Uncategorized

Rejwach, cymes, mecyje! No i git! – czyli jidyszyzmy w polszczyźnie

Przyslala Rimma Kaul

Klasyczne zdjęcie wykorzystywane w memach z Piesłem, dookoła jidyszyzmy w polszczyźnie. Co Pieseł może mieć wspólnego z jidysz? Fot. Commons.wikimedia.org / kolaż: Culture.pl
Klasyczne zdjęcie wykorzystywane w memach z Piesłem, dookoła jidyszyzmy w polszczyźnie. Co Pieseł może mieć wspólnego z jidysz? Fot. Commons.wikimedia.org / kolaż: Culture.pl

Choć mówiący w jidysz Żydzi mieszkali obok Polaków niemal przez tysiąclecie, słowa jidyszowe do polszczyzny na większą skalę wchodzą dopiero w XIX wieku. Przyglądamy się znaczeniowym przeobrażeniom jidyszyzmów w polszczyźnie, a także trwałości krzywdzących stereotypów, zastanawiając się – za Aleksandrem Brücknerem – dlaczego w tak wielu „tych nazwach odczuwamy pewien odcień pogardy”. Zaczynamy jednak od pytania najprostszego, a mianowicie: gdzie szukać jidyszyzmów w polszczyźnie?

Mykwa, szames, belfer

Na początek przyjrzyjmy się miejscom najbardziej oczywistym. Jidyszyzmy wchodziły do polszczyzny przede wszystkim jako określenia pojęć kulturowych, charakterystycznych dla świata użytkowników jidysz, które nie miały swoich odpowiedników w języku polskim. Będą to w pierwszym rzędzie słowa związane z kultem religijnym, judaizmem, takie jak mykwa (łaźnia rytualna), szames (posługacz w bóżnicy) czy tałes (szal modlitewny). A także: cadyk, chazan, mezuza, a dalej określenia jak koszerny i trefny. Zauważmy przy tym, że to ostatnie – poza czysto religijnym kontekstem nakazów związanych z rytualnym tabu dotyczącym produktów spożywczych i zasadami ich spożywania – w polszczyźnie oznacza też “podejrzany”, “pochodzący z nielegalnego źródła”, “nie budzący zaufania”. (Do tego wątku wrócimy do tego wątku później.)

W kontekście religijnym można też wymienić słowa związane z żydowską edukacją, łączącą się w tej kulturze ściśle ze sferą religijną. Chodzi o wyrazy: che(j)der (szkoła religijna dla chłopców), jesziwa (wyższa szkoła religijna), mełamed (nauczyciel w chederze) i belfer (pomocnik nauczyciela). Temu ostatniemu słowu, jako jednemu z nielicznych w tym gronie, udało się wyjść – niewykluczone, że za sprawą gwary uczniowskiej – z getta specjalistycznych użyć związanych ze specyficznymi instytucjami kultury żydowskiej i zrobić ogólnopolską karierę. Do dziś stanowi popularne określenie kiepskiego nauczyciela.

Warto dodać, że nie wszystkie słowa, które kojarzymy z tego rodzaju żydowskimi pojęciami będą jidyszyzmami. I tak wyraz ‘szabat’ (sobota) jest raczej hebraizmem (w jidysz słowo to brzmi szabes, jego odpowiednikiem w polszczyźnie jest rzadsze dziś szabas), a słowo ‘rabin’ – internacjonalizmem (jidyszowe odpowiedniki to row lub rebe). Podobnie ‘kahał’ (gmina żydowska) też raczej jidyszyzmem nie jest (w języku żydowskim brzmi ono kejile lub kool).

Cyces i tefilin, czyli Adama Mickiewicza problem z jidysz

Adam Mickiewicz na Judahu skale, obraz olejny Walentego Wańkowicza, fot. wikimedia Commons

O tym, że nawet najwybitniejsi rodowici użytkownicy polszczyzny nie zawsze dobrze orientowali się w tej sferze kulturowo obcych i koniec końców egzotycznych terminów, niech świadczy przypadek Adama Mickiewicza, który w opisie karczmy w “Panu Tadeuszu” pomylił żydowskie słowa, pisząc:

Na końcu wiszą gałki, coś na kształt guzików,

Które Żydzi modląc się na łbach zawieszają

I które po swojemu cyces nazywają.

Jak zwracał uwagę Aleksander Hertz, użyte przez Mickiewicza określenie ‘cyces’ oznacza “ozdobne frędzle przy tałesie”, tymczasem z kontekstu wynika, że Mickiewiczowi chodziło raczej o tefilin (inaczej filakterie), czyli małe skórzane pudełeczka, które ortodoksyjni Żydzi przywiązują rzemieniem do czoła podczas codziennej modlitwy. Poprawmy więc wieszcza: “I które po swojemu tefilin nazywają”.

Kugel, czulent, cymesik!

Marchewkowy cymes z miodem. Z pewnoscią cymesik! Fot. Wikimedia Commons

Nie oddalając się zbytnio od sfery pojęć kulturowych, zajrzyjmy jeszcze w okolice żydowskiego stołu i kuchni – i zobaczmy, które potrawy trafiły i zadomowiły się w języku polskim. Polszczyzna zna oczywiście wiele takich nazw, a sporo z nich, jak bajgiel i chał(k)a, maca, kugel i czulent, być może nie wymaga tłumaczenia. Co innego, dziś już nieco zapomniane, łokszyny (rodzaj makaronu) i kreplech (pierożki), a także pipki (gęsie) i cipki (rodzaj klusek).

Ciekawą ewolucję znaczeniową w polszczyźnie przeszło słowo ‘cymes’. Jak pokazuje autor niepublikowanej pracy doktorskiej o jidyszyzmach w polszczyźnie Michał Gajek, słowo to – które w jidysz oznaczało słodką potrawę typową dla kuchni Żydów aszkenazyjskich (na gotowanych owocach i warzywach, z marchwią i miodem) – w polskim użyciu (też gwarowym) przeszło dość ciekawą drogę. Wiodła ona od nazwy potrawy uchodzącej za przysmak przez określenie rzeczy wartościowej, wyborowej, rarytasu, by ostatecznie przejść w “coś jedynego w swoim rodzaju, najlepszego, najładniejszego”. Dzięki temu dziś możemy powiedzieć ‘cymesik’ o prawie wszystkim, od drogocennego wydania starej książki po pożywną wódkę.

Łachman i łapserdak…

Michał Elwiro Andriolli, Ilustracje do książki Elizy Orzeszkowej „Meir Ezofowicz”, 1879, fot. Biblioteka Narodowa Polona

Całkiem pokrętnymi drogami szły przez polszczyznę niektóre jidyszowe słowa określające specyficzne elementy żydowskiego ubioru, przy czym zdarzało się, że niemal zupełnie zmieniały znaczenie. Na uwagę zasługuje szczególnie słowo łachman, czyli jid. lachman. Jak pisze, Agata Kondrat (Reibach), lachman w jidysz

“[p]oczątkowo oznaczał ‘płaszcz, okrycie wierzchnie’. Dopiero w języku polskim otrzymał znaczenie ‘stare, brudne, nędzne, obdarte odzienie’ i jednoznacznie negatywną konotację. Razem ze swoim nowym znaczeniem leksem ten wrócił do języka jidysz.”

I rzeczywiście, w dzisiejszym jidysz łachman oznacza ‘zużyte, wyciągnięte okrycie’, ale też osobę ubraną w taki ubiór, włóczęgę lub żebraka.

Jeszcze ciekawszym słowem, także mającym swoje źródła w konkretnym elemencie żydowskiej garderoby, wydaje się ‘łapserdak’ (jid. lejbserdak). Na uwagę zasługuje już sama jego hybrydalna budowa, w której można rozpoznać germańskiego pochodzenia Leib (ciało) i słowiański serdak (koszulka). Początkowo w jidysz lajbserdak oznaczał czworokątne okrycie noszone pod ubraniem przez pobożnych Żydów w szabas (nb. zakończoną z czterech stron cyces). Jak tłumaczy Agata Kondrat,

“leksem ten miał w jidysz zupełnie neutralną konotację. W języku polskim natomiast rozszerzył swoje znaczenie, oznaczając nie tylko żydowskie okrycie wierzchnie, ale również lichą, nędzną odzież. Później określenie to zostało przeniesione na osoby noszące lajbserdaki (metonimia), aż w końcu było pejoratywnym określeniem Żyda”.

Właśnie w takim znaczeniu używał tego słowa J. U. Niemcewicz w swojej antysemickiej satyrze politycznej “Rok 3033” (“mnie zalatywał zapach, jednym tylko łapserdakom właściwy”). Na tym jednak nie koniec. Ostatecznie w polszczyźnie łapserdak zatracił powiązanie z kontekstem żydowskim i dziś jest przede wszystkim potocznym i chyba nawet sympatycznym określeniem kogoś, kogo uważamy za “nicponia” czy “łobuziaka”. Co nie zmienia faktu, że – jak słusznie zauważają redaktorzy portalu “Ojczysty” –

“To siła nietolerancji i ksenofobii sprawiła, że mianem łapserdak zaczęto w końcu określać każdego, kim pogardzano ze względu na jego niski stan, nędzę, nieładny wygląd.”

Chałat i jarmułka, czyli NIE–jidyszyzmy

Żydzi w jarmułkach (tudzież w kipach lub myckach) na rycinie Michała Elwiro Andriollego do opowiadania Elizy Orzeszkowej „Meir Ezofowicz” (1879), fot. Biblioteka Narodowa Polona

Żydowska garderoba – a raczej zasób słownictwa określający jej elementy – zawiera więcej pułapek. Wśród nich znajdują się słowa, które można uznać za fałszywe jidyszowe tropy, jak chałat czy jarmułka. To pierwsze, oznaczające w ogólnopolskiej mowie wierzchnie okrycie tradycyjnych Żydów (ale w Krakowie także po prostu fartuch), jest słowem pochodzenia arabskiego (chilat), a przyszło do nas z tureckiego (chalat).

Jarmułka, która dziś powszechnie oznacza charakterystyczne nakrycie głowy żydowskich mężczyzn, też wywodzi się z języków turkijskich (tur. yağmurluk). O tym, że słowo to miało szersze, pozażydowskie i może nawet całkiem niespodziewane znaczenie, świadczy cytowany przez Gajka Słownik Karłowicza, który pod hasłem jarmułka podaje jako przykład: “jarmułka kardynalska”.

W każdym razie, jak stwierdza badacz, oba te słowa (‏jid. khlat i jarmlke) w samym jidysz zostały zapożyczone z polszczyzny (albo za jej pośrednictwem z innych języków słowiańskich). Tym samym nie są więc z pewnością jidyszyzmami (podobnie zresztą jak inny wyraz na określenie żydowskiego okrycia, czyli kapota,; jid. kapote jest bowiem slawizmem). Za potencjalne jidyszyzmy można natomiast uznać inne funkcjonujące w polszczyźnie słowa na jarmułkę, czyli mycka (jid. micke) i kipa (jid. kipe).

Fajna fanaberia i (niefajny) szmonces

Fanaberia to może najciekawsze (i na pewno najfajniejsze!) jidyszowe słowo w polszczyźnie. Próżno też szukać jego wariantów w innych językach niż polski i jidysz. Słowo to oznaczające dziś w polszczyźnie “kaprys” czy “zbędną zachciankę”, pochodzi zapewne od jid. fajne–berie, oznaczającego ‘człowieka z wyższych sfer’, ‘grubą rybę’, ‘eleganta’ i ‘fircyka’, słowem – kogoś kto mógł mieć swoje kaprysy, czyli fanaberie właśnie.

Co ciekawe, istnieje znaczne prawdopodobieństwo, że także wyraz będący składową jidyszowej fanaberii, przymiotnik ‘fajny’ (jego druga część to hebr. berie – istota, stworzenie) wszedł do polszczyzny właśnie za sprawą języka żydowskiego. I choć tutaj w konkury staje język niemiecki, w którym też istnieje podobny wyraz (fein), jidyszyści – wśród nich Michał Gajek – skłaniają się ku hipotezie jidyszowej.

Pośrednim dowodem ma tu być nieobecność w semantyce polskiego wyrazu ‘fajny’ znaczeń ‘delikatny’, ‘drobny’, które stanowią ważny element definicji słowa niemieckiego. Dodatkową poszlaką może być użycie przysłówkowe, obecne w jidysz w funkcji tzw. wskaźnika dyskursu, jak w wyrażeniu: Nu fajn! Jak pokazuje Gajek, ma ono dość dosłowny odpowiednik w polszczyźnie w postaci frazy “No to fajnie!”.

Innym słowem, którego zasięg (jak w przypadku fanaberii) zdaje się ograniczony wyłącznie do polszczyzny, jest szmonces. To wyjątkowy przypadek, bo – jak zauważa Michał Gajek – “[p]ospolity wyraz jidyszowy został przejęty nie dublując zastanych określeń danego konceptu, lecz jako nazwa nowego zjawiska w kulturze docelowej.”

Słowo to w jidysz oznaczało ‘zabawną historię’ lub ‘czczą paplaninę’. W polszczyźnie na początku XX wieku określało żydowski dowcip albo satyryczną, żartobliwą piosenkę o tematyce żydowskiej. Z czasem zaczęło nazywać cały, bardzo popularny w 1. poł. XX wieku gatunek kabaretowy, osnuty na prześmiewczej językowej stylizacji na charakterystyczną mowę polonizujących się Żydów, wraz z typowymi błędami, wymową, a także jidyszyzmami. Szmoncesy pisali najwięksi mistrzowie polszczyzny – bardzo często zresztą sami pochodzenia żydowskiego – jak Julian Tuwim, Jerzy Jurandot czy Konrad Tom. Dzisiaj jednak warto w tym rodzaju twórczości widzieć też przejaw kultury przynajmniej częściowo antysemickiej. Co nie zmienia faktu, że szmonces zasługuje na naszą uwagę jako wyjątkowy jidyszyzm.

Ślamazara chachmęci, czyli wątpliwości

Bardziej skomplikowane i wątpliwe są etymologie takich słów jak chachmęcić czy ślamazara. To pierwsze, jak proponowała Ewa Geller, miałoby powstać na bazie słowiańskiego słowa chachmęt (zamęt), ale w skojarzeniowym związku z jidyszowym “chochmen zich” – mądrzyć się. To drugie zaś może wywodzić się z jidyszowego szlimazl (pech, nieszczęście), jednak możliwa jest też “kontaminacja form przyjętych za pośrednictwem niemczyzny i bezpośrednio z jidysz”.

Problemy dotyczą też innych słów tradycyjnie etymologizowanych z jidysz, jak np. ciuch (z niem. Tuch ‘chusta’ lub jid. cich – ‘poszwa’), bajzel (wywodzone niekiedy z austriackiego jidysz) albo szwindel. Nie jest jasna też kwestia bambetli.

Z kolei jidyszowy rodowód, według Michała Gajka, mogą mieć także inne – wcześniej nierozważane – słowa, wśród nich: certolić się, fąfel (‘smarkacz’), kić (więzienie), a także pic i picować (to ostatnie także w znaczeniu ‘oszukiwać’, ‘blagować’).

Bachor, siksa, goj

Muzyczny duet Siksa – słowo 'siksa’ jest jednym z popularniejszych jidyszyzmów w polszczyźnie, fot. Leszek Zych

Ciekawie rysują się też losy przejmowanych przez polszczyznę jidyszowych słów, które w języku źródłowym nazywały członka czy członkinię jednej lub drugiej społeczności, a więc służyły do językowego odróżniania swoich od obcych.

I tak np. polskie słowo ‘bachor’, będące jedną ze starszych jidyszowych pożyczek (przy czym nie jest do końca jasne, skąd wzięła się polska forma, skoro w jid. brzmi on bocher, a w hebr. bachur), określające w polszczyźnie nieznośne dziecko, w jidysz oznaczało po prostu żydowskiego młodzieńca (niekoniecznie nieznośnego).

Inaczej stało się ze słowem ‘siksa’, którego źródłem było jidyszowe szikse, będące “pejoratywnym określeniem ‘nieżydowskiej dziewczyny’ lub ‘dziewczyny chłopskiej’ (czyli również a priori nieżydowskiej)”. W tym znaczeniu zresztą – jako pejoratywne określenie nie–Żydówki – funkcjonuje ono do dzisiaj zarówno w jidysz jak i w angielskim Żydów amerykańskich. Michał Gajek sugeruje, że polscy użytkownicy, przejmując to słowo, mogli w ogóle nie zauważyć tego “etnicznego” aspektu. Za to znacznie ją odmłodzili. W ten sposób siksa w polszczyźnie stała się nieco pogardliwym określeniem każdej młodej dziewczyny (polskiej lub nie), przy czym “wydaje się oczywiste, że znaczenie ‘dziewczyna mocząca się w łóżku’ i jego późniejsze pochodne (1. dziewczyna niedojrzała 2. pejor. dziecko płci żeńskiej) są wtórną reinterpretacją na podstawie zbieżności fonetycznej z wyrazem pol. sikać”. (Michał Gajek).

Z kolei żydowskie słowo ‘szajgiec’ oznaczające w jidysz w pierwszym rzędzie “chłopaka nieżydowskiego”, w polszczyźnie jako jidyszyzm przyjęło znaczenie ‘łobuz’, ‘hultaj’, także bez określenia narodowości. Być może jedynym wśród tej kategorii słów, które polszczyzna przyjęła “dobrze”, czyli w oryginalnym znaczeniu, to słowo goj. Używamy go poprawnie, czyli tak jak w jidysz, na określenie nie-Żyda.

Geszefty, szachrajstwa i machlojki

Rycina Jana Feliksa Piwarskiego pochodząca z jego „Albumu cynkograficzno-rysunkowego warszawskiego”. Podpis pod rysunkiem: „Spekulacya na prędce, czyli Handlowa współka (w Warszawie)” 1841, fot. Biblioteka Narodowa Polona

Powoli dochodzimy do najtrudniejszego obszaru pożyczek polskich z jidysz, który przy okazji jest też rejonem stereotypów i fantazmatu. Jak wiadomo, Żydzi w nowoczesnej Europie wypychani z wielu innych pól i możliwości zarobku, w Polsce zajmowali się m.in. handlem i rzemiosłem. To w tych kontekstach stykali się z nimi najczęściej etniczni Polacy – a słowa które weszły do polszczyzny można uznać za ślad tego doświadczenia.

Z handlem jako obszarem działalności łączy się zresztą słowo, które może mieć tutaj wartość symbolu. Chodzi o ‘handełes’ stanowiące obiegowe negatywne określenie Żyda zajmującego się podwórzowym obwoźnym handlem starzyzną. Słowo to okazuje się jednak… fałszywym jidyszyzmem, wyrazem sztucznie utworzonym przez Polaków ze znanych im jidyszowych cząstek słowotwórczych. Jidysz, jak dowodzi Michał Gajek, nie zna takiego wyrazu i jest on niezgodny z zasadami jidyszowej morfologii.

Być może także w innych, już bardziej poprawnie zbudowanych, jidyszyzmach kojarzonych ze sferą handlu warto widzieć ślad takiej wiedzy fałszywej albo uprzedzonej. Wszystkie one niosą też pewną negatywną konotację, która wydaje się związana z wyobrażonym charakterem działalności handlowej Żydów jako nieuczciwej.

Tak jest w przypadku słowa ‘geszeft’, będącego w polszczyźnie negatywnym określeniem ‘interesu’. Co ciekawe, nie jest wcale jasne, czy słowo to weszło do polszczyzny z języka żydowskiego czy niemieckiego, ponieważ, jak pisze Michał Gajek, “wyraz ten w pierwszych poświadczeniach występował zarówno w związku z Niemcami (1883) jak i Żydami (1890)”.

Jak pokazuje ten sam badacz, zarówno Niemcy, jak i Żydzi

“byli dawniej kojarzeni z nieuczciwością w interesach, czego wymownym znakiem może być występujące w słowniku Lindego objaśnienie słowa szachraj jako ‘oszwabiający po żydowsku handlarz’”.

Powyższa definicja brzmi dziś jak ponury żart – jest jednak także ważnym świadectwem funkcjonowania stereotypów narodowych (także w obszarze nowożytnej nauki). Warto przy tym pamiętać, że samo słowo szachraj wraz z jego różnymi wariantami (szachrować, szacherka, szacher–macher) historycznie łączą się z jidyszowym bądź hebrajskim określeniem kupca (jid. ‘sojcher’, hebr. 'sachar’). Przy czym nie jest wykluczone, że słowo to przyszło do polszczyzny za pośrednictwem niemieckiego (gdzie jednak 'schachern’ jest bliższe “targowaniu się”). W polszczyźnie tymczasem szachrajstwo jest synonimem oszustwa w handlu i było wielokrotnie w tekstach kultury używane w żydowskim kontekście. Przytoczmy tylko słowa Rzeckiego z “Lalki”: “Jestem przecie stary kupiec i mówię ci, że u nich wszystko stoi na bladze, szacherce i tandecie”.

W podobnym tonie trzeba by mówić o innym, niemal synonimicznym jidyszyzmie, czyli machlojce, która w polszczyźnie oznacza oszustwo czy właśnie szachrajstwo (częste w wyrażeniu “robić machlojki”), a wywodzącym się z jid. machlojke (hebr. machlaka), oznaczającego kłótnię, spór czy różnicę zdań. Także tutaj to przesunięcie znaczenia w obrębie polskiego słowa wydaje się znaczące.

Rejwach i wielkie mecyje!

Rycina Jana Feliksa Piwarskiego pochodząca z jego „Albumu cynkograficzno-rysunkowego warszawskiego”. Podpis pod rysunkiem: „Handel! Handel! Wszystko kupię – dobrze zaplacę!” 1841, fot. Biblioteka Narodowa Polona

W tym samym targowo-ulicznym kontekście, i z tymi samymi zastrzeżeniami, warto przywołać słowo ‘mecyje’, pojawiające się zwłaszcza w ironicznym użyciu “Wielkie mi mecyje!”. Słowo to w jidysz oznaczało “okazję” i było zapewne określeniem chętnie wykrzykiwanym przez ulicznych żydowskich handlarzy. Co ciekawe, zwraca na to uwagę Michał Gajek, także w jidysz można odnaleźć ironiczne użycie w postaci okrzyku: “A tajre mecije!”, a więc w analogicznym znaczeniu “wielkie rzeczy!”.

By dopełnić tę wyliczankę, wymieńmy jeszcze kilka podobnie nacechowanych słów związanych z handlem i przynależących do tej samej sfery ulicznego targowiska i pewnego chaosu i rozgardiaszu z nim związanych. Chodzi tu o ‘rejwach’, a także okrzyki ‘Aj waj’ i ‘Gewałt’, które dziś bywają niekiedy używane w jawnie antysemickich kontekstach. Tutaj też można wymienić słowo ‘hucpa’, które w antysemickim języku jest synonimem skrajnej bezczelności, bardzo często, ma się rozumieć, żydowskiej.

Polsko–żydowski język złodziejski

Urke Nachalnik (Icek Boruch Farbarowicz), najsłynniejszy polsko-żydowski pisarz opisujący swiat przestępczy w międzywojniu, 1935, fot. commons.wikimedia.org//(CC BY-SA 4.0)

Z targowiska przenieśmy się na koniec w rejony rynsztoku, w sferę szemranego półświatka, złodziejskich chewr i przestępczych sitew – w rewiry na poły tajnego języka złodziejskiego, słów okołokryminalnych i gwar więziennych. Wydaje się bowiem, że to właśnie z tych językowych rejestrów pochodzi najwięcej charakter(ystycz)nych i najbardziej malowniczych jidyszyzmów w polszczyźnie.

Wyjaśnijmy też od razu, że duża liczba jidyszyzmów w tej dziedzinie życia społecznego bynajmniej nie wynika z jakiegoś zwiększonego udziału Żydów w środowisku przestępczym. Jak pisał badacz języka złodziejskiego Henryk Ułaszyn:

“Zjawiska tego nie trzeba tłumaczyć przewagą Żydów wśród kryminalistów; przeciwnie procent jest mniejszy; chodzi po prostu o zaczerpnięcie potrzebnych a wcale niezrozumiałych wyrazów dla szerszego ogółu. Takim materiałem na miejscu, ‘pod ręką’ , jest przede wszystkim język żydowski, a w pierwszym rzędzie złodziejsko-żydowski”.

Chodzi więc tutaj o słowa, które do polszczyzny (wpierw do jej wariantu złodziejsko-kryminalnego) przedostały się właśnie dlatego, że dla szerszego ogółu były – ze względu na swoje egzotyczne pochodzenie (często o hebrajskim lub niemieckim rodowodzie) – niezrozumiałe. Innymi słowy, można ich było używać jako rodzaju tajnego szyfru, bez ryzyka zrozumienia ze strony osób do tego niepowołanych. O jakie słowa chodzi?

Ksywa, melina i chawira

Agnieszka Małocha, badaczka polskiego socjolektu przestępczego, zidentyfikowała aż 80 wciąż żywych leksemów żydowskich we współczesnym języku przestępczym. Wiele z nich znamy dzisiaj z polszczyzny ogólnej. Należą do nich: ksywa (jid. ksiwe, hebr. ksaw; pismo), melina (jid. meline, oryginalnie ‘kryjówka’, dziś dużo częściej w znaczeniu speluna) czy chawira, która w dzisiejszej slangowej polszczyźnie oznacza ‘dom’ czy ‘mieszkanie’.

Hebrajski rdzeń tego ostatniego słowa był zresztą w przestępczych gwarach wyjątkowo produktywny: chawer (w jid. oznaczający przyjaciela bądź towarzysza) w tajnym języku mógł oznaczać kolegę-wspólnika, ale też złodzieja lub włóczęgę, chewra to gang lub grupa przestępcza, a chawrusa (lub chabrusa) to klika lub zmowa. Sama chawira, jak wskazuje Gajek, obok znaczenia ‘dom’, mogła oznaczać też prostytutkę (choć tu raczej chawerta), kieszeń, sklep, kradzież w mieszkaniu, a także celę w zakładzie karnym.

Znany nam dzisiaj głównie z kontekstów okołowojennych szaber (czyli rabowanie rzeczy porzuconych) ma także swój źródłosłów w gwarze złodziejskiej, gdzie oryginalnie oznaczał narzędzie do włamywania się, czyli łom (z hebr.). Wspomniany wcześniej rejwach czy rajwach w tym samym idiolekcie oznaczał ‘hałas więźniów w kaźni celem zagłuszenia dźwięku piłowanych krat’ (Ułaszyn). Przestępczy rodowód ma też słowo ‘sitwa’, które w gwarach złodziejskich oznaczało ‘spółkę’ (sitwes – ‘wspólnik’).

Wiele z tych początkowo tajnych słów weszło z czasem do zupełnie jawnego a nawet oczywistego zasobu języka polskiego i literatury (wiele z wyżej wymienionych wyrazów pojawia się np. na kartach najsłynniejszej powojennej polskiej książki z półświatka, czyli “Złego” Leopolda Tyrmanda) – a ich zrozumienie nie stanowi dziś problemu.

Ferajna, mojra i dintojra

Przywołajmy jeszcze popularną międzywojenną piosenkę “Bal u Grubego Joska” (1934), znaną szerzej, m.in. z wykonania Stanisława Grzesiuka, jako “Bal na Gnojnej” (słowa: Julian Krzewiński i Leopold Brodziński, muzyka: Fanny Gordon), dobrze pokazującą nie tylko nocne życie interesującego nas tu półświatka (w jego warszawskiej – Wola! – wersji), ale też specyficzny język tego środowiska. Obok innych jidyszyzmów (ferajna!) warto zwrócić uwagę na poniższą zwrotkę:

Kto znał Antka ten czuł mojrę

Ale jeden nie czuł jej

I dlatego się naraził na dintojrę

Skończył się z przyczyny tej

Rymująca się z dintojrą mojra nie ma oczywiście nic wspólnego z grecką boginią losu. To raczej wersja jidyszowego słowa: mojre, a więc ‘strach’ (jid. mojre hobn to ‘bać się’). Z kolei dintojra (w oryginalnej gwarze przestępczej też często w wersji ‘demtorie’) to ‘sąd koleżeński złodziei’, czyli krwawa rozprawa wyrównująca rachunki, a więc rodzaj zemsty. Tymczasem oryginalne słowo jidyszowe ‘dintojre’ oznaczało ‘sąd rabinacki’, a więc ważną instytucję żydowskiego życia społecznego, w ramach której podejmowano decyzje w sprawach cywilnych. Jak widać, także tu droga od znaczenia jidyszowego do polskiego mogła być całkiem zawiła czy pełna ironii

Pieseł, no i git!

Pieseł jako ślad jidysz w polszczyźnie? Grafika: Wikimedia / Culture.pl

Gdzie jeszcze możemy doszukiwać się śladów jidysz dzisiaj, przeszło 50 lat po tym, jak język ten ostatecznie zniknął w Polsce jako język mówiony i pisany, używany przez ocalałych z Holocaustu Żydów? Jakich jidyszowych słów używamy na co dzień współcześnie?

Wydaje się, że słowem, które zrobiło pewną karierę w polszczyźnie w 2. poł. XX wieku, a więc długo po ustaniu realnego wpływu jidysz na język polski, jest ‘git’. Początkowo (w latach 70.) związane z określeniem PRL-owskiej subkultury młodzieżowej (gitowcy), odnoszącej się do więziennej kultury git-ludzi, słowo to z czasem – jako przysłówek wyrażający aprobatę (Git!) – weszło do gwary młodzieżowej. Stamtąd, jak się wydaje, powoli przechodzi do bardziej ogólnego, kolokwialnego rejestru polszczyzny.

Co ciekawe, jak zauważa Michał Gajek, ‘git’ jest “ewidentnie bardziej nacechowane, a więc i ekspresywne, od jidyszowego ekwiwalentu oznaczającego po prostu ‘dobrze’”. Istotnie, polskie git to co najmniej ‘bardzo dobrze!’ a czasem i ‘super’. Co ważne, ‘git’ jest produktywne słowotwórczo, czyli przybiera szereg nowych postaci. Oprócz git, jest w końcu gitowy, gitnie, gicior, gites, no i oczywiście gitara!

Na koniec rzućmy jeszcze okiem na memy – choćby te sprzed kilku już lat. Jedną z najbardziej popularnych i charakterystycznych w drugiej dekadzie XXI wieku memicznych osobowości na skalę globalną był pies (rasy Shiba Inu) zwany Doge. W polskiej memosferze, mówiący dziwną, uproszczoną, nie do końca poprawną i przez to uroczą polszczyzną, Doge wabił się Pieseł. W formacji tej można dopatrywać się znanego z jidysz sufiksu -eł (-el, -l), wprowadzającego znaczenie zdrobnienia (por. inne znane jidyszyzmy, jak ‘sztetl’ albo ‘kiepełe’ – główka, czyli spryt). Choć polscy użytkownicy raczej nie odczuwają go jako zdrobnienia, jak też w większości zapewne nie rozpoznają jidyszowego elementu w imieniu słodkiego pieska, może warto zobaczyć tu – w tym małym “eł” – choćby ślad długiego i nieco fantomowego oddziaływania jidysz na polski.

Korzystałem z: Michał Gajek, “Mechanizmy integracji jidyszyzmów w polszczyźnie w świetle badań lingwistyki kontaktów językowych”, Uniwersytet Warszawski, 2019 (niepublikowana praca doktorska); Maria Brzezina, “Polszczyzna Żydów”, Warszawa-Kraków, 1986; Agata Kondrat, “Slawizmy leksykalne w polu semantycznym nazw ubiorów w języku jidysz”, 2008 (artykuł).

Autor: Mikołaj Gliński, kwiecień 2022

Mikołaj Gliński

Autor: Mikołaj Gliński

Mikołaj Gliński – studiował w Instytucie Kultury Polskiej (IKP) i Instytucie Filologii Klasycznej (IFK) Uniwersytetu Warszawskiego o także na Humboldt Universitaet w Berlinie. Autor w polskiej i angielskiej wersji serwisu Culture.pl, gdzie pisze o literaturze, historii i języku (nie tylko polskim). Kontakt z autorem: mglinski@iam.pl

Kategorie: Uncategorized

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.