Uncategorized

Krzyz Wolnosci i Solidarnosci dla prof. Leonarda Neugera

Nadeslala Elzbieta Ingvarsson

elzbieta geyrszorp

20 lutego 2014 prof. Leonard Neuger na wniosek Katowickiego IPN, został udekorowany Krzyżem Wolności i Solidarności podczas uroczystości w Ambasadzie RP w Sztokholmie.

Leonard N 1jpg  leonard N)

Na zdjeciu Leon , ambasador i konsul  a na drugim zdjeciu leon z Rodzina

Ponizej , laudacja, mowa Leona i wywiad z Leonem

Janusz Korek Ambasada Polska, Sztokholm. 2014-02-20

Laudacja z okazji odznaczenia Prof. Leonarda Neugera Krzyżem „Wolności i Solidarności”

 

Jego Ekscelencjo Panie Ambasadorze, Szanowna Pani Konsul, Panie i Panowie, Bliscy oraz Przyjaciele Odznaczonego, wszyscy Państwo, którzy uświetniacie swoją obecnością dzisiejszą uroczystość.

 Z odznaczonym przez Pana Prezydenta, Krzyżem „Wolności i Solidarności”, Profesorem Leonardem Neugerem, znamy się już prawie czterdzieści lat.  Kiedy to sobie uzmysłowiłem, przestraszyłem się.  Nie, nie dlatego, że tyle lat przeleciało jak ekspres. Bardziej z tego powodu, że spodziewacie się Państwo, iż powiem coś nowego o Odznaczonym… natomiast wszystkie długie związki, także przyjacielskie, zamieniają się z upływem czasu w stan emocjonalnego letargu. O drugiej osobie myśli się wtedy jak o oczywistości, jak np. o szafce w kuchni, czyli jako o czymś z góry nieciekawym.

Drogi Leonie, Szanowni Państwo, wybaczcie jeśli moje uwagi, które są próbą wyrwania się z oczywistości, wydadzą się nazbyt poufałe czy wypaczone moim osobistym punktem widzenia — innego jednak nie posiadam… Spoglądając w przeszłość wydaje mi się, jakby nasze drogi życiowe szły równolegle, to oddalały się od siebie, to zbliżały, czasami splatając się z sobą z naszej lub bez naszej woli.

W 1978 roku byłem studentem II roku Polonistyki i szefem studenckiego Koła Polonistów na Uniwersytecie Śląskim. Koło to nie miało opiekuna naukowego. W oczy rzucił mi się tajemniczy młody asystent, o którym nie wiedziałem absolutnie nic oprócz tego, że – jak głosiła plotka — był inteligentny i otwarty na wszelkie dyskusje. Wyglądał przy tym na bujającego w obłokach, co rokowało, nie będę ukrywał, że my — studenci, będziemy mogli robić co nas interesuje i na co tylko mamy ochotę. Nie wiedziałem wtedy, że obecność owego asystenta na Wydziale była prawdziwym precedensem. Dzisiaj — znając kulisy sprawy — nie waham się nazwać tego —„cudem nad Przemszą”.

Nie wiem, co wiedział, albo raczej czego  nie wiedział dziekan, do którego się zwróciłem o zgodę, by Doktor Neuger został opiekunem Koła. Dał mi taką zgodę od ręki, spiesząc się na jakieś zebranie. Kiedy poszedłem z kolei do Pana Doktora, by zapytać czy podejmie wyzwanie, wyczułem wahanie i nieufność. Nie rozumiałem wtedy dlaczego???

Cofnijmy się zatem jeszcze o całe dziesięć lat. Proszę sobie wyobrazić taką oto sytuację: po stłumieniu wydarzeń marcowych w Warszawie w 1968 roku, w Krakowie zbiera się niewielkie grono studentów Uniwersytetu Jagiellońskiego, którzy oburzeni doniesieniami prasy i oficjalnym sposobem przedstawiania strajków studenckich, postanawiają coś w tej sprawie zrobić. Wpadają na genialną myśl, aby przywiezione z Warszawy przez studenta Leonarda Neugera nielegalne ulotki, w których bez cenzury opisywano sytuację w kraju, powielać na jego maszynie do pisania, w jak największej ilości przez kalkę i rozdawać na uczelni…

Już w połowie kwietnia cała grupa zostaje aresztowana – oprócz jednego jej członka, agenta Służby Bezpieczeństwa, który brał udział w jej zakładaniu. Po zatrzymaniu, obecny tutaj Leonard Neuger, zostaje pozbawiony praw studenta i przez ponad pięć miesięcy siedzi w areszcie na Montelupich w oczekiwaniu na proces. Kiedy ten się w końcu odbywa, uzyskuje najwyższy, spośród członków grupy wynik — przepraszam — wyrok, który brzmi — 10 miesięcy więzienia… Na szczęście, nawet w tamtych czasach można było znaleźć ludzi porządnych, którzy gotowi byli pomagać w takich sytuacjach — mam na myśli psychiatrów… Dzięki ich pomocy, w tym autorytetowi profesora Antoniego Kępińskiego, Leonard Neuger, zamiast do więzienia trafia na kilka miesięcy do odpowiedniej kliniki, gdzie warunki były zdecydowanie lepsze niż na Montelupich („Przeżyłem tam najpiękniejszy Sylwester w moim życiu” — wyznał kiedyś z rozrzewnieniem). Ciekawa była diagnoza, jaką mu wtedy postawiono. Otóż uznano, że cierpiał na „psychozę reaktywną”. Kto pamięta ataki na zaplutych karłów reakcji i reakcjonistów różnych maści uśmiechnie się z przekąsem. Dla mnie naprawdę zabawne jest to, że „psychoza reaktywna” — o czym wiedzą fachowcy — jest chorobą, która pojawia się wraz z sytuacją. To znaczy, że gdy sytuacja ustępuje, choroba też ustępuje…

Tak więc choroba Leonarda Neugera nasiliła się znowu, gdy chciano go wkrótce wcielić do karnej służby wojskowej, zelżała natomiast, gdy udało mu się reaktywować na studia, co w rezultacie pozwoliło — po amnestii — na ich ukończenie. Nie mamy tutaj czasu na wyliczenie wszystkich represji jakie spotkały Odznaczonego, a było ich wiele. Do najbardziej perfidnych, moim zdaniem,  należało to, że w konsekwencji procesu zwolniono z pracy jego ojca. Dodam, że był jedynym rodzicem studenta z sądzonej grupy, którego to spotkało. Do niemniej podłych zaliczyłbym założenie podsłuchu w ich mieszkaniu i kontrola korespondencji. Inną represją był zakaz pracy na Uniwersytecie Jagiellońskim, a także zakaz nauczania języka polskiego. Po studiach Leonard Neuger nauczał więc nie polskiego, ale języka angielskiego w IV Liceum Ogólnokształcącym w Krakowie.

Można się zgadzać albo nie zgadzać z przysłowiem, które głosi, że: „Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło”, ale dzięki tym wszystkim nieszczęściom możliwy stał się wspomniany „cud nad Przemszą”. Wraz z tworzeniem się nowego wydziału Polonistyki w Sosnowcu stało się możliwe to, co było niemożliwe — Magister Neuger został zatrudniony na Uniwersytecie Śląskim. Było to nie tylko zasługą pomagających mu przyzwoitych ludzi, ale chyba także efektem luk w rutynach kontrolnych dopiero co powstającej instytucji.  Złośliwi, którzy znali jego przeszłość żartowali, że „uczelnia była tak czerwona, iż jedna czarna owca nie mogła być dla niej groźna.” Tyle anegdota. Naprawdę po krótkotrwałej sielance naciski Służby Bezpieczeństwa nie ustały. Tym razem wywierane były na przełożonych, więc nad Magistrem, a potem Doktorem Neugerem wisiało ciągle widmo utraty pracy.

 

Wróćmy znowu do momentu, kiedy w 1978 roku stojąc przed Panem Doktorem informuję go o zgodzie dziekana na objęcie przez niego opieki nad Kołem Polonistów. Nietrudno się teraz domyślić, co było przyczyną jego nieufności — jakim cudem, po więzieniu i procesie politycznym, po tylu represjach, władze „czerwonej” uczelni miałyby się zgodzić na to, aby  „czarnemu reakcjoniście” dano wolną rękę w nauczaniu i wychowywaniu, przyznajmy, niezbyt pokornej grupy studentów. Każdy podejrzewałby, że to była prowokacja!

Jako opiekun Koła, Leon — szybko byliśmy z nim wszyscy na TY — przeszedł wszelkie oczekiwania. Nie było tematów tabu. Nie było pisarzy, o których twórczości nie można było mówić, bez względu, czy byli to autorzy krajowi, czy emigracyjni, czy publikowani w oficjalnych wydawnictwach, czy w samizdacie. Żaden argument nie był głupi ani naiwny, nazbyt prowokacyjny czy drastyczny. Atmosfera swobody to to, co najbardziej pamiętam z naszych zebrań, a przede wszystkim z obozów naukowych. Przypuszczam, że wielu ówczesnych pedagogów zarzuciłoby Leonowi wołający o pomstę do nieba brak dyscypliny. A on po prostu sprawił, że nasze Koło przekształciło się w jeden z niewielu na Śląsku rezerwatów akademickiej wolności w erze późnego Gierka. To drugi ważny, jak myślę, aspekt „cudu nad Przemszą”. Oddał na nasze usługi nie tylko swoją  wiedzę i inteligencję, ale także przezorność życiową, którą nadal nie wiedzieliśmy skąd czerpał. Dzięki niej udało nam się uniknąć pułapek i prowokacji politycznych. Dodam, że  prawie wszyscy późniejsi działacze Niezależnego Zrzeszenia Studentów na Polonistyce wywodzili się z naszego Koła.

W roku 1980, nasze drogi się rozeszły choć nadal zmierzały, jak się okazało, w podobnym kierunku. Ja brałem udział w tworzeniu Niezależnego Zrzeszenia Studentów — Leon zakładał Niezależny Związek Zawodowy „Solidarność”. Ja uruchomiłem wydawnictwo podziemne. Leon został wybrany szefem „Solidarności” na Polonistyce i stał się stałym współpracownikiem „Tygodnika Katowickiego” – jednej z najlepszych polskich gazet opozycyjnych przed stanem wojennym. Wkrótce trafił jako przedstawiciel „Solidarności” do senatu Uczelni. Był też, co trzeba dodać, współzałożycielem Komitetu Obrony Więzionych Za Przekonania. Mimo tych wszystkich funkcji prowadził nadal swoje zajęcia na Polonistyce w pełnym wymiarze.

 

Jak się Państwo domyślacie znając współczesną historię Polski wszystko to nie mogło się skończyć inaczej niż się skończyło. W momencie wybuchu stanu wojennego dorobek Odznaczonego w pełni doceniła Służba Bezpieczeństwa. Należał do pierwszej fali działaczy internowanych w grudniu po wybuchu stanu wojennego. Mój dorobek nie był Służbie Bezpieczeństwa tak dobrze znany — na tyle jednak, że wkrótce znowu zaczęliśmy się spotykać a nawet pomieszkiwać pod jednym dachem. W marcu 1982 roku przewieziono mnie do Zakładu Karnego w Jastrzębiu Szerokiej. W oknie przeciwległego baraku ujrzałem dobrze znajomą twarz. W czasie wspólnego dla obu baraków spaceru, Leon doradził mi bym złożył podanie o przeniesienie, a on postara się abym trafił do jego celi. — „Broń Boże nie pisz, że nam o to chodzi”— dorzucił.  — „Napisz, że z powodu choroby płuc chciałbyś przenieść się do sąsiedniego, suchszego baraku…” Między barakami, co chyba jasne, nie było absolutnie żadnej różnicy jeśli chodzi o wilgoć, ale podanie zostało załatwione pozytywnie. Tak to znaleźliśmy się we wspólnej celi, gdzie siedzący od dłuższego czasu Leon był już nieźle zadomowiony. Pod jednym z łóżek wykuta była w podłodze skrytka, w której chowano radio. Jak się wnet dowiedziałem Leon był przewodniczącym baraku. Wokół stołu gromadziła się często grupka, w tym członek Komisji Krajowej „Solidarności”, decydująca o posunięciach baraku wobec komendantury obozu. Pewnego razu, wracając ze świetlicy zastałem Leona dyktującego list, który w imieniu wszystkich internowanych pisano do Papieża Jana Pawła II… Nie tylko, że list ten udało się przemycić za kraty, ale słuchaliśmy go w celi, kiedy był odczytywany w Radiu Wolna Europa…

Niestety, dosyć szybko wywieziono mnie do innego obozu. Po kilku miesiącach udało nam się jednak znowu spotkać. Tym razem w Bieszczadach. Obóz, do którego zwieziono internowanych z różnych zakątków Polski, leżał w Uhercach —  12 kilometrów od granicy sowieckiej. Tutaj od razu trafiliśmy do jednego bloku. Leon miał jednak celę na parterze a ja na piętrze. Kiedy po raz pierwszy otworzono kraty między piętrami wybrałem się w odwiedziny.  Zobaczyłem go w łóżku, w pozycji półleżącej, w kraciastej piżamie z elegancko zawiązanym szalikiem pod szyją. Wyglądał jak oficer oflagu. Na dodatek, gdy wchodziłem do celi z jego ust padły słowa: „Sierżancie, podajcie mi notatki”. Skamieniałem.  Ma adiutanta? Tutaj? Czy aby nie posunął się za daleko?  Okazało się, że „Sierżant” to „ksywa”, czyli pseudonim internowanego, prawdziwego sierżanta Milicji Obywatelskiej. Przyjaźń Leona z Sierżantem trwa do dzisiaj. Jako ciekawostkę dodam, że wewnętrzne raporty z Uherc, które zostały ujawnione przez IPN, potwierdzają moje odczucia. Czytamy tam, między innymi, że Leon w obozie w Uhercach założył — „nieformalną organizację”.

Kiedy postanowiłem zostać pierwszym magistrem zakładu karnego w Uhercach, Leon pomagał w staraniach o sprowadzenie do obozu komisji egzaminacyjnej. Do dzisiaj mam pisaną przez niego wtedy recenzję z mojej pracy magisterskiej.  Po co o tym mówię? Byliśmy zapewne świadomi, co robimy. Ale czy na tyle, by docierało do nas w pełni, że nie chodziło tylko o zabicie czasu, zabawę z klawiszami czy dokuczenie ubekom? Nigdy o tym z Leonem nie rozmawiałem, ale sądzę, że — w przeciwieństwie do mnie —  był świadomy, że wolność nosi się w sobie i że nie można pozwolić, aby nam ją odebrano. Życie powinno się toczyć tak, jakbyśmy nie byli otoczeni murami.

Potem były strajki, budowanie barykad, przygotowania na atak ZOMO. Naprawdę mógłbym długo opowiadać, bo w Uhercach sporo się wydarzyło. We wszystkich tych wydarzeniach internowany Neuger odgrywał niemałą rolę, najczęściej doradcy, pośrednika, pomysłodawcy.

 Po zwolnieniu z obozu w czerwcu 1982 roku Leon został w trybie natychmiastowym wyrzucony z pracy na Uniwersytecie Śląskim. Odwołania do „Sądu Pracy” nie dały, oczywiście, nic — krajem rządziło wojsko. Po okresie szarpaniny i szukania sobie miejsca w Polsce stanu wojennego, wyjechał na emigrację w 1983 roku…

Dzisiaj, kiedy myślę o tym okresie, wydaje mi się, że Leon reprezentował nieznośnie lekką formę patriotyzmu i niezwykle ciężki przypadek solidarności. Jego patriotyzm był niewymuszony i przyjemny jak morska bryza, która nie narzuca innym co mają robić, nie stawia nikogo pod ścianą wstydu — lecz porywa świeżością perspektyw, bogactwem pomysłów i przyjemnym powiewem wolności. Solidarność natomiast —taka przez małe „s” —  to, obok papierosów,  jego największy nałóg. Nie znam nikogo, kto mógłby zarzucić Leonowi, że odszedł z kwitkiem przychodząc do niego po pomoc lub poradę.

Kiedy dzięki tej Uroczystości patrzę na Odznaczonego jakby nowymi oczyma — nie jak na szafkę w kuchni — zaczynam rozumieć, że przez te wszystkie lata nie spotkałem drugiego tak przebojowego i skutecznego marzyciela. Może to jest tak, że marzyciele, bujając w chmurach, cierpią – jak to trafnie ujął profesor Kępiński — na regularne psychozy reaktywne? Kiedy rzeczywistość nie zgadza się z ideałami czy marzeniami, są chorzy i starają się coś robić by ją zmienić.  Choroba ustaje kiedy sytuacja, niekoniecznie polityczna, staje się zgodna z tym, o czym marzyli…  i tak, oczywiście, w nieskończoność…

Jego Ekscelencjo Panie Ambasadorze, Szanowna Pani Konsul, Panie i Panowie, Bliscy oraz Przyjaciele Odznaczonego. W świetle tego, czego sie dowiedzielismy, udekorowanie Profesora Leonarda Neugera Krzyżem „Wolności i Solidarności” wydaje się oczywistością…  Dla nas wszystkich tutaj zgromadzonych natomiast jest prawdziwym zaszczytem, że mogliśmy wziąć w tym udział.

*****************

Leonard Neuger

(Mowa wygłoszona 20 lutego 2014 z okazji odznaczenia Krzyżem Wolności i Solidarności)

Szanowny Panie Ambasadorze, Szanowna Pani Konsul, drodzy Państwo,

przede wszystkim chcę podziękować Panu Prezydentowi RP, Bronisławowi Komorowskiemu, za przyznanie mi Krzyża Wolności i Solidarności. Dziękuję też katowickiemu Instytutowi Pamięci Narodowej i jego Prezesowi dr. Andrzejowi Dragoniowi za wysunięcie wniosku o nadanie mi tego odznaczenia. Czuję się zaszczycony i jestem naprawdę wzruszony, bowiem ten krzyż zamyka, i to szczęśliwie, moją działalność polityczną.

Opowiem teraz Państwu o jej początkach.

Który to mógł być rok? Nie pamiętam. Pewnie 1955, bo nosiłem tak zwane rajtki, a pod nimi gryzące barchanowe majtki (– Żebyś się nie przeziębił i nie nabawił gruźlicy, jak mawiała mama-Różyczka). Tak, musiałem wtedy być w drugiej klasie, bo po jej ukończeniu na pewno stawiłbym skuteczny opór przeciw takim środkom ogrzewczym.

Powiedzmy zatem, że to był rok 1955. Dzień akademii w rocznicę Rewolucji Paźiernikowej musiał być chłodny, skoro byłem aż tak ocieplony. Ustawiono nas w auli na niewielkiej scenie, według wzrostu, w porządku rosnąco-malejącym, to znaczy tak, żeby uczeń najwyższy znajdował się w samym środku. Olbrzymem nie byłem, ale miejsce środkowe w pierwszym szeregu mnie przypadło. Program był taki, że my stoimy od samego początku do końca Akademii, jako tło do przemówień, tak zwany żywy obraz (mównica znajdowała się najbliżej widowni, po naszej lewej stronie, zaś pianino, nieco z tyłu – po prawej), po czym recytujemy fragment poematu Władimira Majakowskiego, „Dobrze“. Całego fragmentu nie pamiętam, bo miałem „solówkę“, i to dwa razy, a pamięta się swoją, choćby z dwu linijek składającą się, rolę. Miałem powiedzieć:

Skręcały tramwaje na most przy giserni

szyn wyślizganą krzywizną,

po czym wypowiadał się chór, poemat się rozwijał, nie wykluczone, że z udziałem innych „solistów“,  do momentu, gdy miałem powiedzieć:

Skręcały tramwaje na most przy giserni,

na co chór miał ryknąć:

Już za socjalizmu!

Akademię bardzo starannie przygotowała pani P., nauczycielka znana z pedanterii, więc tekst poematu mieliśmyw piątym palcu.

Trema mną telepała w samym środeczku niezłomnego szeregu. Przede mną pełna aula mamusiek i – rzadziej – tatuśków, każde wpatrzone w inny punkt, to znaczy w swoją pociechę, no i umierających z nudy uczniów, którym na występy na Akademii udało się nie zakwalifikować, ale  oglądać ją i tak musieli.

Zagaja kierowniczka, pani Kwasowa, witając wyjątkowo wybitnych gości, którzy swoją obecnością zaszczycili itd. Ba, nie tylko wita, ale i przedstawia. Wymienia fukcję (wymyślam): sekretarza Komietetu Dzielnicowego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, wybitnego bojownika o wolność klasy robotniczej i sojuszu robotniczo-chłopskiego, więźnia sanacji, porucznika Armii Ludowej, imię i nazwisko! Ba, żeby to był jeden, ale nie, przyszło ich z pięciu! Trema powoli mi mija przechodząc łagodnie w otępienie. Pani Kwasowa prosi o zabranie głosu (tu funkcje i zasługi) towarzysza Krupę. (Chyba nazwiska nie zmyślam). Wchodzi na mównicę osobnik mocno przygarbiony, eee co będę upiększał: garbaty, w ciemnej marynarce (jakoś spodni nie spamiętałem, a na lewej łopatce, dobrze widocznej, zauważam ptasią kupę, białawą i już na dobre przyschniętą. I to przykuwa moją uwagę na jakieś 30 sekund. Towarzysz Krupa zapoznał nas wszystkich w przebiegiem Rewolucji Październikowej, a żywił dla niej, niestety, gigantyczny szacunek, czyli przemawiał, oczywiście z kartki, jakieś 45 minut. Trema – jak odjął, zainteresowanie kupą – zapomniane, nuda nie do wytrzymania, ale… zauważam w sobie…, nie, nic groźnego, potrzebę pójścia do ubikacji, co uśmierzam delikatnym stąpaniem w miejscu.

Oklaski zbliżone do owacji, i Krupa opuszcza mównicę. Kwasowa jest z powrotem. (Ratunku!). Prosi o zabranie głosu (tu funkcje i zasługi – ale jakby mniejsze od Krupy) towarzysza X, który zapozna nas z życiem Wodza Rewolucji, Wielkiego Przyjaciela Polski, Włodzimierza Iljicza Lenina. Zapoznał. Ale skąd ja miałem przypuścić, że Lenin miał taki długi życiorys? Stąpanie przestaje pomagać, próbuję myśleć (?) o czymś innym, ale TO jest silniejsze od ruchów i myśli. Przetrwałem: Lenin umarł, małzoleum, oklaski. Kwasowa:  – A teraz Przewodniczący Komitetu Rodzicielskiego (tu funkcje i zasługi – ale jakby mniejsze od poprzedników), towarzysz Y. A ten obszernie omówił udział Polaków w Rewolucji, po prostu tysiące, miliony Polaków, niekończące się tłumy Polaków na jednej akademii! A do tego Feliks Dzierżyński z niebywałym  wkładem. Wytrzymać nie miałem szans, wchłonąć tego nie sposób, ale może wsiąknie? No bo barchanowe majtki, na pewno bardzo wsiąkliwe, rajtki, prawda, bawełniane, ale od pasa do butów, więc się ta reszta jakoś dyskretnie ulokuje. I… (nie wsiąkło, nie ulokowało się, zlekceważyło rajtki wchodzące do butów, rozlało się dosadnie po podłodze wokół lekko zmoczonego sprawcy).

Na szczęście nie wpłynęło to na moją pamięć, ani na dykcję. Tramwaje skręciły, gdzie trzeba. Już za socjalizmu. No a potem występ chóru szkolnego. Zmiana obsady: recytatorzy wychodzą, śpiewacy wchodzą. Pieśń na dwa głosy, „Deszcz, jesienny deszcz“, nadzywczaj wilgotna ale na mnie to już nie działa. Za oknem mokro, w pieśni mokro, ja mokry. Związek tej pieśni z Rewolucją Październikową jest luźny, ale to nie ma żadnego znaczenia. Zeszliśmy ze sceny entuzjastycznie oklaskiwani przez mamuśki i tatuśków. Na scenie została kałuża, którą pani P. bezskutecznie próbowała usunąć jednym kopnięciem buta. Nie usunęła, rozprysła, rozbryzgała ją na całą scenę i – zupełnie niechcący – na całe moje życie.

Mama-Różyczka była w ekstazie, natychmiast mnie za ten udany występ wyściskała. Niestety, w skład uścisków wszedł dotyk pachwiny. I w tym momencie rozegrały się sceny dla mnie traumatyczne. Mama-Różyczka wydała z siebie okrzyk przerażenia: – Leoś się zesikał!!!, co nie uszło uwagi otoczenia. – Na pewno się przeziębi! Czy ktoś z państwa ma jakieś suche majtki? – Ja mam, rozległ się głos mamy jakiejś mojej koleżanki z klasy. Zostałem, mimo protestów, ba, wierzgań, charkotów, walki na śmierć i życie, publicznie przebrany w suchą bieliznę, i to bieliznę dziewczynki („dziopy“, tak je pogardliwie nazywaliśmy) i czym prędzej zaprowadzony do domu.

Rzecz ciekawa: Majakowski niewiele u mnie na tym wydarzeniu stracił, ale wiele lat upłynęło, zanim sprawdziłem w słowniku, co to takiego „gisernia“. Dziewczynkom („dziopom“) bardzo szybko puściłem tę zniewagę w niepamięć. Ale ta trauma pozostawiła we mnie na zawsze żal do mamy-Różyczki, niechęć do akademii, ironiczny stosunek do Rewolucji Październikowej, nudy jakichkolwiek obchodów i nienawiść do stosowania przemocy. Tak fizycznej jak i symbolicznej.

I tak się to wszystko zaczęło…

Leonard Neuger, urodzony w 1947 r w Krakowie, historyk literatury i tłumacz, ukończył na Uniwersytecie Jagiellonskim studia polonistyczne. Podczas studiów, w czasie strajków studenckich 1968 roku na jego maszynie do pisania przepisywano nielegalne ulotki. Całą grupę przyjaciół aresztowano. Dostał wyrok 10-u miesięcy wiezienia.

Po okresie daremnego szukania sobie miejsca w Polsce stanu wojennego, wyjechał na emigrację w 1983 roku…                       W Szwecji dostał wkrótce pracę w Instytucie Slawistyki Uniwersytetu Sztokholmskiego, gdzie habilitował się w 1993 roku, w 1995 został profesorem języka i literatury polskiej, a w 2003 dyrektorem Instytutu.

Jest autorem ponad 200 prac naukowych zwiazanych z polska literatura wspolczesna i teoria przekladu, a takze wspolpracownikiem i korespondentem czasopism emigracyjnych, Szwedzkiego Radia i BBC.    Tlumaczyl m.in z jezyka szwedzkiego Tomasa Tranströmera, EJ Stagneliusa, Ritę Tornborg, H. Martinsona…

 

Krzyż Wolności i Solidarności – polskie państwowe odznaczenie cywilne, nadawane działaczom opozycji wobec dyktatury komunistycznej w PRL. Zostało ustanowione ustawą z dnia 5 sierpnia 2010. Po raz pierwszy Krzyż został nadany w czerwcu 2011 przy okazji obchodów 35 rocznicy Wydarzeń Radomskich. W precedencji zajmuje miejsce pomiędzy Złotym Krzyżem Zasługi z Mieczam, a Złotym Krzyżem Zasługi

Kategorie: Uncategorized

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.