Moja matka piekła mi świat
Moja matka piekła mi świat
w słodkich kawałach ciast.
Moja ukochana wypełniała okno
rodzynkami gwiazd.
Tęsknoty zamknięte są we mnie
jak bańki powietrza w bochenku chleba.
Na zewnątrz jestem gładki, cichy, brązowy.
Świat lubi mnie.
Ale moje włosy są smutne
jak papirus w wysychającym bagnie —
wszystkie kolorowe pięknopióre ptaki
uciekają ode mnie.
* * *
Nie ma teologii po Oświęcimiu
Biały dym unosi się z kominów Watykanu
na znak, że kardynałowie wybrali już papieża
Czarny dym unosi się z kominów Oświęcimia
na znak, że bogowie nie postanowili jeszcze
powołać Wybranego Narodu
Nie ma teologii po Oświęcimiu:
numery na przedramionach więźniów Zagłady
to numery telefonów Boga, które nie odpowiadają
i wszystkie są teraz wyłączone, wszystkie
Po Oświęcimiu jest nowa teologia
Żydzi zamordowani w Szoa
są teraz na podobieństwo Boga,
który nie ma ciała i nie ma postaci
Oni także nie mają ciała ani postaci
Nie mają ciała
Emigracja moich rodziców
Emigracja moich rodziców nie uspokoiła się we mnie.
Krew nadal łomocze o burty żył
choć sprzęt ustawiono już na miejscu.
Emigracja moich rodziców nie uspokoiła się we mnie.
Duch odległych czasów na kamieniach.
Ziemia zapomina kroki stąpających po niej.
Straszny los. Fragmenty rozmów po północy.
Zyski i straty. Noc przypomina, dzień zaciera pamięć.
Moje oczy długo wpatrzone w wielką pustynię
ukoiły się nieco. Potem pewna kobieta. Nie objaśniono mi
jasno praw gry. Praw cierpienia i ciężkości.
Nawet teraz z trudem upijam serce
chlebem codziennej miłości. Moi rodzice i ich emigracja.
Jestem na rozdrożu, zawsze sierota, bez matki,
za młody na śmierć, za stary na igraszki.
Z kamiennym znużeniem i kamienną pustką w jednym tylko ciele.
Archeologia przyszłości, muzea tego, czego nie było.
Emigracja moich rodziców nie uspokoiła się we mnie
i od gorzkich narodów uczyłem się gorzkiej mowy milczenia
między domami, co wyglądają zawsze jak okręty.
Moje żyły i ścięgna stały się jednym kłębem
sznurów, których już nie rozwikłam.
A potem przyjdzie moja śmierć
i koniec emigracji moich rodziców.
Pan Bóg lituje się nad dziećmi
z przedszkola
Pan Bóg lituje się nad dziećmi z przedszkola,
mniej nad dziećmi ze szkoły.
A nad dorosłymi nie lituje się już wcale.
Zostawia ich samych,
i nieraz muszą pełzać
po rozżarzonym piasku,
żeby dobrnąć do punktu zbornego
krwią brocząc.
Może nad kochankami — naprawdę
zmiłuje się, ochroni ich i ocieni,
jak drzewo — śpiącego na ławce
w miejskiej alei.
I może my także oddamy im
ostatnie miedziaki łaski
odziedziczone po matce,
aby ich szczęście broniło nas
teraz i innymi czasy.
Bóg pełen miłosierdzia
Modlitwa za zmarłych
Bóg pełen miłosierdzia.
Gdyby nie był Bóg pełen miłosierdzia,
miłosierdzie byłoby na świecie,
nie tylko w Nim.
Ja, który zrywałem kwiaty w górach
i patrzyłem w dół na doliny,
ja, który znosiłem zwłoki ze wzgórz,
mogę zaświadczyć, że świat pozbawiony jest miłosierdzia.
Ja, który byłem Królem Soli nad brzegiem morza,
który stałem niezdecydowany przy oknie,
który liczyłem kroki aniołów,
którego serce unosiło ciężar udręki
w potwornych zawodach.
Ja, który posługuję się tylko
małą cząstką słów ze słownika.
Ja, który muszę rozwiązywać zagadki,
których nie chcę rozwiązać,
wiem że gdyby był Bóg — pełen — miłosierdzia
byłoby miłosierdzie na świecie,
nie tylko w Nim.
Godzina łaski
(wiersz prawie miłosny)
Gdyby twoi i moi rodzice
nie przyjechali w 1936
do Eretz Izrael,
spotkalibyśmy się w 1944
tam. Na oświęcimskiej rampie,
ja dwudziestoletni,
ty pięcioletnia.
Gdzie twoja mame?
Gdzie twój tate?
Jak ci na imię?
Chanałe.
To co nagliło Józefa
To co nagliło Józefa, aby opowiadał swoje sny,
knebluje mi usta.
To co usypia dziecko w kolebce,
podtrzymuje mnie w czuwaniu przy ognisku.
To co woła budzi i pochyla drzewa jesienią,
zaciska mnie jak pięść.
Wielka otwierająca się na oścież brama
blokuje mi drogę jak barykada.
* * *
My pamiętamy przeszłość
a Bóg pamięta przyszłość.
Potem my zapominamy przeszłość
a Bóg zapomina przyszłość
I świat znów popada w chaos.
Deszcz na pobojowisku
Dla Dikiego
Deszcz pada na twarze moich przyjaciół;
na twarze moich żywych przyjaciół, którzy
przykrywają kocami głowy —
i na twarze moich martwych przyjaciół,
którzy ich już nie przykrywają.
Turyści
Składają nam wizyty kondolencyjne.
Siadają w Yad Vashem, smutnieją
pod Ścianą Płaczu
i śmieją się za firanką w hotelu.
Fotografują się z naszymi słynnymi
zmarłymi przy Grobie Racheli,
grobie Herzla i na Wzgórzu Amunicji,
opłakują męstwo i urodę naszych chłopców,
pożądają dzielności naszych dziewcząt
i wieszają szybko schnącą bieliznę
w chłodnych niebieskich łazienkach.
Usiadłem kiedyś na schodach przy bramie Wieży Dawida, obok postawiłem dwa ciężkie kosze. Stała tam grupa turystów wokół przewodnika a ja służyłem im jako punkt orientacji. „Widzicie tego człowieka z koszami? Po prawej stronie jego głowy to rzymski łuk. Po prawej stronie jego głowy”. — „Ale on się porusza, on się porusza!”
A ja sobie pomyślałem: zbawienie nadejdzie dopiero wtedy, gdy ktoś powie: „Widzicie ten rzymski łuk? Nieważne, ale tuż pod nim, z lewej strony siedzi człowiek, który kupił owoce i jarzyny dla swej rodziny”.
* * *
Bóg chrześcijan jest nieco płaczliwym Żydem
Bóg muzułmanów jest arabskim Żydem z pustyni,
Nieco zachrypniętym.
I tylko Bóg Żydów nie jest Żydem.
Tak jak przyprowadzono Heroda z Edomu
żeby był Królem Żydów, tak samo przyprowadzono Boga z
nieskończonej przyszłości, Boga abstrakcyjnego,
nie posąg ani obraz, nie kamień ani drewno.
JEHUDA AMICHAJ
tłum. Agnieszka Pokojska
JEHUDA AMICHAJ ur. 1924 w Würzburgu, zm. 2000 w Jerozolimie. W 1935 wyjechał do Palestyny. Walczył w II wojnie światowej i wojnie o niepodległość Izraela, 1948. Debiut poetycki, 1940. W tłumaczeniu TOMASZA KORZENIOWSKIEGO ukazał się tom jego wierszy Koniec sezonu pomarańczy (Świat Literacki). Poświęciliśmy mu numer 97 „Zeszytów Literackich”. Jehuda Amichaj to przybrane nazwisko poety, prawdziwe to Ludwig Pfeuffer.
AGNIESZKA POKOJSKA ur. 1975. Tłumaczka literatury anglojęzycznej, m.in. Zadie Smith, Rachel Cusk, Alice Munro, a ostatnio eseje W. H. Audena Szekspirowskie miasto (słowo obraz / terytoria). W jej opracowaniu ukazało się dwujęzyczne wydanie poematów W. H. Audena w przekładzie Stanisława Barańczaka Tym czasom. Dwa poematy.
Kategorie: Ciekawe artykuly, Poezja
Niesamowite wiersze! Drążą serce.