Uncategorized

Slepy Max – recenzja ksiazki

Nadeslala

Aleksandra Buchaniec-Bartczak

ŚLEPY MAKS. HISTORIA ŁÓDZKIEGO ALA CAPONE Remigiusz Piotrowski

Przemoc, nędza i brak perspektyw rodzą takie frukta jak Menachem Bornsztajn, zwany Ślepym Maksem. To nie jedyny przydomek króla łódzkiego przedwojennego półświatka. Polski Al Capone, Ojciec Chrzestny, Robin Hood, żydowski Janosik, wreszcie “celebryta” Bałut.

 Pod egidą stowarzyszenia “Bratnia Pomoc”, oraz Biura Próśb i Podań “Obrona” (co za nazwy dla instytucji przestępczych!) nasz bohater prowadził liczne szemrane interesy. Odzyskiwał na weksle należności dłużników, umożliwiał lub udaremniał rozwody, przeprowadzał lub blokował eksmisje, szantażował, zastraszał, wymuszał. Niemałe pieniądze brał zarówno za “wtrącanie się”, jak i “nie wtrącanie” do danej sprawy. Wypaczył pojęcie dintojry – sądu rabinackiego, od którego wyroków nie ma odwołania na rzecz krwawej rozprawy wyrównującej przestępcze porachunki.

 “Załatwimy wszystko po sprawiedliwości, czyli po pana myśli” – uspokajał klienta. Oczywiście sam musiał przy tym dobrze zarobić, tak iż niejednokrotnie klient ów wpadał z przysłowiowego deszczu pod rynnę i finalnie gorzko żałował, że zwrócił się o pomoc do Maksa. Zdarzało się, że poruszony czyjąś krzywdą, lub – ot tak! – dla fasonu Bornsztajn pomagał bezinteresownie (stąd określenia Robin Hood, czy Janosik).

 Po tym jak sąd go uniewinnił za zabójstwo, na którym zresztą został przyłapany, utrwaliła się legenda “nietykalnego Maksa”. Oprócz układów z policją, prasą, magistratem i starostwem wykorzystywał także niechęć Żydów do dzielenia się swoimi kłopotami z gojskim wymiarem sprawiedliwości.

 Wszyscy znamy powiedzenie: “Nosił wilk razy kilka, ponieśli i wilka”. Czy taki los pisany był Ślepemu Maksowi? A może upadł, a potem podniósł się, otrzepał i koniec końców spadł na przysłowiowe cztery łapy?

 Zmarły w 1960 roku Menachem Bornsztajn spoczywa na cmentarzu żydowskim w Łodzi, w bliskim sąsiedztwie mauzoleum Izraela Poznańskiego. Ślepy Maks – postrach całego miasta też był “wielki”. Tyle, że inaczej.

 Tak barwna postać domaga się równie barwnej opowieści i Piotrowski nam jej dostarcza. Barwnej, ale i rzetelnej, na ile rzetelna może być historia życia utkana z legend. Autor drobiazgowo bada pochodzące z różnych źródeł informacje, uczciwie rozdziela prawdę od fikcji, a czasami po prostu mówi “nie wiem” i ta niewiedza w wydaniu Piotrowskiego jest równie fascynująca, jak przytaczane przezeń fakty.

 Od bloga do książki. Taką drogę przebył autor “Ślepego Maksa”, a nam – czytelnikom pozostaje cieszyć się, że został dostrzeżony blog ambitny i ciekawy – “tropiący ślady przeszłości” – głównie te drobne, żmudnie wydobywane z cienia.

 Warto czasami sięgnąć po biografię “alternatywnego celebryty”, a ponieważ pióro Piotrowskiego lekkie, to zachęcam podwójnie.

Aleksandra Buchaniec-Bartczak

Dzięki uprzejmości Wydawnictwa PWN.

 http://www.fzp.net.pl/ksiazki/slepy-maks-historia-lodzkiego-ala-capone

Wiecej o Lodzkim Al Capone

KLIKNIJ TUTAJ

 

Kategorie: Uncategorized

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.