Rzuciła karierę w banku i zaczęła gotować potrawy kuchni żydowskiej. Jej restauracja obok synagogi w Tykocinie przyciąga tysiące smakoszy. Elżbieta Świętorzecka zdaje się być ciągle w ruchu, mówi szybko, a uśmiech nie schodzi jej z ust. Kiedy na początku lat 90. wyjeżdżała z Tykocina do Belgii dorobić do domowego budżetu, nie sądziła, że „saksy” zrobią z niej businesswoman. Najpierw przez trzy miesiące była kucharką w żydowskiej restauracji w Antwerpii. – Przygotowywałam posiłki na wesela i inne uroczystości. Było mi tam dobrze, ale po trzech miesiącach razem z mężem wyjechaliśmy do nowojorskiego Greenwich Village, gdzie dostałam pracę w restauracji w żydowskim klubie golfowym. Pomógł mi list polecający z restauracji z Antwerpii – wspomina Elżbieta Świętorzecka. W Antwerpii i Nowym Jorku pani Ela nauczyła się gotować dania, które kiedyś w Tykocinie jadali sąsiedzi jej rodziców. Pod czujnym okiem rabina przygotowywała m.in. cymes, kreplach i czulent.
Po powrocie do Polski pani Elżbieta pracowała jako księgowa w banku. Ponieważ znała żydowską kuchnię, zdarzało się jej przygotowywać dania dla specjalnych gości muzeum mieszczącego się w dawnej synagodze w Tykocinie. Pewnego dnia kierująca muzeum Ewa Wroczyńska zaproponowała Elżbiecie Świętorzeckiej założenie restauracji w piwnicy dawnego domu talmudycznego, który znajduje się tuż obok barokowej synagogi i stanowi część Muzeum w Tykocinie.
Calosc TUTAJ
Krzysztof Bielawski
Kategorie: Ciekawe artykuly, Uncategorized
Ps. Przy okazji polecam świetną restaurację żydowską w Lublinie, na Starym Mieście. Koszernie tez tam można zjeść.
Wypróbuję przy najbliższej okazji.