Uncategorized

Wniosek z irańskiego ataku na Izrael: jesteśmy w Europie bezbronni


Izraelski system antyrakietowy żelazna kopuła przechwytuje rakiety

Izraelski system antyrakietowy żelazna kopuła przechwytuje rakiety (Fot. REUTERS/Amir Cohen)

Chodzi nie tylko o obronę przeciwlotniczą. Także o potencjał do uderzania głęboko na terytorium wroga – bo tylko to jest dziś faktycznym elementem odstraszania konwencjonalnego.

Clemens Wergin 

Z pierwszego w historii poważnego ataku przeprowadzonego z terytorium Iranu na Izrael płynie wiele lekcji – w tym kilka bardzo nieprzyjemnych dla Europy.

Przechodzimy już do porządku dziennego nad lekcjami płynącymi z wojny Rosji przeciwko Ukrainie, ale atak Teheranu na Izrael nie pozwala na brak reakcji. Dowodzi bowiem jeszcze raz, że współczesne wojny toczą się przy użyciu pocisków o coraz większym zasięgu. A Europa nie jest przygotowana na ataki z użyciem broni hipersonicznej i dronów kamikadze.

Iran zademonstrował możliwości, których wiele państw europejskich w ogóle nie posiada. Wystrzelił ok. 130 pocisków balistycznych średniego zasięgu i 30 pocisków manewrujących, z których każdy musiał mieć zasięg ponad 1000 kilometrów, aby dotrzeć do Izraela z terytorium Iranu.

Europa za duża na pełną ochronę

Wojna Rosji z Ukrainą pokazała już, że pociski dalekiego zasięgu są integralną częścią nowoczesnej wojny.

„Irański atak z 13 kwietnia po raz kolejny pokazuje, że współczesne wojny są wojnami rakietowymi”, pisze Fabian Hoffmann, ceniony ekspert od wojskowości z Uniwersytetu w Oslo. „Skuteczna obrona przeciwrakietowa i realne możliwości odparcia zmasowanego ataku z powietrza mają fundamentalne znaczenie dla odstraszania przeciwników. Opór europejskich rządów przed uznaniem tego faktu jest irytujący”.

Od dawna europejskie zdolności obronne jako całość nie są imponujące. A przecież trzeba pamiętać,  że nawet inwestujący w armię jak mało kto Izrael nie był w stanie przechwycić wszystkich irańskich pocisków balistycznych – i to pomimo pomocy zagranicznych partnerów. Izrael dysponuje jedną z najlepszych wielowarstwowych sieci obrony powietrznej na świecie, przy czym musi ona pokrywać tylko stosunkowo niewielkie terytorium. Ponadto w tym konkretny przypadku – ze względu na odległość od Iranu – było stosunkowo dużo czasu na obliczenie torów lotu pocisków.

W potencjalnym konflikcie z Rosją nieliczne istniejące europejskie systemy musiałyby obejmować znacznie większy obszar. Ponadto wojna Rosji z Ukrainą pokazała, że Moskwa systematycznie narusza konwencje i wykorzystuje swoje pociski rakietowe i broń hipersoniczną do atakowania nie tylko celów wojskowych, ale przede wszystkim dużych skupisk cywilów oraz infrastruktury krytycznej.

„Rosja dała jasno do zrozumienia, że rozmieszcza pociski warte wiele milionów dolarów przeciwko blokom mieszkalnym, centrom handlowym i sieciom energetycznym. Stwarza to potrzebę ochrony setek milionów obywateli Europy w sytuacji awaryjnej”, powiedział Ben Hodges, były głównodowodzący armii USA w Europie. „Potrzebujemy masowej obrony przeciwrakietowej, ale także systemów, które mogą ‘zdjąć’ z nieba setki dronów”.

Tym bardziej że chodzi o broń o bardzo różnych profilach i prędkościach lotu: drony kamikadze, pociski manewrujące, pociski balistyczne i broń hipersoniczna – a wszystkie mogą powodować ogromne szkody.

Zdolność Europy do prowadzenia wojny rakietowej na terytorium wroga wygląda jeszcze gorzej. Tymczasem jest ona konieczna z dwóch powodów. Pierwszy z nich ma charakter ekonomiczny: biorąc pod uwagę niezwykle wysoki koszt pocisków przeciwlotniczych i względnie niski koszt broni ofensywnej, takiej jak drony kamikadze, z których niektóre kosztują kilka-kilkanaście tysięcy euro za sztukę, prowadzenie czysto defensywnej bitwy przez długi czas nie jest ekonomicznie opłacalne – trzeba więc narzucić wrogowi te same niekorzystne relacje kosztów i zysków.

Odstraszanie to przekonanie wroga, że odpowiedź go zaboli

Co więcej, prawdziwe odstraszanie można osiągnąć tylko wtedy, gdy wróg musi obawiać się, że zaatakowany kraj może przenieść wojnę na terytorium agresora i tam go zranić. A to wymaga broni o większym zasięgu niż nowoczesne wieloprowadnicowe wyrzutnie rakietowe, a nawet powietrzne pociski manewrujące typu Storm Shadow lub Taurus. Na przykład Niemcy w zasadzie nie posiadają obecnie systemów o zasięgu większym niż 500 kilometrów.

„Moim zdaniem, głównym problemem Bundeswehry jest brak zdolności balistycznych krótkiego i średniego zasięgu”, pisze Hoffmann. Dotyczy to również wielu innych europejskich członków NATO.

Jak piszą Rafael Loss i Angela Mehrer w raporcie Europejskiej Rady Stosunków Zagranicznych (ECFR),

Europa „często pozostawiała Waszyngtonowi zapewnianie strategicznych zdolności do obrony kontynentu i akceptowała ryzyko, że nie będą one dostępne, jeśli siły USA będą akurat zaangażowane w innych częściach świata”.

Stany Zjednoczone zapewniają większość zdolności dalekiego zasięgu NATO, w tym pociski  i platformy startowe, takie jak okręty nawodne i podwodne czy bombowce taktyczne i strategiczne. Są to jednak także dokładnie te zdolności, których Waszyngton potrzebowałby w przypadku konfliktu z Chinami w regionie Indo-Pacyfiku, np. w obronie Tajwanu.

Europa również nadal myśli przede wszystkim w kategoriach obrony przeciwrakietowej. Tymczasem zdolności ofensywne i defensywne są wzajemnie zależne, jak piszą autorzy ECFR. „Roztoczenie skutecznego parasola obrony przeciwrakietowej nad całym europejskim obszarem NATO byłoby zarówno technicznie niemożliwe, jak i zaporowo kosztowne” – piszą. „Europejskie kraje NATO muszą zatem uzupełnić swoje systemy obronne systemami ofensywnymi, które mogą zrównoważyć lokalną przewagę sił rosyjskich i wpłynąć na kalkulacje ryzyka Rosjan, poprzez zagrażanie ich zasobom o wysokiej wartości”.

Tomahawki i JASSM już powoli zamawiane przez Europę

Europa nie podjęła jednak jeszcze żadnych wspólnych wysiłków w celu zniwelowania tej luki w swoim potencjale.

Tylko kilka krajów NATO stara się pozyskać przynajmniej niektóre typy broni dalekiego zasięgu. M.in. Holandia planuje nabyć okrętowe pociski manewrujące Tomahawk o zasięgu 1600 kilometrów; Finlandia, Niemcy i także Holandia chcą również wyposażyć swoje zamówione w USA myśliwce F-35 w pociski manewrujące JASSM (AGM-158, Joint Air-to-Surface Standoff Missile) o zasięgu nieco ponad 1000 kilometrów.

Jednak nadal brakuje szczególnie naziemnych systemów dalekiego zasięgu, które mogłyby odstraszać rosyjski atak na wschodnią flankę NATO. Taki atak byłby prowadzony przez zachodni rosyjski okręg wojskowy, który zgodnie z planami ma wkrótce zostać podzielony na okręgi leningradzki i moskiewski, tak jak miało to miejsce w czasach sowieckich. Tam też znajdowałyby się rosyjskie centra dowodzenia, linie zaopatrzenia, centra logistyczne, mobilne wyrzutnie rakiet i bazy lotnicze, z których byłby prowadzony atak na kraje bałtyckie lub Polskę.

„Aby chronić wschodnią flankę i poważnie traktować obawy o bezpieczeństwo sojuszników w Europie Wschodniej i Środkowej, Europejczycy potrzebują systemów uzbrojenia, które mogą uderzyć w te cele głęboko w Rosji” – piszą Loss i Mehrer.

Wniosek z irańskiego ataku na Izrael: jesteśmy w Europie bezbronni

Kategorie: Uncategorized

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.