
Nieostrożnie zwierzyłem się kiedyś serdecznemu przyjacielowi Natanowi T., zamieszkałemu w Lundzie, iż mój Ojciec, jeszcze jako politruk i zastępca komendanta w Szkole Oficerskiej Technicznych Wojsk Lotniczych w Boernerowie, dawno, dawno temu powiedział do mojej matki, że po pierwsze „Adamecki był niewinny”, i że po drugie „Adameckiego zabili Żydzi”
To „po drugie” nie było prawdą. Już po śmierci Josifa Wissarionowicza, i po procesie, który był jedną z najohydniejszych zbrodni sądowych epoki stalinowskich czystek, Adameckiego osądzili i rozstrzelali czystej krwi Polacy. Mój przyjaciel zważył rzecz w swoim sumieniu i osądził: „Twój tata był antysemitą”.
W antysemityzm mojego Ojca za nic nie chciałem uwierzyć. Jednak kilkadziesiąt lat później wpadła mi do rąk książka Lowisy Lermer p.t. „Kronika Boernerowa”, wydana w 2017 roku przez Instytut Pamięci Narodowej. Na stronie 95-tej zobaczyłem zdjęcie domu jakoś dziwnie mi znajomego, a pod zdjęciem podpis „Dom przy ul. Warszawskiej 38, gdzie był areszt NKWD”. Druga fotografia na tej samej stronie przedstawiała drzwi piwniczne wzmocnione żelaznymi sztabami i zaopatrzone w judasz, przez który można było kontrolować więźniów.
Przy Warszawskiej 38 była katownia NKWD, a pod którym numerem przy Warszawskiej mieszkałem z rodzicami i dwoma siostrami w kamieniczce pani kapitanowej Kinelowej? Na sąsiedniej stronie znalazłem fotografię siedziby Stowarzyszenia Przyjaciół Boernerowa przy ul. Warszawskiej 40. Nie mogłem mieć wątpliwości, to była ta tajemnicza willa, w której nigdy nie było żywej duszy, a trawniki w ogródku zawsze starannie przystrzyżone, kwiaty podlane. Krzaki malin rosły tak blisko siatki ogrodzeniowej, że dziecinną rączką z łatwością sięgałem po owoce, których nikt nie zbierał.
A więc mieszkałem w sąsiedztwie siedziby Stowarzyszenia Bernerowiaków, dwa piętra ponad piwnicami, w których NKWD torturowało aresztantów! Jezu, ulituj się nade mną, bezbożnikiem!
Wprowadziliśmy się do Boernerowa w końcówce 1945 roku. Przydzielono Ojcu willę, piękny drewniak pod numerem 15 przy ul. Parkowej , która miała tylko stronę z nieparzystymi numerami, bo po stronie parzystej rósł już dorodny las z wysokopiennymi sosnami i dębami. Pod numerem siedemnastym stała dorodna willa generała Boernera, opuszczona przez prawowitych właścicieli. Zacne sąsiedztwo, bajkowo piękna lokalizacja naszej kwatery generalnej, ale Matka tak bardzo bała się „ludzi z lasu”, że poprosiła Ojca o znalezienie czegoś skromniejszego. Skromny lokalik, z kuchnią wyposażoną jednak w służbówkę dla gosposi, znalazł Ojciec w kamieniczce przy Warszawskiej 38. Sąsiadów mieliśmy obok, z dołu i z góry. Było naprawdę bezpiecznie, chociaż na wszelki wypadek Ojciec trzymał w trzydrzwiowej szafie pepeszę z dwoma bębnami i cały worek amunicji luzem.
Żeby zamieszkać ponad katownią NKWD, major Kopeć musiał cieszyć się wielkim zaufaniem bolszewików. Boernerowo – dowodnie przekonuje o tym książka Lowisy Lermer, wydana przez IPN – było zupełnie wyjątkowym siedliskiem patriotów, głównie endeckiego autoramentu. W każdej prawie wilii skrywał się jakiś żołnierz AK, w co piątej pomieszkiwał były żołnierz Narodowych Sił Zbrojnych. I dla tych ludzi wojna nie skończyła się w maju 1945 roku. Jakże przebogaty surowiec dla donosów i denuncjacji! I w samym centrum sowieckiej opresji tkwił mój kochany Tata, wzór cnót wszelakich! Istna masakra.
Odkrycie mrocznej strony naszego sielankowego bytowania w Boernerowie tak mnie poraziło, że mimo zapóźnionej wieczornej pory zatelefonowałem do siostry Celiny, która skończyła właśnie 86 rok życia , a pamięć zachowała dobrą. Spytałem, czy miała świadomość , że w naszej boernerowskiej kamieniczce funkcjonowała katownia NKWD. Pierwsza odpowiedź brzmiała, że nie. Ale po zastanowieniu, siostra przypomniała sobie, że kiedyś , gdy bawiła się na podwórku, przez otwarte okno na pierwszym piętrze usłyszała głosy ludzi mówiących po rosyjsku…
Na pierwszym piętrze, naprzeciwko siedziby Kopciów, wraz z żoną i synkiem Krzysztofem mieszkał kapitan radzieckich wojsk inżynieryjnych, budujących lotnisko dla samolotów odrzutowych MIG-15, które były bardzo udaną konstrukcją, sprawdzoną w wojnie koreańskiej z generałem Douglasem MacArthurem. Śpiewna mowa rosyjska nie dolatywała więc z katowni NKWD, lecz z kwatery wojskowego inżyniera, z którego synkiem niejednokrotnie bawiłem się w wojnę z Niemcami. W tej wojnie Rosjanin Krzyś za żadne skarby nie chciał być germańcem.
Trop poddany przez siostrę Celinę bez wątpienia był mylny, a zresztą lotnisko budowane było na przełomie lat czterdziestych i pięćdziesiątych, podczas gdy informacja o NKWD z książki „Kronika Boernerowa” dotyczyła czasu bezpośrednio powojennego. Zatelefonowałem przeto do Stefana Ciepłego, przysposobionego syna kapitanowej Kinelowej, znanego dziennikarza z Krakowa i prawowitego, jedynego dziedzica budyneczku z pięcioma mieszkaniami. Areszt NKWD w piwnicy? Od przedwojnia w tak zwanej suterenie mieszkała z mężem dozorczyni, żadnych ruskich tam nie było!
Do wyszukiwarki google wpisałem hasło „Spisek płk Adameckiego”.
„13 maja 1952 r. Najwyższy Sąd Wojskowy skazał na śmierć sześciu oficerów-lotników oskarżonych o „udział w spisku mającym na celu obalenie siłą władz państwa i szpiegostwo”. Wszyscy skazani zostali rozstrzelani. (…)
Wszyscy lotnicy, z wyjątkiem rzekomego przywódcy spisku płk Bernarda Adameckiego (walczył w Armii Krajowej, uczestnik Powstania Warszawskiego) i płk Menczaka (walczył w Polskiej Armii Ludowej, uczestnik Powstania Warszawskiego), w czasie II wojny światowej pełnili służbę w lotnictwie Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie.
Śledztwo prowadzone wobec nich przez Zarząd Informacji Wojsk Lotniczych i Główny Zarząd Informacji Wojska Polskiego było wyjątkowo brutalne. Kontrolę nad nim sprawował płk Antoni Skulbaszewski. Współpracowali z nim płk Władysław Kochan i ppłk Naum Lewandowski.
W opinii prof. Jerzego Poksińskiego ppłk Naum Lewandowski, oficer Armii Czerwonej przeniesiony do WP w 1945 r., odegrał w śledztwie szczególną rolę. „Był człowiekiem prymitywnym, o wybujałych ambicjach. Miał skłonności sadystyczne. Całkowicie reżyserował tę część śledztwa, którą sam powadził” – pisał o Lewandowskim prof. Poksiński.”
Powyższy fragment wydłubałem z „Niepodległej Edukacji” na portalu „Dzieje.pl”, co zrodziło we mnie podejrzenie, że osoba Nauma Lewandowskiego do śledztwa i procesu spiskowców została sztucznie doklejona, żeby podbudować jakoś dobre samopoczucie polskich wykonawców bolszewickiego terroru i bezpodstawne stwierdzenie mojego ojca, że pułkownika Adameckiego zabili Żydzi. Ten Polak żydowskiego pochodzenia wstąpił ochotniczo do Armii Czerwonej – podobnie zresztą, jak przyszły premier rządu PRL Piotr Jaroszewicz – żeby nie podzielić losu dwudziestu tysięcy polskich oficerów i urzędników rozstrzelanych w Katyniu. Wymieniony jest na drugim miejscu po pułkowniku Władysławie Kochanie, jako współpracownik nadzorującego śledztwo płk Antoniego Skulbaszewskiego. Jeśli Naum Lewandowski był zaledwie drugorzędnym współpracownikiem oficera „nadzorującego śledztwo”, to jego wpływ na czynności dochodzeniowców z Informacji Wojskowej był praktycznie zerowy. A jednak w kawałku wyciętym z portalu „Dzieje.pl” spośród wszystkich komunistycznych oprawców tylko człowiek o imieniu Naum ma jakieś cechy indywidualne: „był człowiekiem prymitywnym, o wybujałych ambicjach, miał skłonności sadystyczne”.
W aktach sprawy i w opracowaniach historycznych „spisku płk Adameckiego” w ogóle nie natknąłem się na nazwisko zastępcy d. s. polityczno-wychowawczych komendanta Szkoły Oficerskiej w Boernerowie , mjr Antoniego Kopcia. A to budzi we mnie niezdrowe podejrzenia, bo mogło być przecież i tak, że politruk ze szkoły oficerskiej został od tej sprawy przezornie odklejony. Wprawdzie tuż przed aresztowaniem głównego spiskowca , mój Ojciec ze względu na stan zdrowia uciekł z wojska w chorobę, lecz wcześniej przez długi czas urzędował drzwi w drzwi z pułkownikiem Adameckim i musiał wiedzieć z kim i w jakich sprawach jego szef się komunikował. Major Kopeć z wprawą zawodowca wystawiał swoim podwładnym cenzurki do akt personalnych i nie poproszono go choćby o ocenę postawy polityczno-społecznej aresztowanego spiskowca?
Przyczyną takiego braku śladów mogło być – strach o tym pomyśleć!- że to właśnie komendant do spraw społ.-polit. ze Szkoły Oficerskiej w Boernerowie był tym osobnikiem, który w swoim komunistycznym zaślepieniu doniósł oficerom śledczym Informacji Wojskowej o spisku knutym potajemnie przez pułkownika Adameckiego.
To znamienne, że katownia NKWD w kamieniczce przy Warszawskiej 38, gdzie major Antoni Kopeć miał swoją kwaterę generalną, odkryta została dopiero w roku 2017, gdy w IPN prezesurę sprawował pisowski nominat Jarosław Szarek, doktor nauk historycznych, który na stanowisko szefa oddziału IPN we Wrocławiu mianował regularnego faszystę. Jego dorobek tak oto podsumowuje dr hab. Adam Leszczyński, profesor w Instytucie Studiów Politycznych PAN: „Prezes IPN Jarosław Szarek prawie nie ma dorobku naukowego. Napisał za to wiele książeczek dla dzieci, w których uczy ich bogoojczyźnianej historii Polski – zawsze heroicznej, zawsze cierpiącej, zawsze katolickiej i szlacheckiej, bez mniejszości narodowych i chłopów.”
Z książki „Kronika Boernerowa” dowiaduję się, że politruk razem z komendantem Szkoły Oficerskiej weszli w skład kilkunastoosobowego komitetu budowy pomnika upamiętniającego masakrę powstańców warszawskich, którzy „zginęli tu w 1944 roku za Ojczyznę”. Ale zgodę na budowę pomnika na obszarze administrowanym w Boernerowie przez wojsko, podpisał jednoosobowo major Antoni Kopeć.
„Zorganizowanie patriotycznej uroczystości dla uczczenia pamięci żołnierzy Armii Krajowej, w sytuacji gdy NKWD i Urząd Bezpieczeństwa Publicznego już od stycznia 1945 r. stosowały krwawy terror wobec ludzi o „niesłusznej” orientacji politycznej, było aktem wielkiej odwagi”- tak działania Komitetu oceniła Lowisa Lermer. Pociesza mnie ta cenzurka, bo najwięcej w patriotycznym przedsięwzięciu ryzykował oficer od spraw polityczno-wychowawczych, mój Tata.
W czasach gomułkowskich stwierdzono, że całe oskarżenie łącznie z materiałami dowodowymi sfabrykowane było przez Informację Wojskową, toteż wszyscy lotnicy rozstrzelani za udział w „spisku płk Adameckiego”, zostali pośmiertnie zrehabilitowani. Skoro spisek lotników był czymś wydumanym, to niepotrzebni byli donosiciele, zaś autentyczni świadkowie mogli być tylko zawadą.
Wszystko wskazuje na to, że placówka NKWD w budynku przy ulicy Warszawskiej 38 w Boernerowie jest czystym wymysłem propagandy ipeenowskiej. Jakże wielka to ulga, dowiedzieć się, że Ojciec nie miał żadnych konszachtów z NKWD i nie był sprawcą nieszczęścia pułkownika Adameckiego, bezpodstawnie rozstrzelanego za szpiegostwo i zbrojne spiskowanie przeciwko władzom „Polskiej Republiki Ludowo-Demokratycznej”.
Major Kopeć – komuch, że tak powiem – nie był nosicielem uprzedzeń klasowych, skoro z przedwojennym pułkownikiem dyplomowanym uczestniczył w poświęceniu pomnika ku czci Powstańców Warszawskich przez podległego mu kapelana ze Szkoły Oficerskiej. I taki liberalny marksistowsko-łeninowski internacjonał miałby zasłużyć sobie na miano antysemity? „Niewinnego Adameckiego zabili Żydzi” – tym stwierdzeniem Ojciec instynktownie mógł przekierowywać sprawstwo zbrodni ze swojej ukochanej Partii na bogu ducha winien „naród wybrany”, mógł też bezkrytycznie powtórzyć zasłyszaną opinię. Mówiąc „Żydzi” o jednym tylko nosicielu niezmiernie rzadkiego imienia Naum, major Kopeć użył gramatycznego „pluralis maiestaticus”, co dla mnie byłoby wybaczalnym lapsusem językowym.
Jakub Kopeć
Kategorie: Uncategorized