Bogiem, lub mimo Boga!” W 1989 roku ajatollah Chomeini wydał wyrok śmierci na na pisarza Salmana Rushdiego za bluźnierstwo w książce „Szatańskie wersety”, a  Irańska organizacja 15 Khordad Foundation ogłosiła nagrodę dla zabójcy Rushdiego w wysokości miliona dolarów. Po 33 latach dwudziestodwuletni zaledwie Amerykanin  libańskiego pochodzenia  podczas dyskusji panelowej w miejscowości Chataungua w stanie Nowy Jork rzucił się na pisarza z nożem, raniąc go w szyję, twarz i brzuch. Zamachowiec bez grosza przy duszy za swoje 27 sekund triumfu nad pisarzem , poszedł do więzienia na dziesięciolecia. Jak mówi Rashdi w wywiadzie dla tygodnika „Die Welt”, zamachowcowi nie udało się pisarza uciszyć, bo jego odpowiedzią na zamach jest książka pt. „Nóż”. Jest to tytuł nietrafny, ponieważ  Rushdi na papierze bierze srogi odwet na zamachowcu. Tytuł „Odwet” został już opatentowany przez kilku autorów, może więc należało odpowiedzi pisarza dać tytuł „Zemsta”, zastrzeżony wprawdzie przez komedię Zabłockiego, lecz wydawca polski mógłby wykorzystać muzułmańskie słowo „fatwa”. W polskim języku „fatwa” brzmi o wiele piękniej niż trudno wymawialny „nóż”, a na dodatek trafia w sedno.

    Co może uczynić premier Netanjachu, żeby najpierw uchronić się od europejskiego nakazu aresztowania, a potem od muzułmańskiej fatwy, skoro nijak bez krzywdy ludzkiej nie można odcedzić bojowników Hamasu od cywilnej ludności Palestyny? To jest dobre pytanie za milion dolarów.

    Gdyby manna spadała dziś z Nieba, ten sam problem aprowizacyjny mógłby spaść na Wszechmogącego. Nie ma nadziei, że głosy tkliwych obrońców prawa człowieka do trzech posiłków dziennie kiedykolwiek ucichną.

                                                                   Jakub Kopeć

Wszystkie wpisy Jakuba TUTAJ

Kategorie: Uncategorized

2 odpowiedzi »

  1. Pisze Jakub Kopeć
    We wpisie «Tragedia pt. „Zemsta „» z niedzieli 5 maja popełniłem szpetny błąd, przypisując autorstwo „Zemsty” Zabłockiemu. Mądry redaktor Grydzewski z przedwojennych „Wiadomości Literackich” mawiał: «Ja wiem, że „Pana Tadeusza” napisał Słowacki, ale za każdym razem to sprawdzam ». Ja nie sprawdziłem. , za co Fredrę i Czytelników przepraszam.
    Jakub Kopeć

  2. ”Zemsta” napisał Fredro, a nie Zabłocki!

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.