Jeśli przyjąć, że skandale przyspieszają bieg historii, to wypada dodać po przecinku, że bieg historii hamuje w rozwoju zawiść i determinacja słabszych, a żądnych władzy osobników. O ile bowiem po ujawnionym skandalu, jak po spowiedzi, następuje zwykle czas opamiętania, wyciągania wniosków, czegoś na kształt pokuty, to ludzka zawiść po każdym kolejnym niepowodzeniu nakręca zawistników do działania.
Zawistnik. wpatrzony w powodzenie ludzi sukcesu. nie przyjmuje do wiadomości, że tamci mogą być zdolniejsi czy mądrzejsi, słowem lepsi od niego. Chce tylko zająć jego miejsce – bardziej honorowe czy bardziej intratne – jest bowiem przekonany, że zasługuje na to miejsce w takim samym stopniu. Trzeba tylko zająć dobrą pozycję, dobrać właściwe słowa i da się „tamtych” zepchnąć z ringu, ogłosić zwycięstwo „swoich”.
Tak, w wielkim skrócie, toczy się historia w świecie ludzi i zwierząt zresztą też. TKM (teraz, k… a, my), nie zostało wymyślone w początkach lat 90. ub. wieku przez ekipę gotującą się wtedy w Polsce do skoku wzwyż. TKM zawsze było, jest i będzie póki świat trwa.
Cała ta mądrość ludowa nawiedziła mnie po lekturze biografii sławnych ludzi, książek chętnie wydawanych, bo kiedy na okładce znajduje się twarz znana z historii, z telewizji czy ze sceny, istnieje duże prawdopodobieństwo, że klient taką książkę kupi. Osobiście bardzo lubię czytać biografie ludzi, których sława towarzyszyła mojej młodości i tamte wrażenia konfrontować z wiedzą przefiltrowaną przez dziesięciolecia i dzisiejszą wiedzę. Na Gwiazdkę dostałam od swojej synowej pokaźny zastrzyk takich lektur, a że synowa zna moje upodobania, początek obecnego roku upływa mi na spotkaniach z politykami, pisarzami czy poetami, którzy wprawdzie już przeminęli, ale zostawili po sobie i swoich czasach spiżarnię pełną smakowitych zdarzeń i przemyśleń.
Wielką frajdą jest na przykład, konfrontowanie własnej pamięci o wydarzeniach z czasów młodości, z wiedzą przepuszczoną przez historycznie udokumentowane fakty.
Kiedy umarł Bolesław Bierut byłam na drugim roku studiów dziennikarskich UW i pamiętam, że okropnie marzłam w czasie pogrzebowego marszu, na którym obecność była obowiązkowa. W książce p.t „Bierut” Piotr Lipiński opisuje rodaków stojących w kilometrowych kolejkach w tym zimnie całkiem dobrowolnie, żeby osobiście pożegnać przywódcę swojego komunistycznego kraju. Wystawiono go na widok publiczny w gmachu partii przy Alejach Jerozolimskich, a kolejka dobrowolnych żałobników ciągnęła się niemal do wiślanego wybrzeża. Potężna jest siła władców. Autor cytuje, m.in. list obywatelki, która zgłasza gotowość amputowania swojej lewej ręki aż do ramienia, żeby udowodnić imperialistom amerykańskim jak bardzo Polacy kochają swoich przywódców.
– Bierut był szary, bezbarwny, zwyczajny. Nic nie wskazywało, że zrobi karierę – pisze Piotr Lipiński. – Przed wojną żył w cieniu wybitnych przywódców Komunistycznej Partii Polski. Należał do średniego aktywu, a przeżył stalinowską czystkę tylko dlatego, że przebywał w więzieniu. Jak to się stało, że ten podrzędny aparatczyk, który zdaniem partyjnych towarzyszy zupełnie nie nadawał się do polityki, wspiął się na szczyty władzy, by stać się największym zbrodniarzem w powojennych dziejach kraju? *)
Determinacja? Zbieg wydarzeń? O tym „jak to się stało” jest właśnie książka Lipińskiego. Oprócz historycznej wiedzy o tamtych czasach mamy tu przyczynek do rozważań na temat wyboru czy wymiany przywódców, które to wybory w niewielkim tylko stopniu zależą od tego czy wybrany przywódca potrafi uszczęśliwić wyborców. Jest to smutna refleksja na początek kolejnego roku wyborczego.
A o tym, że zazdrość i zawiść potrafi windować do góry miernoty, a zatruć życie zdolniejszych i bardziej wartościowych jednostek możemy przeczytać w biografii Juliana Tuwima* czy Wisławy Szymborskiej.**
Tuwim, im bardziej był uwielbiany przez Polaków czytających poezje, tym bardziej był znienawidzony przez literatów nieczytanych i mało znanych. Skuteczną bronią przeciwko jego popularności stały się antysemickie resentymenty. Miernoty literackie źle znosiły fakt, że Żyd Julian Tuwim jest taki popularny i ma tysiące wielbicieli, podczas kiedy oni, Polacy z dziada pradziada, nie są właściwie honorowani.
Nie da się trafić do serc i umysłów ludzi swoją prozą czy poezją? Trzeba znaleźć inną drogę po zaszczyty. Kiedy w 1933 roku powstała pierwsza Polska Akademia Literatury, okazało się, że dla najbardziej lubianego poety zabrakło w niej miejsca. Tuwimowi, który jak mało kto kochał swoją „ojczyznę polszczyznę” wytykano żydowskie pochodzenie i pisano że jest „gudłajskim Mickiewiczem”. Akurat jemu, którego miłość do języka, jego melodii i smaku podkreślana była w recenzjach niemal wszystkich jego utworów. Zazdrość i w ślad za nią nienawiść wyzierała ze szpalt większości prawicowej prasy – dla nich był tylko „gudłajem, który zatruwa polskie dusze”.
Czasy, w których tworzyła Wisława Szymborska, zwłaszcza po wyzwoleniu z komunizmu, były mniej brutalne dla poetów. Cenzura znikła, a polityczne czy rasowe uprzedzenia należało raczej skrywać niż demonstrować. Ale to nie znaczy, że znikły napięcia w społeczeństwie, że nie było walki o władzę, o rząd dusz, czy zawiści mniej zdolnych do zdolniejszych. Nienawiść potrafi być silniejsza niż miłość a pożądanie władzy niemal zawsze depcze ideały. Już w początkach lat 90., czyli w pierwszych latach po okrągłym stole, nienawiść tych którzy zostali z boku brała górę nad interesem kraju, którym wszystkie miernoty wycierały sobie usta. Wtedy, w 1992 roku, Wisława Szymborska napisała wiersz o nienawiści.
„Spójrzcie jaka wciąż sprawna,
jak dobrze się trzyma
w naszym stuleciu nienawiść.
Jak lekko bierze wysokie przeszkody,
Jakie to łatwe dla niej – skoczyć, dopaść”
Agnieszka Wróblewska
Kategorie: Uncategorized