Uncategorized

„Błagał Stwórcę: zlituj się nad porwanymi”.

Opowiadanie Etgara Kereta napisane po ataku Hamasu

Izraelski pisarz i artysta Etgar Keret w swoim domu w Tel Awiwie, 5 listopada 2020 r.

Izraelski pisarz i artysta Etgar Keret w swoim domu w Tel Awiwie, 5 listopada 2020 r. (Fot. Emmanuel Dunand/AFP/East News)

Specjalnie dla czytelników „Wyborczej” mamy opowiadanie „Intencja”, które Etgar Keret napisał po 7 października 2023 r. Z hebrajskiego przełożyła Agnieszka Maciejowska.

Dwadzieścia lat modlił się Jechiel Nachman do swojego Boga. Przez całe dwadzieścia lat nie było dnia, żeby nie zanosił próśb o ożenek, o środki do życia, o zdrowie, o pokój dla Izraela, i nic się nie wydarzyło. Jechiel Nachman pozostał kawalerem, biednym i astmatycznym, i ani szczypta pokoju nie pojawiła się na horyzoncie. Nie powstrzymało go to przed kontynuowaniem codziennych modlitw, trzy razy dziennie – modlitwa poranna, przedwieczorna, wieczorna, żadnej ani razu nie pomijając.

W głębi serca Jechiel Nachman pogodził się z tym, że jego prośby pozostają bez odpowiedzi. W końcu modlitwa to czysta tęsknota za współczuciem, za sprawiedliwością, a życie jest życiem: okrutnym, pełnym rozpaczy i upokorzeń; naturalne zatem, że dwa tak różne światy nigdy się nie spotykają. Ale rankiem ósmego dnia Święta Szałasów, dwudziestego drugiego dnia miesiąca Tiszri, w dzień Święta Radości Tory, coś w Jechielu Nachmanie pękło. Tego świątecznego dnia licznych członków jego narodu zamordowano, a innych porwano o świcie z łóżek i wywieziono do miasta wroga

Jeszcze zanim zdołał na dobre przyswoić sobie te straszne wiadomości, już stał owinięty tałesem na balkonie swojego małego mieszkanka w Bet Szemesz i godziny całe, bez jedzenia i picia, błagał Stwórcę o zmiłowanie: Co wziąłeś – to wziąłeś, ale proszę, zlituj się nad tymi niewinnymi, porwanymi o pierwszym brzasku i sprowadź ich znów do ziemi, którą dałeś ich przodkom.

Kiedy następnego dnia, po dwudziestu godzinach nieprzerwanych modlitw, Jechiel Nachman otworzył informacje w aplikacji Alert i zobaczył, że nic się nie zmieniło, a jeńcy nadal są w niewoli, włożył płaszcz i szybkim krokiem poszedł do domu rabbiego Nachmii Mitelmana.

– Czcigodny rabinie – zwrócił się do Mitelmana – przestałem wierzyć, więc przed zdjęciem kipy i obcięciem pejsów przyszedłem się pożegnać.

Rabin spojrzał na niego przenikliwym wzrokiem i spytał spokojnie, co sprawiło, że stracił wiarę, a rozemocjonowany Jechiel Nachman odpowiedział:

– Całą noc modliłem się do Błogosławionego za porwanych, błagałem, żeby się o nich zatroszczył, żeby ich uwolnił. I modliłem się nie tak jak zwykle, na pół mocy, ale z prawdziwą i żarliwą intencją. A mimo to nic się nie stało. Wybacz mi, czcigodny rabinie, ale ja już nie wierzę. Nie wierzę w istnienie Boga, który serce ma zatwardziałe na modlitwę tak czystą jak moja.

– Żarliwa intencja? – zapytał rabin i pogładził się po brodzie. – A wolno zapytać, jak żarliwa była ta intencja?

– Jak żarliwa? – obruszył się Jechiel Nachman. – Absolutnie żarliwa.

– Absolutnie żarliwa nie była – powiedział rabin i pokręcił głową ze smutkiem. – Bo przecież gdyby była aż tak żarliwa, zostałaby wysłuchana. Najwidoczniej twoja modlitwa była prawie absolutnie żarliwa. Bardziej żarliwa niż zwykle, ale jeszcze niewystarczająco żarliwa. – Rabin zamilkł na chwilę, położył po ojcowsku rękę na ramieniu Jechiela Nachmana i dodał: – Radzę ci, Hiliku, żebyś, zamiast obcinać brody i pejsy, zainwestował jeszcze trochę w modlitwę. Po drżeniu twego głosu czuję, że doprawdy jesteś już blisko.

Wrócił Jechiel Nachman do swojego małego mieszkanka, założył ponownie tałes i zaczął się modlić. Jednocześnie szukał skaz na swojej wierze i intencjach i odkrył, że chociaż modlił się przez większość czasu naprawdę całym sercem, w pewnych momentach jego serce było podzielone i gdy wargi szeptały: „Przywiedź synów do ziemi ich ojców”, serce uciekało w rozmyślania o długiej łabędziej szyi kasjerki z dyskontu Oszer Ad, o właścicielu jego ciasnego mieszkania i o stałym zleceniu na recepty z rejonowej przychodni, które już dawno należało odnowić. A od chwili, kiedy zdał sobie sprawę z tych egoistycznych, zakłócających modlitwę myśli, począł się na nich koncentrować i powoli wypychać je ze świadomości.

Modląc się, tak Jechiel Nachman pocił się i dyszał, niczym człowiek pchający pod górę ciężki fortepian, pocił się i dyszał, dyszał i pocił się, aż wyrwał do reszty wszelkie świeckie myśli ze swojego serca, a w ich miejsce przypływały kolejne intencje i kolejne zawierzenia, rozlewając się z całym impetem, zaś sama modlitwa z chwili na chwilę przybierała inną postać i nie była już zestawem słów z codziennego modlitewnika – bo jeśli błaganie jest prawdziwe i bolesne, to jak każde prawdziwie szczere błaganie nie ma granic i nie zadowala się już dobrem pojmanych braci i reszty narodu, lecz chce dobra każdego człowieka, także wroga. I jak jeździec, co stracił panowanie nad koniem, Jechiel Nachman zarazem modlił się i zdumiewał, błagał i przysłuchiwał ciekawie swoim błaganiom, jakby kto inny je wypowiadał, a na koniec trwającej jakieś trzydzieści godzin modlitwy otworzył aplikację Alert i zobaczył, że dwóch porwanych zostało zwolnionych oraz że w tym samym dokładnie czasie rozpoczynają się negocjacje z wrogiem o przerwaniu ognia.

Wieczorem tego dnia, kiedy dotarł do synagogi, dostrzegł rabina Mitelmana przypatrującego mu się z dobrotliwym zainteresowaniem, a gdy ich spojrzenia się skrzyżowały, rabin skinął mu głową z uśmiechem i Jechiel Nachman przez całą drogę powrotną do domu szedł nie po brudnym betonowym chodniku, tylko jakby po zachmurzonym niebie. Teraz, myślał, kiedy wielkie problemy zaczęły się już rozwiązywać, następną modlitwę będę mógł poświęcić sobie.

Tej nocy, mimo wyczerpania, zamiast pójść spać, modlił się o ożenek i o dzieci. Początkowo miał zamiar prosić o małżeństwo z kasjerką z Oszer Ad, lecz jego wołanie do Stwórcy Świata – jak każda prawdziwa modlitwa – samo wyszukiwało intencje i słowa bardziej właściwe niż te, które umiał znaleźć Jechiel Nachman, nie dokonując wyboru małżonki, ale pozwalając Stwórcy Świata zrobić to za niego.

Podczas modlitwy Jechiel Nachman miał poczucie duchowego uwznioślenia, jakby po raz pierwszy udało mu się wyobrazić sobie życie, którego dla siebie pragnął, nie w szczegółach, ale w idei. Modlił się nie o kobietę, ale o prawdziwą więź, nie o dzieci, ale o mądre, pełne miłości rodzicielstwo. Modlił się i modlił bez chwili przerwy, aż ocknął się na podłodze, z rozbitą głową. Sąsiadka z góry, opatrując mu czoło, powiedziała, że to wygląda bardzo poważnie i powinien natychmiast udać się do lekarza, a Jechiel Nachman podziękował jej i wyjaśnił, że jest zmęczony i prawdopodobnie też odwodniony, więc wystarczy, że coś wypije, zje i trochę odpocznie, a wszystko będzie dobrze. Prosto od sąsiadki poszedł do Oszer Ad, gdzie kupił kilka paczek mrożonych sznycli i zgrzewkę wody mineralnej, a kiedy płacił, długoszyja kasjerka uśmiechnęła się do niego promiennie i powiedziała, że pewnie bardzo lubi sznycle. Jechiel Nachman też się uśmiechnął i odpowiedział, że lubi sznycle, ale nie tylko. W sklepie oprócz niego nie było innych klientów i zaczęli rozmawiać o jedzeniu – dokładnie o koszernym sushi – a Jechiel Nachman obiecał długoszyjej kasjerce, że przy następnej okazji przyniesie jej specjalny ocet ryżowy sprzedawany tylko w Jerozolimie, który sprawia, że ziarenka ryżu sklejają się ze sobą jak magnesy w drzwiach lodówki.

W nocy, kiedy leżał w łóżku z otwartymi oczami, Jechiel Nachman myślał sobie, jak wspaniały i prosty jest ten świat i ile cierpienia i trudu musiał doświadczać każdego dnia swego życia, a wszystko dlatego, że nie wiedział, jak i o co prosić. I to była ostatnia myśl, jaka przeszła mu przez głowę, zanim zamknął oczy na zawsze.

Lekarka wyjaśniła pogrążonym w żałobie rodzicom Jechiela Nachmana, że kiedy upadł i rozbił sobie głowę, musiał doznać urazu mózgu, a gdyby, zamiast pójść spać, posłuchał sąsiadki i pojechał na pogotowie, nadal by żył. Kiedy skończyła mówić, skrzywiła twarz w smutnym grymasie. Nawiasem mówiąc, duch Jechiela Nachmana wcale się nie smucił. Przebywał teraz w świecie, który cały był dobry – nie w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach dobry, ale dobry całkowicie, absolutnie – i w tym świecie spędzał całe godziny na szczerych rozmowach ze Stwórcą, podczas których odsłaniał przed nim całą gorycz i udrękę ludzi, kimkolwiek i gdziekolwiek są. A Bóg słuchał z nieskończoną cierpliwością i współczująco kiwał głową. Zawsze, nawet kiedy nie miał najmniejszego pojęcia, o czym Jechiel Nachman mówi.

Etgar Keret

Rocznik 1976. Jeden z najpopularniejszych izraelskich prozaików, mistrz opowiadań, także poeta, scenarzysta i reżyser. Jego rodzice pochodzili z Polski, jest obywatelem RP od 2016 r.


„Błagał Stwórcę: zlituj się nad porwanymi”.

Kategorie: Uncategorized

7 odpowiedzi »

  1. @MEF
    „E.Keret jest uzdolnionym pisarzem”
    Nie wiem, czy jest „uzdolnionym pisarzem” czy uzdolnionym stolarzem. A moze kucharzem? Wiem za to, ze jak spece od zagadnien rasowych promuja jakiegos Zyda, to to zawsze, 10 razy na 10, bedzie ktos w rodzaju Shlomo Sanda czy innego Finkelsteina. Wzmiankowani spece obnosza sie pozniej z kazda taka wypowiedzia i podkreslaja, ze „sami zydzi” to albo tamto.

  2. TP:
    E.Keret jest uzdolnionym pisarzem. Niestety pisarzem zaangażowanym przeciw nacjonalizmowi żydowskiemu. Co ogranicza jego horyzont intelektualny. Jego jedynym narzędziem jest język hebrajski a obce kultury emigracji (raczej wygnania) mają wpływ ujemny na jakość tej twórczości.

  3. @MEF

    Nie wiedzialem, co za jeden ten ehmm… „pisarz i artysta”, ale szybko sie dowiedzialem. Chyba jestesmy w domu:

    „“I find myself being caught between a rock and a very hard place. During last summer’s war I was in Israel, writing against the government, writing against the Gaza war, receiving death threats for me and my wife and my child, and whenever I would travel overseas I would go to places where people would say I’m a baby killer, I have blood on my hands. In Israel people would boycott me saying I’m a traitor, and overseas people would boycott me because I’m Israeli.”

    To slowa samego Wieszcza, Pisarza i Artysty, z roku 2015-go. Juz wtedy byl „against the Gaza war”, a szeroki ogol mieszkancow Izraela „would boycott me saying I’m a traitor”. Wszystko z wywiadu zamieszczonego przez szmatl.. sorki, przez dziennik „Guardian”.

    W GW musza go kochac.

  4. Autor tworzy sztuczny związek między wątkiem tego opowiadania i rzezią 7/10/23. ”Gedanken experiment” wzorem Einsteina: odejmijmy z tego opowiadania wszystkie zdania odnoszące się do tej rzezi i zapytajmy czy tak zredagowane opowiadanie straciło cokolwiek ze swojej ostrości narracji i z morału? Moim zdaniem odpowiedzią jest ”nie” ,albo raczej ”teraz to wygląda lepiej i czyta się lepiej.”
    Automatyczny refleks lewicowca – słyszy ”Izrael”i biegnie napisać coś obelżywego.

  5. Chodzi o film braci Coen „A Serious Man” z 2019 roku

  6. Pisze Elzbieta NT

    Swietne. Przypomina mi filmy braci Kohenów, szczególnie”Serious mana”

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.