
Mówiono na niego Frankenstein, postrach getta. Można go było spotkać w pobliżu wachy (brama w murze), miejscu, gdzie kręciło się sporo dzieciaków. Mali, zwinni, szybcy, kilkuletni mieszkańcy zamkniętej dzielnicy podejmowali ryzykowne eskapady na drugą strunę muru, prześlizgując się przez niewielkie dziury. Po aryjskiej stronie mogli coś sprzedać albo wyżebrać, kupić jedzenie dla siebie i głodującej rodziny. To właśnie na nich polował Frankenstein, żandarm lubujący się w strzelaniu do dzieci. Rannych zanoszono do pobliskiego szpitala Bersonów i Baumanów.
Jedna z pracujących tam w czasie wojny lekarek, Adina Blady-Szwajger, opisała w książce „Wspomnienia lekarki” przypadek, gdy wniesiono postrzelonego chłopca. Mały mocno krwawił, nie było szans na ratunek, w ręku ściskał cały czas 50 groszy, oddał pieniądze lekarce i prosił, by przekazała je jego matce. Kobieta była bezsilna. Nie mogła uratować chłopca, ani odnaleźć w getcie matki.
Calosc KLIKNIJ TUTAJ
Kategorie: Ciekawe artykuly
Paskudne Szkopy